Cel Nr.1 – zniszczyć USA do końca
Jeżeli wykluczyć tego niedoważonego lewaka Francisa Fukuyamę, to politolodzy zajmujący się geostrategiami i prawdopodobnymi wydarzeniami w przyszłości, tworząc przeróżne scenariusze rozwoju wypadków, pełnią pożyteczną rolę.
Największym szacunkiem darzę George'a Friedmana, nota bene, przyjaciela Polski, który na 11 prognoz politycznych miał 9 trafnych. Jak na razie ostatnia, po której chylę czoło, to opanowanie Turcji przez Recipa Erdogana. Spełniło się co do joty. A przy okazji, polska prawica, w tym obecna władza, powinny "pucz Erdogana" dokładnie przestudiować.
Tak więc pozwalam sobie zademonstrować moją własną prognozę co do rozwoju sytuacji w najbliższym czasie. Oczywiście, w większości takich rozważań dominuje stawianie pytań. No i oczywiście, wszystko to, to tylko hipotezy.
Jaki jest obecny cel strategiczny geopolityki? To chyba oczywiste – zniszczyć, lub choćby tylko bardzo osłabić Stany Zjednoczone Ameryki. Odebrać im rolę światowego hegemona i "światowego policjanta". Wprawdzie USA przegrało zimną wojnę, jak spanikowało po wystrzeleniu Sputnika, a potem po skalkulowaniu, że Rosjanie posiadają już 3 tysiące głowic nuklearnych, zdolnych przy pomocy rakiet takich, jak ta co wyniosła pierwszego satelitę o wielkości piłki nożnej na orbitę, obrócić całe Stany w radioaktywną pustynię. Tymczasem ZSRR miało wówczas tylko 4 głowice, w tym jedną w pełni działającą. Od czasów carskiej Ochrany, Rosjanie są mistrzami dezinformacji i manipulacji. A Amerykanie ze swoją mentalnością i naiwnością są bezradni wobec azjatyckich gier.
Dlatego wykluczam Chiny z obecnej walki o jak najszybsze przejęcie sterów nad światem. Tak, oczywiście, oni też do tego prą, tylko ich metoda jest długofalowa – krok po kroku chcą niszczyć USA ekonomicznie, zmieniając strumienie przepływu towarów i finansów.
A Rosjanie działają szybko i skuteczniej. Mają przecież już od dziesięcioleci potężnie rozbudowaną w Ameryce sieć swoich agentów.
My, Polacy bardzo wycierpieliśmy za decyzje podejmowane w Jałcie i Teheranie.
Lecz dzisiaj wiemy z całą pewnością, że niedołężny już wtedy prezydent F. D. Roosevelt, w najbliższym otoczeniu był prowadzony przez 7 agentów Kremla. W tym ruskim agentem był, jego najbliższy przyjaciel i zaufany doradca, Harry Lloyd Hopkins. Potwierdzili to Oleg Gordijewski i słynne Archiwum Mitrochina.
Dlatego amerykański prezydent bez mrugnięcia okiem i słowa protestu wspierał projekty Stalina dotyczące podziału Europy, gdzie Rzeczpospolita ucierpiała najbardziej.
Jednocześnie przez całe dziesięciolecia, Polacy, w skrytości antykomunistyczni, Amerykę kochali najbardziej.
Pozostając przy Polsce, ale mając na uwadze światowe rozgrywki, warto się zastanowić, czy rozgrywające się na granicy polsko – białoruskiej wydarzenia, to nie dywersja, taka zasłona dymna, mająca przekierować uwagę opinii publicznej i w większości sterowanych przez mityczną Centralę mediów, na konflikty lokalne, w pewnym sensie drugorzędne, aby ukryć główne uderzenie w obecnej wojnie.
