ROZMOWA MIĘDZY CELEBRYTAMI
- Nawet nie wiesz Ewa, jak się cieszę. że będziesz matką...
- Widzisz Antek, do ciebie szłam, a po drodze zaszłam z innym...
- Z tego powodu jestem jeszcze bardziej szczęśliwy. A ten inny to znana ci z nazwiska osoba?
- Hmmm, może poproszę inny zestaw pytań, co? Powiedz, a ty jak się dowiedziałeś?
- O twojej ciąży? Cały Internet aż huczy! Wiesz, że uważam cię za aktorkę raczej średnio utalentowaną, ale muszę przyznać: talent do autoreklamy masz nieprzeciętny. Cały naród się tobą interesuje.
- Ach ten… naród… . Nie wiem, czy na mnie zasługuje. Ale dobrze, że już wiedzą.
- Kiedy poród?
- Za około dziesięć miesięcy.
- Dziesięć miesięcy? Dlaczego tak długo?
- Taki mam kontrakt.
- O czym ty mówisz? Jaki kontrakt?
- Mówię o ciąży, podpisałam umowę z wydawnictwem. Będą mnie fokusować przez cały ten czas, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu. Oczywiście nie za darmo. Zdziwiłbyś się, ile zażądałam…
- Chyba wolę nie wiedzieć, mógłbym pozazdrościć, że nigdy nie będę w ciąży.
- Postawili warunek, że cała kampania musi trwać jedenaście miesięcy. W sumie, dlaczego nie? – Płacą mi za każdy miesiąc – więcej zapłacą.
- Ano, maasz! Swoją drogą… ciekawe, jaki produkt będą lokować przy okazji? Aż się boję, że jakieś środki antykoncepcyjne. Dziesięć miesięcy… to w sumie komfortowa sytuacja, będę miał dość czasu.
- Ty? A co ty masz do tego?
- Szykuję dla ciebie niespodziankę.
- O, chcesz mi kupić jakiś samochód? Tyle lat nie mogłam się doczekać!
- Przesadzasz, byliśmy razem raptem półtora roku. Poza tym uważam, że nie powinnaś prowadzić żadnego samochodu, zwłaszcza, jak jesteś w ciąży. Samochód… nieee… Upiekę ci sernik według nowej receptury. Palce lizać.
- Ach tak. I potrzebujesz na to aż dziesięć miesięcy?
2
- Najbliższe miesiące zamierzam poświęcić na studiowanie Tory.
- Tory? A co to takiego?
- Nie wiesz? To taka żydowska Biblia.
- A w jakim to języku?
- Zdaje się, że po hebrajsku.
- A ty znasz hebrajski?
- Ewa, czy ja wyglądam? Oczywiście, że nie.
- Nie rozumiem, to jak będziesz studiował tę tooo…?
- Tooorę. No chyba są jakieś przekłady, np. portugalski…
- A portugalski znasz?
- Nie, no ale to przynajmniej będzie nasz alfabet. Będzie jakiś punkt zaczepienia. Akurat portugalskiego można się przecież nauczyć, nie?
- Ach tak, rozumiem. Zawsze byłeś ambitny. Pamiętam jak…
- Dobrze, dobrze, lepiej już zapomnij… Wiadomo już, co urodzisz.
- O Boże, lekarz mówił mi, że dziecko… Mam nadzieję, że dziecko!
- Oczywiście, spokojnie, skoro zapewnia cię lekarz, to na pewno będzie dziecko – pytam o płeć.
- W sumie nie wiem, nie chcieli mi powiedzieć.
- Jak to! A cóż to za tajemnica?
- Nie wiem. To jakaś dziwna sprawa. Powiedzieli mi, żeby się tym nie interesować, bo nie ma czegoś takiego jak płeć, albo jest, ale to coś zupełnie nie to samo, niż mi się wydaje… Nic z tego nie zrozumiałam, chyba pójdę do innego ginekologa.
- No, a jak ten drugi powie ci, że to, co urodzisz, to nie będzie dziecko?
