Kolejny libertyn – któremu nie podoba się obowiązkowe posiadanie uprawnień do prowadzenia pojazdów mechanicznych

Obrazek użytkownika Satyr
Kraj

Jest to odpowiedź do tekstu autorstwa Smoka Eustachego pt. „Karta rowerowa”. Ponieważ moja odpowiedź objętościowo przekroczyła dwa akapity, uznałem za stosowne zamieszczenie jej jako odrębny tekst na moim blogu. Nie będę czepiał się drobiazgów, ale będę się czepiał świadomie przez Smoka Eustachego popełnionych nietaktów, którymi pogwałcił reguły naszej cywilizowanej społeczności.

 

   Zatem zaczynając od początku – wnoszę swoje uwagi do kilku znaczących fragmentów twojego tekstu Smoku Eustachy, który opublikowałeś tutaj: http://niepoprawni.pl/blog/smok-eustachy/karta-rowerowa


   Oto już w pierwszym zdaniu napisałeś, cyt.: Proponuję, aby wybrać statystycznie sensowne próbki kierowców, tak gdzieś po 10 000 egzemplarzy”. Wnioskuję, że dla ciebie człowiek-kierowca to jakiś robot naszpikowany elektroniką. Próbki kierowców – powiadasz? No jasne! Przecież dla ciebie kierowca jest tylko zlepkiem żywych komórek stanowiących tkankę pozbawioną rozumu, ale za to nafaszerowany elektroniką. Natomiast słowa „egzemplarz” – nigdy, powtarzam: nigdy nie stosujemy w odniesieniu do człowieka! Możemy tak określić przedmiot, ale nie istotę ludzką.


   Dalej napisałeś, cytuję (pisownia oryginalna): „(…) żeby zdać egzamin na prawo jazdy trzeba być wg. obowiązujące filozofii doświadczonym kierowcą. A nie można zdobyć np. 5 letniego doświadczenia na kursie”. Pamiętam, kiedy byłem małym chłopcem i opowiadałem jakieś niestworzone bzdury – moja babcia mówiła: „byle jak myślisz, a potem byle co mówisz”.

   Ta twoja „obowiązująca filozofia” to nic innego, jak teoretyczne przyswojenie sobie ze zrozumieniem zasad ruchu drogowego określonych w Kodeksie Ruchu Drogowego. Ponadto, także opanowanie techniki prowadzenia pojazdu zgodnie z zasadami obowiązującymi w ruchu drogowym, a więc tak by nie stwarzać zagrożenia dla życia, zdrowia i mienia innych użytkowników dróg publicznych. Bez takiego przygotowania – potencjalny kierowca może okazać się… zabójcą na drodze. Co prawda, nie ma on broni palnej czy też noża jako narzędzia zbrodni, ale porusza się pojazdem, którego pęd, tj. p = m · V (iloczyn masy i prędkości) w konfrontacji z człowiekiem wywołuje tragiczne dla tego człowieka skutki.


  Metodycy, dydaktycy oraz psychologowie zajmujący się opracowywaniem procesów szkolenia kandydatów na kierowców założyli, że nie każdy obywatel może zostać kierowcą. I słusznie. By nim zostać, kandydat powinien wykazywać się odpowiednim stanem zdrowia, odpowiednimi predyspozycjami zarówno umysłowymi, jak również fizycznymi. Stanowi o tym stosowna ustawa i przepisy wykonawcze. Zapewne teraz zarzucisz mi, że jestem zwolennikiem biurokracji i nadmiernej regulacji prawnej. Ale zarzut ten jest bezpodstawny. Tylko nabycie uprawnień do kierowania pojazdami gwarantuje, że w gronie kierowców nie znajdziesz takich ludzi jak:

– niewidomego lub bardzo źle widzącego;
– daltonisty;
– z zaburzeniami zmysłu równowagi (z chorym błędnikiem);
– epileptyka;
– chorego psychicznie (np. na schizofrenię paranoidalną, który słuchając podszeptów z zaświatów wykonuje polecenie najechania na człowieka idącego prawidłowo chodnikiem);
– u której w wyniku specjalistycznych badań lekarskich stwierdzono aktywną formę uzależnienia od alkoholu lub narkotyków;   
– nie posiadającego umiejętności odczytywania odległości (ta nieumiejętność jest możliwa do wykrycia na badaniach psychotechnicznych).
Wymienione przykłady nie są wszystkimi. Jest ich znacznie więcej.


