Rating “pod klucz”.
No i proszę. Co to się porobiło, że unijne „piękne umysły” wpadają na coraz genialniejsze pomysły. Grecja ma kłopoty, za chwilę takie same mogą mieć Irlandia, Hiszpania, Portugalia, Włochy – z przyczyn podobnych co Helleni lub trochę innych.
Swego rodzaju barometrem tych kłopotów są m.in. globalne agencje ratingowe, które okresowo badają kondycję finansową i ekonomiczną takich lub innych krajów. I na podstawie rezultatów badań wystawiają swoje oceny. Jak pisze Marcin Pieniężny w artykule, pt. „Podzwonne dla kontroli” („Magazyn Finansowy – Prawo i Gospodarka” nr 157/2002), owe magiczne literki od AAA do D, symbolizujące te oceny miały być pewnym narzędziem wspomagającym inwestorów w ich decyzjach. Z kolei, im lepsze te literki (tj. aż do AAA), to tym bardziej dla tych, których one dotyczyły otwierały się wrota do sezamu kredytów, pożyczek, gwarancji i poręczeń (również rządowych) oraz ogólnie najlepszych segmentów rynku finansowego.
Dla inwestora ważna jest m.in. cena, którą musi zapłacić w chwili nabycia skarbowych papierów wartościowych, gdyż ta warunkuje rentowność jego inwestycji. Zrozumiałe jest więc, że w przypadku tych papierów znaczenie ma nie tylko ich wartość nominalna (wyrażona np. jako 100 PLN za jeden papier wartościowy danego typu) lecz również w grę wchodzą dwa czynniki. Pierwszy to tzw. stopa dochodu w okresie do wykupu (lub inaczej stopa dochodu w terminie do wykupu, stopa dochodu – po angielsku YTM – yield to maturity), drugi to oprocentowanie (po angielsku – interest rate). I tak dla papierów o stałym oprocentowaniu, jeśli YTM jest większe niż to oprocentowanie, to cena będzie niższa niż wartość nominalna. Jeśli równe, to cena będzie równa wartości nominalnej, zaś jeśli niższe to cena będzie wyższa od wartości nominalnej. Trzeba również powiedzieć, że zarówno cena zakupu jak i oprocentowanie są wyznaczane przez rynek w trakcie nabywania tych papierów. Przedtem znana jest cena nominalna.
Z inwestycjami w skarbowe papiery wartościowe wiążą się również dwa pojęcia – premia (ang. premium) oraz dyskonto (ang. discount). I tak, w przypadku, kiedy na rynku ukształtuje się cena emisyjna wyższa niż nominalna, to oznacza to, że papiery wartościowe zostały sprzedane z premią, z kolei, jeśli niższa, to z dyskontem. Różnica pomiędzy obiema cenami (kursami) stanowi oprocentowanie wypłacane inwestorowi w trakcie przetrzymywania przez niego danego skarbowego papieru wartościowego. Jeśli powiemy, że „Inwestorzy oczekują wysokiej premii za ryzyko w związku z emisją obligacji takich to a takich.”, to będzie to oznaczało, iż w trakcie ich nabycia na rynku zostanie ustalone oprocentowanie przewyższające podobne co do klasy i rodzaju papiery wartościowe obecne na tym bądź innym rynku, co przełoży się na cenę emisyjną nabywanych papierów. To zaś będzie oznaczało, że inwestorzy zgodzą się zapłacić relatywnie większą cenę za odpowiednio wyższe oprocentowanie. Jeśli natomiast stwierdzimy, że „Inwestorzy oczekują wysokiego dyskonta od emisji takich to a takich obligacji”, to będzie to oznaczało, że ich oprocentowanie wyznaczone na rynku będzie się kształtowało poniżej tego, jakie jest obecne w przypadku podobnych co do klasy i rodzaju papierów wartościowych występujących na tym bądź innymi rynku, pociągając za sobą to, że inwestorzy nabywając takie papiery poniżej ich ceny nominalnej zgodzą się na otrzymywanie odpowiednio niższego oprocentowania. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku ogromne znaczenie będzie miało ryzyko związane z nabyciem takich papierów. A właściwie to szereg kategorii ryzyka.
