Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzież chowanie, Jan Zamoyski

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

W wywiadzie-rzece przeprowadzonym przez Ryszarda Surmacza z profesorem, Franciszkiem Antonim Markiem (ukazał się on w postaci obszernej książki zatytułowanej: Przeszłość dla przyszłości. 1000 lat dziejów. Rozmowy o Śląsku z prof. Franciszkiem Antonim Markiem, (Lublin 2023) Profesor mówi:

„Nie byłem bezkrytyczny wobec naszego szkolnictwa w okresie PRL, ale wiem, że jego uczniowie i absolwenci, którzy, do jakiegokolwiek kraju wyjechali, to byli pod względem posiadanej wiedzy lepsi od tamtejszych rówieśników. Narzekaliśmy na braki w wykształceniu dawnych maturzystów przyjętych na studia akademickie, ale dziś wspominamy, że już na pierwszych zajęciach można na było z nimi, jeśli nie dyskutować, to przynajmniej rozmawiać o podstawowych wydarzeniach historycznych, bądź to przeczytanych dziełach literackich. Natomiast obecna młodzież przyjmowana na studia nie zdałaby, w PRL nawet egzaminu wstępnego do liceum ogólnokształcącego. Taka jest różnica.”

Książka tu wzmiankowana godna jest wnikliwej lektury, gdyż lepiej niż wiele dzieł historycznych przybliża nam nie tylko dzieje Śląska, ale także Polski, ukazując na wielu przykładach więzi tej ziemi z Polską, których kilkusetletnie obce panowanie nie zdołało potargać, a nadwątliły dopiero czasy nam najbliższe, kiedy zdawało się, że marzenia o powrocie do Macierzy, o co pokolenia Ślązaków się modliły i walczyły, wreszcie się urzeczywistniły. Na Śląsku, o wiele dobitniej niż gdzie indziej potwierdza się pojęcie przez wielu także w Polsce kwestionowane: Ziemie Odzyskane. Niech ta dygresja będzie hołdem oddanym autorom tej cennej książki.

Bo o czym innym wypada tu pisać. O szkole. Profesor Marek był w 1939 r. trzecioklasistą, autor tego tekstu drugoklasistą. Czyż zatem można założyć, że obaj poznali ówczesną szkołę powszechną, jak się ona wtedy nazywała? Autor felietonu powie, czego sam doświadczył. Otóż w czasie okupacji rodzina pozbawiona była książek polskich, a on posiadał jedynie mały modlitewnik mszalny, tylekroć odczytywany, że w 1945 r. niemal cały był w strzępach. W tymże roku w marcu zdawał egzamin do gimnazjum. W wypracowanie na 4 stronach zeszytowych popełnił zaledwie około 10 błędów ortograficznych, a treściowo odpowiadało ono wymogom stawianym adeptom szkoły średniej. Tyle się wynosiło z pierwszej klasy szkoły powszechnej w II Rzeczypospolitej. Szkoła niemiecka dla polskich dzieci w Reichsgau Danzig-Westpreussen wiedzy programowo nie dawała.

Nauka gimnazjalna i licealna w pierwszych latach powojennych nie różniła się zasadniczo od poziomu przedwojennego. Jeszcze matura 1951 roku, choć już ogólnokształcąca – do 1950 r. była humanistyczna i matematyczno-fizyczna, odpowiadająca nauczaniu w dwóch klasach licealnych – była progiem trudnym do przebycia. Potem urzeczywistniano już reformę zapoczątkowaną w 1949 r. W miejsce nauczycieli przedwojennych – wielu z nich prezentowało nauczanie na poziomie uniwersyteckim – wchodzili wychowankowie Wyższych Szkół Pedagogicznych, z których wielu korzystało z przywilejów awansu społecznego. Ale w dalszym ciągu szkoły w PRLu utrzymywały się na pewnym pułapie dydaktycznym i wychowawczym, usiłujących utrzymać porównanie ze szkołą Polski sanacyjnej, jak ją władze komunistyczne pogardliwie nazywały. Co najważniejsze, w szkołach panowała dyscyplina. Pewne rzeczy były nie do pomyślenia, jak wykłócanie się o stopnie, arogancja wobec nauczycieli, a już wszelkie używki, narkotyki i tym podobne rzeczy, pary zakochanych i strojenie się ekstrawaganckie, wszystko to wykraczało poza wyobraźnię zarówno młodzieży jak i dorosłych . I, co dziwne, nikt z tego powodu nie doznawał frustracji i potrzeby interwencji psychologa. A było tak, ponieważ uczeń znał swoje miejsce, a uwag pedagoga nie traktował jako naruszenie jego praw człowieka.

