Bitwa o Francję 1933-1938 cz. II

Obrazek użytkownika Przemysław Mandela
Historia

"To, czym w przeszłości podczas wojny okopowej, było dla frontalnego ataku piechoty przygotowanie artyleryjskie, w czasie przyszłych wojen osiągać się będzie za pomocą propagandowo-psychologicznego kruszenia".

- Adolf Hitler

Powyższe słowa, wypowiedziane przez lidera NSDAP w 1932 roku, nie pozostawiają złudzeń, że do osiągnięcia zamierzonego celu przygotowywał się długo i drobiazgowo. Wspomniane propagandowo-psychologiczne kruszenie rozpoczęło się niemal natychmiast z objęciem przez niego władzy w Niemczech, z miejsca przynosząc niesamowite efekty.

Kiedy 16 marca 1935 roku w rozgłośniach radiowych Rzeszy zabrzmiał komunikat o przywróceniu powszechnego obowiązku służby wojskowej, można było się spodziewać, że spotka się to z gwałtownym sprzeciwem demokracji zachodnich jako podważenie jednego z głównych filarów powersalskiej Europy. Tak się jednak nie stało. Anglia i Francja wręcz z ze zrozumieniem odniosły się do zapowiedzi Hitlera, że zamierza on w niedalekiej przyszłości sformować 36 dywizji, a więc powołać pod broń blisko pół miliona ludzi, czterokrotnie więcej aniżeli pozwalał na to Traktat Wersalski.

Dlaczego?

Można wskazać dwa zasadnicze powody, Szanowny Czytelniku. Pierwszym było rosnące z każdym kolejnym rokiem zagrożenie ze strony Związku Radzieckiego, który choć oficjalnie stawiał się w jednym z rzędzie z orędownikami pokoju nie pozostawiał złudzeń co do swoich agresywnych zamiarów. W oczach polityków zarówno w Londynie jak i w Paryżu to właśnie Niemcy Hitlera miałyby stanąć na przeszkodzie do kolejnej próby wyeksportowania komunizmu poza granice ZSRR, a do tego potrzebna była silna armia. Nie dostrzegali, bądź marginalizowali przy tym zagrożenia jakie reprezentował sam reżim nazistowski , które Kanclerz Rzeszy skrywał pod skomplikowaną grą pozorów oraz jedną z najbardziej cynicznych i przebiegłych akcji propagandowych w historii.

Kilka dni po ogłoszeniu przywrócenia obowiązku powszechnej służby wojskowej w Niemczech, Hitler przyjął w Bad Godesberg przewodniczącego związku ociemniałych żołnierzy, a także paryskiego deputowanego Georgesa Scapiniego. Blisko trzygodzinna, swobodna dyskusja przebiegała niczym rozmowa między starymi towarzyszami broni – jak zapisał później Otto Abetz. Führer ponownie zapewnił swego gościa o szczerej chęci niemiecko-francuskiego pojednania czy konieczności wyrzeczenia się wojny jako narzędzia polityki zagranicznej, przy czym zaznaczył z naciskiem, że w uzbrojonej po zęby Europie Niemcy nie mogą pozostać bezbronne. Scapini oczywiście we wszystkim przyznał mu rację i podobnie jak wcześniej Goy czy Pichot z zadowoleniem powrócił do Francji, by z czystym sumieniem przyłączyć się do rosnącego chóru wielbicieli miłującego pokój niemieckiego dyktatora.

Skutki "propagandowo-psychologicznego" kruszenia Francji były tak zaskakujące, że Hitler zdecydował się rozszerzyć swe działanie także na Wielką Brytanię i tak zdecydowanie bardziej życzliwą Rzeszy aniżeli, żyjącą w ciągłym strachu przed nowym konfliktem Trzecią Republiką. 15 lipca 1935 roku Berlin odwiedziła delegacja British Legion, czyli związku brytyjskich weteranów poprzedniej wojny, której przewodził major Fetherston-Godley. Atmosfera tego spotkania była tak przyjazna, że angielski major miał nawet stwierdzić, iż:

"Anglicy tylko raz walczyli z Niemcami, a my przedstawiciele ‘British Legion’, jesteśmy zdania, że był to błąd. Ten błąd nie powinien się już nigdy powtórzyć"!

