Pandemia? Owszem, ale groźniejsza niż covid 19, bo niszcząca rozum, sumienie i instynkt samozachowawczy.

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

„Panie Kaczyński i jego pomocnicy, róbcie tak dalej, a prędzej czy później wzbierze gniew ludzi i wywloką was z gabinetów, siedzib i mieszkań. I będziecie mieli szczęście, jeśli was nie powieszą. Na Placu Konstytucji”

Słowa wypowiedziane przez Waldemara Kuczyńskiego (ur. 1939) znanego z pierwszych chwil III RP, kiedy u boku Mazowieckiego, Balcerowicza i ich pomagierów wyprzedawali majątek narodowy, za co nikt z nich nigdy nie był pociągnięty do odpowiedzialności. Rozumiem, że człowiek stary nie zawsze w pełni odpowiada za to co mówi, ale obłuda zacytowanych tu słów wprost poraża. Dla niektórych czas na rachunek sumienia nigdy nie nadchodzi. Przecież gdyby ten lud miał kogoś wieszać, to w pierwszym rzędzie tych, którzy go wepchnęli w nędzę, jednocześnie ładując portfele różnego rodzaju aferzystów. Oczywiście pan K. do siebie tego nie odnosi i ma tu czyste rączki!?

Nic dziwnego, że młodszy od pana Kuczyńskiego „żołnierz” „totalnej” poszedł dalej i wyznał:

"Jestem coraz bliżej decyzji o poświęceniu się dla Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i fizycznej eliminacji kaczego ch…a”. Tak to ujął we wpisie Kamil Kurosz. Kurosz, to były przewodniczący jednego z przemyskich kół Nowoczesnej, współpracownik Platformy Obywatelskiej”. Zobaczymy czy nie wyjdzie za kaucją, by zamiar swój zrealizować?

Jasne jest, że „totalna” nie może zagarnąć władzy, bo choć demokracja jest słaba, to jednak większość myślących ludzi nie będzie optować za takimi ludźmi, jakimi ona dysponuje. Jak choćby dwaj wyżej wymienieni, ani też za ferajną, która ma jeden program: podpalić Polskę i coś tam z popiołu dla siebie wygrzebać.

Piszę tu o sprawach dziś powszechnie znanych, ale pamięć ludzka ulata szybko w niebyt, dlatego pewne rzeczy trzeba odnotować, by położyć tamę takim wypowiedziom jak ta pana Kuczyńskiego.

Otóż rzadko, ale niekiedy jednak opozycja mówi językiem ludzkim. Bardziej niż inni posługuje się nim Włodzimierz Czarzasty, który przynajmniej nie konfabuluje, ale mówi tak jak było, bez kretyńskiego wywijania maczugą.

„Plan opozycji dotyczący przejęcia większości parlamentarnej spalił na panewce. Dziś rozgoryczony Włodzimierz Czarzasty z SLD przyznał, że "Gowin miał być marszałkiem Sejmu", a do tego "miał gwarantować rozwalenie rządu PiS". Brzmi znajomo? Taki właśnie scenariusz, polegający na wmanewrowaniu Gowina w odsunięcie Zjednoczonej Prawicy od władzy, jeszcze niedawno przedstawiała w "Gazecie Polskiej Codziennie" redaktor Dorota Kania”.

przypływie szczerości dziś rano lider SLD przyznał wprost, że sytuacja z głosowaniem sejmowym w sprawie wyborów korespondencyjnych miała wyglądać trochę inaczej”. „Naiwni są ci, którzy myśleli, że dogadają się z Gowinem i osiągną następujące cele: po pierwsze miała być odrzucona dzisiaj ustawa o głosowaniu korespondencyjnym dzięki Gowinowi. Nie została odrzucona. Po drugie miały być przesunięte o rok wybory, bo Gowin to obiecał. Nie zostały przesunięte. Po trzecie, miał być wprowadzony stan klęski żywiołowej. Nie został wprowadzony. Po czwarte Gowin miał być marszałkiem Sejmu. Nie został marszałkiem Sejmu. Gowin miał gwarantować rozwalenie rządu PiS. Nic się takiego nie stało. Tak kończą się rozmowy z Gawinem”. Logice tego wywodu nic zarzucić nie można. Nie można też mieć pretensji do opozycji, że wszystko robiła żeby przejąć władzę. Ale trzeba bezwzględnie potępić głosy wzywające do destrukcji państwa, a to, co dziś się dzieje w szeregach „totalnej” do tego zmierza. I państwo powinno tu działać z całą bezwzględnością prawa. Od sędziów poczynając. Nie rozliczono się z nimi w 1989 r. i w ciągu lat narosło wielu pogrobowców partyjnej palestry, ale kiedyś trzeba z tym skończyć, bo płaci cały naród.

