Sondaże, sondaże...

Obrazek użytkownika Okowita
Kraj

Historia choroby.

W zasadzie możnaby zacząć od zacytowania paru zdań z tekstu pt. „Grupa Trzymająca Sondaże”. Szczerze mówiąc nie interesuje mnie czy ktoś weń uwierzy lub nie. Nie jest przedmiotem sprawy i nie mam zamiaru się na ten temat wypowiadać. Ocenę pozostawiam innym.
Mojego zainteresowanie sondażami wynika z kilku faktów:
- z rozbieżności między wynikami sondaży a rzeczywistością;
- z rozgrzeszania się firm sondażowych z tych rozbieżności;
- z poprawiania wyników sondażowych w krótkim okresie przed wyborami.
- z braku zainteresowania mediów i polityków powyższymi faktami i wynikającymi z tego konsekwencji.

Rozbieżności.

Fakty nawet kilkudziesięcioprocentowych różnic między sondażami a wynikami wyborów są ogólnie znane. Kampania prezydencka 2005 pokazała, że prawie 40% różnicy przeszło praktycznie bez echa. Ostatnio mieliśmy eurowybory. Warto pamiętać jak pompowano opinię publiczną a to "miażdżącą" a to "dwukrotną" przewagą PO nad PiS. Jak się skończyło – wiemy wszyscy.
To nie jedyne przykłady "rozbieżności".

To nie my! To respondenci!

Tuż po eurowyborach mieliśmy okazję zapoznać się z kuriozalną wypowiedzią jednego z szefów firm sondażowych. Pytany o rozbieżności miedzy sondażami a wynikami bez mrugnięcia okiem zrzucił odpowiedzialność na "respondentów" – "Marcin Duma, prezes Homo Homini tłumaczy duże rozbieżności między sondażem jego pracowni, a rzeczywistymi wynikami wyborów (w przypadku PO błąd wynosił 8 punktów procentowych, w przypadku PiS - 5 pkt) m.in. tym, że część osób NIE PODAŁA ANKIETEROM PRAWDZIWYCH INFORMACJI."
Co więcej – przyznał się, że "metodologia" sondaży dalece odbiegała od choćby próby sprawdzenia prawdziwości informacji – "Komfort udzielania odpowiedzi: głosowałem na PO jest większy niż odpowiedzi zagłosowałem na PiS i my szacujemy, że część osób nie podała nam prawdziwych informacji. NIE ZADAWALIŚMY dodatkowych pytań krzyżowych, które - jak przy frekwencji - pozwalałyby nam to sprawdzić" - powiedział PAP Duma.". Należy zadać pytanie – skoro przyznano, że ankietowani nie podawali prawdziwych informacji, to dlaczego NIE ZADAWANO dodatkowych pytań? Czyżby wiara w nieprawdziwe informacje okazała się ważniejsza niż ich weryfikacja? Przecież nawet ślepy zauważy, że ogłaszanie takich sondaży jest najzwyklejszą manipulacją.

"Poprawki" przedwyborcze?
Na początek opinia wygłoszona przez pana Pacewicza (Gazeta Wyborcza - 11.10.2005) - "Sondaże w dniu wyborów okazały się trafne. Przedwyborcze prognozy były bardziej zawodne, może dlatego, że Polacy za szybko zmieniają poglądy.” To kolejna, kuriozalna wypowiedź, wpisująca się w obecne scenariusze. Okazuje się bowiem, że to respondenci dalej „nie podają prawdziwych informacji” ale im bliżej wyborów tym bardziej są prawdomówni. Dajmy przez chwilę wiarę tym "złotym myślom". Jeśli są prawdziwe, to należy zadać sobie dwa pytania:
- jaki jest sens robienia sondaży w okresie między wyborami a tym bardziej ich publikowanie?
- dlaczego firmy sondażowe nie zastanowią się nad poprawą własnej wiarygodności tak by sondaże odzwierciedlały aktualny stan preferencji respondentów?