W ocenie tego ryzyka mają inwestorowi pomagać m.in. owe magiczne literki przyznawane przez firmy ratingowe. W zależności od systematyki i metodologii przyjętej przez daną firmę formowane są różne grupy i klasy tych ocen i to również pod kątem długości trwania inwestycji. Trzeba zaznaczyć, że używane interpretacje w obrębie tych grup i klas charakteryzują się pewną barwnością języka, gdyż wystarczy, że przy takiej lub innej ocenie pojawi się taki bądź inny znaczek i właściwie te same papiery wartościowe mogą być sklasyfikowane jako „pierwszorzędne” lub mające „ocenę wysoką” bądź są uznawane za zawierające „znaczące ryzyka” albo są „wyjątkowo spekulacyjne”. Nie ma oczywiście potrzeby opisywania tej całej „inżynierii”, gdyż nie o to tak naprawdę chodzi. Ważniejsze jednak jest coś innego. Mianowicie, to że oceny wydawane przez te firmy mają przemożny wpływ na decyzje inwestycyjne podejmowane nie tylko przez inwestorów będących osobami fizycznymi lecz również (o ile nie przede wszystkim) przez, tzw. inwestorów instytucjonalnych. Są nimi banki inwestycyjne, firmy ubezpieczeniowe, różnorakie fundusze inwestycyjne itp. A te obracają astronomicznymi kwotami kapitału.
Sama zaś idea naczelna, jeśli chodzi o firmy ratingowe, jest w gruncie rzeczy prosta. Otóż, rzecz polega na tym, by podmiot dokonujący badania, w tym przypadku firma ratingowa, był absolutnie suwerenny wobec podlegającego temu badaniu, w tym przypadku państwo. I to w każdym zakresie. Firma ratingowa wydaje bowiem swój osąd nt. stanu tego co widzi i formułuje na tej podstawie swoją wizję przyszłości dotyczącą podmiotu badania. Panuje jednak na rynku kapitałowym pogląd, że podobnie, jak w przypadku innych idei naczelnych, także i w tym przypadku miały miejsce pewne odstępstwa. Na przykład F. Partnoy (How and Why Credit Rating Agencies are Not Like Other Gatekeepers ) pisze Wszyscy ważniejsi strażnicy [W żargonie, „gatekeeper”. – przyp. MF] pilnujący ładu na rynku byli oskarżani o poważne konflikty interesów. Jednakże, konflikty takie w kredytowych agencjach ratingowych różnią się od tych u innych strażników i potencjalnie są poważniejsze, nie tylko dlatego, że agencje te są bezpośrednio wynagradzane przez emitentów podlegających badaniu, lecz również dlatego, że przeważająca większość dochodów tych agencji pochodzi od tych opłat. (…) Jak odnotowano powyżej, około 90 proc. dochodów agencji ratingowych pochodzi od emitentów płacących za ratingi. Opłaty agencji różnią się w zależności od rozmiaru i skomplikowania sprawy. Dla długów korporacyjnych, opłaty znajdują się w przedziale 3-4 punktów bazowych wielkości emisji, z minimalnymi kwotami rzędu 30 000 – 50 000 USD, zaś maksymalnymi do 300 000 USD. Dla emisji obejmujących finanse, tzw. strukturyzowane, opłaty sięgają ponad 10 punktów bazowych, natomiast opłaty związane z bardziej skomplikowanymi transakcjami są znacząco wyższe, aż do 2,4 mln USD. (…) Oczywiście, kredytowe agencje ratingowe i inni strażnicy napotykają pewne identyczne faktyczne oraz potencjalne konflikty interesów. Na przykład, członkowie organów kierowniczych agencji ratingowych służą w różnym charakterze przedsiębiorstwom, które są przez agencje ratingowe badane pod kątem przyznania oceny ratingowej (…)
Cóż powyższego ma związek ze wstępem do niniejszej notki? Ano to, że unijne „piękne umysły” wymyśliły, by teraz ratingi były „pod klucz”.
(podkr. na czerwono moje)
No dobrze, powiecie Państwo. A może, „niedobrze” – sam nie wiem. Jednak czym jest ten Europejski Bank Centralny i w czym problem? No to sięgamy po… Wersje skonsolidowane Traktatu o Unii Europejskiej i Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (Dz.U. C 115 z 9.5.2008). Ufff… Otwieramy to to, i czytamy w art. 282, m.in. że:
1. Europejski Bank Centralny i krajowe banki centralne stanowią Europejski System Banków Centralnych (ESBC). Europejski Bank Centralny i krajowe banki centralne Państw Członkowskich, których walutą jest euro, tworzące Eurosystem, prowadzą politykę pieniężną Unii.
