Spece od gry w 3 karty udawać chcą kogoś, kim być nie mogą

Obrazek użytkownika Mariusz Cysewski
Kraj


Andrzej Rzepliński w akcji

Moi czytelnicy znają pewnie mój stosunek do systemu „prawnego” (lewnego) Trzeciej Rzeszy Pospolitej. Sądzę że ostatnie wydarzenia wokół tzw. Trybunału „Konstytucyjnego” tylko potwierdzają dosadność wszystkich ocen. Trwa właśnie groteskowy kontredans w którym umoczeńcy” (© W. Łysiak) - stalinowcy Michnikta, „Sąd” „Najwyższy” i „Trybunał” „Konstytucyjny” - zabierają się za pouczanie Polaków, czym jest „demokracja” i „praworządność”. Podobnie w XVIII wieku caryca-dziwka Katarzyna II uczyła nas „tolerancji” dla innowierców. Gnojom współczesnym warto przede wszystkim przypomnieć miliony polskich ofiar „sądów”, o czym pisałem tu dość często. Ale miliony to kwestia statystyki. Może więc warto przypomnieć indywidualnie choćby Krystiana Brolla, który w „polskim” obozie koncentracyjnym spędził osiem lat?[1] – jak i bardzo podobną sprawę Feliksa Meszki (Meszka), co w „polskim” obozie koncentracyjnym lat spędził – a jeszcze nie wiadomo, czy wyjdzie! - jedenaście[2]. „Jednostkowe przypadki”?
 
A fikcyjna procedura odsuwania bydlaków?
 
A jawność procesów?
 
Zacznijmy od nagłaśnianej (niepotrzebnie) i generalnie „medialnej” jawności rozpraw. Do roku 2010 „sędziowie” powszechnie kłamali, że nie mają nic przeciw jawności rozpraw, ale prowadzą nie rozprawę przecie, a tylko „posiedzenie”. Niezorientowanym wyjaśnię, że właśnie jako „posiedzenia” określa się na oko jakieś 80-90% przypadków, gdy świnie sadowią swe zady w fotelach na salach opatrzonych ukradzionym Polakom godłem. I oczywiście: gdyby akurat była to jednak rozprawa, zmyśliliby sobie pretekst inny. Nędzny wykręt o rzekomej inności posiedzeń oparty jest na niedawno przeze mnie opisanym zabobonie komunistów, że rzeczy są nie tym czym są, a tym czym się je nazwie (świnie, co opisałem ostatnio[3], nazywają np. przesłuchania ofiar przez swych posobników-psychiatrów „badaniami” tych ofiar). I oto w roku bodaj 2010 zasłużone i zacne Stowarzyszenie Przeciw Bezprawiu z Bielska-Białej chwaliło się słusznie, że sprawę jawności rozpraw/posiedzeń doprowadziło do „Sądu” Najwyższego. Ten zaś „orzekł”, że wicie-rozumicie, jednak te posiedzenia aż tak nie różnią się od rozpraw, by mogły nadal być tajne; i w „orzeczeniu” tym naplótł jeszcze trochę innych bzdetów, pragnąc dać zbrodniarzom furtkę pozwalającą nadal utajniać i rozprawy, i posiedzenia. Łajdactwo to okazało się jednak  niepotrzebne, bo świnie z „sądów” rejonowych, okręgowych itp. gremialnie twierdzą, że to „orzeczenie” „Sądu” Najwyższego ani ich obowiązuje, ani nawet obchodzi, i w ogóle na cholerę je czytać (w tym ostatnim zgodzę się w 100%). Skutek? I rozprawy, i posiedzenia dalej są tajne - po uważaniu świń, bo żadnych reguł tu nie ma. 
 
Za żądanie jawności posiedzenia siedziałem w pierdlu nie dalej jak 2 miesiące temu[4]
 
 
Sprawa druga. Oto szajka łajdaków, zdrajców - a sądząc po mordach, nałogowych alkoholików – nie widzi nic zdrożnego w orzekaniu w własnej sprawie. Ha!
 