Zaiste ciekawa deklaracja, Szanowny Czytelniku, zważywszy na fakt, że Fetherston-Godley nie miał najmniejszych nawet pełnomocnictw, by wypowiadać w imieniu całego związku, nie mówiąc już o ocenie ówczesnej polityki swojego rządu. Jednakże biorąc pod uwagę jaki program wyłaniał się choćby z wypowiedzi Georga Lansbury’ego , stojącego na czele brytyjskiej Labour Party, słowa te nie mogły zbytnio dziwić. W momencie kiedy Hitler ogłosił plan sformowania 36 dywizji regularnego wojska, Lansbury sformułował całkowicie oderwany od rzeczywistości projekt całkowitej likwidacji armii narodowych i zastąpienia ich międzynarodowymi siłami policyjnymi. Zapewnienia kanclerza Rzeszy o prowadzeniu polityki w duchu pokoju musiały więc nad Tamizą znaleźć niemniej przyjazny grunt co we Francji.

Jednak to właśnie ten ostatni kraj stanowił dla nazistów główny cel propagandowej machiny pojednania. Jesienią 1935 roku w Berlinie powołano do życia Towarzystwo Niemiecko-Francuskie, mającego na celu upowszechnienie idei porozumienia między obydwoma państwami. Zachwyceni Francuzi nie zamierzali pozostawać w tyle i wkrótce później sami stworzyli odpowiednik tej organizacji – Comité France – Allemagne, czyli Komitet Francusko-Niemiecki. W jego składzie jako sekretarze generalni znaleźli się zarówno Goy i Pichot jak również hrabia de Brinon, którzy szybko zaczęli wyrastać na czołowych germanofili nad Sekwaną.

Co ciekawe działanie Niemców nie wydawało się być jedynie kurtuazją, gdyż z ich inicjatywy obie organizacje błyskawicznie zawiązały ścisłą współpracę, która zaowocowała m.in. kolejną wizytą Pichota, który tym razem otrzymał okazję do pozdrowienia blisko 100 tys. rzeszy niemieckich weteranów, zebranych na specjalnie do tego celu przyozdobionym flagami obydwu państw berlińskim stadionie sportowym. Podobne uroczystości odbyły się także w Stuttgarcie i Fryburgu. Francuzi ze swej strony odwdzięczyli się zaproszeniem na zjazd swoich weteranów w Besançon 2 tys. niemieckich frontowców.

Wspólne spotkania i wzajemne kurtuazyjne wizyty trwały nawet kiedy sytuacja na linii Berlin-Paryż stawała się coraz bardziej napięta – jak choćby po niespodziewanym zajęciu przez Niemców zdemilitaryzowanej strefy Nadrenii. Dzień po wyjściu wojsk niemieckich w bezpośrednią bliskość granicy francuskiej, 8 marca 1936 roku w Mannheim odbyło się tradycyjne już spotkanie weteranów obydwu krajów i to nawet pomimo faktu, że jak wiadomo ze źródeł Hitler rzeczywiście obawiał się interwencji ze strony państw zachodnich. Jednakże zamiast spodziewanej kontrakcji bądź też nawet zerwania rozwijającej się od trzech lat współpracy między frontowcami, Francuzi goszczący w Mannheim wysłali Führerowi telegram z gorącymi pozdrowieniami oraz zapewnieniem, że nic nie jest w stanie stanąć na drodze pojednania…

Choć nie umilkły jeszcze echa po obaleniu przez Hitlera kolejnego filaru wersalskiego porządku w Europie, we francuskiej prasie w dniu 12 maja 1936 roku ukazało się wspólne oświadczenie wszystkich organizacji zrzeszających weteranów poprzedniej wojny, które zawierało m.in. stwierdzenie:

"Rządy obu naszych krajów ogłosiły plany pokojowe. Czego najbardziej pragniemy my, Francuzi i Niemcy? Godnego i trwałego pokoju dla Niemiec, Francji i całej Europy, w łonie której każdy naród poczuwa się do odpowiedzialności za wspólne bezpieczeństwo".