- No masz – nie pomyślałam. Faktycznie, może lepiej nie ryzykować? Zresztą, ten mój obsługuje wszystkie znane celebrytki…
- No tak, to już lepiej nie kombinuj - lepszego dla siebie nie znajdziesz. Słuchaj Ewa… z innej beczki… jest jedna sprawa…
- Oo, tu jesteście moi najważniejsi goście! A co to za sprawa, że chowacie się przed wszystkimi? Nie chcę się skarżyć, ale nie wypiliście nawet mojego zdrowia.
3
- A gdzie są wszyscy?
- A gdzieżby: połowa przy korycie, druga połowa przy barze. A wy nic nie pijecie?
- Nie gniewaj się Borys, ale tłum mnie mierzi.
- W czym problem? Zaraz kelner wam przyniesie, powiedzcie tylko, co? Szampan, jakiś drink?
- Dla mnie oczywiście szampan!
- Zaraz, zaraz, Ewa. A ciąża?
- Co ciąża? Ciąża to nie choroba, a szampan to nie alkohol!
- No właśnie, Ewunia, gratulacje, twoje zdrowie… Trzymamy za ciebie kciuki. Nie masz pojęcia, jak wszyscy się ekscytują… Bez przesady - to teraz temat numer jeden. Powiem ci, że ruszyła już nawet giełda nazwisk…
- Giełda nazwisk? Co masz na myśli?
- No wiesz… chodzi o przyszłego tatusia…
- Ach tak… No i o kim się mówi?
- Lepiej zapytaj, o kim się nie mówi! Chyba tylko o papieżu. To taki żart, bez obrazy.
- No a ty, Borys, na kogo stawiasz?
- Ha, powiem ci, że zastanawialiśmy się nad tym z Majkelem i mamy swojego kandydata, właściwie pewniaka.
- Pewniaka? No proszę nazwisko, bardzo jestem ciekawa…
- Od razu nazwisko! Stawiasz mnie w niezręcznym położeniu.
- Nie rozumiem…
- Może inaczej, krok po kroku – tak będzie łatwiej. Otóż, na pewno jest tutaj wśród moich gości?
- Ciepło, ciepło… . No tu są przecież wszyscy. Co dalej?
- Na pewno nie ma go z tymi przy korycie, ani przy barze…
- Ciekawe, mów dalej…
- Jeżeli nie ma go tam, to jest tu i na pewno nie jestem nim ja… Czyli… kto zostaje?
- A, Borys, że niby to ja… No wybacz… trochę popłynąłeś…
4
- Tak to sobie wymyśliłeś… Bor… . Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Wiesz, że jesteście z Michałem dla mnie wyjątkowi i nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, ale … rozumiesz, to delikatna sprawa… Na razie niech tak zostanie, dobrze?
- Jasne. Ewunia, powiesz, kiedy uznasz za stosowne – nie ma tematu. Powiedz, Toni, co z twoim nowym projektem? Będzie coś z tego?
- Znasz mnie, walczę do końca. Potrzebuję sponsora i to, bez przesady, strategicznego. Jestem dobrej myśli, chyba jestem blisko celu.
- Super! Tak trzymaj! O mnie i Majkelu pamiętasz?
- No jak! Jesteście pierwsi na liście, kto lepiej zatańczy i zaśpiewa? To będzie trochę też o was. To będą wasze role. Mam nadzieje, że życiowe.
- Nie masz pojęcia, jak Michał się ucieszy, będzie mega szczęśliwy! A Ewa?
- Co Ewa?
- Zagra z nami? Szykujesz też coś dla niej?
- Ewa…? Nie… To nie jej klimaty.
- Nie jej klimaty! A Justyna to były jej klimaty?
- Bor, o czym ty mówisz? O jakiej Justynie?
- No jak to, ostatnio grałaś tę świętą…
- A, o to ci chodzi: pomyliłeś Justynę z Faustyną.
- Może, może. Justyna brzmi bardziej seksi – kojarzy mi się z chłopką gwałconą przez dziedzica.
- Oczywiście, że to też nie były klimaty Ewy. Niestety, to było widać na ekranie. Poza tym przypominam nieśmiało o ciąży.
- Ok., ty jesteś boss, ty decydujesz. No dobrze, co wam przynieść do picia?
- Wiesz, Borys, może rzeczywiście powinnam sobie odpuścić. Wypijemy za rok, jak wszystko pójdzie dobrze.
