Przeciwnicy lustracji czy ochrona agentury?

Obrazek użytkownika kokos26
Kraj

Kraje poważne takie jak Niemcy czy Czechy, jako cel główny po upadku komunizmu uznały odsunięcie postkomunistów od wpływów i unieszkodliwienie obcej agentury.

Służyć takim działaniom może dekomunizacja i lustracja oraz otwarcie i udostępnienie archiwów. Bez tego nie można było nawet myśleć o prowadzeniu własnej suwerennej polityki i poważnie traktować bezpieczeństwo państwa.
To jest proste i oczywiste w normalnych państwach, lecz niestety nie w III RP
U nas te same środowiska, które tak uwielbiają dawać nam dobre przykłady rodem zza granicy w tym wypadku od dwudziestu lat rżną tak zwanego głupa, a bezczelną ochronę agentury ubierają w jakieś rzekome, moralno-etyczne dylematy ozdobione troską o prawa człowieka, sprawiedliwość i praworządność.
Te same środowiska jednak, kiedy Bronisław Geremek odmówił złożenia oświadczenia lustracyjnego z całą premedytacją wezwały „naród” do łamania prawa zaprzęgając do tej akcji europejskich polityków i zagraniczne media.
I tak, gdy wszędzie dookoła poważne państwa czyściły administracje, sądy, szkolnictwo i służby z konfidentów reżimu, u nas straszono na łamach Gazety Wyborczej masowymi samobójstwami zdemaskowanych kapusiów. Te masowe powieszenia, rzucania się z dachów wieżowców i mostów w nurt rzek miały świadczyć o tym, że ci byli donosiciele to bardzo wrażliwa brać, która tak żałuje swoich postępków, że nie śpi po nocach, miota się w mokrej pościeli i bije się nieustannie w piersi.
Kiedy dziś ponad wszelką wątpliwość wiemy, że całe dosieu polskiej agentury w całości znajduje się w dyspozycji przynajmniej dwóch obcych państw, nie dziwi fakt, że poparcie dla antylustratorów przychodzi zarówno z mediów niemieckich jak i rosyjskich. Stało się tak po tym jak Ewa Milewicz wystąpiła z pamiętną, płomienną pochwałą łamania prawa przez Bronisława Geremka.
Ciekawe jest też i to, że nawet prawicowi dziennikarze i politycy chcąc funkcjonować w debacie publicznej i nie podzielić losu flekowanego na wszelkie sposoby „oszołoma” Macierewicza, boja się tak jak on nazywać rzeczy po imieniu.
Dlatego też w III RP obrońców agentury jej rzeczników i adwokatów przyjęło się nazywać „przeciwnikami lustracji”.
Nagonki na IPN i wszystkich tych, którzy chcą odciąć obcą agenturę od wpływów obfitują w podłe ataki, kłamstwa, oszczerstwa i teatralne akcje w stylu Ewy Milewicz.
Ta Pani z niewinną buźką, dziś wymyśliła kolejny sposób na dowalenie IPN-owi. Wśród błysku fleszy i mnóstwa kamer oznajmiła, że oddaje order.
Środowiska „przeciwników lustracji”, czyli nazywając rzeczy po imieniu, obrońcy agentury, wypracowały w niepodległym państwie sposoby na radzenie sobie w wypadku ujawnienia agenturalnej przeszłości.
Pierwsza metoda ma zastosowanie u wszystkich tych, którzy wiedzą, że teczka się zachowała, ale nie są do końca pewni czy jest kompletna. W takim przypadku występujemy publicznie i oświadczamy, że co prawda coś tam podpisaliśmy, ale uczyniliśmy to dla hecy i jaj - sposób zwany popularnie „Na Piwowskiego” lub z młodzieńczej ciekawości - „Na Wołoszańskiego” albo podpisaliśmy, ale nic potem nie robiliśmy - „Na Zegarek” czy jak niektórzy wolą - „Na Solorza”.
Drugi sposób ma swoje źródła w starożytności i nosi nazwę „Na Platona” lub bardziej swojsko „Na Ewę Milewicz”, która zasłynęła płomienną obroną łamiącego prawo Bronisława Geremka.
„Zohydzają sprawiedliwość w obawie, że zostanie im wymierzona” powiedział kiedyś wielki filozof.
Właściwie nie wiem, dlaczego ta metoda jest uważana za najbardziej zaawansowaną intelektualnie. Przecież nie wymaga ona niczego innego jak postępowania zgodnego ze słowami mądrego Greka i tylko tyle. W tym wypadku tokujemy na lewo i prawo o dumie, moralności, głupim prawie, wstrętnych niespełna rozumu braciach i wrażym IPN-ie i tak w kółko, aż do korzystnego dla nas rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego (wersja optymistyczna) lub do opublikowania list agentów. Tu niestety wszystko w rękach naszych mocodawców z SB. Jednym słowem loteria-albo zniszczyli( hurrra ) albo nie ( oooo! k…a!!!).
Trzecia metoda „na astronoma” pozbawiła mnie zupełnie złudzeń, że dojdzie, do choć jednego samobójstwa zastraszonych i wylęknionych tajnych współpracowników. Chociaż był moment, że kiedy profesor Wolszczan opowiadał jak to wchodził na toruński most na Wiśle, to mocniej zacisnąłem palce na poręczach fotela. Nadzieja prysła, kiedy naukowiec wyjaśnił, że nie zamierzał skakać tylko chciał wyrzucić wspaniałomyślnie koniak Napoleon, szynkę Krakus i pieniądze, jakie otrzymał od oficera prowadzącego.
Wszystkie wymienione metody łączy oczywiście to, że każdy konfident brał pieniądze i gadżety za zupełne friko, gdyż nikomu nigdy oczywiście nie zaszkodził.
Czwartą metodę podaję tylko z tego powodu, żeby zasygnalizować, że taka w ogóle istnieje.
Nie cieszy się ona popularnością i wcale się temu nie dziwię. Już sama jej nazwa „Na frajera” zniechęca skutecznie do stosowania. Polega ona ni mniej ni więcej jak na wyznaniu prawdy, przyznaniu się do winy, przeproszeniu za krzywdy i prośbie o wybaczenie.
Tej metody stanowczo nie polecam, jako niewypróbowanej, a co za tym idzie nieznane są jej ani zalety ani wady.
Mija dwadzieścia lat od odzyskania niepodległości, a agentura i jej obrońcy nadal trzymają się mocno.

Brak głosów

Komentarze

Świetny tekst.

Vote up!
0
Vote down!
0
#17588

Podobno w Nowej Hucie jeden "Frajer" był co się przyznał, popłakał się, wyznał winy i koledzy mu przebaczyli.
Jest jeszcze jedna metoda "na MUSTA", który w ogóle się nie kryje że współpracował z wywiadem. I śmiem twierdzić , że mówiąc o tym robi minę "i co mi zrobicie misiaczki?"

Vote up!
0
Vote down!
0
#17616