o znieważaniu

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Byłem dzieckiem bardzo wrażliwym i nie udało mi się owej wysoce kłopotliwej przypadłości przezwyciężyć - pomimo późniejszych, niezbyt wyrafinowanych pieszczot Historii - aż do obecnej, zgrzybiałej i sklerotycznej starości.

Gdyby nie owa skleroza, której towarzyszy postępująca głuchota i ślepota, pewnie umarłbym z obrzydzenia, bo zjawisk budzących mój wstręt i odrazę przybywało tak szybko, że traciłem ochotę do życia.

O ile pamiętam, pierwsze myśli samobójcze miewałem już wówczas, gdy pod Krakowem zaczynano budować kombinat metalurgiczny imienia Włodzimierza Iljicza Lenina a w Warszawie Pałac Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina
a ja, po maturze zdanej z wyróżnieniem nie przyjęty na uniwersytet "z braku miejsc", objąłem ważne stanowisko betoniarza.

Dużo się się wówczas działo.

Siedemnastoletniego instruktora ZMP, Jacka Kuronia, przyjęto właśnie w szeregi Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, jego przyszły podkomendny, Adaś Michnik, przygotowywał się do rozpoczęcia nauki szkolnej, a w rodzinie państwa Komorowskich, w Obornikach Śląskich, przyszło na świat dziecię płci męskiej - dwojga imion Bronisław Maria.

Nie mam pojęcia, jak to się stało, że budowniczowie nowej rzeczywistości znajdowali czas i ochotę, żeby mnie (zapewne mimochodem), przy rozmaitych okazjach , upokarzać i obrażać, ale zbyt jestem zmęczony, żeby przeprowadzać jakieś analizy; stwierdzam fakt, a wg (art. 16) Kodeksu Boziewicza "Sam fakt rozstrzyga.", bo "należy uważać za obrazę wszystko to, co obrażony jako zniewagę uważa.".

Z tych trzech chłopców, których wymieniam, wyrastały postacie historyczne i autorytety moralne (ostatni dopiero niedawno), nie poparte takim dorobkiem naukowym jakim legitymuje się np. pani profesor Magdalena Środa, więc jeszcze trudniejsze do weryfikacji, ale podobnej przecie jakości.

Jestem pewien że zasługi Jacka Kuronia i Adama Michnika
jako obrońców wartości, które wyznawali, powinny być szanowane nie tylko przez ich współwyznawców; dotyczy to również Bronisława Komorowskiego; ale nie oznacza to, że słowa i czyny wymienionych postaci nie mogą być poddawane ocenie wartościującej - a także krytyce ze strony tych, których zdarzało im się czasem czy zdarza
obecnie - obrażać, ponieważ nie są święci.

Próba sakralizacji - po śmierci czy za życia - ludzi z krwi i kości, którzy dokonywali różnych wyborów i nie zawsze trafne podejmowali decyzje, jest nadużyciem - zwłaszcza kiedy wiadomo, że owe wybory i decyzje miały niszczący wpływ na życie i działalność wyznawców i obrońców wartości odmiennnych, a czasem - tożsamych.

Jeszcze ważniejsze jest to, jakich wyborów dokonują i jakie podejmują decyzje - dzisiaj.

Wskazywanie błędów i przestrzeganie przed nimi nie jest
miłym zajęciem, zwłaszcza gdy adresatami są moraliści i moralizatorzy, ale bywa obowiązkiem, gdy słowa ulegają przemianie w czyny a do akcji wkracza policja i sądy, gdy moralizowanie wsparte jest realną władzą i - siłą.

To, co spotyka z łaski ludzi lewicy, z woli oligarchów medialnych, z kaprysu politycznych kamaryli czy też z innych niecnych inspiracji takich moich współobywateli, którzy albo mają inne, własne autorytety moralne, albo ich poszukują, albo po prostu usiłują tak, jak potrafią weryfikować heroiczność cnót tych, którzy dziś pełnią obowiązki arbitrów ferujących oceny ostateczne, te wszystkie procesy, zatrzymania, przeszukania, dymisje itd. są nie tylko obrzydliwe, ale i wyjątkowo niemądre bo ich skutki mogą być groźne.

Obrażanych jest więcej, i mniej mają do stracenia.

Prawie wszyscy chcą przecież mieć dobre państwo.

Swoje.

Brak głosów