W pięćdziesiątą rocznicę

Obrazek użytkownika Traczew
Świat

Świąteczna atmosfera już dominuje w domach i w strefie publicznej, więc dziś mała notka o historii, która właśnie przemienia się w farsę.

W połowie lutego 1968 roku na uniwersytecie w Nanterre doszło do konfliktu między władzami a studentami wokół sporu o koedukacyjne akademiki, których chcieli studenci, a władze uniwersytetu były przeciwne. Doszło tam nawet do fizycznego ataku na ministra sportu i młodzieży Missoffa, który usiłował uspokoić studentów. Uniwersytet w Nanterre rozwiązano, studenci w innych ośrodkach, przede wszystkim w Paryżu, strajkowali i demonstrowali na ulicach. Otrzymali wsparcie ze strony komunistycznych związków CGT, które ogłaszały strajki w ośrodkach przemysłowych. Apogeum buntu studentów, licealistów, młodzieży przypada na maj 1968 roku. 29 maja 1968 roku prezydent gen. Charles de Gaulle, poleciał do Baden-Baden gdzie mieściło się dctwo armii francuskiej stacjonującej na terenie RFN (miała ona status wojsk okupacyjnych). Siły te w liczbie ponad 60 tys żołnierzy, składały się z 3 dywizji (2 pancerne, 1 piechoty zmotoryzowanej) + jednostki wsparcia. Dowodził gen Jacques Massu (1908-2002), prawnuk napoleońskiego marszałka Michela Neya, o którym Cesarz mawiał, że to najdzielniejszy z dzielnych. Massu był bliskim, współpracownikiem prezydenta Francji. Następnego dnia de Gaulle wygłosił w radio ostre przemówienie, udzielił mocnego wsparcia rządowi Pompidou który stanowczo tłumił demonstracje i protesty, zapowiedział rozwiązanie parlamentu i nowe wybory. Opinia publiczna odebrała ten gest prezydenta, jako demonstrację siły i ostrzeżenie, że nie cofnie się przed użyciem wojska dla zaprowadzenia porządku. Ten gest został właściwie zrozumiany, wystąpienia studentów zaczęły wygasać, a wybory w czerwcu wysoko wygrała partia prezydenta, rozbijając wręcz lewicę. Stanowcze gesty mają więc sens, ale tylko wówczas, gdy osoba ten gest wykonująca, jest wybitną osobistością w polityce i ma sporą część społeczeństwa za sobą. Wprawdzie de Gaulle stracił władzę rok później, po przegranym referendum w sprawach ustrojowych, ale to już nieco inna historia

22 grudnia 2018 roku prezydent Francji Macron, borykający się szósty tydzień z wielotysięcznymi demonstracjami "żółtych kamizelek" w całym kraju poleciał do N'Djameny, stolicy Czadu, gdzie stacjonuje garnizon francuski (900 żołnierzy) zwalczający oddziały terrorystów na terytorium Sahelu. Macron spożył kolację z żołnierzami, śpiewano piosenki żołnierskie, także z czasów kolonialnych itd. Ta podróż Macrona stała się obiektem krytyki - bo w Paryżu dalej demonstrują "żółte kamizelki" a prezydent w rozjazdach. Krytyczny artykuł zamieścił Le Monde, ale znacznie ciekawsze są komentarze pod artykułem. Przywołano w nich tę analogię z 1968 roku podkreślając operetkowość działań dzisiejszego lokatora Pałacu Elizejskiego w porównaniu z jego wielkim poprzednikiem sprzed pół wieku.

Faktycznie porównanie może budzić politowanie, a wśród Francuzów zażenowanie. No tak, porównanie dawnych polityków z tymi którzy teraz kierują państwami Europy Zachodniej, może wywołać kompleksy współczesnych. Adenauer - Merkel, de Gaulle - Macron/Hollande, Thatcher - May/Cameron, Verhovstad-Spaak, de Gasperi-Renzi.

Dzisiejsze postaci to prawdziwe microny.  

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (10 głosów)