DONALD SIĘ WŚCIEK!
Gdy noc już definitywnie przegrywa z blaskiem poranka, kocham wychodzić do ogrodu, stać i się po prostu rozglądać. Napawać się rodzącym dniem, mając przekonanie, że będzie to dobry dzień. Choć zdrowy rozsądek, jak zwykle strasznie przyziemny, podpowiada: - No, nie wiem...
Jest godzina 3:45. Stoję właśnie na tarasie i słucham słowika. Wprawdzie głównie przyjaźnię się z kosami, ale słowik o poranku na prawdę potrafi ci ustawić dzień.
Po chwili, zataczając kręgi i ósemki nade mną zaczęła latać jaskólka. Nie.... to niemożliwe. Oczywiście! To nietoperz. Polował na owady tuż nad moją głową, tak, że nawet pomyślałem, czy on przypadkiem nie bierze mnie za jakiegoś wyrośniętego chrząszcza, czy muchę.
Na wszelki wypadek szybko zmówiłem ojcze nasz i zdrowaśki, no bo nietoperz to – wiadomo – diabelskie nasienie. I faktycznie zaraz zniknął.
Spokój... Cisza... Zero wiatru – jak mówimy pod żaglami – flauta.
Trudno dłużej trwać w nirwanie, bo mózg mówi: - dobra, dosyć i zaraz podrzuca jakieś wspomnienie. Bez nacisku świadomości; ot tak, losowo.
I maszci, znowu podsyła Tuska. Świadomie wolałbym aby zniknął, ale parszywiec uwił sobie gniazdo w naszych mózgach. No dobrze...
Popatrzmy, co myślałem jakieś osiem lat temu.
_________________________
Donald się wściek – jak mówił Paweł Graś.
Jakiś idiota w czasie coffeetime bawił się ulubionym laptopem na biurku szefa i nieopacznie zostawił internet na stronie =memy.komorowski=
Donald, który każe do siebie mówić – szefie, jak donoszą mściwi i złośliwi Flamandowie w tej Brukseli, był już wq..ny od samego rana, bo zapodziała się już trzecia kulka od piłkarzyków, które kazał zainstalować w garderobie. Wysłał więc Grasia, by kupił od razu pięćdziesiąt kulek w sklepie z piłkarzykami, ale ten wrócił z niczym, bo sklep otwierają o jedenastej.
Tak po prawdzie, to chyba Graś sam zapodziewał te kulki w zemście, bo cały poprzedni tydzień malutkim pędzelkiem przemalowywał piłkarzyki na Bayern Monachium i Lechia Gdańsk. A potem musiał grać z szefem, oczywiście, jako Bayern i jeszcze bardziej oczywiście, przegrywać z tym trampkarzem z Lechii.
No i jak teraz zobaczył jaja z tym ciulem Bronkiem, którego sam osobiście wstawił pod żyrandol, to ssanie paluszka, karmienie osiołka marchewką, aferę krzesłową i wsypę w Krakowie; no i te mendowate i wredne komentarze internautów – półgłówków, których już prawie miał na widelcu z tymi ACTA, to się wściek, jak zwykle zburaczał na gębie, tak, że rudość owłosienia odcinała się jak u Van Gogha, latał w kółko i wrzeszczał:
- Fakju! Fakju! Fakfakfak!!!
Bo właśnie miał włączony guziczek "En" i nie chciał tracić lekcji. I jeszcze te Bronkobusy!!! Tuskobusy to był mój osobisty pomysł! I ja miałem tylko cztery, a ten głupek szesnaście! Co za palant (łot ze fak!)
Don nie ma humoru od tygodnia. Dokładnie, gdy zniknął Władimir.
Najpierw chciał natychmiast wysłać Kaszalota-Bula-Bronka, by zapieprzał na Krym, ogłosił się carem i przejął całe archiwum KGB/FSU, szczególnie aneks z tajnopisem ze spaceru z Vładem na molo w Sopocie.
Zreflektował się jednak szybko, że raczej to by nie przeszło i nawet zjednoczone siły ABW+CBŚ+CBA+SW+ SKW, oraz BOR, jako ochrona, by tym razem nie dały tak łatwo przejąć pałacu, jak poprzednio. I z tym carem to też ryzykowne... Co by na przykład było, gdyby ruskie to nagle zaakceptowały??? No nie... Bredzisław na Kremlu?! I te wszystkie atomówki w jego renku? [nie poprawiać!] Zagłada Wszechświata murowana!
Takie myśli, jak błyskawica mu wtedy przelatywały przez głowę, więc zapalił specjalnie dla niego przygotowywane cygaro Fuente Fuente OpusX, o uspokajającym działaniu (to przecież Belgia do cholery...) i jak zwykle w takich sytuacjach zadzwonił do Andżeli po poradę. Lecz ta też była nieswoja i zdenerwowana, bo już z Vladem finalizowała reaktywację na tych trofiejnych terenach Ukrainy - tego niewdzięcznego bękarta, Niemieckiej Nadwołżańskiej ASRR, a tu schweine zniknął. Nie daruje mu tego, choćby palant był martwy, skremowany, spopielony i rozsypany nad Ziemią ze Sputnika. Tak się kobiecie nie robi. Szczególnie niemieckiej kobiecie. No i po tym wszystkim... Fuj, jednak, co to za dzicz. Tak sobie rozmyślała gdy ten Donek Pierdonek, jak kazał się pieszczotliwie nazywać w momentach ekstazy, gitarę jej zawraca. Choć właściwie to całą filharmonię.
I co teraz? Kulek do piłkarzyków nie ma (to najgorsze), Władymir może się już w piekle smaży (Bohu sdiełaj by z sopockim podsłuchem), no i jeszcze ten ciul cielakowi daje possać...
Zgroza i gomora.
Chcę do Warszaaawy!!!
(I Sopotu)
- Eeeela!!! Chono tutaj!!!!!
_____________________
To były czasy. Takie wspomnienia uspakajają. Humor, kpina, drobna satyra. Daleko do ***** ***. Nie ma bydlaków Wagnera z jednej strony i nadludzi Webera z drugiej. Ciężko. Naród w stresie coraz bardziej głupieje. Wszyscy warczą na siebie. Chyba, że akurat wyją.
A miało być lepiej...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 586 odsłon
Komentarze
Jak w zeszłym roku byłem na
30 Czerwca, 2023 - 20:21
Jak w zeszłym roku byłem na paradzie z okazyji jakiegoś wojskowego święta, gdzieś w okolicy na murze ktoś napisał: "j***ć lewicę i po" (bez gwiazdek).
I cóż mogę rzec, zezwierzęcenie obraca się przeciwko nim.
Евросоюз, идите вы в жопу!