Przypomnę, jak to robią świnie z sądów rejonowych. Widząc kurestwa takiego „sądu”, ofiara składa tam wniosek o odsunięcie od niej wszystkich jego „sędziów”. Procedura rozpatrzenia takiego wniosku jest następująca. Naturalnie, przede wszystkim wniosek można odwalić bez „ani me ani be ani kukuryku”, z hitleryzmem ostentacyjnym: bez jakiegokolwiek uzasadnienia, bez pouczenia o możliwości zaskarżenia (a niewątpliwie przysługuje) – o możliwości tej po raz kolejny przypomniała mi nie dalej jak w poniedziałek bezcenna Patrycja Reichel z „sądu rejonowego” w Tarnowskich Górach; zob. kopię tego kwitu. No ale nie mówmy o hitlerowcach ostentacyjnych a skupmy się na procedurze zwyczajowej. Najpierw „sąd” wzywa ofiarę do sprecyzowania zarzutów wobec każdego łajdaka z osobna – licząc na to, że ofiara nie odbierze listu poleconego (co SB może bez trudu i bez śladów zaaranżować w urzędzie pocztowym) lub z innego powodu nie dotrzyma terminu 7 dni. Przyjmijmy jednak, że poczta doręczy, a ofiara jest sprawna - pisma odbiera a terminów dotrzymuje. Wariant dodatkowy: ofiara może nie znać nazwisk wszystkich „sędziów” tego „sądu”, a zwłaszcza ich nie pozna w 7 dni – często informacje te są tajne/trudno dostępne (utajnienie nazwisk „sędziów” poszczególnych „sądów” było regułą w Polsce jeszcze 4-5 lat temu; a i teraz bywa różnie). Gdy ofiara pomyślnie przeskoczy te wszystkie płotki to dochodzimy do crème de la crème, czyli uchwały/orzeczenia tzw. „Sądu Najwyższego” o tym, że nie można składać wniosku o odsunięcie wszystkich „sędziów” danego sądu i że wniosek taki należy rozumieć tak, że dotyczy on co najwyżej „sędziego” lub „sędziów”, którzy do tej pory oprawiali ofiarę ze skóry. A skoro tak, to nie ma przeszkód, by wniosek o ich odsunięcie „rozpatrzyli” ich koledzy nie tylko z tego samego „sądu”, ale i wydziału – a przecież ich również dotyczy wniosek o odsunięcie! Gdyby zaś ofiara uporczywie miała obiekcje i do nich, tj. tych kolegów z tego samego „sądu” lub wydziału – możliwość tę „Sąd Najwyższy” w swej łaskawości a jakże, przewidział – aaa, to wtedy ofiara winna przybyć na posiedzenie tych właśnie kolegów, którzy „rozpatrują” pierwszy wniosek ofiary o odsunięcie „sędziów”, i ponowić wniosek w odniesieniu również do tych kolegów. Załóżmy, że wyżej opisany cyrk odbywa się w jakimś „sądzie” apelacyjnym większym, gdzie pogłowie „sędziów” liczy sobie sztuk 150. W „składzie orzekającym” zasiada ich po 3 sztuki pogłowia. Wnioski o odsunięcie ich wszystkich wymagają więc od ofiary udziału w 50 (pięćdziesięciu) posiedzeniach i ponowienia wniosku o odsunięcie 50 (pięćdziesiąt) razy.
 
Pomyślą Państwo: cóż za kretynizm? Cóż za kurestwo? Nie kretynizm i nie kurestwo, a „Sąd” Najwyższy. Dwa słowa i dwa kłamstwa.
 
Wszelako tych, których oszołomi perspektywa udziału w 50 posiedzeniach pseudosądu spieszę uspokoić i ukoić. Ten kretynizm i to kurestwo to nie koniec przecie.
 
Oto w powyższym opisie kluczowe są dwa słowa: „wymagają udziału”.
 
Otóż „sąd” nie ma obowiązku informowania ofiary o czasie i miejscu rozpatrzenia jej wniosku.
 
I wszystko jasne.
 
Nie ma takiego obowiązku ani gdy ofiara wyraźnie zażąda tej informacji właśnie w celu ponowienia wniosku, i jest na tyle asertywna, by zażądać zaprotokołowania tego żądania; i gdy żądanie to „sędziowie”-przestępcy zaprotokołują. Ani nawet wtedy, gdy ofiara w czasie posiedzenia świń jest osobiście w „sądzie”.
 

Dygresja. A jeżeli ktoś się rzuca? Jeżeli ktoś jest świadkiem takiego kurestwa? Aaa, to komuś takiemu robi się parodię karnego procesu – i taka jest istota procesu patriotów w Bytomiu (sygn. VIII K 420/15)[5] w którym kolejna parodia rozprawy zaplanowana jest na czwartek. Że świadków przestępstw się likwiduje wie każda grupa przestępcza i „sąd” rejonowy w Tarnowskich Górach i w Bytomiu nie są tu wyjątkami. Koniec dygresji.
 
Wyżej opisaną procedurę - a dokładniej: kpiny z procedury – jestem w stanie bardzo obszernie udokumentować z sygnaturami i nazwiskami bydlaków „Sądu” Okręgowego w Gliwicach i „Sądu” Apelacyjnego w Katowicach, i wielu innych. W dokładnie tych kpinach z procedury sam przecież uczestniczyłem co najmniej kilkadziesiąt razy. Znam wszystkie ich szczegóły. Do prokurwatur Rzeszy kilka lat trafiały – ze skutkiem z góry znanym - dziesiątki moich zawiadomień o wyżej opisanym przestępstwie „sędziów”-zbrodniarzy; by bowiem jeszcze dokładniej opisać tę sytuację, nie jest to tylko ani przede wszystkim „kpina z procedury”, a przekroczenie uprawnień służbowych w celu osiągnięcia korzyści osobistej (zwykle profitów z fałszowania dowodów, arbitralności orzeczeń) – art. 231 § 2 kk; do 10 lat pierdla – oraz w ramach działalności zorganizowanej grupy przestępczej (art. 258 kk). Mówi to lewo obecnie teoretycznie obowiązujące. Tak zwane „sądy” to bez wyjątku zorganizowane grupy przestępcze.
 
