Waldemar Sługocki – znikający sługa dyktatora Tuska

Obrazek użytkownika Kapitan Nemo
Blog

- Być może dla premiera było to tak wizerunkowo ważne, że ta ofiara musiała paść. Jeżeli ja jestem tą ofiarą, to okej - powiedział z uśmiechem w "Graffiti" Waldemar Sługocki, który został odwołany z funkcji wiceministra rozwoju i technologii z powodu nieobecności na przegranym głosowaniu ws. aborcji. - Byłem wówczas w podróży służbowej w Stanach Zjednoczonych - tłumaczył. Polityk wyznał też, że liczy na rozmowę z premierem…

Zachowanie Waldemara Sługockiego – wiernego Tuskowi posła Platformy Obywatelskiej, który z pokorą a nawet z uśmiechem na twarzy przyjął swoją dymisję – w niczym nie przypomina końca kariery rozstrzelanego w dniu 4 lutego 1940 roku ludowego komisarza do spraw wewnętrznych ZSRS Nikołaja Jeżowa. Być może dlatego nie przypomina, że Waldemar Sługocki zna historię „krwawego karła” Jeżowa, którego nazwisko stało się synonimem stalinowskiego terroru i który poddał się samokrytyce i przed rozstrzelaniem wykrzyczał „Niech żyje Stalin”.

Mimo tej wiedzy, to właśnie Waldemar Sługocki stał się synonimem tuskowego terroru i ofiarą prawa takiego, jak je rozumie dyktator Polski. Bo przecież każdy już wie, że dobroć Donalda Tuska na „pstrym koniu jedzie”, czyli na Romanie Giertychu, który choć był na głosowaniu – to demonstracyjnie wyjął kartę do głosowania, przyczyniając się do klęski ustawy ws. aborcji...

A co na to Donald Tusk?: „Bilans dokonań Romana Giertycha jest zdecydowanie korzystny jeśli chodzi o całość jego zaangażowania w pracach Sejmu; nie dam sobie wmówić, że to jego postawa zdecydowała o przegraniu głosowania ws. aborcji” - powiedział we wtorek premier Donald Tusk dając do zrozumienia, że to postawa wiernego sługi Waldemara Sługockiego zadecydowała o przegraniu głosowania ws. aborcji, do czego zresztą sam Sługocki się przyznał mówiąc, że jego dymisja była tak ważna wizerunkowo dla premiera.

Jednego tylko zabrakło w oświadczeniu wiernego Tuskowi sługi. Waldemar Sługocki – niepomny doświadczeń z czasów Józefa Stalina – nie poddał się publicznej samokrytyce, korzystając z okazji wywiadu w programie „Graffiti”, z którego niewątpliwie zniknie. Tak samo zniknie, jak komisarz Jeżow zniknął ze wszystkich zdjęć ze Stalinem.

A przecież wystarczyło, by były wiceminister przyznał się do ciężkiego grzechu, mówiąc: „Wbrew słusznej polityce najlepszego w dziejach Polski premiera Tuska – zamiast głosować w Sejmie za aborcją - wyjechałem do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotkałem się z przedstawicielami amerykańskiej soldateski, tj. wiceszefem NASA i zarządem Planet Labs, przez co zawiniłem wobec partii i osobiście wobec premiera Donalda Tuska. Proszę, abyście uwierzyli w szczerość mojej deklaracji, ponieważ czuję ciężar swoich win. Chciałbym w przyszłości zasłużyć uczciwą pracą na zaszczytne miano członka Platformy Obywatelskiej”…

Sługocki tego niestety nie powiedział, choć oczekuje, że Donald Tusk zaprosi go na rozmowę. Sługocki tym samym  potwierdza, że kompletnie nie kojarzy - podobnie zresztą, jak inni członkowie rządu! Przecież oni wszyscy są pionkami w grze planszowej Donalda Tuska, zaś wkrótce będą nikim! Znikną z planszy i ze zdjęć z Donaldem! Jest to bowiem gra, której zasady znane są tylko dyktatorowi ! 

Tusk może więc każdego pionka zepchnąć z planszy, innego utrzymać a gdyby to groziło rozpadem junty 13 grudnia – Tusk zamówi Lemparta pod budynek Sejmu i każdy pionek na rządowej planszy Tuska zostanie nazwany „ch…m” , który powinien „wypier…ć” .

Dokładnie to samo dzieje się na planszy sejmowej Tuska, o czym dyktator wyraźnie powiedział ustami Lemparty: „I panie marszałku Hołownia, niech pan nas kur…a nie straszy Tygryskiem. Poradziłyśmy sobie z PiS, poradzimy sobie z pana ukochanym kolegą. Wypier…ć!”.

Waldemar Sługocki, jako pionek w grze słusznie więc podziękował Tuskowi, że go „wypier…lił” ze stanowiska wiceministra, podkreślając z uśmiechem, że „nie ubolewa nad tym”. Z równą pokorą do gry planszowej Tuska podeszło PSL, nazwane przez Lempart „bandziorami”. Poseł Jarosław Rzepa z PSL w rozmowie z z portalem wPolityce.pl podkreślił nieugiętą wierność pionków z PSL, choć… „na pewno nie jest nam z tego powodu miło” – odnosząc się do wykrzykiwanych na manifestacji pod Sejmem wulgarnych haseł w stronę polityków PSL. „Nie obawiam się, że koalicja się rozleci” – dodał Rzepa, odpowiadając na pytanie o Donalda Tuska, który deklarował, że kwestia aborcji jest dla niego priorytetem.

Tak więc te wszystkie opowieści o „ciężkiej pracy” pionków Tuska dla Ojczyzny, o jakiś „programach” junty 13 grudnia - to tylko pic na fotomontaż. Priorytetem dla dyktatora Polski jest bowiem aborcja i każdy pionek doskonale wie, że trzeba teraz znaleźć jakieś kompromisowe rozwiązanie, żeby dyktator się nie wściekł i nie zaczął na oślep zrzucać z planszy ustawione przez siebie pionki. „To jest być może przyczyną tego, że w koalicji mamy trudniejsze momenty. Może pojawi się jakieś inne rozwiązanie, pewien kompromis, który nas tu pogodzi” – mówi Rzepa od przerażonego Tygryska….

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (10 głosów)

Komentarze

 Poczytać o rozwijającej się rozpierdusze. I tym że to nie tylko uwertura, Ale początek prawdziwego koncertu kwiku koryciarzy wpadłych w niełaskę szwabskiego satrapy.

Vote up!
5
Vote down!
0

brian

#1662003

Scenariusz może napisany u Tuska, a może i w Berlinie ?

Cyrk mający odciągnąć ludzi od innych, akurat na prawdę ważnych dla Polaków spraw, jak umowy z kolejami z Ukrainy i Niemiec, jak zgoda na kolejne eko-obciążenia, powodujące wzrost cen energii el., gazu i paliw płynnych. Czy umowa z Ukrainą robiąca z nas darmową krowę dojną. 

Po co o tym dyskutować, jak można bić pianę o aborcji ?

Nie po to zmonopolizowano przekaz medialny, by tubylcze bydło samo decydowało, o czym ma rozmawiać przy obiedzie.

Vote up!
4
Vote down!
0
#1662027