Organizacja szkolnictwa

Obrazek użytkownika Kirker

Każdy gabinet po 1989 roku starał się w jakiś sposób reformować system edukacji. Jedynie Giertych i Legutko chcieli zrobić coś na lepsze, jednak ich pomysły wobec oporu licznych środowisk spaliły na panewce. Inne ekipy zajmowały się głównie powiększaniem bałagan, jaki tam zapanował. Doszło do tego, że teraz szkoła to takie ludzkie zoo, do którego aż strach posłać swoje dziecko. Żadna ekipa nie myślała też o podstawowym problemie, jaki należałoby zlikwidować w tej materii. Chodzi tutaj - rzecz jasna - o socjalizm. Co zatem powinno się zrobić?Pierwsza rzecz to należy zlikwidować ze wszech miar szkodliwy, bolszewicki przymus szkolny. Tu się zaraz pojawią głosy różnych indywiduów wrażliwych społecznie, że część dzieci nie trafi do szkół i będzie analfabetami. Ale co z tego? Przecież analfabetyzm jako taki był, jest i będzie. Obecnie mamy do czynienia z jego wtórną odmianą. Co z tego, że ludzie potrafią litery rozpoznawać, jak nie rozumieją czytanego tekstu? Tak samo wagary i korzystanie z tzw. "dopalaczy". Po prostu pewna część młodzieży się tam nudzi i nie wytrzymuje psychicznie. Inna rzecz, że dziecko z patologicznej rodziny potrafi sterroryzować całą placówkę edukacyjną. Dodam, że ani ono, ani jego rodzice nie są zainteresowani edukacją, więc posyłanie go do szkoły to strata czasu i atłasu. Na zakończenie wypada dodać jeszcze jedną rzecz. To rodzice powinni decydować, czy wysyłają dzieci do szkoły, czy do fabryki i czy w ogóle wysyłają gdziekolwiek. Po drugie szkolnictwo wszystkich szczebli powinno ulec całkowitej prywatyzacji. Przy okazji należy zlikwidować MEN, kuratoria, komisje akredytacyjne. Szkoły i uczelnie same powinny sobie układać programy. Założę się, że politycy lewicowi zaraz podnieśliby larum, gdyby ktokolwiek chciał to przegłosować. Pojawiłyby się argumenty, że przecież szkoły takie kreacjonizmu, płaskiej Ziemi, kłamstwa oświęcimskiego będą uczyć. W rzeczywistości chodzi tym cwaniakom, o co innego. Nie będa mogli wmawiać ludziom różnych, dziwnych rzeczy, którymi to nawet swoich dzieci nie raczą. Po to jest lewicy państwowa szkoła z odgórnie ustalanym programem. Znowu odezwą się różni ludzie społecznie wrażliwi, że jak w ogóle tak można (!). A przecież ta ich państwowa edukacja jest jednym wielkim bublem. Dlaczego to bowiem, jak są matury czy inne egzaminy, to wszyscy gnają na korepetycje? Okazuje się, że w państwowa szkółka zafundowała ochłapy edukacji. Płaci się przy okazji dwa razy - po pierwsze idą na szkołę pieniądze z wszelkich podatków przez nas uiszczanych, po drugie - właśnie te korepetycje. Gdyby przeliczyć, ile idzie na edukację per capita, do tego dodać pieniądze z tzw. korków, to po zsumowaniu i podzieleniu przez 12 miesięcy okaże się, że większą część ludzi stać byłoby opłacać czesne w prywatnym szkolnictwie. Przy okazji szkoła powinna sama decydować, czy ma mundurki, czy dziewczęta mogą pokazywać swoje wdzięki, czy stosuje kary cielesne, czy też nie itd, tak samo czy praktykuje powtarzanie klasy, czy przepuszcza danego delikwenta na siłę. Oczywiście o jakichś tam Kartach Nauczyciela, ZNP i innych cudach niewidach nie ma mowy! Rodzice mogliby w takim systemie decydować, do jakiej szkoły ma chodzić ich dziecko. Czy państwo powinno w jakiś sposób ingerować w rynek usług edukacyjnych w takim razie? Ustalić się powinno pewne reguły gry, że szkoła podstawowa trwa np. 7 lat, a liceum 4. Poszczególne etapy kształcenia powinny kończyć się państwowym egzaminem. Nie powinno wyglądać to jak nowa matura czy inne tego typu badziewie preferujące najbardziej przeciętnych. Te egzaminy powinny mieć wysoki poziom trudności oraz próg na zaliczenie wynosić powinien 60%, do tego stosownie do wyższych progów procentowych dopasować oceny. No i z czego powinny być one przeprowadzane? Na koniec podstawówki egzamin kończący - z matematyki i języka ojczystego. Matura również z tych dwóch przedmiotów, do tego jeden do wyboru. Dodam, że egzamin po podstawówce czy matura nie powinny mieć wpływu na rekrutację na wyższe szczeble edukacji. To dokumenty, które świadczą o tym, że osoba ukończyła dany szczebel edukacji. Licea oraz uczelnie wyższe powinny przeprowadzać rekrutację wewnętrzną poprzez przeprowadzanie egzaminów wstępnych. Nie powinno być również zasady "drabinki", że najpierw trzeba ukończyć podstawówkę, a dopiero potem liceum. Moim zdaniem jak ktoś chce, to może od razu pisać maturę albo egzamin licencjacki. Takie egzaminy umożliwiłyby porównywanie poziomu poszczególnych prywatnych szkół. Wiadomo, że lepszą szkołą jest taka, gdzie zalicza 85% egzamin, niż taka, gdzie czyni to niespełna 30%. Takie coś nie ma wariantu jednak przejść. Partie muszą swoimi kolegami i koleżankami różne urzędy obsadzać - kuratoria, komisje akredytacyjne i nie tylko. Nikt się nie zgodzi w warunkach demokratycznych na likwidację koryta i związanych z nim synekur. O tym można sobie jedynie pomarzyć. Wyobraźmy sobie jeszcze, jakie byłoby zamieszanie, gdyby to restauracje były państwowe. Pewnie deliberowano by wówczas w Sejmie nad tym, ile pieprzu sypać do zupy. Czy taka sytuacja nie jest absurdalna? A teraz odnieśmy to do szkolnictwa. To dlaczego tak chętnie oddajemy swoje dzieci w ręce biurokratów?

