Wybitni polscy przywódcy dzisiaj - zdrajcy i zbawcy?
Sławimy normalne, zwyczajne - czyżby aż tak źle było z Rzeczpospolitą? Prawość, uczciwość urastają do rangi wymiaru nadludzkiego. Gdy zwykła propaństwowość i prawość sławione są jako bohaterstwo, to znaczy, iż kraj znajduje się w głębokim upadku.
Czyż ma to znaczyć, iż nie trzeba polityków o tych cechach chwalić?
MOTTO
1. "I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną."
[Julian Tuwim]
2. "(...) za sprawę najwyższej wagi uważa Doboszyński świadome zadań kierownictwo narodu, niezależne od zagranicy, które winno zerwać wreszcie z mitem doganiania Zachodu, z czym łączy się mit drugi - że tylko przy pomocy i pod protektoratem któregoś z państw Zachodu (...) potrafimy stanąć na nogi. (...) Ani doganianie chorego Zachodu, ani oglądanie się na protekcję mocarstw, dla których w najlepszym razie jesteśmy przedmiotem przetargu, nie może być naszym celem narodowym. "
Minął 18 czerwca, dzień, który można nazwać - z powodu koreańskiej atmosfery - Świętem Ojców Narodu. Następny dzień po tym święcie, to odpowiedni moment, by zastanowić się nad jakością polskiej klasy politycznej.
Sławimy normalne, zwyczajne - czyżby aż tak źle było z Rzeczpospolitą? Prawość, uczciwość urastają do rangi wymiaru nadludzkiego. Gdy zwykła propaństwowość i prawość sławione są jako bohaterstwo, to znaczy, iż kraj znajduje się w głębokim upadku. Czyż ma to znaczyć, iż nie trzeba polityków o tych cechach chwalić?
Trzeba pochwalać takie cechy, ale to jest program minimum, warunek wstępny do objęcia sterowania nawą państwową. Gdy tak zaniżymy poprzeczkę, że jako czyny Herkulesów patriotyzmu będziemy wysławiać zwykłą postawę patriotycznego polityka, to poprzeczka powędruje strasznie nisko. A poprzeczkę celów i wymagań trzeba stawiać wysoko.
Porażka, błąd, uśpienie narodu pozwalającego się za pomocą triku transformacji wyprowadzić na manowce likwidacji siły gospodarczej i siły polskiej tożsamości kulturowej - stały się powodem, że ze zwykłych, przeciętnych polityków robimy herosów. Jako naród, a zwłaszcza jako elity okazaliśmy się tak mali, że robimy wielkość z normalności. Lech Kaczyński, Jan Olszewski i dzisiaj Jarosław Kaczyński - to nasza odpowiedź na kompromitację elit w okresie okrągłego stołu. Kiepska to odpowiedź. LK jak mówią, dobry, ciepły człowiek z dużym doświadczeniem (pełnił najwięcej odpowiedzialnych stanowisk w III RP, jak zwróciła na to uwagę B.Fedyszak-Radziejowska), głośny z akcji Gruzja i przemówienia na Westerplatte. Jan Olszewski - no cóż. Kolejny dobry człowiek, którego system, a także… bracia Kaczyńscy zwalczali, by nie dopuścić go do władzy. Sukces dla kraju żaden - tylko kolejne rocznice i uroczystości wspominkowe. No i w erze obecnej JK. Wyrafinowany i bezwzględny gracz partyjny. Jeśli wizji wielkich politycznych nie miał Lech (oprócz oczywistych: hipoteza Międzymorza, obecność wojsk amerykańskich i pilnowanie Putina, które nie były żadnymi wizjami, tylko pewnym minimum propolskim oczywistym dla nawet publicystów politycznych) to Jarosław już tylko nosi płaszcz za bratem (jak na jednej z migawek filmowych) i usiłuje - z ze znikomym skutkiem - powiedzieć coś sensownego o przyszłości Polski. Bracia Kaczyńscy nie odbiegali od elit, które zawiodły. Jeden wywiad o sytuacji Polski z Andrzejem Gwiazdą był bardziej znaczący niż dziesiątki przemówień i kilka książek obu braci. Obaj nie wspierali czynnie środowiska Gwiazdy i Walentynowicz, woleli budować swoje koterie - jak to jest w tradycji polskich socjalistów, którym nawet program napisał Mendelsohn - oparte na działaczach żydowskiego pochodzenia. Budować z Bolkiem i rozgrywać swoje środowiskowe gierki w “prawym centrum”. To w kwestii plusów. Bracia, a zwłaszcza JK byli w swojej działalności politycznej bardzo ostrożni, czasem wyrachowani. Nigdy nie podejmowali ryzyka ponad miarę. Uważna lektura książki o FOZZ-ie daje wyobrażenie o tym, jak wiedzieli w co nie wchodzić i czego nie rozgrzebywać. Po zabójstwie W.Pańko i kilkumiesięcznym oczekiwaniu prezesem NIK został LK. Sprawa najpilniejsza została nieruszona.
