nC+ a sprawa polska (o marketingowcach słów kilka)

Obrazek użytkownika Piana

Czytając wywiady z szefostwem platformy cyfrowej nC+ można odnieść wrażenie, że żyją oni na innej planecie. Twierdzą na przykład, że recesji nie dostrzegają, a Polacy najbardziej ze wszystkich rzeczy pragną odpowiedniego „kontentu” (cóż to za potworek językowy) i wprost marzą aby za niego zapłacić jak za zboże.

No i oczywiście jest im bardzo przykro, że konsumenci wieszają na nich psy. A to nie jest ich wina. To niedorozwinięci klienci źle zrozumieli super ofertę platformy nC+. Czy czegoś to nie przypomina? Jak najbardziej! System jest idealny, tylko ludzie nie dorośli do fantastycznych rozwiązań i dalej wolą siedzieć w swoich kurnych chatach.

Współczuje francuskiemu szefostwu nC+. Mogli zajadać foie gras i wygrzewać się na Lazurowym Wybrzeżu a wylądowali nad Wisłą, gdzie abonenci zamiast ich całować po rękach, bo oto koloniz… to znaczy inwestor znad Sekwany zechciał łaskawie sprzedać im pacio… to znaczy pakiety telewizji cyfrowej to wybrzydzają, marudzą i w ogóle są niewdzięczni. Toż to skandal w biały dzień!

Nie od dziś wiadomo, że korporacja jest nieomylna! Robili przecież badania marketingowe i wszystkie tabelki Excela im się zgadzały co do przecinka. Czyżby zapomnieli się zapytać klientów na ile ważna jest zawartość oferty i jej cena? Nie śmiem nawet podejrzewać. Na profilu nC+ na Facebooku też jest wesoło. Ludzie zdenerwowani, zagubieni, klną na kontakt z infolinią i niczego innego nie pragną jak tylko pozbyć się felernego produktu. Znalazł się tam przypadkowo jeden delikwent zachwalający ofertę, ale szybko został zidentyfikowany jako pracownik nC+, więc speszony szybko wykasował swoje wpisy i zamilkł. To wszystko wygląda jak wielki pożar w burdelu.

Wszystkie powyższe informacje skłaniają mnie do refleksji nad kondycją umysłową absolwentów kierunku marketing i zarządzanie. Czy to poziom kształcenia specjalistów jest tak żenująco niski czy też studiujący ów kierunek ludzie coraz częściej mają siano zamiast mózgu?

Aby nie być gołosłownym i nie czepiać się już „speców” z nC+ przypomnę słynną sprawę z Leninem wykorzystanym w reklamie sieci komórkowej Heyah. Plan marketingowców był banalnie prosty. Reklama miała atakować ludzi zewsząd, a Radio Maryja oraz prawicowe media miały grzmieć o skandalu. Otrzymaliby zatem dodatkową darmową reklamę, a oskarżających wystarczyłoby ośmieszać epitetami typu „oszołomy” czy też „mohery”. „Gimbusy” piszczałyby ze śmiechu i sukces mamy murowany. A ponieważ Heyah kieruje swoje usługi do średniorozgarniętych gimnazjalistów, to oni od razu załapaliby klimat i byłaby „beka”.

A tu bęc! Nie było żadnego lamentu czy zawodzenia, tylko najgroźniejsza i najprostsza rzecz na świecie. Groźba konsumenckiego bojkotu sieci T-Mobile (właściciela Heyah). Cholerni klienci na złość marketingowym mózgom połapali się, że zamiast rwać szaty nad Heyah mogą uderzyć bezpośrednio w sieć-matkę. Szefostwo poszło po rozum do głowy i chyłkiem wycofało się z Lenina. Jestem ciekaw czy odpowiedzialni za akcję z wodzem rewolucji poszli na zieloną trawkę? Bo straty (materialne i wizerunkowe) były znaczne.

Inny przypadek to napój energetyczny Demon. Tu także konsumenci nie krzyczeli o podstępnym ataku szatana tylko kulturalnie ogłosili bojkot WSZYTKICH produktów firmy Agros-Nova, producenta napoju Demon. Szefostwo oficjalnie się nie ugięło przed presją katolickich „bojkotowników” i dalej stroszyło piórka, ale wszystko wskazuje na to, że projekt został wygaszony. Na stronie internetowej cicho, na profilu Facebook’owym także.

Podsumowując powyższe spostrzeżenia możemy dojść do wniosku, że bojkot to bardzo dobra metoda ukarania firmy, która postępuje niezgodnie z naszymi oczekiwaniami oraz utarcia nosa przemądrzałym specom od marketingu i reklamy. Nic tak nie trafia do szefostwa jak spadające wskaźniki sprzedaży. Wystarczy jak sprzedaż poleci 10-15% w dół i już zapala się kontrolka ostrzegawcza. Oczywiście nieodzowne jest także wysłanie informacji do firmy dlaczego ją bojkotujemy lub zaprzestajemy korzystać z jej usług, aby tamtejsi spece nie musieli za bardzo się wysilać. Nie wymagajmy od nich za wiele.

Przyznam się, że bardzo mnie cieszą takie właśnie akcje. Świadomość konsumencka zaczyna bardzo powoli kiełkować. Jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia (to jednak temat na osobny wpis), ale pierwsze jaskółki widać na horyzoncie.

Warto zauważyć jedno. Inaczej reagujemy gdy dotyczy to bezpośrednio naszych pieniędzy. Wówczas ludzie potrafią się oburzyć i nawet wymuszać zmiany na kierownictwie firm. Dlaczego tak się nie dzieje w przypadku III RP? Dlaczego pozwalamy, aby została ona zawłaszczona i bezczynnie godzimy się na fatalne rządy, głupie przepisy i beznadziejne usługi? Może dlatego, że III RP nie jest naszą własnością? A więc czyja ona jest?

Brak głosów