Brak głosów

Komentarze

Pomarzyć - piękna rzecz. Po co np. przyszłemu golędziniakowi jakakolwiek szkoła? Powinien od małego ganiać z bejsbolem, zamiast sie garbić.

Vote up!
0
Vote down!
0
#18533

właśnie - możemy sobie pomarzyć. Taki projekt nie przeszedłby bowiem przez żadne głosowanie.

Jeżeli chodzi o wiele profesji, to nie wiem, po co jakakolwiek szkoła (np. śmieciarz) czy nawet wyższe wykształcenie (np. czy bibliotekarz musi mieć "mgr." przed nazwiskiem?). To dla mnie zaiste niezrozumiałe...

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#18538

Też o tym pisałem, ale nie chce mi się szukać linku. Przytoczę tylko słowa mojego kolegi ze studiów, który jest w tej chwili dziekanem jednego z wydziałów Politechniki
Warszawskiej, które wypowiedział gdy razem dywagowaliśmy nad stanem szkolnictwa w Polsce: "... Absolwent liceum z naszego rocznika (1981) miał większą wiedzę z matematyki i fizyki niż student, który kończy obecnie 3-letnie studia inżynierskie (licencjat). ..." (obaj kończyliśmy warszawskie licea w klasach o profilu matematyczno-fizycznym
A ja osobiście ze swej strony mogę dodać, że obserwując poziom jaki serwowany jest w gimnazjum z matematyki i fizyki to jest to zgroza. Ta obserwacja jest czyniona na bieżąco na podstawie zagadnień jakie z tych przedmiotów przerabia w szkole moja córka.
Konkluzja:
Od 1989 roku systematycznie i świadomie jest obniżany poziom edukacji w szkołach w Polsce, praktycznie ze wszystkich przedmiotów. Sądzę, że stan ten utrzyma się do czasu aż reprezentacja naszego kraju na olimpiadę informatyczną przestanie ją notorycznie wygrywać (zajmować wysokie miejsce).
Bo przecież to jest obciach dla USA, Rosji, Chin, że taki kraik jak Polska kasuje ich w nowych technologiach.
Tu anegdota:
W połowie lat 90-tych przyjechała z USA komisja mająca wyeliminować hakerów w Polsce. Jest tylko jeden problem, goście będący członkami tej komisji nie byli z jakiejś tam organizacji handlu tylko z CIA i NSA. Kilkunastu chłopaków, którzy urzędowali na giełdzie komputerowej "na Grzybowskiej" zniknęło. Sądzę, że mają w tej chwili po kilka milionów dolarów na koncie i te konta rosną w takim tempie, że nawet gdyby poszli do kasyna to kasyno musi z nimi przegrać - wszak są łebskimi chłopakami.
Wyjaśnienie: Giełda "na Grzybowskiej" to miejsce gdzie można było kupić dowolne oprogramowanie na dowolny komputer za minimalne pieniądze w Warszawie przy ulicy Grzybowskiej.

Andrzej.A

Vote up!
0
Vote down!
0

Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A

#18568

przecież co oni robili po 1989 roku? Zajmowali się głównie obcinaniem programu, a to wyrzucili całki, a to jakąś lekturę, i tak doprowadzili do obecnego poziomu, czyli eufemistycznie mówiąc, dna. Poza tym wprowadzili takiego zwierza, która zwie się "kodeks praw ucznia". I jak tu etykę pracy ludzie mają nabywać, skoro od najmłodszych lat mówi im się, że mają prawa, a nie mają obowiązków.

A teraz wymyślili sobie testowe egzaminy centralne na wzór Europy Zachodniej. W sumie, żeby taki egzamin napisać to nie trzeba mieć dużej wiedzy; to stanowi tylko balast. Trzeba umieć wstrzelić się w klucz - inaczej mówiąc, zgadnąć, co poeta miał na myśli. No i to jest przerażające, bo mamy tutaj klasyczny mechanizm doboru stabilizującego. Preferowane są osobniki z ekstremum krzywej Gaussa, czyli najbardziej przeciętni. Wiadomo, tnie to ludzi słabych, ale również bije w jednostki wybitne o niestandardowym toku rozumowania.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#18615