Wprost trudno uwierzyć, że słowa niżej przytoczone mogły paść z ust polityka PSL, którego o brak doświadczenia trudno posądzić, a który porozumienie w łonie reformacji politycznej – Zjednoczonej Prawicy przyrównał do Zamachu Majowego. W dodatku za nie doszłe do skutku wybory w dniu 10 maja obwinia rząd, a jego działania stawia na jednej płaszczyźnie z I sekretarzami PZPR.

„Od samego początku, kiedy Jarosław Gowin mamił opozycje, że przejdzie na stronę demokratyczną i będzie przeciwny wyborom korespondencyjnym, nie wierzyłem w jego zapewnienia. Dziś smutno moje założenia się potwierdziły. Mamy sytuację w mojej ocenie bardzo trudną. Ja ją porównuje do przewrotu majowego. To jest majowy zamach stanu, który dokonał się wczoraj wieczorem w gabinecie marszałka Terleckiego. Jego konsekwencje są na razie nie do przewidzenia. Stan prawny mamy następujący: nikt nie odwołał zarządzonych wyborów prezydenckich na 10 maja, bo nikt nie ma takiego prawa. Za nieprzeprowadzenie tych wyborów będzie musiała odpowiedzieć w przyszłości Państwowa Komisja Wyborcza i rządzący, którzy Państwową Komisję Wyborczą z tych wyborów w dużym stopniu wyeliminowali. Pamiętam jeszcze czasy PRL-u i powiem tak, w latach 70-tych i 80-tych sekretarze robili, co chcieli, ale od czasu do czasu wstydzili się przynajmniej. Tutaj wczoraj dwóch Jarków podejmuje decyzje bez żadnego trybu i mało tego jeszcze, są dumni z tego, że obaj się porozumieli. To jest rzecz kuriozalna. Myślę, że na wszystkich uczelniach prawniczych świata, te polskie doświadczenia będą omawiane i sporo doktoratów i profesur na tym powstanie”.

Sawickiego rząd i większość sejmowa powinny zwyczajnie przelać władzę na opozycję, mającą wiadome poparcie społeczne? Pomijając wszystko inne, oddanie władzy ludziom o takiej mentalności byłoby dla Polaków gorsze niż wojna i okupacja, gdyż niszczyliby naród jego własnymi rękami. A w ogóle to wstydzić się nie muszą ludzie ciężko walczący o Polskę prawdziwie niepodległą, nie czyjąś kolonię i o ludzkie warunki życia w tejże Polsce, natomiast to co mówi pan Sawicki, a czyni PSL ongiś partia znana z patriotyzmu, a dziś wylęgarnia synekur – tu przydałaby się odrobina wstydu. Dziwne jest tylko to, że polityk o takim stażu powołuje się tu na demokrację i prawi, a ściślej praworządność. Jej funkcjonowanie w wydaniu „totalnej” najlepiej zilustrował pan Grodzki i opozycja w senacie, który celowo przetrzymał procesowanie uchwały o wyborach korespondencyjnych, by uniemożliwić jakiekolwiek wybory. To nie tylko machinacja pana Grodzkiego, ale także wielu senatorów rodem z PSLu. Oczywiście obecnie, tzn. po 10 maja poseł Budka stwierdził, że nie odbycie wyborów w tym terminie jest winą Zjednoczonej Prawicy. Z kolei Jan Grabiec, rzecznik Platformy Obywatelskiej ocenia: „Fakt, że wybory nie odbędą się w szczycie epidemii jest niewątpliwie sukcesem KO i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej". Można się z tym zgodzić, ale trudno uznać to za sukces służący Polsce. Był to manewr, o którym z opozycji szczerze mówi tylko Włodzimierz Czarzasty.