Niestety, po 1989 roku, kiedy teoretycznie szkolnictwo pozbyło się obroży nakazowo-administracyjnej, zaczyna się upadek szkoły, zarówno podstawowej, jak i średniej, o zawodowej nawet nie wspominając, gdyż na lata zniknęła ona w ogóle z systemu edukacyjnego. W ślad za tym szło stałe obniżanie poziomu studiów wyższych, zwłaszcza humanistycznych, gdyż podejmowali je kandydaci pozbawieni fundamentu wiedzy, na którym bazuje każde studium cechujące się samodzielnością myślenia. Studia uniwersyteckie dobiła reforma pani Kudryckiej i pana Gowina. Nieustanne majsterkowanie przy szkolnictwie podstawowym i średnim, dyktowane było niedowarzonymi pomysłami takich czy innych „specjalistów” nie tyle od edukacji, co od ideologii i nowych prądów wychowawczych. W miejsce dyscypliny wprowadzano do szkoły zasady wolności/swawoli, praw człowieka oferowanych dzieciom i młodzieży, z których dopiero miano ukształtować pełnowartościowego człowieka, a którym dano do ręki narzędzia przerastające możliwości ich właściwego użycia – wymieńmy choćby tzw. bezpieczny seks w miejsce przybliżenia funkcji psychosomatycznych człowieka. O innych anomaliach wychowawczych nawet nie warto wspominać, gdyż często polegają one na eksperymentach pedagogów, którzy swe pomysły i wprowadzanie do szkoły metod często bez powodzenia wypróbowywanych w innych krajach uznawają za potęp.

którzy kończyli jeszcze szkołę określaną przez różnych mydłków jako zacofaną, jest już jak na lekarstwo. Zresztą ich wiek daje tylko jeden profit. Jest nim pamięć tego, co niegdyś zdobyli i ogromna przewaga, mimo starczego wieku, nad tymi, którzy rzekomo zdobyli wiedzę w szkole opartej na – jak się mniema – nowoczesnych zasadach wychowawczych i dydaktycznych. W tamtej szkole nie potrzeba było specjalnych pedagogów, gdyż każdy nauczyciel był pedagogiem, nie znano stanowiska psychologa w szkole, dlatego, że psycholog potrzebny był w przypadku jakichś nieprawidłowości, które w szkole występowały proporcjonalnie do innych środowisk. Obecnie jest wręcz odwrotnie. Jest to rezultat wielu okoliczności, ale uwiąd szkoły jest jedną z nich i czy nie najważniejszą?

Jedyne remedium to oderwanie szkoły od wszelkich programów partyjnych i poddanie jej wyłącznie wartościom uznanym jako dobro narodowe wolne od nadużyć służących obcym temu dobru ideologiom i zasadom. Jest to zabieg dla szkolnictwa absolutnie konieczny, jeśli nie ma się ono stać żerowiskiem dla coraz bardzkiej agresywnych ideologii usiłujących eksperymentować urzeczywistnienie swych dążeń na żywym organizmie narodu, którego najbardziej twórczą komórką jest szkoła, a w niej zagrożony tymi inicjatywami uczeń.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (7 głosów)