Od wielu, wielu lat mamy podejrzenia co do wpływu tajnych, rosyjskich służb, na to, co się dzieje w USA. Wątpliwości budził już nieudacznik Carter, ale poważna ofensywa rozwinęła się od czasu lewackiego, czarnoskórego prezydenta Baraka Obamy, a może nawet od Billa Clintona, którego żona Hillary, później została sekretarzem stanu u Obamy, by w końcu przegrać wybory prezydenckie z Donaldem Trumpem.
Jej porażka była ciosem dla sowieckich służb i szerokiego grona lewackich, kryptokomunistów amerykańskich, których, o dziwo, wyprodukowali sowieci, mający na sztandarach wroga, którego trzeba rewolucyjnie zniszczyć – kapitalistów.
Bo to właśnie bogacze, miliarderzy, oraz czy to posiadane czy wspomagane przez nich media i uniwersytety stworzyły tajemniczy deep state.
Nie powtórzono tej wyborczej wpadki przy ostatnich wyborach. Zmasowany atak, oparty na oszustwach, kłamstwach i fałszowanych wynikach, dał władzę byłemu wiceprezydentowi u Obamy, sklerotycznemu, z widocznymi objawami demencji, Billowi Bidenowi. Czyli idealnej marionetce prowadzonej na sznurkach, podobnie jak FDR w czasach Jałty.
Rosja Putina to już inny kraj, niż Rosja Stalina, Chruszczowa, czy Breżniewa. Spowodowała to technologia – rewolucja informatyczna, a szczególnie rozwój nowych komunikatorów i mediów społecznych, przerzucając wpływy na manipulowanie opinią publiczną z czasopism i kanałów telewizyjnych na komputery i smartfony. Putin ma władzę absolutną, a o wszystkim decydują służby FSB – nowa wersja KGB – mająca nawet wojskowe GRU pod sobą.
Teraz narzędziem wpływu nie są już poważne redakcje gazet i studia telewizyjne, tylko farmy trolli, boty i zwykli ludzie zwani pożytecznymi idiotami, którą to nazwę – poleznyj idiot – podobno wymyślił Lenin, nazywając tak zachodnich dziennikarzy.
Mając takie fantastyczne narzędzie, taką szybkostrzelną broń, pokrywającą cały świat, Putin skoncentrował swój atak właśnie w domenie informacji, zamiast używać pancerne czołgi, olbrzymie bombowce, czy pociski balistyczne (które na dodatek ciągle się psuły).
I jak widać, taki wektor działań wojennych, przynosi Rosji, czy to w Polsce, czy w USA, większe sukcesy, niż cokolwiek dotychczas.
Jeżeli ktoś myśli, że posadzenie na tronie w Ameryce bezzębnego starca, na dodatek w towarzystwie bolszewickiej fanatyczki, Kamali Haris jako wiceprezydent, to już koniec wpływów na demontaż hegemonii USA, a ogłupiały Biały Dom resztę destrukcji zrobi sam, to się myli.
Jak ponurego komunistę Cimoszewicza usuwano z domku myśliwskiego, bodajże w Białowieży, to wyprowadzając się zniszczył on nawet krany, rury i sedesy. Bo bolszewicy zawsze muszą sprawy doprowadzić do końca. Zawsze strzelają drugi raz w głowę do leżącego już, martwego wroga.
Tak więc, nie oglądać się na horrendalne błędy dokonywane przez ekipę Białego Domu, jak zamrożenie rurociągu kanadyjskiego, poparcie Nordstream 2, i uczynienie Niemiec europejskim zarządcom, oraz ostatnią, tragiczną katastrofę – sposób i moment wycofania się USA z Afganistanu, należy zrobić więcej, żeby Ameryka długo nie stanęła na nogi.
Cóż takiego jeszcze może zrobić zjednoczona neobolszewia rosyjsko – amerykańska?