Wydaje się, że już wtedy zaklinanie rzeczywistości, do którego nazistowski aparat propagandowy zaprzągł niczego nieświadomych francuskich i angielskich frontowców osiągnęło zdumiewająco wielkie rozmiary. Nawet otwarcie godząca w interesy oraz bezpieczeństwo Francji polityka Hitlera była nad Sekwaną marginalizowana przy jednoczesnym eksponowaniu ponad wszelką miarę idei wspólnego porozumienia, choć to przebiegle zasiane ziarno miało dać rzeczywisty plon dopiero w przyszłości. Póki co Niemcy robili wszystko, by – trzymając się terminologii ogrodniczej – jeszcze bardziej użyźnić grunt.

Żadna okazja do takiego działania nie mogła zostać przeoczona, dlatego w czasie ceremonii otwarcia letnich igrzysk olimpijskich w Berlinie 29 lipca 1936 roku, minister propagandy Rzeszy Joseph Goebbels polecił wszystkim niemieckim gazetom wydrukować specjalne przesłanie do francuskich olimpijczyków, które brzmiało:

"Oby szlachetne współzawodnictwo niemieckich i francuskich sportowców przyczyniło się do pokoju i odprężenia sytuacji politycznej w Europie".

Kto i jakimi działaniami przyczynił się do zaostrzenia tej sytuacji minister Goebbels oczywiście nie mówił. Nie jest to istotne w festiwalu wzajemnych gestów i ukłonów, do którego zaliczyć można także fakt, że francuska reprezentacja olimpijska (z resztą nie tylko ona) na uroczystym wejściu sportowców na Stadion Olimpijski przywitała siedzącego na loży honorowej Hitlera wyciągniętą w nazistowskim pozdrowieniu ręką, za co została nagrodzona burzliwą owacją publiczności.

Można było wówczas odnieść wrażenie, że tak upragnione nad Sekwaną pojednanie ze wschodnim sąsiadem jest właśnie na wyciągnięcie ręki.

Brak głosów

Komentarze

- Ja ciebie zapamiętam już na zawsze z euforycznego gulgotania nad filmowym paszkwilem o żołnierzach Westerplatte.

Jakoś nie widziałem byś "uaktywnił się" po zbezczeszczeniu pomnika "Inki" Siedzikówny..
- zajrzyj sobie tutaj --> http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=l4DvIk0it2Q#! i posłuchaj Piotra Szubarczyka. - Zgadnij jakiego zawodu?

Nie widziałem tez byś - jako ów "rzetelny" historyk - zabrał głos pod "odbrązawiającymi" nikczemnościami innego "historyka" - tutaj ---> http://forum.gazeta.pl/forum/w,52,142866730,142866730,Zolnierze_wykleci_Polskie_podziemie_niepodlegl_.html - i potem jeszcze raz posłuchaj Piotra Szubarczyka.

Nie zabierałem głosu pod tym wątkiem o Żołnierzach Wyklętych z forum Białystok, by nie być posądzanym o reklamowanie siebie. Masz więc okazję "odbrązowić" tych "bandytów" z terenów Augustowczyzny - I znów wróć do Piotra Szubarczyka..

cornik
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

cornik Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#344398

"- Ja ciebie zapamiętam już na zawsze z euforycznego gulgotania nad filmowym paszkwilem o żołnierzach Westerplatte".

Niepisana zasada kulturalnej dyskusji w sieci wymaga, by do podpisanych z imienia i nazwiska użytkowników (a jak już wiesz Mandela jest moim "prawdziwym i rodowym" nazwiskiem), pisać na pan/pani, jeżeli nie zna się ich poza światem wirtualnym. Nie przypominam sobie, byśmy poznali się osobiście dlatego uprzejmie proszę, byś nie walił do mnie "na ty", bo sobie tego nie życzę.

"Jakoś nie widziałem byś "uaktywnił się" po zbezczeszczeniu pomnika "Inki" Siedzikówny.."

Moja aktywność zwłaszcza w kwestii tematyki "Żołnierzy Wyklętych" nie ogranicza się jedynie do sieci i pisania blogu, który jak widzę dla Ciebie jest jedynym wyznacznikiem "rzetelności" historyka. Gratuluje.

"Nie zabierałem głosu pod tym wątkiem o Żołnierzach Wyklętych z forum Białystok, by nie być posądzanym o reklamowanie siebie. Masz więc okazję "odbrązowić" tych "bandytów" z terenów Augustowczyzny - I znów wróć do Piotra Szubarczyka"

Swoją definicję odbrązawiania jakiegokolwiek epizodu z historii Polski już podałem i nie zamierzam tego powtarzać pod Twoje dyktando. Jeżeli dalej nie potrafisz jej pojąć - wróć do poprzedniej "dyskusji" pod postem o filmie "Tajemnice Westerplatte". I znów. I znów. Aż zrozumiesz.

"Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli"
- Józef Piłsudski

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli"
- Józef Piłsudski

#344402

"Niepisana zasada kulturalnej dyskusji w sieci wymaga, by do podpisanych z imienia i nazwiska użytkowników (a jak już wiesz Mandela jest moim "prawdziwym i rodowym" nazwiskiem), pisać na pan/pani, jeżeli nie zna się ich poza światem wirtualnym. Nie przypominam sobie, byśmy poznali się osobiście dlatego uprzejmie proszę, byś nie walił do mnie "na ty", bo sobie tego nie życzę."
--------------------------------------------

Możesz sobie "nie życzyć".. - Pozwalam..

Za młody jesteś - to raz.. - a na szacunek to u mnie trzeba sobie zasłużyć - to dwa..

- Żadnego z tych warunków nie spełniasz.

Arogancja i tworzenie "Niepisanych zasad kulturalnej dyskusji w sieci" nie wystarczą do skutecznej ucieczki od meritum.
- Ucieczki od meritum nie tylko w tej kwestii, lecz i w pozostałych..

I nawet nie próbuj wciągać mnie w "pyskówki". Pod zły adres (bardzo oględnie mówiąc..) trafiasz..

Aktualna zaś jest propozycja "Posłuchaj dr. Piotra Szubarczyka"..

cornik
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

cornik Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#344413

Przeczytałem z zainteresowaniem obydwie notki cyklu, stanowiące ciekawy przyczynek do działań politycznych Hitlera po dojściu przezeń do władzy.

Ale nie mogę się oprzeć zdumieniu, że rozważania te wiszą niejako w próżni, pomijając zupełnie kwestię pacyfizmu, który jeszcze w latach `30 stanowił jeden z fundamentów europejskiego myślenia o polityce.

Pozdrawiam

PS. Proszę też o uważniejszą korektę nazw w j. francuskim ;-).

Vote up!
0
Vote down!
0
#344425

Dziękuję za cenną uwagę. Być może faktycznie nieco na wyrost uznałem, że kwestia pacyfizmu jaki zapanował w części społeczeństw europejskich jest dobrze znana w przeciwieństwie do działań Hitlera, o których piszę. Postaram się zwrócić na to baczniejszą uwagę przy pisaniu kolejnej części tego cyklu.

A co do języka francuskiego. Oczywiście również biję się w pierś i obiecuję uważniejszą korektę:) Ten język jakoś nigdy mi osobiście nie leżał, choć nie sposób kwestionować jego walorów i melodyjności:)

Pozdrawiam.

"Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli"
- Józef Piłsudski

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli"
- Józef Piłsudski

#344427

ktore sa sola w oczach zarowno Francozow jak i Brytyjczykow.
Szczegolnie Francuzi, ktorzy kolaborowali z Niemcami i wlasciwie sie bez walki poddali.
Sami Francuzi maja wielkie mniemanie o sobie o ich wkladzie w pokonaniu Niemiecow w czasie II Wojny Swiatowej, a takze `wielkiej``RESISTANCE.
Bedac w Paryzu sprowokowalem rozmowe z wygladajacym na kombatanta Francuzem pytajac sie go czy to ten Luk Triumfalny
pod ktorym maszerowaly zwycieskie wojska hitlerowskie.
Zabulgotal sie zabojat i powiedzial ze pod tym lukiem co roku przechodza zwycieskie wojska francuskie,a ja mu na to ze sobie nie przypominam zeby przez ostatnie jakies 250lat
te wojska wygraly jakas wojne,a wrecz przeciwnie poddaly sie slabiej uzbrojonej armi niemieckiej.
Nie ma jak to miec wysokie mniemanie o sobie.

PS.Co do uzywania slowa Pan na blogu to jak sie spotkamy prywatnie i sie przedstawisz jako pan Mandela to bedziemy sobie mowic na Pan, a tu jest blogosfera internetowa i wszyscy maja niki i sa na ty przed nikiem nie ma PAN, a ze ty sobie jak twierdzisz, bo to nie do sparwdzenia, ze se wybrales nazwisko rodowe na NIK to tylko twoja sprawa -panial?

