Kuszenie pana Sitko, część druga

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Pan Sitko nie miał chwili spokoju. Co podnosił butelkę schłodzonego piwa do ust to do pokoju wpadała żona, przytrzymywała mu tą rękę i zmuszała do wysłuchiwania kolejnej porcji plotek. Na przykład - że aresztowali prezesa spółdzielni mieszkaniowej.
- ...u niego w domu i to podczas obiadu! - emocjonowała się pani Sitko. - Barszcz jadł!
U prezesa w toalecie, w kanale wentylacyjnym znaleziono paczkę z narkotykami.
- A co mnie to... - rzekł pan Sitko i znowu spróbował donieść butelkę piwa do ust. Bezskutecznie. Za to dowiedział się, że w mieście będzie pokaz magii - idą na niego oczywiście, żona już załatwiła bilety, bo magików do tej pory w mieście nie było. I dowiedział się jeszcze, że było straszne zamieszanie w siedzibie jakiegoś związku zawodowego i po mieście biegają jacyś pomyleni.
Pan Sitko wyszedł. Powędrował aż nad rzekę, gdzie zasiadł na betonowym nabrzeżu obok swojego dobrego kolegi. Popijał wino i zamknąwszy oczy cieszył się jednym z ostatnich, ciepłych dni.
Nagle odniósł wrażenie, że ktoś go obserwuje. Otworzył oczy i odwrócił się. Szedł ku nim bosy facet w białej koszuli nocnej. Na piersiach miał powieszony jakiś obrazek a w ręce niósł ostrożnie zapaloną świeczkę.
- Po co panu ta świeczka, przecież jest jasno? - zapytał pan Sitko.
- Cicho, to wariat - upomniał go kolega.
- Nieważne, czy wariat, czy gej, czy feminista. Trzeba być tolerantywnym - odparł pan Sitko.
- E tam, niech pan powie, zabalowało się wczoraj, co? - dopytywał się kolega pana Sitko.
- Żadne takie! - oburzył się przybysz. - Ścigam konsultanta! To szpieg i morderca! On na pewno jest w rzece!
Postawił świeczkę, zdjął obrazek i zaczął ściągać koszulę.
- Ej, panie, co pan robisz? - wystraszył się pan Sitko.
- A jak inaczej wejdę do wody?
- To nie woda, tam jest cała tablica Mandeli - poinformował przybysza kolega pana Sitko. Ale przybysz ich zignorował, rozebrał się do bielizny i wszedł wody, po czym zaczął pływać.
- To samobójca - wyszeptał pobladły pan Sitko.
- Gdzie tam, zobacz jak świetnie pływa - kolega pokazał głową przybysza, który rozgarniał rękoma brudną wodę i parskał jak hipopotam. - Chodźmy stąd lepiej, nie mam zamiaru pilnować mu ciuchów.
I poszli. Uszli zaledwie kilkadziesiąt metrów gdy usłyszeli za sobą klaskanie bosych stóp na betonie.
- To ten wariat - westchnął kolega pana Sitko i się odwrócili. Ale to nie był ten wariat, tylko ktoś inny, choć nie tak do końca inny. Człowiek nieznany, ale też w bieliźnie, też wzrok dziki i też otaczała go ledwo uchwytna mgiełka szaleństwa.
- Panowie... błagam... - wychrypiał. - Co to za miasto?
- Oho! - powiedział znacząco pan Sitko obwąchując delikwenta. - Tym razem nie ma mowy o pomyłce. Wódka i portwajn!
- Nie jestem pijany, jestem chory - upierał się nieszczęśnik. - Muszę wiedzieć co to za miasto!
- No, Sopot - zażartował kolega pana Sitko.
Człowiek w bieliźnie wywrócił oczami i nieprzytomny upadł miękko na beton.
- Trzeba by mu te, no... Usta-usta - zafrasował się kolega pana Sitko.
- No to mu rób! - zdenerwował się pan Sitko. - Przez ciebie zemdlał, to ratuj go teraz!
- No dobrze - powiedział kolega i niespodziewanie się zaczerwienił. - Ale obiecaj, że nie będziesz patrzeć!
Pan Sitko obrócił się w drugą stronę i nie wiedzieć dlaczego przyszedł mu na myśl osobnik, którego spotkał niedawno w parku. Ten w berecie, z laską z głową pudla zamiast gałki.

Brak głosów