Tak samo w kwestii oszustwa transformacji. Skoro w 1988 r. A.Gwiazda wiedział dokładnie “co się kroi” i że gra będzie szła o zlikwidowanie konkurencyjności polskiej gospodarki - TO MUSIELI TO WIEDZIEĆ WSZYSCY CZŁONKOWIE OPOZYCJI. Jednak żadna z “gwiazd” opozycji o tym nie wspominała, ani nie podejmowała grupowych działań próbujących walczyć z obcymi lobbies. Było to liczenie na cud i na budowę oazy niby-wolności na pustyni niewoli. Było to zamykanie oczu na mroczną, nagą prawdę. Jest niemożliwe, żeby LK przy swoim stanowisku akademickim nie wiedział o co toczy się gra i że ta część opozycji, którą wybrał wkracza na ślepą ścieżkę. Wiedział, lecz przymykał na to oczy. Nie był człowiekiem formatu ideowych bojowników. I nic się do dziś nie zmieniło w sukcesji jego "myśli" politycznej. Liczenie na cud i budowę oazy pseudo-wolności - to także dzisiejsze cele PIS-u. Identyczne jak w latach 1988/89. Zamykanie oczu na potrzebę bezwzględnej walki z przemożnymi obcymi siłami. Co oczywiście… pogłębia tylko stan chorobowy, jak każde opóźnianie operacji chirurgicznej wtedy, gdy jest ona jedynym środkiem mogącym zapoczątkować wychodzenie z choroby. Zamiast przewiezienia pacjentki Polski na oddział chirurgii - awers i rewers dychotomicznego kartelu partyjnego parzy herbatkę ziołową lub rozpuszcza w szklance wody Ecstasy.
Pytany o okrągły stół, o FOZZ - JK zwykł był mówić samousprawiedliwiająco: “Taka była wtedy sytuacja”. O to właśnie chodzi! Ludzie zwykli, koniunkturaliści ulegają sytuacjom, stają się ich niewolnikami - mądrzeją post factum, po 10 latach. Ludzie wybitni tworzą sytuacje i tworzą uwarunkowania dla swoich przeciwników. Elity opozycyjne z kręgu Kaczyńskich nie widziały nigdzie… przeciwników, choć od nich aż się roiło. Nie widziały wrogów w organizatorach OS, w większej części “strony społecznej” OS, W lobbies przemysłowych rozwiniętych państw Zachodu, w UE, w szykujących się do marszu przez polskie instytucje tysięcy NGO-osów powołanych po to, by rozwalać państwa narodowe, a szczególnie takie katolickie oazy jak Polska. Przeciwników widziały tylko w konkurencyjnych partiach na przepychance z którymi trzeba było się skupić. Jaki był efekt? Cele głoszone nie były możliwe do realizacji w przyjętych z zewnątrz warunkach. We wszystkim była wewnętrzna sprzeczność. Trzeba ją było widzieć i zmobilizować elity i naród do oporu i protestu przeciw pełzającej okupacji “wolnego Zachodu”. Zamiast tego ludzie mierni i ludzie sprytni weszli - przymykając oczy - w swoje oderwane od realności polityczne nisze wewnątrz stopniowo upadającej ojczyzny. Ci ludzie, którzy weszli w atrapową realność polityczną i potrafili sobie w niej wymościć gniazdo - z definicji dzisiaj muszą cierpieć na martwicę intelektu i wyobraźni. Z nich Polska już żadnego nie będze mieć pożytku. Oni mają skłonność do widzenia malin, tam gdzie las pokrzyw i trujący barszcz Sosnowskiego. Ich po prostu coś tam ciągnie. Własna małość ich tam ciągnie…
Bracia Kaczyńscy uwielbiali powtarzanie “Zło dobrem zwyciężaj”. Tę maksymę wielokrotnie Roman Dmowski przedstawiał i analizował jako nonsensowną w ustach polityka i na arenie polityki międzynarodowej. Ale żeby dojść do takiej myśli i do takiego wniosku - to trzeba umieć i poważać się na… samodzielne myślenie. A nie powtarzać na ulicy to, co się usłyszy w kościele, powtarzać bez ładu i składu. Brak dogłębnej wiedzy i brak wiązania faktów ze sobą oraz idiosynkrazje na tle ruchów narodowych - to ostatnie z rzeczy jakich na gwałt potrzebuje dzisiaj Polska. Można się pocieszać tym, że być może bracia Kaczyńscy byli tacy nijacy, bo i my tacy byliśmy. Ale po pierwsze, warstwy porywające się na objęcie funkcji kierowniczych w państwie (tak, na sposób postmodernistyczny nazywam “elity”) biorą na siebie zobowiązania po dziesięćkroć większe, niż rządzeni. A po drugie byłoby to zachowanie w rodzaju takiego, jakby nieboszczyk pocieszał się, że grabarz… też umrze.
