Zjazd szczeciński (2)

Obrazek użytkownika Godziemba
Historia

Zdaniem partyjnych decydentów po zjeździe szczecińskim środowisko twórcze przeżyło wstrząs i uświadomiło sobie „dystans dzielący pozycję kultury mieszczańskiej od pozycji marksistowskich. Zrozumiało jak wiele będzie musiało w sobie zmienić. Jak bardzo podwyższyć wymagania i zaostrzyć kryteria. Sens naszej ofert został zrozumiany, politycznie aprobowany. Ofensywa ta zbliżyła do nas środowiska twórcze, politycznie i ideowo”.

Jak się jednak okazało ta ocena była zbyt optymistyczna i w 1952 roku Jerzy Putrament z żalem stwierdzał, iż „znajomość zasad realizmu socjalistycznego jest czasem powierzchowna, stąd niebezpieczeństwo wulgaryzacji oraz często niezadowalająca jakość produkcji literackich. (…) wielu pisarzy nie rozumie jeszcze, że głównym zadaniem chwili są utwory, które pomogłyby polskiej klasie robotniczej i masom pracujących w wykonaniu planu sześcioletniego”.
 
Tym niedociągnięciom starano się zaradzić organizując pisarzom szkolenia ideologiczne oraz wyjazdy w teren.
 
Nieustannie trwały zebrania, akademie, uroczystości, pogadanki, prasówki, wreszcie regularne lekcje marksizmu-leninizmu dla twórców, gdyż – jak wyraził to Jakub Berman – twórczość artystyczna nie nadąża za rozwojem naszego życia społecznego. Mamy wciąż za mało utworów pełnowartościowych na miarę naszych czasów, wciąż za mało utworów w stosunku do liczby talentów i ich możliwości twórczych.  Berman apelował więc do „inżynierów dusz”: Dosięgnijcie waszą ostrą bronią kułaka i spekulanta, szpiega i dywersanta, amerykańskiego podżegacza i neohitlerowca, (…) pokażcie wielkość naszych czasów
 
W latach 1950-1952 przeprowadzono cztery specjalne plena, na których poddawano pisarzy natrętnej propagandzie realizmu socjalistycznego. Maria Dąbrowska tak opisywała swoje wrażenia z jednego z nich: „Jak słuchać tej walki ze schematyzmem, sztampą i sloganem za pomocą niczego innego jak właśnie schematyzmu, sztampy i sloganów innej tylko marki – odbiera to zupełnie chęć do dalszej pracy twórczej, ręce po prostu opadają, chwyta rozpacz i bezsilność, że niczym tym ludziom nie można pomóc w dziele – zasadniczo słusznym – które chcą zbudować; nic im nie można wytłumaczyć”.
 
Inną formą indoktrynacji było zmuszenie pisarzy do przynależności do jednej z sześciu sekcji ZLP, na których zbierano się, aby oceniać utwory kolegów. Znakomity opis ich działalności pozostawił Leopold Tyrmand: „Te zebrania mają cel dwojaki. Po pierwsze, mają pouczać pisarzy, jak mają pisać. Zaprzedani konformiści mogą ewentualnie ciągnąć z nich korzyści instruktażowe, ich usprawiedliwiony dydaktyzm może pomóc w konstruowaniu tekstów do natychmiastowej sprzedaży. Po drugie, i to jest najważniejsze, pozwalają wygadać się pisarzom trapionym przez obiekcje. W swoim gronie przy drzwiach zamkniętych. Bezpiecznie wentylowanych, smrodliwych frustracji bez zatruwania nimi społeczeństwa, kanalizowanie i odprowadzanie nieczystości myśli w cuchnące błotko izolowanej od narodu literackiej kloaki. W ten sposób ropne materie zwątpień, protestów, różnic zdań, zostają zręcznie nacięte przez niby otwartą dyskusję i wydezynfekowane z organizmów twórczych, których produkt musi być czysty, higieniczny, bezbarwny, bezwonny”.
 
Związek Literatów Polskich został w praktyce sprowadzony do roli zdyscyplinowanego realizatora ustaleń zapadających w Wydziale Kultury KC PZPR, a także strażnika czystości i egzekutora realizmu socjalistycznego w środowisku literackim.
 
Na początku 1950 roku zorganizowano akcję wyjazdową literatów na wieś i do ośrodków przemysłowych, w której wzięło udział 83 pisarzy. Wyjazdy miały ułatwić „przeniknięcie w głąb współczesnego życia”, „zbliżenie pisarza do jego tworzywa” oraz „wejście pisarzy do budownictwa planu 6-cio letniego”. Sokorski chciał, aby tak akcja stała się „początkiem stałego zahaczenia pisarza o dany teren, (…) żeby była formą pewnego stałego szefostwa pisarza nad danym zakładem pracy i współpracy systematycznej”.
 
