Ważne, aby zapamiętać, kto był i kto jest kim?

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

Mamy Wielki Post, nietypowy, ale zawsze ten sam, gdy chodzi o wymowę przypowieści o synu marnotrawnym (Łk. 15, 11-32). Jest tam ktoś, kto uznał swój błąd i ktoś, kto dopomógł mu go naprawić. Uznanie własnej winy i przebaczenie. Tego potrzebuje każdy człowiek, nawet ten pyszny, nie uznający nikogo nad sobą. To jest zawsze tylko do czasu.

Mylimy wszakże często dwa pojęcia: przebaczenie i zapomnienie. Nie chcemy zapomnieć o obozach koncentracyjnych, gułagach, o Dziesiątym Pawilonie, katowniach UB. Nie chcemy też zapomnieć o tych, którzy w obliczu wielkiego zła nie złożyli broni. Ale są wśród nas tacy, którzy wyrzucają z pamięci zbrodnie popełnione na własnym narodzie, a których drażni pamięć o ofiarach tych zbrodni. Dlaczego tak jest? Odpowiedź daje samo ich postępowanie. Mają z tym po prostu coś wspólnego: wspólnych „przodków”, taką czy inną usługę kainową czy judaszową?

Wynotowałem kilka przypadków, kiedy pamięć o ofiarach komunizmu wywołuje paroksyzm wściekłości. Zobaczmy, czyjej?

„Danuta Siedzikówna „Inka”, rotmistrz Witold Pilecki czy August Emil Fieldorf „Nil" - plakaty z wizerunkami m.in. tych bohaterów walki o polską niepodległość zniszczono na banerach rozsianych po całej Warszawie. – Kogo mają dziś naśladować młodzi ludzie? Ci żołnierze walczyli z wrogiem ojczyzny, nie byli to żadni koniunkturaliści, nie zgodzili się, by Polska miała pseudo-wolność pod sowieckim butem – ocenił w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Wojciech Korkuć, który zdjęcia zniszczonych plakatów opublikował na Twisterze”.

„Artykuł Przemysława Słowińskiego na łamach Polonia Semper Fidelis o generale Fieldorfie. Treść jest wstrząsająca, wszak opisuje jeden z licznych przypadków mordowania przez kanalie sowieckiej okupacji najlepszych z Polaków. Ale najgorsze jest tu zgoła coś innego. To, co nastąpiło po 1989 r. Nawet Gomułka po 1956 roku dopuścił do procesów rehabilitacyjnych, ale III RP nie kiwnęła palcem, by ukarać wielu zbrodniarzy z Mokotowskiej, którzy w tym czasie żyli i dobrze się mieli. Do dziś spadkobiercy ich haniebnych praktyk domagają się specjalnych emerytur. Często z nich korzystają. Tolerowane są bojówki zakłócające porządek publiczny, gdzie wyżywają się dawne sługusy bezpieki, ormowcy i cała ta coraz bardziej parszywiejąca, ale stale krzykliwa ferajna fagasów komunistycznych”.

„Wszystko to jest dopuszczone od 1989 r. i nadal jest tak dzisiaj. Zamiast nazwać po imieniu i zgodnie z kodeksem karnym takie ekscesy, chroni je policja. A teraz do nich dołączyło urąganie takim, jak Fieldorf i wielu innych. Afera z niszczeniem banerów z wizerunkami tych bohaterów, zapewne także pozostanie bez następstw, to dowód, że w Polsce nadal szerzy się zaraza komunizmu, której ulega społeczeństwo wielu miast, nawet stolicy. Poznania, Warszawy w szczególny sposób, bo tam a nie gdzie indziej, schronili się aparatczycy sowieckiej okupacji i tam w dalszym ciągu tęsknią za czasami, kiedy za judaszowe i kainowskie pieniądze mogli budować swoje kariery i fortuny”.

Nie trzeba komentować powyższego, gdyż oddaje ono tylko fakty rzeczywiście zaistniałe w 31 lat po rzekomym upadku komunizmu. W umysłach, przekonaniach i opcjach wielu żyje on nadal, a im z tym jest dobrze, bo są nietykalni i ponad miarę nagradzani.

W nowych wcieleniach fundują oni Polakom, zresztą na życzenie wielu z nich, kwiatki może nie tak cuchnące jak wyżej opisane wybryki, może nawet dla wielu zabawne, ale nie przystające do czegoś co chciałoby się nazwać troską o Rzeczpospolitą.

Oto kilka obrazków

„Borys Budka w trzy dni stracił szansę na utrzymanie przywództwa w PO. Kazał swoim posłom przyjechać do Sejmu i narazić się na zakażenie tylko po to, żeby podleczyć swoje kompleksy – napisał wicemarszałek Sejmu, Ryszard Terlecki (PiS) na Twitterze. Borys Budka i Małgorzata Kidawa-Błońska chcą, żeby Sejm pracował normalnie, mimo stanu epidemicznego w Polsce i zagrożeń, jakie niesie za sobą posiedzenie Sejmu dla posłów”.

