Raszyn TV, część 1

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Hiobowscy siedzieli w domu i oglądali telewizję.
- Nudy w tej telewizji - ziewał tata Łukaszka sącząc leniwie herbatę. - Nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Wszystko jest takie przewidywalne...
I nagle, jakby w odpowiedzi, wydarzenia nabrały tempa. Najpierw mama Łukaszka zażądała aby zmienić kanał w telewizorze na zaprzyjaźnioną telewizję. Siostra Łukaszka przełączyła a tam...
- Zmiany - zapowiedziała uśmiechnięta pani spikerka. - W celu zdymoma... zdynio... zdynamizowania naszego przekazu sięgamy po najlepsze wzorce światowe. Rozpoczynamy retransmisję programów raszyn tiwi.
- Że co??? - spytał maksymalnie zaskoczony tata Łukaszka. - Raszyn??? Na antenie ogólnokrajowej???
- Ci z tego Raszyna ale muszą mieć wejścia... - rzekła z zazdrością babcia Łukaszka.
- Nic dziwnego, w Raszynie jest wielki maszt nadawczy - przypomniał sobie tata, który już ochłonął. - Mogli założyć własną telewizję.
- Chociaż z tego co pamiętam - wtrącił się dziadek Łukaszka - to już dolną połowę tego masztu sprywatyzowano, więc...
- W związku z tym, musimy ścieśnić nasze inne pozycje programowe - przypomniała o sobie pani spikerka z ekranu telewizora. - Mam nadzieję, że po niezbędnych przeróbkach państwu się spodobają. Zapraszam!
Zagrała muzyka i na ekranie pojawiła się czołówka programu. "Rewolucyjne rozmowy o milionach w tańcu utalentowanych kuchennych detektywów". Na początku pojawiło się studio znane z gry o wysoką kwotę. W półkolu siedziało dziesięciu uczestników.
- A teraz zadam pytanie naszym uczestnikom - powiedział prowadzący. - Uszereguj alfabetycznie znanych tajnych współpracowników SB! Stokrotka! Filozof! Bolek! Ketman! Najszybciej prawidłowo odpowiedział... Teodor z Żagania!
Zwycięzca wstał wśród oklasków publiczności.
- Teodorze, o co grasz?
- Gram o rewolucję w mojej restauracji - powiedział drżącym głosem Teodor.
- A zatem wysyłamy do twojej restauracji brygadę rewolucyjną!
Kamery pokazały wnętrze restauracji. Nagle przy wtórze orkiestry dętej do wnętrza wkroczyła ubrana w stylu zetempowskim gromada ludzi z panią rewolucjonistką na czele. Mieli megafon, portery Marksa i Engelsa oraz łopoczące czerwone flagi. Przerażeni goście czmychali z lokalu, a brygada rewolucyjna, jak na prawdziwych rewolucjonistów przystało, odbierała im portfele. I zegarki.
- Kto tu decyduje? - spytała pani rewolucjonistka.
- Pod nieobecność Teodora dowodzę ja - powiedział nieśmiało brat właściciela.
- Proszę natychmiast zawołać cały personel.
Cały personel stawił się natychmiast w ciągu ośmiu minut.
- Uwaga! Przystępujemy do rewolucji! Wszyscy śpiewamy "Międzynarodówkę"! - zakomenderowała pani rewolucjonistka. Popłynął śpiew. W trzydziestej szóstej sekundzie rozległo się buczenie i nad śpiewakami zapalił się czerwony iks. Dośpiewali do końca i wtedy okazało się, że przy stoliku w rogu siedzi trójka jurorów od talentu.
- Wcisnąłem iksa, bo to było żenujące. To miała być pieśń zagrzewająca do rewolucji? - obruszył się pierwszy juror.
- To było trzewioszarpiące. Jestem za! - zawołał druga jurorka.
- Ja też jestem za, możecie więc kontynuować odcinek! - zawołała trzecia jurorka.
Wtedy odezwał się głos narratora w tle:
- Okazało się, że w restauracji skrywa się straszliwy sekret...
