powody do radości

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Społeczeństwo ma tak wiele powodów do radości, że niektóre uchodzą uwadze nie tylko najbardziej rozradowanych, ale i tzw. szarego człowieka, który jeszcze się nie nauczył słów hymnu europejskiego a już mu się mylą słowa refrenu hymnu "Boże, coś Polskę..", więc nie jest tak wesół i szczęśliwy jak, powiedzmy, pan poseł Kalisz albo nasz pan prezydent.

Rozumiem, że dla szarego człowieka to, co powie Adam Małysz jest ciekawsze od orzeczeń rozmaitych trybunałów, których szaremu człowiekowi nawet nie wypada komentować, ale trochę mnie dziwi brak masowych objawów entuzjazmu, gdy okazuje się na przykład, że powieszenie w izbie lekcyjnej krzyża czynem karalnym na razie w świetle prawa europejskiego nie będzie.

Entuzjazm to może nieodpowiednie słowo, ale biorąc pod uwagę ilość krzyży pozostawionych jeszcze w różnych publicznych miejscach przez administratorów niebacznych na wzrost słupków SLD, powinny się były rozlec przynajmniej okrzyki ulgi, choćby z szeregów Związku Nauczycielstwa do pewnego stopnia Polskiego, który wprawdzie nie wieszał, ale jednak nie wszędzie zdejmował.

Pionierzy i wodzowie kampanii odkrzyżania Rzeczypospolitej niebawem wznowią działalność, bo nie po to ateizowano trzy generacje Polaków żeby teraz rezygnować z zagospodarowania słupków, pokazujących wyniki tego edukacyjnego wysiłku -głosy ateistów i moralnych degeneratów będą legitymizowały "wybrańców narodu" dokładnie tak samo, jak głosy wyborców pobożnych i szlachetnych, których nie jest zbyt wielu, bo pobożność czy szlachetność to przecież "obciach".

Trochę łatwiej mi zrozumieć brak euforycznej reakcji ludu pracującego lub żyjącego z zasiłków na wiadomość o tym, że wprowadzenie stanu wojennego było bezprawne, co orzekł tak bardzo wysoki organ, że odwołać się nie ma już dokąd.

Przypuszczam, że ci, którzy prawdę tę znali od trzydziestu
lat (bez paru miesięcy) nie mają sił i środków by wyrazić swą radość, ci zaś, którzy wyznawali i głosili przeciwne opinie zamilkli ze zdumienia i przerażenia, zdolni jeno szeptać za wieszczem : "co to będzie, co to będzie ??".

Nie wydaje mi się, żeby pan minister Rostowski, nawet przy pomocy pana profesora Balcerowicza, znalazł odpowiedź na gruncie ekonomii politycznej, nie mówiąc już o polityce ekonomicznej; już raczej pan minister Boni z panem posłem Celińskim znajdą ją na gruncie polityki społecznej, a pan prezydent Komorowski przystąpi do wręczania odznaczeń i dyplomów uznania; kto wie, czy nie dojdzie do pośmiertnej rehabilitacji niektórych ofiar nieznanych sprawców.

W związku z tym pozwalam sobie zwrócić uwagę na potrzebę szerszego niż dotąd spojrzenia na problem : do ofiar stanu wojennego z pewnością trzeba zaliczyć także milicjantów - w tym ZOMO i ROMO, żołnierzy i oficerów, funkcjonariuszy zakładów karnych oraz całego wymiaru sprawiedliwości, jak również pracowników aparatu partyjnego, administrację PRL, działaczy i twórców kultury, nauczycieli i wychowawców, kadrę naukową i naukowo-techniczną, kadrę środków masowego komunikowania, itd. bowiem wszyscy oni zmuszeni zostali do działań bezprawnych, w związku z czym ponieśli - a i nadal ponoszą - poważne nierzadko straty moralne.

Pobożni i szlachetni rodacy zapewne zdolni będą współczuć im i otoczyć modlitwą, rezygnując z dochodzenia własnych roszczeń - ale są coraz bardziej egzotyczną mniejszością, która do dnia przypadającej w grudniu trzydziestej akurat rocznicy może się jeszcze bardziej zmniejszyć.

W kwietniu, czy w maju, - tak jak w innych miesiącach - zdarzyć się przecież może, że ten czy ów utraci wiarę, albo że uda się go choć odrobinę zdeprawować.

Osobiście spodziewam się raczej licznych cudnych nawróceń i budujących manifestacji niezwykłego heroizmu moralnego świeżo nawróconych, ale oczywiście mogę się mylić.

Wolałbym zresztą mieć inne powody do radości, choćby tak proste, jak wiadomość, iż Bronisław Komorowski podda się terapii logopedycznej i że w razie jej nieskuteczności nie będzie kontynuował pełnionej dotąd misji wobec oczywistego braku absolutnie niezbędnych kompetencji.

Funkcjonalny analfabetyzm nie jest wcale rzadkością, ale dyskwalifikuje kandydata do stanowiska, na którym trzeba od czasu do czasu napisać odręcznie tekst, stający się cząstką historii; kto tego nie potrafi, kto kompromituje nie tylko swój wysoki urząd, ale swój kraj, nie nadaje się do roli Pierwszego Obywatela Rzeczypospolitej.

W atmosferze powszechnej radości i ogólnego rozbawienia wiele uchodzi, ale nie wszystko da się skwitować żartem.

Przedstawianie sfałszowanego dowodu rzekomej cudzej winy by tak zminimalizować odpowiedzialność za rzeczywistą winę własną, było oburzającym przejawem arogancji i pogardy dla wrażliwości i inteligencji obywateli, którzy -być może- odczuwali nie tylko wstyd i upokorzenie, ale i współczucie dla nie w pełni sprawnego Prezydenta - dysgrafika.

Wstyd pozostał. Współczucie zgasło. Rodzi się gniew.

Ktoś powinien doradzić panu Bronisławowi Komorowskiemu, żeby przestał żartować. Doradców przecież ma.

Kto miał odwagę obwieszczać (nie wskazując egzaminatorów) że "Państwo zdało egzamin" i (nie pytając żałobników)że "Żałoba się skończyła",
sam zaś elementarny, prościutki test kompetencyjny oblał, powinien mieć odwagę ponieść konsekwencje - a nie sądzę, żeby doradcy wzięli je wówczas na swoje barki, bo fakty wskazują, że są to źli doradcy.

I to także nie jest bynajmniej powód do radości.

Brak głosów