Eurofederaści zacierają ręce, a w Polsce… ostatni zgasi światło (5/6)
Dzięki środowiskom patriotycznym, które nigdy nie wyzbyły się polskości, nastąpi czas powrotu do państwa narodowego.
Jestem na sto procent pewny, iż do owych patriotów odbudowujących polską państwowość, natychmiast będą usiłowali przystawać wszyscy „targowiczanie”, którzy wcześniej „sprzedali nas” „eurofederastom” i będą usiłowali wykreować siebie na „zbawców narodu”. Wtedy my – patrioci powiemy stanowczo „nie”!!! i … wskażemy, gdzie ich miejsce. No cóż, taka już ich mentalność, – zawsze chcą być „na świeczniku władzy” i decydować za nas w sposób „sprzedajny” i „wazeliniarski”.
Ale jak tu wracać i do czego? Brak własnej waluty, brak własnego systemu bankowego, gospodarka w rozkładzie, przemysł i ogromny areał polskiej ziemi sprzedany obcym nacjom (za czasów UE sprzedany „Europejczykom”). Trudny to będzie powrót, ale realny. Historia dowiodła, iż podstawowym źródłem konfliktów narodowych i wojen była niestabilność ekonomiczna i polityczna oraz chęć władania światem.
Okresy wojen nakładały się na długie cykle ekonomiczne. Bieda i desperacja narodów zawsze powodowała wzrost znaczenia ideologii i szukania winnych. Hitler zwalił winę na Żydów. Zaatakował sąsiadów w imię Faterlandu i zwiększenia niemieckiej przestrzeni życiowej. Natomiast Stalin uznał Polskę za „pokracznego bękarta Traktatu Wersalskiego” i w ramach odwetu za porażkę z 1920 roku, – dokonał zbrojnej inwazji na Polskę 17 września 1939 roku. Nie bez znaczenia pozostaje tu bezrobocie i obniżenie stopy życiowej większości populacji na naszym globie. Bogaci i najedzeni ludzie nie mają ochoty iść na wojnę i pozostawić swoje nagromadzone dobra, nie wiedząc czy po powrocie (o ile powrócą) jeszcze coś z tych dóbr pozostanie. Ci bogaci robią wspaniałe geszefty, handlując bronią. Na ogół sprzedają ją biednym, którzy na ten zakup zaciągają lichwiarskie kredyty u bogatych bankierów z elit światowej finansjery.
Bieda podsycona agresją wywołaną przez demagogów, powoduje wystąpienia zbrojne. Walczący desperacko wierzą, iż tylko zbrojnie można poprawić swą sytuację życiową. Ale popatrzmy na to przez pryzmat zmian, jakie szykują nam „eurofederaści”. Naród nieświadomy tego, co go czeka, ogłupiony przez media będące w rękach „targowiczan” i ich „użytecznych durniów”, – przyzwala na to, by prezydent RP ratyfikował Konstytucję UE – obecnie zwaną Traktatem Lizbońskim. I jeśli jego przestrzeganie wejdzie w życie w Polsce (wówczas w regionie o nazwie Land Nadwiślański), to skutki jakie dotkną przeciętnego polskiego „zjadacza chleba”, nie będą do zaakceptowania. I co wtedy? Na nic zdadzą się protesty wąskich grup społecznych, a to raz hutników, a to pielęgniarek, a to taksówkarzy czy pracowników Telekomunikacji Polskiej, której większościowy pakiet akcji posiada France Telecom – francuska państwowa firma. Nikt z „eurofederastów” nie będzie się z nimi liczył, a jak się zdenerwuje, to wyśle Europejskie Siły Szybkiego Reagowania, by spacyfikowały „niepokornych”. I nikt z polskich decydentów z Parlamentu Europejskiego czy Komisji Europejskiej się za nimi nie ujmie, a gwarantowane przez ten „eurogniot” prawo człowieka do poszanowania i godności nie będzie respektowane. Jeśli natomiast „niepokorni” skonsolidują się i z ogromną siłą zaprotestują na niemal całym kontynencie, to doprowadzą do totalnego paraliżu „eurofederacji”. Nie trzeba mieć umysłu Alberta Eisteina, by przewidzieć skutek tego chaosu. Dlatego też twierdzę, że pokój w Europie będzie zachowany jedynie wtedy, gdy nie powstanie europejskie państwo federacyjne.
