Que sera - czyli zwierzenia spóźnionego optymisty
Odkąd swoje skromne trzy grosze dorzucam do blogowania na NP nie opuszcza mnie poczucie epigońskiego charakteru moich wpisów. Smutne to i zarazem budzące nadzieję. Widzę, że coraz częściej zdarza mi się pisać o rzeczach, których oczywistość wyziera z każdego kąta naszego wspólnego domu, więc zasługi w otwieraniu oczu skołowanych medialną rąbanką rodaków przyzwoitość nakazuje przyznać weteranom patriotycznej prasy i portali. Tym, którzy przejrzeli i wzięli się do roboty dużo wcześniej. Dla ścisłości powiem, że – choć cenię – staram się nie przeceniać opiniotwórczej mocy nawet najlepszych dziennikarzy i najznakomitszych blogerów. Oni robią i robili swoje, przecierają zapaskudzone brudną mazią przeróżne „szkła kontaktowe”, lecz szkło - jak to szkło – wystarczy puknąć mocniej i samo pęknie. Ważny jest świat po drugiej stronie szyby, tam gdzie prawdziwe życie – nasza codzienność. Powoli przestaje mnie kręcić pokrzykiwanie, że król jest nagi, bo jest nagi, każdy widzi. Coraz bardziej mierzi odklejanie wciskanego kitu, że kieszenie nie są przecież puste, lecz pełne … inaczej. Szkoda gadać. Sypie się rzeczpospolita pajaców – już ponoć niektórym brakuje na sushi!
Więc skąd optymizm? Ano stąd, że ciemnogród jakby przejaśniał, że gdybym na T-shircie wydrukował napis „Jestem oszołomem” coraz mniej ludzi chciałoby obchodzić mnie z daleka, a coraz więcej życzliwie klepać po ramieniu. To, niewątpliwie, jedna z zasług pionierów niezależnych mediów. Skrzecząca rzeczywistość ułatwia im drążenie tunelu do prawdy, a takim jak ja, spóźnionym, choćby usuwanie gruzu. - Ten syf przecież dłużej nie może się utrzymać! - słychać na każdym kroku. - Więc co robić? - z pytania Ewy Stankiewicz nie da się już szydzić, że to bezradne załamywanie rąk . To dziś inne pytanie: co robić teraz, ale także potem, po upadku bursztynowego kolosa na glinianych nogach? Że, co? Że jeszcze stoi? To co, że stoi – jest w okolicy jakiś frajer, który myśli, że postoi długo?
Ja wiem co robić: robić swoje. - Trzeba orać! Czy kto lubi, czy nie, Rafała Ziemkiewicza – jego „tato” miał rację: trzeba orać. Tyle tylko, że - tym razem - nie można zapomnieć, że przy oraniu bat może się przydać. Ja już nie uwierzę, że wystarczy krzyknąć by brać sprawy w swoje ręce. To prawda, ale pod warunkiem, że dopilnujemy aby plonów pracy znów nam nie pożarła złodziejska hołota i, że przegonimy batem bydło, które przez lata wchodziło w szkodę.
Mam prosty dowód na to, że mówię szczerze: jak to wszystko pierdyknie, mnie nic nie potrzeba. Przecież, spóźniony o jedno tempo, nie oczekuję pochwał, tym bardziej piersi nie wypnę po ordery. Chętnie przysiądę pod piecem by przyjrzeć się młodym jak sprzątają w chacie. I nawet im nie powiem: a nie mówiłem!
Czas słów już mija, więc – póki co - nie siadam. Będzie marsz. Już niedługo. Nigdy w życiu nie brałem udziału w żadnym marszu. Teraz idę i zabieram dzieci. Chcę im pokazać inną Polskę.
Niech zobaczą, że można żyć lepiej, inaczej.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 799 odsłon
Komentarze
@Mohair Charamassa
18 Września, 2012 - 20:19
Que sera, sera. A qui vivra, verra ;-)!
Pozdrawiam
Mohair Charamassa
18 Września, 2012 - 21:07
Ja też w zeszłym tygodniu widziałam dwie Polski (byłam w Polsce na chwilę) i tą moją Polskę widziałam na pogrzebie śp.Józefa Szaniawskiego. Ok. 10 dni byłam w Ojczyźnie i dopiero w przedostatni dzień pobytu ją zobaczyłam i poczułam. Właśnie tam, w Archikatedrze i na Powązkach.
Nie wyjechałam do domu spokojna ale w tą sobotę widziałam małe światełko na końcu długiego tunelu. Oby jakiś wraży podmuch go nie zagasił bo to był ostatni płomyk nadziei, że Polska znów może stać się Polską.
Dziękuję za ten wpis.
Pozdrawiam.
contessa
_______________
... Tak trudno iść się wyspowiadać mając świadomość, że
spowiednik... dopiero co wyszedł z burdelu !
_________________
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten aldd meg a Magyart
"Urodziłem się w Polsce" - Złe Psy :
http://www.y
contessa
___________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński