Akcje marcowe w klasie czwartej

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Miesiąc ten w szkole był miesiącem urozmaiconym. No i dzień kobiet, i pierwszy dzień wiosny, i Wielkanoc. A Wielkanoc ma to do siebie, że przed nią są rekolekcje.
- Wszyscy marsz na rekolekcje! - zagrzmiał pan dyrektor. - Ja się dowiem kogo nie było. A jak ja się dowiem, to...
- Tak nie można - zaoponował ksiądz katecheta.
- Inaczej nie przyjdą - uświadomił go pan dyrektor.
- Ja im mówię o niespodziance, że będzie ciekawy gość. Może przez ciekawość przyjdą...
- Ja ich przyprowadzę - pani pedagog położyła dłoń na kształtnym biuście. Ksiądz zmierzył ją spojrzeniem i stwierdził, że owszem, dzieci przyprowadzić może, ale z nimi nie wejdzie.
- Czemu? - zdziwiła się pani pedagog.
- No jak, w takim stroju?! - eksplodował ksiądz.
- Leży jak ulał! - pani pedagog, oburzona, obciągnęła skrawki materiału opinające jej krągłości.
- Chyba się go ulało za mało...
- Sugeruje ksiądz, że jestem gruba?!
- Nie no, skądże znowu... Chodziło mi o śmiałe odkrycie ciała tu i tam...
- To gdzie się ksiądz patrzy!
Pan dyrektor musiał uspokoić panią pedagog, a po lekcjach musiał jeszcze wpisać naganę okularnikowi z trzeciej ławki. Okularnik dowiedział się o słowach księdza, a ponieważ nadal uważał panią pedagog za swoją dziewczynę zapałał żądzą zemsty i zamierzał zastawić na księdza jakąś straszną pułapkę. I za to dostał uwagę.
- Niczego jeszcze nie zrobiłem! - darł się okularnik. - Nie można karać za coś, czego się nie zrobiło!
- Można. Całe szkolnictwo na tym się opiera... - uświadomił go pan dyrektor.
Wkrótce cała szkoła udała się na rekolekcje. W pobliskim kościele miała miejsce specjalna msza, a kazanie miał wygłosić specjalny gość. Misjonarz z Afryki.
- Łał - rozległ się szept podniecenia.
- Wiecie kto to jest misjonarz? - zapytał ksiądz katecheta. Z ławek, w której siedziała czwartej a wystrzeliła w górę dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza.
- To ksiądz, który nawraca tych, którzy nie wierzą w Boga!
- Tak. Bardzo dobrze.
- A na co nawraca? - chciał wiedzieć okularnik z trzeciej ławki.
- Na katalonizm ty idioto - wyjaśnił mu pobłażliwie Gruby Maciek.
- Katolicyzm - poprawił go głuchym głosem ksiądz katecheta. - Ksiądz misjonarz pojechał aż do Afryki, bo tu już nie ma kogo nie ma nawracać...
- Jak to nie ma? - ksiądz katecheta za zgrozą rozpoznał głos Łukaszka. - Moja babcia nie wierzy w Boga. Zamiast jechać do Afryki mógłby ksiądz przyjść do mnie do domu. Bliżej.
- To jest pojedynczy przypadek...!
- Moja mama też nie wierzy - przypomniał sobie Łukaszek. - Czyta "Wiodący Tytuł Prasowy" i...
- Hiobowski, ale nas nie interesują patologie w twojej rodzinie! Siadaj! I proszę księdza misjonarza do nas!
Ksiądz misjonarz sprężystym krokiem podszedł do mikrofonu i zaczął opowiadać jak to jest w Afryce. Bieda. Dżungla. Małe murzynki. Sami, wszystko sami. Budują, uczą się. I proszą o wsparcie.
- Nasi wychowankowie mają tylko dach nad głową. Nie mają telewizji, ani komputerów, ani internetu. Nic - mówił ksiądz misjonarz tragicznym głosem. - Liczymy na wasze wsparcie.
Czwarta a spontanicznie zadeklarowała, że odda swoje podręczniki. Wszystkie.
- Niestety, my się uczymy po francusku - rzekł ze smutkiem, a może i z ulgą ksiądz misjonarz. - Książki polskie się nie nadają. Jedyne wsparcie jakiego moglibyście udzielić to finansowe. Gdybyście byli starsi, cóż... Moglibyście jechać jako wolontariusze i pomagać na miejscu.
Posypał się bilon na tacę, msza się skończyła. A następnego dnia, przed mszę ksiądz katecheta i ksiądz misjonarz wychodzili z plebanii odprawić nabożeństwo rekolekcyjne. Pod drzwiami czekało na nich trzech młodzieńców objuczonych plecakami. Dwóch się szarpało ze sobą. Jeden w okularach krzyczał, że on sobie świetnie da radę w dżungli, bo ma zwolnienie na wszystko. Drugi, gruby, wyzywał go od nędznej fiuciny. A trzeci podszedł do dwójki kapłanów i oświadczył stanowczym głosem:
- Jedziemy z księdzem do tej Afryki.
Ksiądz misjonarz cofnął się do środka i płakał ze śmiechu w rękaw. A ksiądz katecheta dobry kwadrans musiał ich przekonywać, że nie mogą jechać.
- Najpierw chcą, żeby pomagać, a jak co do czego to nie chcą - powiedział wyraźnie niezadowolony Łukaszek. - A ja już starym maile wysłałem, że jadę!

Brak głosów