Na poparcie powyższych słów niech posłuży przykład byłej quasi-komunistycznej Jugosławii. Co byśmy negatywnego nie powiedzieli o Jozefie Broz Tito, to stabilność Jugosławii gwarantował właśnie ten mąż stanu, świetny przywódca i myślący na kilka pokoleń do przodu. Nie poddał się nawet silnemu wpływowi Kremla, który miał ogromną chrapkę na „zapuszczenie swoich macek” na Bałkany. J.B. Tito myślał za Serbów, Chorwatów, Macedończyków, Słoweńców i trzymał cały ten układ w ryzach, ale bez zbytniego autokratyzmu i robienia z Jugosławii państwa policyjnego, choć jej obywatele wiedzieli, że ich narodowość nie jest jugosłowiańska. Do dziś historycy, politycy i ekonomiści zastanawiają się nad tą osobowością, która tak roztropnie poprowadziła Jugosławię, że jako jedyna spośród wszystkich Krajów Demokracji Ludowej nie była zadłużona w Banku Światowym, a dinar był walutą wymienialną na Zachodzie. Mimo różnic etnicznych, obywatele Serbii, Chorwacji, Macedonii i Słowenii bezkonfliktowo współistnieli i świetnie ze sobą współpracowali, wypracowując najwyższy w KDL-u Produkt Krajowy Brutto – zadziwiając tym Zachód. Wystarczyło, że po śmierci J.B. Tito zabrakło jemu podobnego przywódcy, a cały układ padł, albowiem znalazły się takie narodowe siły, które skrzętnie wykorzystały okazję. Skutecznie przypomniały narodom Jugosławii o ich korzeniach, tradycjach narodowych, patriotyzmie i w roku 1991 doprowadziły do wojny, tworząc tym samym rozległy rynek zbytu broni i … rozległe morze krwi, zniszczenia i nieszczęścia. Jak widać, powrót Serbów, Chorwatów, Macedończyków i Słoweńców do swoich państw narodowych nie mógł się odbyć pokojowo i bezkrwawo przy negocjacyjnym stole. Czyżby i nas Polaków w przyszłości czekało to samo? – Niestety, tak.
W Europie XXI wieku mamy do czynienia z silnym tandemem Niemiec i Francji. Te dwie potęgi dominują w Unii i narzucają swój dyktat pozostałym państwom członkowskim. Rozpad tego sojuszu można utożsamiać z rozpadem państwa federacyjnego, o ile takie powstanie. Ale pokój w Europie – wbrew pozorom – zależy także od nas Polaków, a nie tylko od wydumanych idei o państwie federacyjnym. Akceptując Traktat, utraciliśmy kontrolę nad przyszłymi poczynaniami „eurofederastów”, którym nie w głowie dbanie o polskie interesy. Obecna sytuacja ekonomiczna Europy i reszty świata jest szalenie niepewna. Występuje wyraźna koncentracja produkcji przemysłowej w jednych częściach Europy i wzrost bezrobocia w drugich, a globalny wskaźnik zatrudnienia od kilku lat wykazuje stałą tendencję spadkową. Zadłużenie niektórych państw Europy, także USA osiągnęło poziom zatrważający, a wynikające z tego załamanie światowego systemu finansowego stało się faktem. Oto w roku 2008 Stany Zjednoczone ogłosiły kryzys gospodarczy, ściśle związany z załamaniem się systemu finansowego. Był on do przewidzenia, albowiem 75 procent Amerykanów żyło na kredyt, tak łatwo udzielany przez banki. Ale nie jest to jedyna przyczyna. O innych przyczynach można by napisać książkę. Jak w reakcji łańcuchowej przy rozczepianiu promieniotwórczego uranu, kryzys ten dotknął także