Trybunał w Strasburgu stosuje proste kryteria oceny, czy ofiarom rzeczywiście przysługują prawa, które rządy twierdzą, że przysługują. I tak, zwraca się do danego rządu o podanie przykładów korzystania z danego prawa przez ofiary. Skutek procedury korzystania z danego prawa jest dla Trybunału dość obojętny, chyba że skutek jest zawsze jeden i ten sam – jak w „sądach” w Polsce, gdzie skazuje się niemal 100% wszystkich oskarżonych. Wszelako ze zrozumiałych względów oczywiste jest, że przykładów korzystania z danego prawa winno być dużo. Jeśli skutek jest zawsze ten sam, albo gdy nawet – jak tu – rząd nie jest w stanie wskazać na choć jeden przykład korzystania przez ofiarę z danego prawa, Trybunał oględnie uznaje takie prawo za „teoretyczne”, „nieskuteczne”, „iluzoryczne”. „Rząd” kondominium nie będzie w stanie okazać nie tylko trzech tysięcy, i nie tylko trzech, ale ani jednego przykładu praktycznego i skutecznego skorzystania przez ofiarę z prawa do odsunięcia od niej jej oprawców – „sędziów” dowolnego „sądu”. Ofiara nie ma więc żadnej realnej, praktycznej możliwości złożenia, a tym bardziej ponowienia wniosku o odsunięcie od niej jej oprawców. Mimo że możliwość tę „Sąd Najwyższy” Kurwilandu gołosłownie, kłamliwie i de facto przestępczo dla niej „przewidział”.
 
Stalin też „przewidział”, że zamordowani w Katyniu oficerowie Wojska Polskiego uciekli do Mongolii. Albo Ameryki, przez Ocean Arktyczny. To dokładnie ten sam rodzaj „przewidywania”.
 
Odsunięcie od ofiary szajki „sędziów”-przestępców jednego „sądu rejonowego” i zastąpienie jej szajką „sędziów”-przestępców z innego „sądu rejonowego” ofierze na pozór nie daje nic. Zalecam jednak, by wnioski takie składać i je dokumentować – i sam robię tak prawie zawsze. Idzie w pierwszym rzędzie o zasadnicze względy moralne: o wykazanie okupantom ich wyobcowania, antycywilizacji i na tych czynnikach ufundowanej wrogości Polski do nich. Różnice cywilizacyjne moim zdaniem w tym wypadku są niemożliwe do usunięcia i prędzej czy później dojdzie do konfrontacji; do rozlewu krwi. By zapewnić zwycięstwo i zminimalizować straty po stronie Polski, trzeba nakręcić spiralę nienawiści – pamiętając o proporcjach, ongiś podobnie widział cele Powstania Styczniowego naczelnik Warszawy Stefan Bobrowski. Po wtóre, historia Polski jakby znów przyspiesza i perspektywa Norymbergi 2 dla zbrodniarzy - nie tyle i nie tylko komunistycznych, ale właściwie nawet bardziej zbrodniarzy obecnych - staje się o wiele bardziej realna niż jeszcze kilka lat temu. Dowody warto więc zbierać i utrwalać.

Sądy muszą być na powrót niezawisłe - a zatem konieczne są ławy przysięgłych - i działać w interesie Polski; dla zasady, tj. niezależnie od tego, kto dziś udaje, że może być sędzią. Dobrze jednak mieć wgląd w zwyczaje tych świń po to, by nabrać do nich pogardy.
 
Wyjaśniliśmy już sobie, wyżej, że „sędziowie”, lewnicy, „konstytucjonaliści” Rzeszy to nade wszystko zbrodniarze, zdrajcy, a i również, co widać na zdjęciach i co właściwie mniej nas tu obchodzi – alkoholicy i łajdacy. Wszelako ich podejście do zasady jawnego procesu i ich procedura odsunięcia od sprawy „sędziów” – orzekania w własnej sprawie – to przykłady wskazujące moim zdaniem na jeszcze jeden rys ich mentalności, o którym warto pamiętać zawsze wtedy, gdy próbują nas oni o czymkolwiek pouczać.
 
Moim zdaniem, patronujący parodii „państwa prawa” rzeplińscy, zolle czy bodnary – to zwykłe żuliki.
 
Spece od gry w trzy karty w sztetlach i na jarmarkach „Zachodniej Ukrainy”.
 
A możliwości działania stworzył im rok 1939.
 
Mariusz Cysewski
 
* * *

Andrzej Zoll był nawet rzecznikiem praw obywatelskich w kraju, który swych ofiar nawet nie liczył

Bohaterska tramwajarka, "sędzia" Igor Tuleja

 
Kontakt: tel. 511 060 559
ppraworzadnosc@gmail.com
]]>https://www.facebook.com/groups/517163485099279]]>
]]>https://twitter.com/MariuszCysewsk]]>
]]>https://sites.google.com/site/wolnyczyn]]>
]]>http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn]]>  
]]>http://mariuszcysewski.blogspot.com]]>
]]>http://www.facebook.com/cysewski1]]>

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 2.5 (4 głosy)