Z mierności nie da się zrobić wielkości. Nawet metodą Orwella, czyli pisaniem archiwalnych gazet na nowo, w wersji poprawionej, ani tworzeniem dla fabrykacji swojego bohaterstwa zerowego punktu odniesienia w postaci opowieści jak to Bielecki chciał zlikwidować polską armię.
JK - lekarz,który otwiera żyły a potem bohatersko hamuje krwotok w sposób zresztą nieskuteczny.
LK - sprowadza BB, buduje Muzeum Polin a potem walczy z paradami równości; blokuje prawem kaduka i pod wpływem swoich rodzinnych sentymentów oraz słabości do szowinistycznego lobby żydowskiego ekshumację w Jedwabnem, a potem walczy z… tym samym lobby i jego antypolskim językiem - Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
Idee fixe o potrzebie walki z polską ksenofobią - to mentor braci Kaczyńskich, Jan Józef Lipski. Obłęd tolerancjonizmu, który tak sprytnie JK skrywa pod kryszą okrzyków "Wara od...!"- to też Lipski. Przymuszanie Polaków do kajania się za rzekomy antysemityzm - to też Lipski (vide: wypowiedzi Lipskiego o Jedwabnem).
Tworzenie mitów na bazie postaci z warstwy polityków, która nie sprostała wyzwaniu, historii i w rezultacie swoich wad i małości sprzeniewierzyła ojczyznę, rozsprzedała, zdegradowała oraz zapoczątkowała proces utraty tożsamości narodowej kontynuując go aż do dzisiaj z werwą - jest zachowaniem samobójczym całej populacji a także ewentualnych zalążków przyszłej elity. Mali nigdy nie przyznają się, że przegrali swoją wielką grę, że przegrali Polskę. Oni będą po kres czasów otulać siebie i swoje familie legendami o swojej epokowej roli w dziejach i w “wyzwoleniu” Polski. Ich małość i próżność pożąda słów: “wolna Polska”, “wyzwolenie”, “wolność” - choćby miały one tyle wspólnego z prawdą, co czarnego za paznokciem. A tylko taka ekspiacja mogłaby rozpocząć wielką narodową debatę - jak zacząć tworzyć dopiero warunki do odbicia, odzyskania Polski.
Tusk Zdrajca! Jarosław Zbawca! - jedni się drą.
Drudzy - Tusk zbawca! Jarosław zdrajca!
A tu ani Tusk nie jest zdrajcą. Szumowiny nie robią niczego intencjonalnie, prądy dziejowe i słabość bariery immunologicznej państwa wyrzucają je na powierzchnię. Ani Jarosław nie jest zbawcą tylko dlatego, że… nazywa Tuska zdrajcą. Obaj Tusk i JK to żadni zdrajcy ani zbawcy - ot, przeciętni ludzie wepchnięci piruetem dziejów na miejsce przeznaczone dla elit narodowych, chroniących tożsamość narodu i za tym pulpitem sterowniczym szarpiący się o władzę, by chronić wysokie mniemanie o samych sobie. A przez ich zwolenników ich płytkie, przyziemne, wyprane ze śladów wielkości myśli i wyobraźni wykłady, odczyty i przemówienia ogłaszane są imponującymi i genialnymi. Tu jesteśmy - i ani kroku dalej.