Zniszczyć Biały Dom, a nawet cały Waszyngton, to żadna sztuka. Wystarczy wysłać Bidena do domu spokojnej starości, a na tronie posadzić hindusko jamajską Kamalę Harris. Co byłoby takie, jak oddanie władzy w ręce Polki, żonie Lenina, Nadieżdzie Krupskiej (herbu Korczak), zawoalowanej trockistce, czy innej Polce, właściwie polsko-żydowskiej fanatycznej marksistce, Rozalii (Róży, jak pani Thun) Luksenburg ("Wolność jest zawsze wolnością dla myślących inaczej".- przewidziała LGBT?).
Z panią Harris u steru mocarstwa świat pewnie by zmienił orbitę.
Stany Zjednoczone Ameryki od początku były państwem nieustających konfliktów. Nawet wszystko tam zaczęło się od wojny secesyjnej. Amerykanie wolą nazywać to wojną domową (American Civil War). Południowe stany zdecydowały się oderwać od unii i pójść własną drogą. Do dzisiaj nazywane one są Konfederacją, a ich tradycja jest ciągle żywa.
Walczono z niewolnictwem, walczono o równość rasową, a teraz o wydumane prawa pięćdziesięciu mniejszości seksualnych. Amerykanie mają silne poglądy i są drażliwi. To w połączeniu z 2 poprawką do konstytucji USA [*], zapewniającą prawo każdego obywatela do posiadania broni, tworzy potencjalnie wybuchowy materiał.
Byłem w paru wielkich magazynach typu "Army and Navy stores", zanim zostały mekką dla survivalistów i widziałem, jak wielki wybór broni krótkiej i długiej, w tym automatycznej, swobodnie można tam kupić. Praktycznie wszędzie na prowincji każde gospodarstwo domowe jest uzbrojone.
Wiemy, jak łatwo, pod byle pretekstem, jest wywołać zamieszki i rozruchy uliczne w Stanach. Pamiętamy sprzed roku, jak faktycznie brutalne zabicie przez policjanta czarnoskórego ćpuna spowodowało wielodniowe rozruchy niemalże w całym USA.
A czy można to zrobić na znacznie większą skalę? Oczywiście można.
Cóż więcej może spowodować upadek i zniszczenie "światowego policjanta" i hegemona? Rozpad Stanów Zjednoczonych. Ponowna wojna secesyjna – Cyvil War.
Praktycznie po niemal pewnym fałszerstwie wyborów, po kłamstwach, teraz już odkrytych CNN i zablokowaniu prezydenta USA (!!!) przez popularne komunikatory społeczne jak Tweeter, czy Facebook, społeczeństwo USA jest podzielone niemal pół na pół; fifty-fifty. Nie dość tego, ale również władze stanowe i administracje niektórych stanów federacji, są niechętne centralnej administracji Waszyngtonu.
Wiemy, jak niewielkiej iskierki potrzeba, żeby to wszystko gwałtownie wybuchło, rozrywając USA na strzępy. Życie i natura pokazują, że zniszczyć coś można w sekundę, natomiast buduje się latami, a nawet stuleciami.
Jeżeli taki plan by się udał władcom nowego porządku świata, to już nic nie jest w stanie zagrozić tym fanatycznym neomarksistom pod batutą Kremla. Rozbite twory polityczne, które powstaną w miejsce federacyjnego USA, długo będą lizać rany i potrzebować dziesięcioleci na odbudowę.
A i tak władzę przejmą nowi dowódcy i panowie – właściciele i zarządy tego wszystkiego, co dzisiaj jest określane przymiotnikiem BIG. Berlin, Paryż, Ottawa, Rzym, czy Madryt, żeby wyliczyć tylko pierwsze z brzegu, staną się filiami, podległymi ogólnoświatowym władcom.
Money makes the world go round...
Co z Polską? Licho wie. Lecz marnie to wygląda.
[*] A well regulated militia being necessary to the security of a free state, the right of the people to keep and bear arms shall not be infringed. Tłumaczenie: Ponieważ dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie ulegnie naruszeniu.
Milicja tutaj określa oddolne, spontaniczne grupy obronne obywateli.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 323 odsłony