W toczonych dysputach, w komentarzach prasowych brak jednoznacznych wykładni, a przecież przeciętnemu człowiekowi się one należą.

Sięgnąłem po wypowiedzi profesora Przemysława Czarnka:

„Zaskoczyliśmy tym rozwiązaniem opozycję, której cel był jasny - podpalić Polskę. Nie chodzi mi tylko o Senat, ale także o Samorządowców, którzy nie chcieli współpracować przy organizacji wyborów, chcieli wprowadzić chaos w kraju. Cóż, nie udało się.

Jasno i zrozumiale mówi on o ustawie o wyborach korespondencyjnych i kreśli scenariusz dalszych działań:

Dziś uchwalimy ustawę o wyborach korespondencyjnych, ale wobec obstrukcji samorządów, dojdzie do sytuacji, kiedy wybory się nie odbędą. Artykuł 128 ustęp 2 Konstytucji mówi, że jedną z pięciu przesłanek opróżniania urzędu prezydenta jest nieważność wyborów. Marszałek Sejmu zwróci się w tej sprawie do Sądu Najwyższego po jego odpowiedzi w ciągu 14 dni musi podać nowy termin wyborów. Nowe wybory będą musiały odbyć się w ciągu kolejnych 60 dni, w dniu wolnym od pracy. Po to jest uruchomiony ten mechanizm aby nie było sytuacji, że 7 sierpnia okazuje się, że nie mamy prezydenta, bo byłby to wielki kryzys konstytucyjny”.

I dalej zapewnia:

„że kilka tygodni pozwoli przygotować je tak, żeby zmusić samorządy do współpracy. Wszystko odbędzie się w zgodzie z Konstytucją. Opozycja chodzi teraz i krzyczy nie wiadomo co, bo nie spodziewała się, że tak to się potoczy i nie uda jej się podpalić Polski. Będziemy mieli czas na to, żeby wybory korespondencyjne udoskonalić. To przesunięcie pozwoli znowelizować tę ustawę, nawet jeśli będzie przetrzymywana przez Senat. Projekt przedstawi Gowin. Udowadniamy w ten sposób, że Zjednoczona Prawica jest silną koalicją z silnym rządem”.

Nie mam najmniejszej wątpliwości – mówi dalej Czarnek – że nowi kandydaci będą się zgłaszać. Mamy nowe wybory - kto chce może rejestrować komitet, zebrać podpisy, wszystko to co wynika z przepisów. Najważniejsza wiadomość jest taka, że rządząca koalicja się nie rozpadnie i gratuluję tego Polakom. Kryzys polityczny w momencie pandemii, kryzysu światowego nie jest nam potrzebny. Destabilizowanie państwa w takiej sytuacji skrajną nieodpowiedzialnością. Na szczęście opozycja musi odłożyć swoje plany rozwalania koalicji i destrukcji państwa”.

Wywód profesora Czernka może się wielu nie podobać, zwłaszcza tym, którzy mącą wodę, by z niej dla siebie wydobyć ryby. Ale z wywodów jego jedno wynika jasno. Jeśli ktoś zarusza zasady demokracji, to nie obóz rządzący, ale właśnie ci, którzy demokracji mają pełne usta, ale ją samą mają gdzieś. Wiadomo, stara zasada. Złodziej krzyczy zawsze: łapaj złodzieja. W polityce także obowiązują pewne reguły uznane w cywilizowanym świecie, a czytając takie wypowiedzi jak pana Kuczyńskiego, czy pana Sawickiego, nie wspominając nawet o ludziach pokroju Kurosza, przychodzi na myśl, czy w polityce w ogóle coś kogoś zobowiązuje? Ktoś przyrównał Jarosława Kaczyńskiego do Piłsudskiego. Nic bardziej mylnego. Piłsudski wiedział jak się rozmawia z ludźmi, którzy mieli chęć podpalić Polskę, by na tym ogniu coś sobie upichcić. Jego sposób negocjowania z takimi dziś bardzo by się przydał. Piłsudskiemu niejedno można by było zarzucić, ale Polska była dla niego świętością. Czy była i jest dla tych, którzy nią frymarczą u siebie i za granicą?

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)