Efekt Bradleya-Wildera w Polsce?

Obrazek użytkownika kokos26
Kraj

Tytułowa teoria, która ma potwierdzenie w faktach zakłada, że ankietowani wyborcy w USA, aby nie być posądzeni o zbrodnię rasizmu dla świętego spokoju deklarują swoje poparcie dla czarnego, żółtego lub oliwkowego kandydata, po czym będąc już sam na sam z kartką wyborczą glosują po swojemu.

Politycy Pis-u są jak najbardziej biali, więc dyskryminacja, drwiny i szyderstwa nie narażają mediów, „autorytetów” i tabunu komediantów na zarzut rasizmu. Trwa więc w najlepsze akcja polityków partii rządzącej wspierana dzielnie przez salon. Nagrodą ma być prawie pół miliarda złotych dla ITI na stadion Legii i przekazanie kosztem telewizji publicznej rynku reklam mediom komercyjnym.

Aby nie być posądzonym o zaściankowość, moheryzm, prymitywizm, jakaś część ankietowanych zapewne deklaruje swoje poparcie dla partii miłości Tuska, Palikota, Niesiołowskiego, Nowaka, Komorowskiego i Karpiniuka, choć w głębi swojej duszy wcale nie popiera tego szemranego towarzystwa.

Cóż, wytworzyła się taka sytuacja, że modnym dzisiaj jest myśleć tak jak Wojewódzki, Majewski, Daukszewicz czy prowadzący „Szkło kontaktowe”.

Wszyscy doskonale widzą, że PO to odpowiednik afroamerykanina, z którym należy obchodzić się jak z jajkiem by nie podpaść postępowemu salonowi. Tak nakazuje poprawność polityczna.

W USA efekt   Bradleya-Wildera powodował, że w porównaniu z sondażami wynik wyborczy odbiegał od prognoz nawet o ponad 10 punktów procentowych.

Polskich sondażowi w ogóle nie ma sensu brać na poważnie, o czym przekonaliśmy się niejednokrotnie. W każdym poważnym kraju tak niewiarygodne ośrodki dawno by splajtowały z powodu braku zleceń. U nas właśnie z tego powodu zniknęły te ośrodki badania opinii publicznej, które myliły się najmniej.

Jak można niemal w tym samym czasie publikować, aż tak różne wyniki?

Poparcie dla PO według Gfk Polonia - 40%, OBOP – 54%, Gemius – 35%. Przypominam, że błąd statystyczny wynosi 3%. Rozpiętość różnic waha się od 5 do 19%.

Kiedy przyjrzymy się prognozom publikowanym w USA i na niewielkie różnice między poszczególnymi badaniami to łatwo dojdziemy do wniosku, że w Polsce ośrodki badania opinii publicznej to kolejny uczestnik politycznej gry promujący modnego polskiego afroamerykanina Tuska.

Brak głosów