- A ja się jeszcze zastanowię, podejdę później do baru i sam coś sobie zamówię. Daj nam jeszcze chwilę z łaski swojej…
- Ok! Rozumiem, że musicie uzgodnić imię dla dziecka.
- Ha, ha, ha. Bardzo dowcipne. Borys, wracaj do gości przy korycie.
- Widzimy się! Pa!
5
- Pa! …
- …Mówiłem ci, Ewa, że mam do ciebie sprawę…
- No właśnie, co to za sprawa?
- Chciałem cię o coś zapytać…
- No to pytaj, pytaj…
- Pamiętasz, był u nas w apartamencie…
- U nas?! Antek, czyżbyś miał na myśli mój apartament?
- Mój, twój – nie o to chodzi, zostawmy to. Mam na myśli czas, kiedy mieszkaliśmy razem…
- No pamiętam… Był taki czas.
- Mieliśmy wtedy taką czarną drewnianą figurę – mężczyznę z wyprostowanym penisem, tak zwany „szaman grający na penisie”. Zresztą, to był mój skromny wkład do naszego wspólnego gospodarstwa.
- A jakże, pamiętam to dziwo.
- No właśnie, nigdy ci się nie podobał, zawsze go przestawiałaś z kąta w kąt. Pewnie robi teraz u ciebie za wieszak, albo wyniosłaś go do piwnicy. Chciałbym go odzyskać, w końcu to rodzinna pamiątka po moim ojcu.
- Zapomnij! Nic z tego nie będzie.
- Ewa, nie… proszę… nie rób mi tego… Chcesz mi zrobić na złość – proszę…nie…
- Nie oddam nie dlatego, że jestem złośliwa, tylko dlatego, że już go nie mam.
- Jak to?
- A tak to! Kiedy się wyprowadziłeś, zaraz wyniosłam go na śmietnik. Długo tam nie postał, zdaje się, że jakiś bezdomny wziął go na opał i tyle było pożytku z jego drewnianego penisa!
- Nie wierzę… jeżeli to prawda, to chyba cię…
- Prawda, prawda. A po co miałam trzymać u siebie tego…? Przecież wiesz, jak ten dzikus na mnie patrzył – jakby chciał mnie zgwałcić! Po prostu, bałam się go!
- Nie, kobieto, ja cię naprawdę zabiję… No nie, jednak nie mogę, zapomniałem -przecież jesteś w ciąży. W takim razie sam sobie strzelę w łeb, albo jeszcze lepiej zaćpam się na śmierć – będzie bardziej trendy.
6
- Czy ty aby nie przesadzasz? Z tym kawałkiem drewna?
- Przesadzam?! Chodzi o moje życie, w każdym razie o najbliższą przyszłość.
- Nie rozumiem, co ma wspólnego czarny penis z twoją przyszłością.
- Za przeproszeniem, nie „czarny penis”, a „szaman grający na penisie” – to nazwa katalogowa.
- Szczegół, nadal nie wiem, o co ci chodzi.
- O co mi chodzi? To dość długa i zawiła historia, nie wiem, czy cię zainteresuje.
- Jeżeli zmieścisz się w pięciu minutach…
- Ewa, ty naprawdę go już nie masz?
- A jak myślisz? No słucham, co to za historia?
- Rzeczywiście, to może nie było arcydzieło, w każdym razie według europejskich kanonów, ale i tak na wolnym rynku sztuki „szamana” wycenia się na jakieś pół miliona dolarów.
- O kurrr… Żartujesz? Nie wierzę…
- Możesz sobie nie wierzyć, to bez znaczenia - takie są fakty.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Słuchaj, jeżeli wtedy znałeś jego wartość i nic mi nie powiedziałeś, to powinnam cię teraz zabić! Zwłaszcza, że jestem w ciąży.
- Uspokój się, ty przynajmniej masz swój kontrakt, a ja…? Tu nie chodzi o te pół miliona, to jest pikuś.
- Pół miliona dolarów… pikuś?
- Ewa, jeżeli mi go nie oddasz… to projekt mojego życia diabli wzięli. Wyobraź, sobie, że…
- Już sobie wyobrażam…
- że z tym szamanem to arcyciekawa historia, ktoś mógłby zrobić z tego świetny film. Wszystko zaczęło się w dziewiętnastym wieku w Afryce.
