Kasper Sabiny M. Krämer
SABINE M. KRÄMER
KASPER
Być może w nocy tańczyło się wokół ognia. Na mgnienie ukazywało się przez płomienie. Potem rozbiły się twarze, zabite i zagrzebane pod popiołem. Nikt nie będzie podziwiał twego piękna, Kasprze. Jest coś gwałtownego w tym, kiedy niespodziewanie ustaje teraźniejszość. Gwałtowne jest zanikanie barw, jego przepadanie, zanikanie ojca po moich dźwiękach, obracanie klucza w drzwiach, a potem ciemność, ojcze. Cisza po moich dźwiękach, ojcze. Gwałtowny głód jest ciszą. Gwałtowna teraźniejszość, która ustaje wciąż od nowa z pewnymi przerwami. Nie myślę już o czymś innym. Ani też o czymś dalszym. Życie? Skoro wstąpiło się gdzieś gwałtownie — to jest życie. (Przecież już przedtem często podejrzewało się, że także się nie żyje i po prostu nie brało się tego pod uwagę). Mam głód w ciemności w ciszy. Stałam się jasna jak widmo w czasie. To wiem dokładnie. Wydaje mi się, jakbym była niewidzialna. Wypadłam z pewnego obrazu. Zniknięcie ojca. W dzikim śnie widzę przez mgnienie biel i czerń. Chwytają się za ręce. Tańczą. Znam je, nie wiem tylko skąd. Dawno mnie nie widziałeś. Sama siebie także nie. Być może noc tańczyła wokół ognia. Pewnego dnia Kasper widzi światło w ciemności. Ciemność jest barwą. Światło jest inną inną inną barwą. Gwałtowne jest pierwsze kłucie w oczach. Gwałtowne jest pierwsze kłucie, kłucie, Kasprze, kontrastowanie. W świetle wszystkie głody mają otwarte głowy. Jeszcze tego nie wiesz. Jeszcze o tym się dowiesz. Nikt nie będzie podziwiał twego piękna, Kasprze. W świetle wszystkie głody otwierają się na obce głowy. Gwałtownie jest wtedy, kiedy niespodziewanie ustaje teraźniejszość. Znienacka Kasper widzi światło w ciemności. Piękny, nowy świat, dalekie, zaśnieżone, szerokie pole, otwarte niebo, Kasprze. Czy masz głód? Inni jeszcze bardziej na świetle. Tego nie wiesz, jeszcze się dowiesz. Zniknięcie Kaspra. Wypadasz też jeszcze z nowego obrazu jak ze starego, tak jasny jak widmo. Kłucie w oczach, kłucie Kasprze, kontrastowanie. Nagle wiesz gwałtownie w świetle wszystkie głody otwierają się na obce głowy. Otwarte okno: światło wpada. Jest zima, wiem. Białe pole. Pada. Śnieg pada. Otwarte niebo. Rozmawia nieruchomo z zimą. Jego ubranie ciasne, zaczyna cuchnąć. Zapomina o oddychaniu, aż robi się siny. Ma mglisty sen pełzający w zawijasach jego umysłu. Zima zawiewa mu śnieg na otwarte oblicze. Jego blade, białe oczy. Stąd wygląda jak widmo. Jest obrazem, jaki maluje się zimą. Nikt nie może podziwiać jego piękna. Zanikanie, zniknięcie ojca, zanikanie, skurcz, Kasprze.
Z niemieckiego przełożył Andrzej Pańta
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 853 odsłony