31 sierpnia 1982, fragment wspomnień (2)*
Siedzimy sobie w celi Aresztu Śledczego na Białołęce.
Brzmi to idiotycznie – ale jest spoko.
Klawisze się zachowują neutralnie, o żadnym biciu nie ma mowy.
Jest Romek z KPNu, Antek – nauczyciel z Pruszkowa, Grydzewski, który nas trochę niepokoi, bo opowiada, że jest Żydem i że go obserwują Arabowie.
Starsi od nas dwaj przedstawiciele sojuszu robotniczo-chłopskiego: rolnik spod Garwolina, który zaraz dostał ksywkę Wujek i opisany przez (wtedy kędzierzawego bruneta) Adama Hohendorffa**, a zatrzymany dzień po nas hydraulik, który, jako najstarszy został ochrzczony Dziadkiem.
Jest też dwóch najprawdziwszych recydywistów – wytatuowany i porżnięty na maksa Artur i starszy pan o ksywce Kapitan, wyglądający jak conradowski wilk morski i mówiący o sobie spokojnie – ja jestem złodziej.
Dni mijają, wiemy już, że w dniu naszego zatrzymania milicja zastrzeliła w Lubinie demonstrantów. Spacer w betonowym boksie powoli przestaje być atrakcją.
Któregoś dnia klawisz wywołuje: Fedorowicz – zbierać się!
Przenoszą mnie do innej celi – uuu…
Ale zamiast do celi prowadzi mnie do depozytu, a potem ląduję w jakimś pokoju, w którym czeka wysoki, ciemny cywil. Ma dokładnie taką samą szwedkę, jaką sobie niedawno kupiłem, ale idąc na demonstrację wziąłem grubszą kurtkę, że niby lepiej przed pałą chroni.
Ma w ręce teczkę z dokumentami i bez słowa prowadzi mnie do stającego dużego fiata na cywilnych numerach.
Kierowca w milicyjnym mundurze, ja siadam z tyłu pomiędzy dwoma tajniakami.
Nie mówią dokąd mnie wiozą– ja nie pytam.
Widzę, że wyjeżdżamy z Warszawy w kierunku na zachód.
Niedobrze – zjadą gdzieś z drogi i mi łeb ukręcą.
Ale fiat nigdzie nie zjeżdża tylko jedzie dalej szosą.
Dojeżdżamy do jakiegoś otoczonego murem kompleksu zabytkowych, ślicznych budynków (no ślicznych, taka prawda).
To… Tworki.
Wchodzimy z jednym z tajniaków do jakiegoś gabinetu, gdzie drobna, ok. 40 letnia blondynka w białym fartuchu coś kwituje i… tajniak wychodzi, zostawiając mnie sam na sam z tą, co pokwitowała dokumenty.
Szok.
Ona się przedstawia.
Jest ubrana w niebieskie jeansy i – jak dziś pamiętam – chińskie, białe półtrampki (wtedy szpan zupełny).
Patrzy na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami i spokojnym głosem mówi tak:
tu nic już panu nie grozi, tylko proszę, niech pan stąd nie ucieknie (cholera, w myślach czyta).
Pewnie chciałby pan kogoś powiadomić, że już pan jest u nas – proszę, tutaj jest telefon.
Dzwonię do domu, słyszę rodziców, za chwilę wsiądą do samochodu i będą za 3 kwadranse.
Dostaję od blondynki kanapkę i kubek herbaty.
Uśmiecha się. Rozmawiamy chwilę i o tym co się w Polsce dzieje (jest z oczywistych względów na bieżąco), po czym ona przechodzi do rzeczy:
będzie pan u nas na oddziale tyle ile będzie to potrzebne, żeby zdjąć panu poczytalność. Proszę się nie bać – to taki sam szpital jak każdy inny, no i jest pan pod moją osobistą opieką.
A, tylko oddziałowa jest tu partyjna, ale ona jest w porządku.
———–
Ta szczupła blondynka, to śp dr Maria Czerwińska-Sienkiewicz, ordynator w Tworkach.
Wspaniała, kochana, dzielna kobieta, która – jak się potem dowiedziałem – nie mnie jednemu uratowała tyłek.
A prywatnie mama Kuby Sienkiewicza – tego samego, który zaśpiewał ostatnio w Opolu zmienioną wersję piosenki z Kilera.
No tak to w Polsce się plecie.
———–
* http://blog.wirtualnemedia.pl/ewaryst-fedorowicz/post/31-sierpnia-1982-fragment-wspomnien
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1436 odsłon
Komentarze
Ewaryst...
1 Września, 2016 - 09:46
...Sienkiewiczowi też nie pasuje "dobra zmiana", oczywiście pisiory zaraz zrobią z niego platfusa, a on wyraźnie podkreślił, ze nie podoba mu sie uprawianie w Polsce polityki, mnie też...ale nie przeszkadza, a nawet to woda na młyn dla niezalżenych skunksów, żeby zrobić polowanie na czarownice i ruskich agentów...
Kuba miał super Matkę...widać, że miała dobre serce i potrafiła dostrzec piękno w człowieku, miarkuję po Twoim tekście...pozdrawiam
http://trybeus.blogspot.com/
trybeus
1 Września, 2016 - 10:51
To była bardzo odważna kobieta: przecież ryzykowała nie tylko karierą, ale i więzieniem - cały czas obowiązywał dekret o stanie wojennym
Jej najbliższą, we wszystko wtajemniczoną współpracownicą była dr Maria Buksowicz, a cały patent na wyciągniecie mnie z Białołęki wymyśliła dr Barbara Czajkowska.
To takie ciche bohaterki, jakże inne od tego styropianowego, pożal się Boże " establishmentu ".
Ewaryst Fedorowicz