- O Boże, już zaczynam się nudzić…
- Mogę dalej?...Pewien Prusak, mniejsza o nazwisko, zauważył tę figurę u jakiegoś plemienia i nabył ją od tubylców za bezcen, no - powiedzmy - równowartość szklanych koralików. Zabrał do siebie, do Europy. Minęło ileś tam dziesięcioleci, lata trzydzieste dwudziestego wieku jeden z hitlerowskich bonzów, niejaki Goering, zwrócił uwagę na
7
naszego szamana w willi zaprzyjaźnionej pruskiej rodziny gdzieś pod Berlinem. Jako że Goering był już bardzo wpływową osobą a pruska rodzina mocno sympatyzowała z ruchem Hitlera, głowa rodu, wnuk tego Niemca z Afryki, w geście sympatii ofiarował rzeźbę Goeringowi. I teraz clou wszystkiego: szaman z penisem może nie należał do najbardziej cennych eksponatów w kolekcji Goeringa, ale był jedynym dziełem sztuki, literalnie jedynym, które ten pozyskał nie przez rabunek, ale - nazwijmy to – w uczciwy sposób. Czujesz to? No, ale to oczywiście jeszcze nie koniec historii. Gdy Ruscy zdobyli w czterdziestym piątym Berlin, grający szaman stał sobie w ocalałym berlińskim apartamencie Goeringa. Tam zwrócił na niego uwagę pewien sowiecki pułkownik, tak się złożyło, że był to mój dziadek. Reszty historii nie muszę ci już chyba dopowiadać.
- No dobrze, ale co w końcu zamierzałeś z nim zrobić? Chciałeś go sprzedać?
- Sprzedać? Wszystko tylko nie to! Wręcz przeciwnie, postanowiłem zagrać o dużo większą stawkę. Skontaktowałem się z pewnym znajomym, niemieckim dyplomatą. Zaproponowałem mu, a właściwie im, układ. Od razu się zgodzili… A teraz wszystko szlak trafił. Ewa, coś ty do cholery zrobiła! Powinienem coś ci zrobić…
- Zanim coś mi zrobisz, może dokończ… Co im zaproponowałeś?
- Otóż, prosty dil: ja ujawniam przez zaprzyjaźnione media, że mam u siebie zaginioną po wojnie rzeźbę i myślę o jej wystawieniu na sprzedaż, a oni po niedługim czasie w reakcji zażądają zwrotu bezprawnie przywłaszczonego dzieła sztuki – teraz prawnie własności państwa niemieckiego. Przy odpowiednim nagłośnieniu sprawa nabierze międzynarodowego rozgłosu. Przy ich możliwościach to będzie przecież betka. Chodzi o to, żeby pokazać światu, że również i Niemcy byli ofiarami wojennej grabieży. Oczywiście nie ma mowy o Sowietach jako sprawcach, ale o nazistach, a zwłaszcza o Polakach – jak najbardziej. Szaman grający na penisie byłby tu twardym, niepodważalnym dowodem niemieckich strat. Dla mnie same korzyści: ja zgodnie z umową odmawiam zwrotu rzeźby i zatrzymuję ją dla siebie, a oni odwdzięczają mi się finansując przez jakiś instytut na ich garnuszku mój ostatni ambitny projekt. Domyślasz się, że ambitny to inaczej drogi – bardzo drogi. Nie zamierzam się ograniczać, na niczym oszczędzać. Nie chcę żadnego dziadowania, prowizorek, podpórek, biedaszybów. Jeśli ma być sukces - musi być na bogato, musi być kasa i klasa. No a teraz, co? Wielkie nic, bida z nędzą. Bez szamana dupa blada – nie będzie szampana. Skąd mam wziąć teraz kasę, taką kasę? Przecież nie pójdę po pieniądze do jakiegoś Obajtka.
- Jakiego znowu Obajtka? Zresztą nieważne! A dlaczego nie?! Kasa stąd czy stamtąd - co za różnica?
- Ja nie wierzę… Chyba nie wiesz, co mówisz! Mam się sprzedawać reżimowi, tym faszystom! Brać od Rydzyka, Maciarewicza, Kaczyńskiego…?
- Którego Kaczyńskiego?