i Europę, który trwa do dzisiaj. Te państwa Unii, które wprowadziły już unijną jednostkę monetarną euro, szczególnie doświadczyły skutków tego kryzysu. Polska – mimo usilnych nacisków ze strony rządzących „platformersów” – powściągliwie podchodząc do wprowadzenia tej jednostki monetarnej, dzięki temu nie doświadczyła skutków tego kryzysu tak, jak na przykład Słowacja, która zamiast korony, niespełna cztery lata po wejściu w struktury UE, wprowadziła euro. Trudno tu podpierać się liczbami, określając wielkość deficytu budżetowego, czy wielkość innych czynników obrazujących skutki kryzysu, gdyż publikowane dane są nieścisłe i zmanipulowane na korzyść Platformy Obywatelskiej, która sobie przypisuje ten sukces, zapominając o tym, że to propolskie środowiska naciskały za rządów PiS-u, by w sposób bardzo przemyślany podchodzić do zamiany złotówki na euro. W polskojęzycznych mediach, jak i w publicznej telewizji i radio głosi się, że Polska w latach 2009-2010 odnotowała największy wzrost gospodarczy spośród wszystkich krajów członkowskich Unii. Ale nikt słowem nie wspomniał o tym, iż ten wzrost gospodarczy wspomagany był przez środki pochodzące z wyprzedaży obcemu kapitałowi polskiego majątku narodowego i zakładów strategicznych, tak ważnych dla bezpieczeństwa Polski.
Wchodzenie w jakiekolwiek układy federacyjne z punktu widzenia ekonomicznego byłoby w tym dziejowym momencie skandalicznie ryzykowne. Byłoby to jak fuzja wielkich firm w okresie prosperity w jeden wieki koncern. Kiedy następuje załamanie, koncern się rozpada, bo nie jest elastyczny ani konkurencyjny na kurczącym się gwałtownie rynku. Wówczas będzie można zauważyć, iż ten wielki moloch złożony z mniejszych zakładów, szuka drogi wyjścia z zapaści, niejednokrotnie wzajemnie sobie przeszkadzając, albowiem występować mogą sprzeczności interesów, konkurencja, itp. I dobrze, jeśli upadek tego koncernu nie spowoduje utraty mienia. Ale w przypadku załamania się koniunktury światowej – co dziś mamy okazję doświadczać, – pierwszą linią obrony przed takimi zdarzeniami będzie własne, obywatelskie i niezależne monetarnie państwo narodowe, z niezależną władzą, gospodarką, konstytucją i wojskiem. Łatwiej będzie utrzymać pokój w Polsce z użyciem własnych wojsk i policji, niż za pomocą Europejskich Sił Szybkiego Reagowania.
My Polacy, mający w swojej historii cztery rozbiory i piąty obecnie trwający, mający za sobą utratę suwerenności wiemy, iż każda interwencja z zewnątrz wyzwalała w nas Polakach energię, która przekładała się na narodowy ruch wyzwoleńczy. Ten ruch wyzwoleńczy – jak wiemy z historii – spowodował ofiary liczone w milionach ludzi, ale w końcu przyniósł pozytywny efekt w postaci odzyskania niepodległości i prastarych ziem piastowskich. Ale za jaką cenę? Czy musimy upaść na samo „dno Europy” tylko po to, by móc się od tego dna odbić i niemal od początku budować silne państwo? Przecież jest to droga, którą idąc, narazimy naród na setki tysięcy, jeśli nie miliony ofiar, morze cierpień, zgliszcza i ruiny.
Cd.n...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1016 odsłon