  Stwierdziłeś, by zdać egzamin – potrzeba co najmniej 5-letniego kursu. Totalna bzdura!!! Jednemu z kandydatów na kierowcę w zupełności wystarcza 40 godzin jazdy pod okiem instruktora, a drugiemu nawet 160 godzin nie umożliwi opanowania jazdy w stopniu pozwalającym zdać egzamin. Sam widzisz, że wszystko w tej materii zależy od stanu zdrowia, predyspozycji umysłowych, fizycznych, że o szczególnych zdolnościach (odkrytych w trakcie szkolenia) już nie wspomnę. Nie bez znaczenia jest także stopień IQ kandydata na kierowcę. Za przeproszeniem „tępakowi umysłowemu” z IQ na poziomie 40 to i 200 godzin kursu będzie mało. Zatem jaki z tego wniosek? Ano taki, że nie każdy człowiek może być kierowcą i właśnie po to jest egzamin, by tę selekcję zrobić.


  W twoim tekście przeczytałem takie oto słowa, cyt.: „Drugim sposobem radzenia sobie jest danie w łapę. I trudno się tu MORDom czy innym WORDom dziwić, że biorą, bo przecież nie można ludzi pozostawić samym sobie z niezdawalnym egzaminem”. A właśnie że można, a nawet trzeba pozostawić ich samych sobie!!! Jak wcześniej napisałem, nie każdy człowiek może zostać kierowcą! A ty podchodzisz do tej patologii, tj. do „brania w łapę przez egzaminatora” identycznie, jak platformersko-pawlakowa swołocz, która nie potrafiła załatwić czegokolwiek bez wzięcia łapówki.


    Dalej pisząc, zanegowałeś słuszność uczestniczenia w kursie nauki jazdy. Podważyłeś jego sens twierdząc, że on nie uczy prowadzenia pojazdu, a jedynie szkoli, jak zdać egzamin. Kolejna bzdura!!! To, że poziom umiejętności kierowców w Polsce jest słaby – jak napisałeś – nie jest skutkiem braku nauki jazdy na kursie, bo ta jest skuteczna, ale tylko dla tych, którzy mają predyspozycje, o czym pisałem już wyżej. Z tego jednoznacznie wynika, iż tak niski poziom umiejętności kierowców zawdzięczmy zbyt łagodnemu traktowaniu kandydatów na egzaminie.


   Powołałeś się na blogerkę Monę, która wspomniała o systemie amerykańskim, tj. takim, w którym rodzice uczą dzieci w normalnym ruchu a potem te dzieci zdają egzamin. U nas w Polsce w związku z faktem, iż większość rodziców nie posiada zbyt wysokich kwalifikacji kierowcy – taki system szkolenia odbywałby się na zasadzie „uczył Marcin Marcina” (nie uwłaczając Marcinom). Wiem, co piszę na temat lichych umiejętności kierowców (oczywiście nie wszystkich), bo jeżdżę autem od stycznia roku 1979 i widzę tychże zachowania na drodze, które rozmijają się nie tylko z umiejętnościami, ale także ze zdrowym rozsądkiem. A tacy – niestety – nie mogą szkolić młodych adeptów, bowiem sami wymagają doszkolenia się.


  W innym miejscu swego artykułu napisałeś, cytuję: „W mniejszych województwach łatwiej było zdać i dlatego opłacało się opłacić taki obóz i zdawać w mniejszym mieście. Zauważcie, ze nie byli w stanie zagwarantować jednakowego poziomu trudności dla wszystkich: ci z mniejszych ośrodków mieli łatwiej. I zamiast poprzeć próby wyrównania tego zadławili tą cenną inicjatywę”. Tak było, ale ładnych parę lat temu w zamierzchłych czasach. Obecnie szkoły nauki jazdy z mniejszych i zupełnie małych miejscowości przejawiają chęć należytego spełnienia obowiązku szkolenia. Zależy im bowiem na podwyższeniu renomy swojej firmy. Takim miernikiem dobrego wyszkolenia jest oczywiście wysokość procentowa tych kursantów, którzy pomyślnie zdali egzamin „za pierwszym podejściem”. Tak więc kasując niemałe pieniądze – prowadzą lekcje z kursantem w większych miastach. Oczywiście nie od pierwszych lekcji, a po opanowaniu jazdy na placu manewrowym. Wówczas kursant zapoznaje się poza miastem z sytuacjami, w których przy większych prędkościach ucząc się panowania nad pojazdem – uczy się także podejmowania właściwych decyzji oraz techniki, chociażby dotyczących manewru omijania i wyprzedzania. Natomiast w dużym mieście uczy się poruszania w ruchu kołowym na wielopasmowych jedniach, dużych skrzyżowaniach i rondach o dużym natężeniu ruchu. Niech dowodem na ich obecność tu będzie niemal codzienna moja obserwacja, z której wynika, że po ulicach Torunia jeżdżą pojazdy z „eLką” na dachu z mniejszych miejscowości, takich jak: Inowrocław, Brodnica, Świecie, Lipno, Wąbrzeźno, Chełmża, Chełmno, Gniewkowo czy podtoruński Lubicz.