8
- Burego! Psia mać! … A gdyby nawet, gdybym się przełamał, to i tak to nie byłyby takie pieniądze, więc nie ma o czym gadać. Tu naprawdę chodzi o dużą forsę. Ufff…
- Słuchaj, Antek, a na co właściwie ci ta kasa? Co to za wielki projekt? To o tym rozmawialiście z Borysem?
- Taaa… „Skrzypek na dachu”…
- Skrzypek…? A co z nim, że na dachu?
- Oczywiście znasz? Oglądałaś? Fabułę pamiętasz?
- Nooo, znam, coś kojarzę.
- No więc to będzie nawiązanie, współczesna wersja, chociaż rzecz dzieje się jeszcze przed wojną na Kresach. Oczywiście żaden tam musical, bo to współcześnie niestrawny przeżytek, ale będzie też choreografia i dużo dobrej muzyki, będą wokale. Interesują cię szczegóły?
- Pięć minut może wytrzymam.
- Połowa lat trzydziestych, głęboka polska prowincja. Miejscowość Anatewka, zamieszkała przez Żydów i Polaków. Niedaleko Anatewki dzieje się coś dziwnego, o czym świat jeszcze nie słyszał. Kilkunastu żydowskich młodzieńców zakłada pierwszy w historii i chyba jedyny gejowski kibuc. Młodzi mężczyźni przybyli z różnych stron, oddani wielkiej sprawie, wspólnie żyją, wspólnie pracują, wspólnie kochają. Od samego początku zderzają się z niezrozumieniem miejscowych społeczności, a potem sytuacja stopniowo się zaostrza i wreszcie całkowicie wymyka się spod kontroli.
- Zaraz, zaraz. Powiedz mi tylko, co to jest kibuc?
- Nie wiesz? Taki żydowski kołchoz.
- Kołchoz?
- P G R?… Też nie wiesz, co to? Eee, nie będę ci tłumaczył. Powiedzmy, że to takie ranczo. No więc, dochodzi do różnych konfliktów z miejscowymi. Religijni żydzi boją się o swoją młodzież, żeby nie pobłądziła. Dla katolików nie dość, że to obcy to jeszcze szerzą sodomię – czyli zgroza! Nie mogą otoczyć kibucu murem, to sami grodzą swoje domostwa wysokimi płotami. Żydzi pomału oswajają się z odmieńcami, sprzedają im swój towar, kupują od nich jakieś płody. Natomiast polscy sąsiedzi są nieprzejednani: księża w okolicznych kościołach podjudzają wiernych przeciwko „szatańskim pomiotom”, wieśniacy przeganiają ich kamieniami ze wsi. Aż w końcu iskra pada na beczkę prochu. Pewien młody Polak z Anatewki, przełamuje wyniesioną z domu niechęć i nawiązuje bliższy stosunek z jednym z mieszkańców kibucu. Jakiś czas spotykają się potajemnie, by w końcu którejś nocy, nie widząc tu szansy na normalne wspólne życie, uciec jak najdalej od rodziny młodzieńca. Po ich ucieczce we wsi szerzą się pogłoski, że chłopiec został porwany przez sodomitów, którzy
9
być może przetrzymują go w wiadomym celu u siebie. Niewykluczone, że po zaspokojeniu swoich żądz zabili go a ciało gdzieś zakopali. Napięcie rośnie z godziny na godzinę. W końcu o zmroku rozjuszony tłum wieśniaków, uzbrojony w widły, siekiery i kłonice, rusza na kibuc. Napastnicy wdzierają się do gospodarstwa podczas wieczornego posiłku. Bezbronni geje są zupełnie zaskoczeni, w ruch idą noże i siekiery – krwawa jatka – kto jakimś cudem nie wydostał się na zewnątrz i nie uciekł, ten padł z podciętym gardłem, względnie rozbitą czaszką. No to z grubsza cała historia. Nie zanudziłem cię?
- Ee, dlaczego? Powiem ci, że robi wrażenie, naprawdę mocne i bardzo oryginalne. Jak dla mnie materiał na Oscara, Oscar gwarantowany – może nawet niejeden!
- Teraz czujesz, o co toczy się ta gra. Nieszczęsna historia ze znikniętym szamanem może mnie kosztować Oscara…. Czujesz, w jakiej czarnej dupie wylądowałem.