Ostatnie eurowybory pokazały, że, mimo największych chęci sondażowego wypromowania jednej opcji politycznej, odniesiono połowiczny sukces. Nie udała się ani "miażdżąca" ani "dwukrotna" przewaga. Nie udało się sondażowe wmawianie, ze Platforma jest "jedynie słuszną linią i bazą".
Nie mam zamiaru odbierać PO prawa do wygranej w eurowyborach. To fakt, nie podlegający dyskusji. Faktem również nie podlegającym dyskusji jest to, że nie udało się zmarginalizować PiSu. Co więcej – wynik wyborczy pokazał, że mit tzw. sondaży, skrzętnie podtrzymywany przez wiele mediów, okazał się przede wszystkim porażką zarówno firm sondażowych jak i mediów, które
bezkrytycznie sondaże publikowały.

Bezkarność firm sondażowych.

To również fakt nie podlegający dyskusji. W pełni rozumiem Platformę, jej liderów i przychylne jej media - włącznie z tymi, które zapewniały mnie - "nie jesteśmy niczyją tubą". Lider sondaży nie będzie przecież zastanawiał się nad wiarygodnością czy metodologią – nad faktem podawania przez respondentów "nieprawdziwych informacji" czy "nie zadawaniem dodatkowych pytań krzyżowych". Nie zastanowi się również nad "sondażowym" faktem prawie dwukrotnej "przewagi" poparcia dla PO jako partii politycznej nad poparciem dla rządu PO. I tu kolejne pytanie – czy sondażowe poparcie dla PO jest sondażową manipulacją czy taką jest sondażowe poparcie dla rządu PO?
Co ciekawe – notujemy dziwną niepopularność sondaży poparcia dla obecnego rządu. I dziwną prawidłowość – tuż po sondażu pokazującym, że rząd Tuska ma raptem 28% sondażowego poparcia (bodaj kwiecień br) w "Gazecie Wyborczej" ukazał się sondaż, który pokazał, ze rząd ma poparcie prawie 40-procentowe. Podobnie było z sondażami odpowiednio 30 i (GW) 34%.
Nie zmieni to faktu, że rząd przestał cieszyć się zaufaniem (sondażowym oczywiście).
Dlatego z dużą ostrożnością (delikatnie mówiąc) należy podchodzić do sondaży pokazujących jaka to PO jest the best, jaki to Donald Tusk jest super. Bo przecież wiadomo, że przyjdą wybory, które po raz kolejny pokażą "pompowanie" opinii publicznej sondażami przedwyborczymi – kłamliwymi, nie mającymi nic wspólnego z rzeczywistością ale z jednym celem – za wszelką cenę wypromować Donalda Tuska. Nie jest istotne, że potem ponownie przeczytamy o "nieprawdziwych informacjach" czy "nie zadawaniu pytań". Zwycięzców przecież nikt nie będzie sądził. Tyle, że ten ewentualny zwycięzca zostanie niewolnikiem zarówno sondaży jak i niektórych mediów, które wyraźnie go promują. Stadion za 500 milionów mówi sam za siebie.
Mnie dziwi jedno – politycy PiS (jak ostatnio pewien senator) również dają wiarę sondażom. Zachwycają się bo "Platformie spadło". Tak "spadło", że dziś wróciła stara śpiewka o "miażdżącej przewadze PO nad PiS".

A przecież aż się prosi by zająć się firmami sondażowymi na poważnie.
Mamy przecież wzory - jak choćby powołanie komisji parlamentarnej, która została powołana tylko dlatego, że pomyłka sondażowa wyniosła KILKA procent. U nas pomyłki sondażowe sięgają kilkudziesięciu procent i nie budzi to zainteresowania zarówno polityków jak i mediów. Skutkują nazywaniem respondentów "kłamcami". Skutkują "nie zadawaniem dodatkowych pytań".
Skutkują bezkarnością firm sondażowych i bezkrytycznym podejściem do ich sondaży. Czyżby sondażowa "rzeczywistość" była ważniejsza od prawdy?

Brak głosów