- Nie mogę robić rewolucji, jeśli nie wiem wszystkiego co się tu dzieje - zaznaczyła pani rewolucjonistka. Zabrzmiał sygnał dźwiękowy i pokazano właściciela restauracji jak siedział w fotelu, a wokół niego wachlarze publiczności.
- Teodorze - podeszła do niego znana w talkshow prezenterka. - Dzisiaj, przy tej publiczności i przy milionach telewidzów wyjawimy sekret twojej rodziny.
- Nie...! - jęknął Teodor.
- O tak. Człowiek, którego znałeś jako swojego brata, o którym myślałeś, że znasz go doskonale, tak naprawdę jest...
- ...moim ojcem? - dokończył podłamany Teodor.
- Tak naprawdę jest hetero! - krzyknęła pani prowadząca.
- Ajajaj! - załamany ostatecznie Teodor złapał się za głowię.
- Ajajaj! - powtórzyła jego gest publiczność w studio.
...tymczasem w restauracji rewolucja trwała w najlepsze. Brygada rewolucyjna poszła na zakupy na rynek.
- Po ile pan ma te mandarynki? A po ile pan kupił? Nie ma pan prawa narzucać takiej marży! Krwiopijca! Burżuazja! Wyzyskiwacz! Obszarnik!
- Dobrze, już dobrze, opuszczę coś z ceny - przekonywał wystraszony pan straganiarz.
- I tak się robi rewolucje - powiedziała pani rewolucjonistka do brata właściciela. - Bierzemy dwadzieścia kilo mandarynek. niech je poniesie kucharz. Gdzie jest kucharz?
- Godzina jedenasta czterdzieści dwa - czytał przejęty głos w tle. - Kucharz wychodzi z restauracji. Godzina jedenasta czterdzieści trzy. Wraca się po zapomnianą komórkę.
- On tam pewnie nadal jest! Biegniemy! - zakomenderowała pani rewolucjonistka i wszyscy rzucili się biegiem, a kamera trzęsąc niemiłosiernie kadrem biegła za nimi. Wpadli do restauracji. W pustej kuchni kelnerka oblizywała zakrwawiony nóż.
- Gdzie jest kucharz? - krzyknęła pani rewolucjonistka.
- Wyszedł - powiedziała kelnerka.
- To ona! Zabiła go! - krzyknęła brygada rewolucyjna i rzuciła się na kelnerkę, a kamerzysta rzucił się razem z nimi. Kiedy wszyscy wstali a obraz się uspokoił, okazało się, że kelnerka nadal leży na podłodze. I na nożu. Na sztorc.
- No dobrze, ale to nie rozwiązuje problemu dzisiejszej kolacji - powiedziała poirytowana pani rewolucjonistka. - Gdzie jest kucharz? Miał zrobić rosół!
- W szafce... - wycharczała kelnerka i skonała. Pani rewolucjonistka odsunęła drzwi od szafki. Wewnątrz było wciśnięte zakrwawione ciało kucharza.
- Na Lenina! To zbrodnia! - zachłysnęła się pani rewolucjonistka i szybkim ruchem odsunęła ciało kucharza na bok, po czym wydobyła zza niego jakąś puszką. - Rosół w proszku! Zbrodnia takie coś podawać ludowi pracującemu! A zaraz uroczysta kolacja!
Prędko przystąpiono do pracy i pokazano, jak wieczorem schodzą się goście. Kolacja się udała, a na końcu pan Teodor zatańczył z panią rewolucjonistką paso doble i dostał trzy dziesiątki i jedną dziewiątkę.
- Ta dziewiątka to za złą pracę żuchwy. Ale generalnie było okej - stwierdziła jurorka.
- Nie wiem czy może być coś bardziej głupiego... - rzekł tata Łukaszka i nie dokończył, bo przerwała mu reklama.
- Odsetki naliczamy codziennie - rzekł z lubością znany aktor przechadzając się pomiędzy rzędami uradowanych ludzi wpatrujących się w ekrany komputerów. - Aż przyjemnie patrzeć jak rosną!
Na ekranie pojawił się napis "Biuro odzyskiwania długów".

Brak głosów

Komentarze

Hi, hi, hi!!!!

Vote up!
0
Vote down!
0

kasianna

#137241

No tak wyszło :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#137296