Świt-czyli rozbudzanie śpiących królewien

Obrazek użytkownika Iwona Jarecka
Blog

„Rozwidniało się, stała przy oknie, z twarzą prawie przy szybie, a jej oddech malował na niej fantastyczne wzory.
Na niebie powoli zarysowywał się świt, to piękne zjawisko…jakby z mroku wychodziło coś na miarę bóstwa.
Przymknęła zmęczone powieki, by za chwile unieść je z powrotem, by dalej przypatrywać się tej fantastycznej, powtarzającej się wizji.
Ile takich rozbudzeń pamięta?
I czy one tylko dotyczą wschodów słońca?”
>Fragment mojego opowiadania<

Czy czasem nie zdając sobie z tego sprawy, jesteśmy jak te śpiące królewny i czasem „Książe” zjawia się w ostatniej chwili?

To dotyczy każdej sfery ludzkiego życia, nie tylko uczuciowego, budzimy się z własnych przekonań o słuszności, czy nieomylności jakiegoś naszego autorytetu, który z czasem nagle zostaje przez nas samych rozszyfrowany jako dość przeciętny, ba, czasem nawet zwykły głupiec.
Często też co niektórzy z uporem maniaka, nadal próbują uratować ów autorytet, bo myślą, że jeśli teraz powiedzą, że fakt, pomyliłem się, wyjdą na idiotę.
A przecież błądzić jest rzeczą ludzką, jak i przyznawanie się do własnych słabości.

Ale nie, widzę co raz częściej, że nikt na siebie nie chce brać poprawki, chcąc czuć się jedynym i nieomylnym, zamykając sobie drogę błędów, a więc i nauki.
Sami o tym nie wiedząc stają się czymś na kształt takich pseudonaukowców, którzy by udowodnić własną tezę, jak niejaki Woliwa będzie jadł fistaszki i popijał maślanką, bo chce dożyć 130 lat.

Co prawda Woliwie się to nie udało, bo umarł, ale gdyby nie to że umarł, zapewne dzięki tej diecie by tyle dożył. A tenże uważał też, że ziemia jest płaska, a zdjęcia satelitarne uważał za zabobon i oszustwo.
Często takie coś obserwuje na całym świecie. To jest jak straszna choroba, która niszczy w nas co racjonalne a zastępuje to jakąś scjentologią, czy innymi czarodziejskimi sztuczkami.

Czasem to nawet pod autorytetem nauki właśnie, zostajemy omamieni przez szarlatanów tejże.
Zobaczcie ilu ludzi wierzy we wróżki, magów, czy innych różdżkarzy, cudotwórców, co dotykiem potrafią uleczyć z najcięższej choroby, a wiara w Boga wydaje im się irracjonalna.
To jak w tym Żydowskim dowcipie, gdzie katolik mówi:

-Wy Żydzi jesteście dziwni, nie wierzycie w zmartwychwstanie Jezusa, a wierzycie, że wasz rabin przypłynie staw na chustce do nosa.
-Nu, ale to prawda-odpowiada Żyd.
Często możemy się z czymś takim zetknąć na co dzień, ktoś opowiada o takich cudach, my wzruszamy ramionami i powątpiewamy, na co ów opowiadający o tych cudach, nagle nam zarzuca, ty to w nic nie wierzysz!

A jak to, przecież wierzę w Boga, czy to nie mało?
No tak, odpowiada tamten, ale ów cudotwórca zapewne ma talent dany przez Boga.
Ja na to, a może przez diabła?
Na co tamten, bo nie chce dopuścić, bym rozwiała jego wątpliwości, kwituje, z tobą to poważnie nie można porozmawiać.
Ja na to, że ja całkiem poważnie mówię, no ale mój rozmówca już unika tematu…czemu?
Bo może rzeczywiście się podświadomie obawia, ze mogłabym mieć rację?
A tak…pozostanie we własnych pewnościach i pójdzie jak ten fałszywy prorok nieść to tym, którzy przytakną.

Brak głosów