"Biedny Budka w trzy dni stracił szansę na utrzymanie przywództwa w PO. Kazał swoim posłom przyjechać do Sejmu i narazić się na zakażenie tylko po to, żeby podleczyć swoje kompleksy. Ośmieszył Kidawę-Błońską i do reszty skłócił swoją partię. Tego mu nie zapomną"

Otóż, Ryszard Terlecki nie ma racji. Bowiem: posłowie PO i satelickiej Konfederacji gotowi są życie oddać za Borysa Budkę, czego dowiodą zjawiając się w sejmie i łamiąc wszelkie nakazy i zakazy rządu pod odpowiedzialnością karną nałożone na zwykłych obywateli. Na zwykłych, co znaczy: używających na co dzień rozumu. A po drugie: czy można ośmieszyć panią Kidawę-Błońską? Zobaczmy:

„Nie ma ostatnio dnia, by Małgorzata Kidawa-Błońska nie zaskoczyła Polaków jakąś ciekawą myślą. Ciężko już nawet policzyć, ile wpadek popełniła od początku kampanii wyborczej. W ostatnich dniach kandydatka PO na prezydenta zalicza prawdziwy festiwal wpadek. Dlaczego tak się dzieje?”

„Małgorzata Kidawa-Błońska jest kandydatką Platformy Obywatelskiej na urząd prezydenta RP. Wybory – przynajmniej na dzień dzisiejszy – odbędą się 10 maja, ale zwolennicy Platformy nietęgą minę mogą mieć już od początku kampanii. Ich kandydatka popełnia wpadkę za wpadką, praktycznie nie ma dnia, byśmy nie słyszeli o nowej gafie Kidawy-Błońskiej”.

Przykłady:

„Było już o "75. rocznicy zbrodni katyńskiej" (w rzeczywistości - 80. rocznicy); mówiła też o prezydencie "Andrzeju Dudli", wsparciu "kolegów i koleżanek z PiSu", a ostatnio - "uczniowie i ich nauczycielowie"; i w końcu słynne "inspiratory", a może po prostu „respiratory”. „nauczycielowie”, „rada gabinetowa”, a w Polsce panuje dyktatura.

Mijają kolejne dni a Kidawa-Błońska nie zwalnia tempa z wpadkami. W wywiadzie dla Onetu Kidawie-Błońskiej zdarzyło się przejęzyczyć trzy razy w ciągu jednej wypowiedzi, co stanowi chyba rekord kampanii wyborczej.

- Nie da się tych wyborów w tym termonie przeprowadzić. Stoję na straży konstytuści... konstytucji i wolności obywatala, wprowadzam stan i przekładam wybory, to jest zadanie dla premiera.

„Nie sposób zliczyć wpadek, jakie towarzyszą kandydatce KO na prezydenta od początku kampanii. Dziś postanowiła odnieść się do projektu tarczy antykryzysowej. „Pani Emilianowicz mówiła wiele na ten temat” - powiedziała w wywiadzie. O kogo chodzi? Mamy swój, graniczący z pewnością, typ, choć... niepewność pozostaje”.

Oczywiście chodziło o panią minister Emilewicz! Ale to drobiazg.

Ponoć powiedziała też coś ważniejszego: .

Wywiązała się między nami dyskusja, bo pani wicemarszałek Kidawa-Błońska kwestionowała słowa pani marszałek Witek, przerywając jej i tłumacząc, że najważniejsza jest konstytucja. Ja wtedy nie wytrzymałam i powiedziałam, że konstytucja jest przecież dla ludzi. Zapytałam ją, czy dla niej konstytucja jest ważniejsza niż ludzie, niż życie i zdrowie Polaków. Odpowiedziała "tak, konstytucja jest ważniejsza". Ręce mi opadły - relacjonuje w rozmowie z Niezalezna.pl wicemarszałek Sejmu Małgorzata Gosiewska słowa Małgorzaty Kidawy-Błońskie.

To już nie jest przejęzyczenie, ale coś znacznie poważniejszego. Wyobraźmy sobie prezydenta RP, dla którego ważniejsza będzie konstytucja niż życie i zdrowie Polaków. A przecież coś takiego jest możliwe.

Umyślnie ograniczyłem swój komentarz do niezbędnego minimum. Naprawdę, śledząc niektórych polityków bardzo łatwo ulec złośliwości. Najbardziej złośliwi wobec siebie samych są jednak niektórzy tzw. politycy, czyli oni sami. W końcu jednak jesteśmy tylko ludźmi. Zarówno oni, pretendujący do elity narodu, jak i szary człowiek z ulicy.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (11 głosów)