Miller, szpiedzy i dolary
Jeżeli Donald Tusk reprezentuje sobą klasycznego chuligana z gdańskiego podwórka i znienawidzonego w Gdyni kibica Lechii ("Czy to prawda drogi ojcze, że Lechiści to volksdojcze" – bojowe zawołanie kibiców Arki), to towarzysz Leszek Miller jest jeszcze gorszym przykładem – chłopiec z Bałut, jak to się kiedyś mówiło, podwórkowy wirażka.
Miłośnik idiotycznych bon motów, wzbudzających rechot komuchów, ma jakąś inklinacje do dolarów. I to w gotówce.
Już w listopadzie 1990 roku prokurator postawił Millerowi zarzut, że on tak sobie, zapakował do teczki 600 tysięcy dolarów i jak gdyby nic, zawiózł je do Moskwy. Była to część tzw. "Moskiewskiej Pożyczki", którą zagwarantował dla polskich komuchów towarzysz Rakowski. Pieniądze były po to, by po rozpadzie PRLu jakoś się urządzić. No i urządzili się jakoś towarzysze. Do dzisiaj, a nawet na dwa pokolenia do przodu.
**********
W lutowy poranek 2003 roku rejsowy samolot Lufthansy, lecący z Frankfurtu, o godzinie 12:20 wylądował w Warszawie na Okęciu. W momencie, gdy podstawiono schody i pierwsi pasażerowie zaczęli wysiadać, z drugiej strony samolotu podjechał Mercedes z dyplomatycznymi tablicami.
Oficjalny rezydent CIA przy Amerykańskiej Ambasadzie w Warszawie, zgodnie z procedurą, odebrał osobiście pocztę dyplomatyczną, tym razem było to parę worków oznaczonych charakterystycznym pasem, sprawdził plomby, wrzucił do bagażnika i już bez żadnej kontroli zawiózł prosto do Ambasady USA.
W poczcie dyplomatycznej było tym razem 15 milionów dolarów.
Żebyście sobie państwo wyobrazili, dlaczego ja napisałem parę worków. 15 milionów dolarów to paczuszki oznaczone banderolami, każda po sto sztuk studolarowych banknotów; czyli jedna paczka to 10 000 dolarów. Grubości około 2,5 centymetra. Na 15 milionów dolarów w gotówce, a polski kontrahent właśnie zażyczył sobie gotówkę, potrzeba 1 500 takich 10 000 dolarowych paczuszek. To się niestety w kurierskiej walizeczce, przymocowanej łańcuchem do przegubu agenta nie zmieści. Możecie to sobie wyobrazić, że to jednak parę kurierskich worków.
Pieniądze spokojnie czekały sobie w Ambasadzie, aż do dnia, gdy przeprowadzono precyzyjnie zaplanowaną operację przekazania pieniędzy stronie polskiej.
Kolejnego chłodnego poranka dwóch agentów rezydentury CIA wyniosło dwa duże pudła wypełnione dolarami i załadowało je do bagażnika samochodu. Trudno ustalić, jaki to był samochód, lecz najprawdopodobniej nie był to wóz służbowy ambasady. Ze strony amerykańskiej całą operację zabezpieczało dodatkowo dwóch tajnych agentów.
Polską stroną operacji dowodził płk Andrzej Derlatka, zastępca szefa polskiego wywiadu. To on w towarzystwie dwóch polskich oficerów odbierał pieniądze.
Niewątpliwie operacja przekazania była dodatkowo zabezpieczana przez co najmniej pięciu polskich tajnych agentów.
Gdzie dokonano przekazania? Tutaj moje spekulacje się kończą. Czy była to jakaś willa na Saskiej Kępie? Raczej nie, zbyt łatwo to miejsce obserwować i fotografować. Również raczej nie była to jakaś galeria handlowa, restauracja, czy hotel. Dwóch Amerykanów z dużymi pudłami wzbudziłoby zbyt duże zainteresowanie.
Najprawdopodobniej odbyło się to według starych, klasycznych metod, w umówionym punkcie w podmiejskim lesie, w punkcie dobrze zabezpieczonym przez agentów.
Służby tajne są najbardziej zbiurokratyzowaną instytucją. Dlatego też nie była to prosta i szybka operacja. Trzeba było całe pieniądze fachowo przeliczyć. A potem podpisać dziesiątki kwitów. Te papiery z podpisami leżą gdzieś do tej pory. Na pewno w Langley, centrali CIA i gdzieś, nie wiadomo gdzie, w Polsce, w dobrym schowku tajnych służb.
O tych pieniądzach nie mogło wiedzieć zbyt dużo osób. Krąg był niewątpliwie bardzo wąski, jeżeli przez 11 lat udało się te 15 milionów utrzymać w tajemnicy. O tajności tej zapłaty świadczy też fakt, że osobiście przeprowadzał ją zastępca szefa polskiego wywiadu, wspomniany płk Dzierlatka.
