Pierwszy szereg zawstydzonych Polską

Obrazek użytkownika xiazeluka
Kraj

W środowiskowej gwarze używanej w rejonach zbliżonych do starożytnego rynku (gr. agora) zwykło się co jakiś czas łajać zdemoralizowaną panienkę o ksywie „Polska”.

A to za jakiś pogrom, a to za zbrodnicze AK, a to za dziurę w jezdni na drodze krajowej nr 723. Dzisiaj dziewczynce dostało się za bomby kasetowe:

Mamy powód, aby wstydzić się za Polskę

Niegrzeczne dziewczę bardzo arbitrów elegancji smuci i to tak bardzo, że wyręczają ją w skonfundowaniu. Wyczyn to niezwykły i godny uwagi, jako że nikt normalny nie jest w stanie wstydzić się za innych (wstyd - przykre uczucie spowodowane świadomością niewłaściwego postępowania), lecz czego się nie zrobi w imię pedagogiki specjalnej… Zakłopotanie cudzym postępowaniem określa się słowem „zażenowanie”, lecz mowa jest nie o języku polskim, lecz specyficznym dialekcie XXI wieku, gazetowym odpowiedniku komunikatorowych skrótowców, znanym ze zgwałcenia w „tolerancja” zaklęciem „obowiązkowa afirmacja”.

A o co właściwie chodzi? Panienka Polska nie podpisze konwencji zabraniającej używania, stosowania i składowania bomb kasetowych. I co z tego? To, że przytrafiają się niewybuchy, od których potem giną cywile. Co prawda niewybuchy mogą przytrafić się w każdym rodzaju amunicji, lecz w tym przypadku czynnikiem obciążającym głupią dziewoję jest to, że bomby kasetowe ona produkuje. Gdyby ich nie produkowała, to metrowcy swoje pryncypialne zarzuty skierowaliby pod adresem innego wytwórcy tego typu amunicji – Izraela. Dzisiejszy tytuł wydania papierowego brzmiałby więc nie „Kasetowa śmierć made In Poland”, lecz „Kasetowa śmierć made In Izrael”, a gorliwy dziennikarz „miałby powód, by wstydzić się za Izrael”. Tak, słusznie – cos takiego nigdy w Metrze się nie pojawi, powinienem się leczyć na nogi, bo na główkę już za późno.

Mogę się jedynie pocieszać, że na kurację trafię w doborowym towarzystwie – dziennikarza, który popełnił coś takiego:

Pojawiły się informacje o jej wykorzystaniu w Afganistanie (MON temu zaprzecza). Ale z niektórych relacji dotyczących wydarzeń w Nangar Khel wynika, że pierwotnie na afgańską wioskę spaść miały moździerzowe pociski kasetowe kaliber 98 mm. Ostatecznie użyto granatów kaliber 60 mm. Gdyby wykonano pierwotny rozkaz, ofiar wśród cywilów byłoby znacznie więcej.

Robienie z potencjalnej, nieudowodnionej możliwości aktu oskarżenia to i tak drobiazg w porównaniu z możliwością wystrzeliwania z rury o średnicy 60 mm pocisków mających kaliber 98 mm. Mając takie właściwości broń ta jest rzeczywiście zagrożeniem dla świata i okolic.

Nie wiem tylko, czy samo podpisanie konwencji losy świata zmieni, ponieważ pani Bortnowska z Fundacji Helsińskiej ma takie oto krwiożercze koncepcje:

Czy dalsze produkowanie i bezużyteczne przetrzymywanie, nie mówiąc już o zastosowaniu tak okrutnej broni, daje nam poczucie bezpieczeństwa? Mnie zdecydowanie NIE.

„Bezużytecznemu przetrzymywaniu” mówimy nie. Innymi słowy połączymy użyteczność z opróżnieniem arsenałów: Uwaga, działon! Otworzyć ogień!

Wstydzę się za panią Bortnowską. Mam powód.

Brak głosów