Jaruzelski w 1956.

Obrazek użytkownika Tomasz Węgielnik
Historia

Wszyscy czytelnicy "Wyborczej" którzy zapoznali się z hagiograficznymi artykułami o Jaruzelskim wiedzą już o współpracy  prl-skiej szlachciury  z organami Informacji Wojskowej, o dużych pokładach  "antysemityzmu nieeliminacyjnego" który objawił się w 1968 roku, roli ministra MON w grudniu 1970, kiedy akceptował  wszystkie decyzje użycia wojska.

Zapoznali się z warunkami obligującymi Jaruzelskiego do wypowiedzenia wojny własnemu narodowi w 1981 roku. Historyczni czy też raczej histeryczni socjotechnicy z G.W zapomnieli wspomnieć o 56 roku, czasie kiedy Gomułka zrehabilitowany za odchylenie prawicowo nacjonalistyczne został w nagrodę pierwszym sekretynem, do zostania władcą czerwonej polski obligowało go choćby to iż posiadał aż cztery klasy przedwojennej szkoły powszechnej. Tak zwana "odwilż" objawiała się najogólniej mówiąc liberalizacją systemu i czasowego zmniejszenia zależności od ZSRR, w praktyce wiązało się to z usunięciem dużej liczby oficerów sowieckich z wojska, bezpieki itp. Co robi w tym czasie nasz łagiernik?..... na wiecach wojskowych przemawia przeciwko usunięciu z Polski marszałka PRL Rokossowskiego, nawołuje do powrotu sowieckiego nadzoru czyli usuwanych sowieckich oficerów. Zostaje to zauważone już w roku 1960, zostaje szefem Zarządu Politycznego Wojska Polskiego czyli oberpolitrukiem. Wzmiankowany tu epizod świadczy o tym iż ten wyjątkowo sprawny sługa ZSRR w "swojej" polityce wobec nadwiślańskiego kraju zawsze opierał się na kalkulacjach współpracy z najbardziej twardogłowymi frakcjami na Kremlu. Nie zgadzam się z interpretacją Prof. Andrzeja Paczkowskiego który mówi że w1981 roku była przygotowana "twardsza ekipa", jeśli takowa była to jej celem było tylko i wyłącznie wywieranie nacisku na Jaruzelskiego. Cała kariera tego pana była oparta na bezwzględnym podporządkowaniu kremlowskim decydentom.

ps. tak jak pisze Ziemkiewicz, w dniu rocznicy wprowadzenia  stanu wojennego możemy czytać w G.W o urojonym hamletyzmie zdrajcy ale ani słowa o ofiarach.

Brak głosów

Komentarze

[quote=Tomasz Węgielnik]

Nie zgadzam się z interpretacją Prof. Andrzeja Paczkowskiego który mówi że w1981 roku była przygotowana "twardsza ekipa", jeśli takowa była to jej celem było tylko i wyłącznie wywieranie nacisku na Jaruzelskiego. Cała kariera tego pana była oparta na bezwzględnym podporządkowaniu kremlowskim decydentom.
[/quote]

Ale prof. Paczkowski nie sugeruje przygotowywania "zastępczej WRONY" wprost;) Ani nie zaprzecza tem, że frakcja Milewskiego i Olszowskiego była tylko straszakiem.

[quote=Tomasz Węgielnik]
ps. tak jak pisze Ziemkiewicz, w dniu rocznicy wprowadzenia  stanu wojennego możemy czytać w G.W o urojonym hamletyzmie zdrajcy ale ani słowa o ofiarach.

[/quote]

Michnika i s-kę to jeszcze jestem w stanie zrozumieć... wszak interes Jaruzela to ich interes. Ale szlag trafia, jak się słucha "zwykłych" ludzi powtarzających to, co w gazobetonie wyczytają. Syndrom szwedzki?? Jakaś "wspakultura"? Przepraszam za cytowanie przebrzydłego Stachniuka, ale chyba lepszego określenia nie można na to dać.

www.abcnet.com.pl

Vote up!
0
Vote down!
0

-------
http://jaszczur09.blogspot.com/

#9883

Rozgrywanie "miękkiej ekipy" i "twardszej" było stałą taktyką retoryczną Kremla zarówno w stosunku do opozycji w demoludach, jak i wobec wrażego "zapada". Nabierali się nie tylko opozycjoniści. Do pewnego momentu również NATO było obezwładnione grą w "dobrego i złego policjanta" - prostacką, aczkolwiek skuteczną metodą stosowaną przez ZSRR, przejętą z techniki śledczej i po chamsku, po sowiecku przetransponowaną na arenę dyplomacji. "Jeśli nie my, to obalą nas twardogłowi, a wtedy zobaczycie...". Ta rytualna pogróżka sprawdza się do naszych czasów (vide - tak, postępowanie krajów zachodnich wobec Rosji, jak i naszych kolejnych rządów). Strusia polityka Zachodu, obliczona na pozorne dyplomatyczne zwycięstwa i wewnątrzwyborczy poklask zaczęła się co najmniej od Chamberlaina, zaś w chwili obecnej wieńczy ją Sarkozy (na własny użytek określam go mianem "pajaca na tronie") ze swoimi traktatowymi błazenadami (któż, ach któż jest dzisiaj w stanie wymienić spełnione przez Rosję punkty umowy spisanej po inwazji na Gruzję?). W swoim czasie, NATO na chwilę odzyskało wzrok za sprawą ś.p. płk Kuklińskiego - a i tego nie było by bez cudownej koincydencji: podwładni szefa CIA nie zbagatelizowali sprawy, szef miał komu donieść (Reagan!), na Stolicy Piotrowej zasiadał papież, który był wobec komunizmu "twardy, a nie miętki" (mimo dyplomatycznych gestów, na które powołują się obrońcy "Generała"), w Wlk. Brytanii rządy sprawowała Margaret Thatcher z perfekcyjnym odegraniem "małej, zwycięskiej wojenki" o Falklandy (która, nota bene, była wtedy wielce istotna - i za to również nienawidzą ją do tej pory wszelkiej maści lewacy), zaś w Ameryce Pd. nieocenioną tamę dla komunizmu stanowił reżim gen. Pinocheta

Vote up!
0
Vote down!
0

pozdrowienia

Gadający Grzyb

#9886