Vote up!
0
Vote down!
0
#344441

"Co do uzywania nslowa Pan na blogu to jak sie spotkamy prywatnie i sie przedstwaisz jako pan Mandela to bedziemy sobie mowic na Pan, atu jetst blogosfera i wszyscy maja niki i sa na ty przed ikiem nie ma PAN az ety sobie jak twierdzisz bo to nir do sparwdzenia ze se wybrales nazwisko rodowe na nik to tylko twoja sparwa -panial?"

Jak się spotkamy prywatnie to będziemy mogli przejść na "ty", a zasady kultury wymagają, by osobie której nie zna się osobiście, a podpisuje się własnym imieniem i nazwiskiem pisać "pan". To zwykła grzeczność. Tak jak pisanie "Ty" bądź "Tobie" z wielkiej litery. Nie wymagam od wszystkich blogerów czy użytkowników blogosfery, by mi pisali na "pan", ale sam staram się tak robić. Natomiast kiedy któryś raz z rzędu jedna i ta sama osoba używająca (w rozumianej na swój sposób) dyskusji argumentów ad personam, wali do mnie na "ty", by leczyć jakieś swoje kompleksy to przyznaje, że mnie to irytuje. Dlatego zwróciłem jej na to uwagę.

W ogóle kwestia mojego nazwiska, które jest ponoć "nie do sprawdzenia" z tego co widzę wywołuje wśród niektórych Niepoprawnych wiele emocji. Czytałem już tutaj niemal całe rozprawy w jaki to sposób nazwisko powinno determinować postawę jego posiadacza wobec pewnych kwestii bądź też, że jest ono swego rodzaju drogowskazem przy "zgadywaniu" jego korzeni. Chochlew to za pewne Ruski, Mandela to Żyd, a Miller to Szkop. Muszę przyznać, że liczyłem się z możliwością mierzenia z takimi "argumentami", nie spodziewałem się jedynie zastać ich tutaj, bowiem wydawało mi się, że ludziom zrzeszonym w tym środowisku, w grupie Niepoprawnych będzie daleko do oceniania swych rozmówców na tej podstawie.

Cóż, człowiek uczy się całe życie.

Nie znaczy to jednak, że pozostanę na takie prymitywne zaczepki obojętny. Mam nadzieję, że administracja również.

- Понял?

"Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli"
- Józef Piłsudski

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli"
- Józef Piłsudski

#344450

nie jest zadna obraza.Czy ktos sie tu podpisuje Mandela czy Radziwil to jest jego tylko NIK na tym forum.
Tez nie sa to tutaj wypracowania maturalne z polskiego tak ze czy ktos pisze z duzej litery TY czy zmalej moze kolec w oczy ale to tez nie jest zadna obraza.
Ten kto chce dokopac to zawsze znajdzie kij i sie czepi ze sie nie pisze np.polska czcionka,albo sie uzywa skrotow czy nie pisze sie gramatycznie badz gubi litery.

A czy Mandela jest nikiem czy nazwiskiem pochodzenia chazarskiego, ormianskiego czy tureckiego jest mi to wurszt nikt tak naprawde na tym blogowisku nie traktuje powaznie samych nikow.
Dyskutuje sie z trescia sygnowana nikiem, a nie z nikiem, a wlasciwie z nikim bo kazdy moze sie tu podpisac np.Mandela i nadawac z Moskwy uzywajac czasem cyrylicy i tego nikt nie moze sprawdzic.
I tupanie nogami i krzyczenie ze jestes prawdziwy wlasnie ten Mandela nic tu nie zmieni.
A przedstwaianie sie prawdziwym nazwiskiem moze byc odebrane jako prowokacja do dekonspiracji innych tu piszacych,pod nie swoimi nazwiskami z przyczyn oczywistych.
Moze Ty masz kryszke, albo piszesz POlini i rzeczywiscie swoim nazwiskie prawdziwym sie podpisujesz? kto Cie tam wie
tego sie narazie nie da sprawdzic zreszta i po co.
Co do nazwiska dam przyklad jednej z wielkich polskich- bo inaczej o sobie nie mowili rodzin patryjotycznych Platerow,z pochodzenia Szwedow.

Vote up!
0
Vote down!
0
#344501