Rząd JK - sprowadza AJC - lewaków z lobby LGBT i daje - w imię tolerancji - wolną rękę fundacjom Sorosa i wszelkim innym postępowym NGO, a potem jęczy, że deprawują mu dewianci dzieci. Ujrzenie rzeczy w ich powiązaniu (jak to genialnie zauważył włoski myśliciel, Giorgio Colli, w ostateczności rzeczy nie są niczym innym, niż wszystkimi relacjami je tworzącymi) dopiero umożliwia walkę z tymi, które faktycznie, a nie tylko li deklaratywnie chcemy zwalczyć. Ale ujrzenie dużego spektrum rzeczywistości w jej złożoności relacyjnej zależne jest od formatu osobowości. I tu ponownie wracamy do punktu wyjścia - mierność, nijakość i miałkość umysłu uniemożliwiają skuteczne działania w procesach o tak wysokim stopniu złożoności systemowej, jak wytyczanie dróg odbudowy siły kraju. Działanie punktowe i na dodatek w kierunkach wykluczających się - daje żałosne i… poruszające widowisko. Dlatego emocji nam nie zabraknie, ale z każdą orgią emocji wzbudzanych na widowni wojen partyjnych Polska pogrąży się bardziej, przed ujrzeniem czego ochroni nas sprawnie propmachina łżelit. I tak się właśnie kończy Polska. Nie hukiem ale sławieniem. Powoli, systematycznie, krok po kroku maszeruje antypolski czyn poprzez narodu instytucje wśród niszczonych rodzin, upadającego szkolnictwa, nauki i kultury, łańcucha sukcesów GUS, tabunów obcych “pracowników” rozcieńczających skutecznie - kopiując Szwecję, Niemcy i Francję - etniczną tożsamość i zwartość narodu, które to jeszcze z taką wielką troską potrafił bronić Wyspiański w Wyzwoleniu. Pośród wrzasku komicznych ubóstwień zbawców, którzy pogrążają w otchłani swojej ignorancji, ambicji i braku samoświadomości wszystko to, co przekazaliśmy im pod pieczę, troskę i z myślą o pomnożeniu.Jesteśmy już prawie na szczycie. Na szczycie schodów donikąd z których runiemy w piku oglądalności. Ci, którzy nam to zgotowali i którzy przykładali rękę do tej wspinaczki po czarnych schodach - ci, nie runą. Rozkwitną jak jemioła na drzewie tracącej liście ojczyzny. Rozkwitną dynastycznie. Na znikającej ojczyźnie.
PS
Wisienka na torcie. Zagadka za 100 punktów: jakie to państwo jako wzorcowy model dla "wolnej", pookrągłostołowej Polski stawiał mentor braci Kaczyńskich, Jan Józef Lipski (przewodniczący loży Kopernik w uśpieniu w latach 1962–1981, oraz 1986–1988)? Tak, zgadli Państwo. Tym ideałem Lipskiego była Szwecja. Quod erat demonstrandum.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1080 odsłon
Komentarze
Szanowny wawelu,
Ukryty komentarz
Komentarz użytkownika Verita został oceniony przez społeczność negatywnie. Jeśli chcesz go na chwilę odkryć kliknij mały przycisk z cyferką 2. Odkrywając komentarz działasz na własną odpowiedzialność. Pamiętaj że nie chcieliśmy Ci pokazywać tego komentarza..
20 Czerwca, 2019 - 19:49
I tak się właśnie kończy Polska.
Mali nigdy nie przyznają się, że przegrali swoją wielką grę, że przegrali Polskę.
Ale my przyznajmy się...,że przegraliśmy Polskę, haniebnie, bez huku armat, bez jednego wystrzału, przegraliśmy...może za wizy do USA, może...za wspólne euro,..może z powodu własnej głupoty i naiwności...i tak brniemy razem z Wałęsą, Buzkiem, Marcinkiewiczem, Mazowieckim, Kaczyńskimi...no i na koniec ...wisienka...z Morawieckim.
Skoro w 1988 r. A.Gwiazda wiedział dokładnie “co się kroi” i że gra będzie szła o zlikwidowanie konkurencyjności polskiej gospodarki - TO MUSIELI TO WIEDZIEĆ WSZYSCY CZŁONKOWIE OPOZYCJI. Wszyscy przymykali oczy na prawdę...i tak jest do dziś.
Verita