Liczono, iż po powrocie literaci opiszą swoje wrażenia w twórczości, zgodnie oczywiście z założeniami realizmu socjalistycznego. Tak więc decydentów nie interesowały rzeczywiste odczucia pisarzy, ale propagandowe wsparcie budownictwa socjalistycznego. Tak więc jedynie na łamach swego dziennika Maria Dąbrowska mogła, zapisać: „Ogólne wrażenie. Fabryka jest staroświecka, prymitywna i biedna. Produkcja odbywa się takimi samymi metodami jak przed 80 laty. Robotnicy wszyscy sympatyczni, o ciekawych wyrazistych twarzach. Są raczej zakłopotani, źli i smutni, ani śladu radości czy opisywanego entuzjazmu. Ich sprawy życiowe są załatwiane bardzo kiepsko. (…) Dużo ludzi wałęsa się, praca nie robi wrażenia sprawnie się toczącej, raczej niemrawo markowanej. Wyczuwa się <tempo żółwia>”.
 
Leon Kruczkowski samokrytycznie stwierdzał, że „nasza twórczość literacka w ciągu 5 lat nie zdołała jeszcze w jakiś widoczny społecznie sprawdzalny sposób wyjść poza deklarowany stosunek do naszego życia”.    
 
Największe nadzieje wiązano z młodym pokoleniem „nie skażonym ideologią burżuazyjną”, które było nastawione rewolucyjnie. Te grupę wyodrębniono i otoczono szczególną opieką tworząc koła młodych, zapewniano szybki debiut, liczne nagrody. Leon Kruczkowski tak określał zadania Związku wobec młodych pisarzy: „rzecz sprowadza się głównie (…) do otaczanie tych talentów troskliwą opieką nie tylko w sensie pomocy materialnej, ale przede wszystkim w sensie troski o rozwój ideologiczny i artystyczny”.
Kalińska w 1951 roku bardzo pozytywnie oceniała postawę młodych poetów m.in. Lasoty i Woroszylskiego, którzy wyróżniają się światła i świadomą postawa „zmierzającą w kierunku ogólnego upolitycznienia i oczyszczenia języka z dekadenckich zawiłości formalistycznych”. Najwyżej oceniano Woroszylskiego, którego poezja „od pierwszych wystąpień cechuje silne napięcie uczuć rewolucyjnych, żarliwość walki o żywotne sprawy klasy robotniczej”.
 
Za godne pochwały uznano fakt, iż tematyka wierszy „pryszczatych” związana była z rzeczywistością i jego „ideowym nurtem”. W przypadku Tadeusza Różewicza zauważono pogłębienie postawy ideologicznej i pojawiające się coraz częściej elementy optymistyczne, wypierające wcześniejszy pesymizm. Jedynie trochę niżej oceniano Witolda Wirpszę, Tadeusza Konwickiego, Jana Wilczka, Lesława Bartelskiego i Tadeusza Borowskiego
 
Woroszylski tak oceniał w 1964 roku swoje ówczesne zaangażowanie: „Nienawidziliśmy porządku świata, w którym przeżywaliśmy ten zły okres między dzieciństwem a młodością, pogardzaliśmy starszym pokoleniem, które nie zdołało temu zapobiec – i tęskniliśmy za wielkim zadośćuczynieniem, za nowym światem, budowanym na gruzach, światem nie tylko dobrym i sprawiedliwym, ale silnym, atakującym, dławiącym zło, bezlitosnym.”
 
Jednak atak „młodych” na „starych” (przede wszystkim ze środowiska „Kuźnicy”) uznano za demagogiczny i połączony z „brakiem odpowiedzialności i zarozumialstwem, bezapelacyjnym odsądzeniem od czci i wiary poetyckiej szeregu poetów bez próby głębszego uzasadnienia”. „Starzy” byli nadal potrzebni władzy, ponieważ stanowili ważne zaplecze ideologiczne w literaturze i sztuce. Partyjni decydenci zmusili ”starych” do pewnych ustępstw na rzecz „pryszczatych” – dokooptowanie do redakcji kilku pism, łatwiejszy dostęp do publikacji, itp.
 
Po śmierci Stalina, stopniowo rozluźniono kontrolę nad literaturą, jednak do końca rządów komunistycznych władze przykładały duże znaczenie do kształtowania polityki kulturalnej zgodnie z pryncypiami ideologicznymi.
 
Wybrana literatura:
 
S. Murzański – Między kompromisem a zdradą. Intelektualiści wobec przemocy 1945-1956
M. Dąbrowska – Dzienniki powojenne
J. Putrament – Pół wieku. Literaci
J. Trznadel – Hańba domowa
K. Woźniakowski – Między ubezwłasnowolnieniem a opozycją. Związek Literatów Polskich w latach 1949-1959
L. Tyrmand – Dziennik 1954
D. Jarosz – Polacy a stalinizm 1948-1956
Partia i literaci. Dokumenty Biura Politycznego KC PZPR
 
Brak głosów