  Reasumując, muszę napisać tak: twój artykuł – mimo poważnego tematu – potraktowałeś niepoważnie, czego chociażby dowodem jest to, iż napisałeś go slangiem (obrażającym niejednego czytelnika), z naruszeniem obowiązujących reguł polskiej pisowni, z błędami włącznie. Ale temu akurat się nie dziwię, bowiem ty jako libertyn – masz za nic wszelkie reguły i zasady. Działasz tak, jak ongiś zaproponował Jerzy Stuhr w piosence „Śpiewać każdy może,…”.  

Rozpatrując natomiast treść artykułu pod względem merytorycznym – nie przemyślałeś do końca skutków proponowanej przez ciebie „wolności”. Dla mnie i dla wielu Polaków, ta twoja „wolność” ma być bez żadnej odpowiedzialności. A to już nie będzie wolność w dosłownym tego słowa znaczeniu dla bliźnich, którzy na własnej skórze odczują negatywne skutki „wolności” ludzi żyjących według twojej „wolności”.

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.1 (11 głosów)

Komentarze

Skoro nie potrzebne jest prawo jazdy i jego zdawanie, to po co Policja, każdy zdolny i nie zdolny będzie mógł kierował pojazdami, a przejechany będzie winnym, bo znalazł się w nie właściwym miejscu i w nie właściwym czasie.

Za kółkiem mogli by siedzieć młodzi i gniewni kilerzy, którzy nie ukończyli 18 lat, a ich umiejętności jako kierowcy, dorównywali by takiemu tuzowi jak Kubica :)))).

Światła prędkość, a co to takiego i kogo by obchodziły, przechodzisz przez pasy, sam bierzesz odpowiedzialność za siebie, miejska dżungla, tylko silni wygrywają.

Janku szkoda nawet komentować, by dorosły człowiek takie bzdety wypisywał, utopia i matriks jako żywo.

Całe szczęście, że takich myślących jest 0,00000000001% bo w innym wypadku, tylko firm pogrzebowych by przybyło jak grzybów po deszczu.

Vote up!
4
Vote down!
-2

Jestem jakim jestem

-------------------------

"Polska zawsze z Bogiem, nigdy przeciw Bogu".
-------------------------

Jestem przeciw ustawie JUST 447

#1514343

Zacznę od tego, że znam daltonistów, którzy zdali egzamin na prawo jazdy i jeżdżą bezwypadkowo. O epileptykach nie będę dyskutował. Każdy epileptyk ( jak i inny chory człowiek) pownien być świadomy swej choroby. Posiadacz prawa jazdy może zapaść na schizofrenię. Nie leczony będzie dalej jeździł. To nie są żadne argumenty. Co do owych tępaków, to znam chłopaka z lekkim upośledzeniem ( nie wiem dokładnie jakim), który jeździ bezwypadkowo.
Reasumując: jako podręcznikowy socjalista jesteś zwolennikiem prewencji. Dzięki temu, że państwo reguluje coraz szersze aspekty życia jest nam lepiej i bezpeczniej, a że fakty mówią coś innego, to tym gorzej dla faktów. W USA można jeżdzić autem od 16 roku życia, pilotować awionetkę od 15, wszystko zależy od stanu. W Wielkiej Brytanii trzeba zdać egzamin, ale jazdy może uczyć każdy, kto ma prawo jazdy powyżej trzech lat.
Mamy XXI wiek. Koncerny pracują nad samochodami, które będą jeździć same i pierwsze modele takich aut już są testowane. Nie jestem zwolennikiem elektroniki myślącej za człowieka, ale takie są fakty. W tym wszystkim nadal mamy egzaminy na prawo jazdy, choć największym zagrożeniem w ruchu są...piesi, którzy nie muszą mieć prawa jazdy choć, są TAKIMI SAMYMI UCZESTNIKAMI RUCHU JAK KIEROWCY! Jak ci biedni Polacy mają się podnieść z kolan, skoro własne państwo, czy raczej tegoż państwa władze, traktują Polaków jak idiotów?

Vote up!
3
Vote down!
-2

              

#1514359