2. ESBC jest kierowany przez organy decyzyjne Europejskiego Banku Centralnego. Głównym celem ESBC jest utrzymywanie stabilności cen. Bez uszczerbku dla tego celu, wspiera on ogólne polityki gospodarcze w Unii, mając na względzie przyczynianie się do osiągnięcia celów Unii.
3. Europejski Bank Centralny ma osobowość prawną. Ma wyłączne prawo do upoważniania do emisji euro. Jest niezależny w wykonywaniu swoich uprawnień oraz w zarządzaniu swoimi finansami. Instytucje, organy i jednostki organizacyjne Unii oraz rządy Państw Członkowskich szanują tę niezależność.
Że co? Że nic to nie wyjaśnia? Nie szkodzi. Od czego jest twórczość biurokratyczna, by wniknąć w to, co jest ezoteryczną materią. W tym celu sięgamy po Protokół (nr 4) w sprawie statutu Europejskiego Systemu Banków Centralnych i EBC (Dz.U. C 115 z 9.5.2008 ) Tylko bez skojarzeń z jakimiś innymi „Protokołami”, proszę. Otwieramy również ów epokowy akt, i stwierdzamy, że w jego art. 7 Wysokie Umawiające Się Strony uzgodniły, że: Zgodnie z artykułem 130 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej przy wykonywaniu uprawnień oraz zadań i obowiązków, które zostały im powierzone Traktatami i Statutem ESBC i EBC, ani EBC, ani krajowy bank centralny, ani członek któregokolwiek z ich organów decyzyjnych, nie zwracają się o instrukcje ani ich nie przyjmują od instytucji, organów lub jednostek organizacyjnych Unii, rządów Państw Członkowskich, ani jakiegokolwiek innego organu. Instytucje, organy i jednostki organizacyjne Unii oraz rządy Państw Członkowskich zobowiązują się respektować tę zasadę i nie dążyć do wywierania wpływu na członków organów decyzyjnych EBC lub krajowych banków centralnych przy wykonywaniu ich zadań.
Ale, ale… owe Wysokie itd. itd. itd. postanowiły też, że jeśli chodzi o organa decyzyjne EBC, to jest to m.in. Rada Prezesów, której Zebrania są poufne. Rada Prezesów może zadecydować o podaniu wyniku swoich obrad do publicznej wiadomości. (Art. 10.4 Statutu) To ja się teraz tak zastanawiam. Jeśli ESBC sobie, w ramach swojego głównego celu statutowego polegającego na utrzymywaniu stabilności cen (zaś bez uszczerbku dla [tego – przyp. MF] celu … [będzie wspierał – przyp. MF] ogólne polityki gospodarcze w Unii, mając na względzie przyczynianie się do osiągnięcia celów Unii przedstawionych w artykule 3 Traktatu o Unii Europejskiej. [I oczywiście działając… - przyp. MF] w poszanowaniu zasady otwartej gospodarki rynkowej z wolną konkurencją…, jak też i przyczyniając się do należytego wykonywania polityk prowadzonych przez właściwe władze w odniesieniu do nadzoru ostrożnościowego nad instytucjami kredytowymi i do stabilności systemu finansowego) stworzy własny system ratingowy, to jak się to będzie miało do rzetelności ocen wystawianych np. skarbowym papierom wartościowym takiego państwa, jak…, powiedzmy, Grecja? No bo tak. Powiedzmy, że zgodnie ze „świętą” zasadą niezależności, podbudowaną poufnością zebrań („Czego oczy nie widzą, tego duszy nie żal.”) Grecja, jak i reszta krajów Eurozony, zacznie mieć poważne kłopoty finansowe, ekonomiczne, budżetowe itp. posiadający papiery skarbowe tych państw inwestorzy będą oczekiwali, że jakaś unijna agencja (bądź agencje) ratingowa na fakt ten zareaguje. No a ta…, to co? Powiecie może Państwo, że „pstro” i to ma wystarczyć? To ja powiem, że „Ale w koło jest wesoło, człowiek w pracy…” itd. itd.
Ktoś reflektuje na „zorby”? Czy może ktoś tutaj „struga Greka”?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1209 odsłon
Komentarze
@moherowy
3 Marca, 2010 - 22:48
Witam
Wszystko sprowadza się do jednego: kraje unijne euro i samo EBC chce tak naprawdę zmonopolizować rynek ratingów. Tak jak biurokraci unijni chcą zmonopolizować wszystko i decydować o wszystkim... czysty Orwell im się marzy...
Innym problemem jest wiarygodność agencji ratingowych... jest w sumie żadna...
Pozdrawiam
krzysztofjaw
krzysztofjaw