Czy wiedział o tych milionach ówczesny szef wywiadu gen Marek Dukaczewski? Pewnie tak, należałoby go o to zapytać.
Wiedzieli za to na pewno, tak się składa, sami towarzysze z 2003 roku: Leszek Miller, premier ówczesnego rządu, nadzorujący wywiad. Wiedział na pewno Zbigniew Siemiątkowski, szef Agencji Wywiadu.
Niewątpliwie dowiedzieli się o tym prezydent RP Aleksander Kwaśniewski i jego prawa ręka, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Marek Siwiec.
Czy jeszcze ktoś więcej? Może, ale bardzo, bardzo niewielu. Towarzysze potrafią dochowywać tajemnicy i kłamać na zawołanie. Szczególnie jak chodzi o pieniądze, duże pieniądze.
Dla formalności trzeba tu napisać, że główny bohater tego tekstu – 15 milionów dolarów w gotówce, to wytargowana przez towarzyszy, kiedyś przecież internacjonałów i wrogów USA, zapłata amerykańskich tajnych służb CIA za zgodę na lądowanie na lotnisku w Szymanach tuż obok Szczytna tajnych samolotów amerykańskich, przywożenie niezidentyfikowanych osób do wydzierżawionej willi w tajnym ośrodku wywiadowczym w Starych Kiejkutach, by tam te osoby przesłuchiwać. Oczywiście, nikt nie miał zielonego pojęcia, że Amerykanie w trakcie przesłuchań stosują tortury, ze słynnym waterboardingiem na czele ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Waterboarding )
(http://youtu.be/6IKpaTEZ8KA ).
Zawzięcie walczący o pokój na świecie towarzysze, łamiąc przy okazji polską Konstytucję, za garść zielonych dolarów sprzedali amerykańskim oprawcom i fachowcom od tortur, swoje szczytne idee wypisane na sztandarach.
Zawsze wiedziałem o ich cynizmie i fałszu. Wszystko co robią i robili, to tylko się nachapać, jak najszybciej i bez żadnych moralnych ograniczeń. Od akcji "Żelazo", gdzie napadano i rabowano na Zachodzie, po Stare Kiejkuty, gdzie torturowano, obojętnych dla Polski, durnych fanatyków.
Ciekawe, jak już wspomniałem, przy dolarach zazwyczaj można spotkać towarzysza Millera. Już w 1990 kręcił się przy zielonej gotówce. I 13 lat później przy znacznie większych pieniądzach, niż te nędzne moskiewskie grosze. Miller jest twardym zawodnikiem, jeszcze wczoraj zaklinał, że o niczym nie wie i o niczym nie słyszał. Jak dobry czekista idzie w zaparte. Ciekawe po ilu sekundach waterboardingu on by się złamał?
Cała ta interesująca ferajna towarzyszy, ludzi niebiednych, ba, wręcz bogatych, Kwaśniewski, Siwiec, Kalisz ( on też był w BBN w 2003, więc mógł też swoje tłuściutkie paluszki umoczyć w szpiegowskiej transakcji), zgrupowała się teraz przy czarodzieju z Lublina, Palikocie. W ramach Polski Plus będą startować do parlamentu europejskiego. Cóż, kasy, nie wiadomo jakiej, jest ciągle za mało.
A na koniec pytanie za 100 punktów – gdzie się podziało te 15 000 000 dolarów?
Czy są kwity, papiery i podpisy w Biurze Bieżącej Obsługi Finansowo – Technicznej WSI ? A może tylko w Agencji Wywiadu?
Może tego właśnie nie chciał ujawnić śp. Prezydent Lech Kaczyński w słynnym Aneksie rozwiązania WSI, bo trzeba by wielu towarzyszy, w tym tych pełniących kiedyś najwyższe funkcje w kraju wsadzić do więzienia?
Przebieg operacji przekazania pieniędzy jest oczywiście moją fikcją. Ale nie tak do końca, bo opartą na procedurach opisanych przez prawdziwych szpiegów, Kuklińskiego i Zacharskiego.
************
http://www.washingtonpost.com/world/national-security/the-hidden-history-of-the-cias-prison-in-poland/2014/01/23/b77f6ea2-7c6f-11e3-95c6-0a7aa80874bc_story.html
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1595 odsłon
Komentarze
tak to wszystko mogło wyglądać...
25 Stycznia, 2014 - 13:09
Astra
Pomyśleć, że to lewackie coś jest już dogadane z PO na okoliczność, gdyby PiS wygrał wybory.
Chyba naprawdę przydałby się polski Majdan niestety ...
Astra - Anna Słupianek
@Patria
25 Stycznia, 2014 - 16:31
Gdy optowałem za naszym Majdanem, to zostałem właśnie opieprzony przez dziewczyny, że dążę do rozlewu krwi.
Pozdrawiam
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.