- Dlaczego nie zabrałeś go ze sobą?
- Wydawało się, że nie ma pośpiechu, poza tym… nie wyglądałoby to zbyt elegancko…- przecież wiesz, że zabrałem tylko swoje osobiste rzeczy.
- Powiem ci, co myślę?
- Myśl sobie, co chcesz!
- Myślę, żę przekombinowałeś. No, ale może jednak nie wszystko stracone… Może mogłabym ci jednak pomóc…
- Jak to? Co?! Jednak go masz – wiedziałem! To było zbyt głupie nawet jak na ciebie – „wyniosłam go na śmietnik"! Ewa, oddaj mi go, proszę… Przekonałaś mnie, będziesz miała ten wypasiony samochód! Słuchaj… zawiodłem cię kiedyś? Nie dotrzymałem słowa?
- Nieee, zawsze byłeś w porządku. Samochód, mówisz, marzy mi się różowy suv BMW-u?
- Różowy? Nie wiem, czy takie są…
- Są, są, bądź spokojny. Antek, teraz uważaj. Gdzie jest nasz śmietnik, oczywiście pamiętasz.
- …Nasz śmietnik… . Co za pytanie….
- Będziemy musieli trochę się przy nim pokręcić.
- Oczywiście żartujesz?
- Ja i żarty! Skąd! Zawsze powtarzałeś, że nie mam poczucia humoru. Po prostu widziałam gościa, który wziął stamtąd twojego szamana. No, to było dobre pół roku temu, ale poznam go, jestem tego pewna. Odwiedza nasz śmietnik regularnie. Ot, jeszcze jeden zbieracz złomu, czy czegoś tam… . Kto wie, może się okaże, że nasz złomiarz to nie jakiś
10
tam byle żul, a miłośnik sztuki afrykańskiej i wcale go jednak nie spalił. Trzeba było widzieć, jak czule brał pod pachę tego drewnianego dziwoląga. Pokażę ci, który to był i tyle. Resztą zajmiesz się już sam. Co ty na to? Umowa?
- To może być najdroższa umowa śmieciowa w historii… . Różowe BMW… Dobrze, pod jednym warunkiem – że najpierw odzyskam mojego szamana. Umowa?
- Tak, ale pod jednym warunkiem.
- Cooo? Jeszcze jeden? Mam nadzieję, że to już ostatni. Zawsze trudno było ci dogodzić. Słucham, mam ci dorzucić pieska, Chihuahua może być?
- Bądź poważny. Potrzebuję ojca dla swojego dziecka.
- Cooo? Proszęęę! Ktoś tu mówił, że nie masz poczucia humoru?! Nie do wiary, przecież to dowcip dziesięciolecia! Wybacz, gdybym chciał zostać ojcem…
- Już dobrze, wiem… daruj sobie. Potrzebuję cię na niby – bez obaw, będziesz ojcem na niby, tylko dla mediów.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Po prostu: teraz, gdy wiadomo, że spodziewam się dziecka, ogłosimy światu, że to twoje, że znów jesteśmy szczęśliwą parą. Wybuch bomby atomowej. Wiesz, jakie to zrobi wrażenie?
- Owszem, na mnie już zrobiło, mam gęsią skórkę. Ewa, ale o wspólnym mieszkaniu nie ma mowy i żadnych skutków prawnych!
- Żadnych! Jakie skutki prawne?
- Jak długo to ma potrwać?
- Do porodu musisz wytrzymać? A potem, któregoś dnia zostawisz nas tak, jak masz to w zwyczaju. I znów będą o nas pisać. No właśnie, zaraz dzwonię do redakcji sprzedać im newsa: ja i ty znowu razem! – niech grzeją temat. A jeszcze jedno. Skoro tak dobrze między nami się układa i znów jesteśmy rodziną, mam dla ciebie dobrą wiadomość: w domu czeka na nas szaman. Ale… bez penisa.
- Jak to bez… Ja przez ciebie zwariuję! Grający szaman bez penisa?
- Sam wiesz, jak dziko na mnie patrzył. Coś musiałam z nim zrobić, bałam się, że mnie kiedyś zgwałci. Aaa, jeszcze jedno: może masz pomysł na jakieś imię dla naszego...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 147 odsłon