o oskarach

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Czytałem sobie szósty rozdział "Pamiętników włościanina" Jana Słomki, zastanawiając się, komu by tu dzisiaj trochę uchybić czy uwłaczyć, kogo niecnie pomówić albo zniesławić i może dlatego, że mamy niedzielę Chrztu Pańskiego, wczoraj było zaś Kleopatry, przyszła mi na myśl pani reżyserka Agnieszka Holland, której nowy film zgłoszono do "Oskara", znowu znalazła się więc na różnych czołówkach.

"Co do zabaw, to dawniej bawili się bardziej, niż dzisiaj.
Prawie nie było ani jednej niedzieli lub święta, żeby nie było "muzyki" czyli zabawy w Tarnobrzegu, a najsłynniejsze były u Sruła, na ul. Browarnej, i u Szrajbra, na ul. Mokrzyszowskiej.
Grali sami żydzi w swoich domach, poczynając niedługo z południa, czasem przez całą noc aż do rana. Płaciło się za każdy taniec, przyczem ten więcej tańców płacił, kto miał więcej pieniędzy, lub szło to koleją : raz płacił ten, drugi raz inny. Taniec kosztował 10 cent., a grali go najwięcej 20 minut.
Na granie schodzili się ludzie wsiowi z Dzikowa, Miechocina, a także z innych pobliskich wiosek, nadto mieszczanie tarnobrzescy i sługi dworskie.
W tańcach brali udział najwięcej młodzi parobczaki i dziewczęta, ale nie brak było i starszych, żonatych, a słuchaczów i przyglądających się bywały takie gromady, że aż ciasno było w izbie i przed domem.
Bo też tam było co widzieć i słyszeć (...)."

Pani Agnieszka Holland, majster co się zowie, kontynuuje wprawdzie staropolską tradycję ludyczną, której symbolem jest - a raczej był - Jankiel z "Pana Tadeusza", ale inną obsługuje klientelę, bo czasy są inne i ludzie nie tacy.

Nie ma ludzi wsiowych ani mieszczan (skądże znowu), nie ma takich jak ongi dworskich sług ani parobczaków, wszyscy są dziś równi wobec prawa do rozrywki : mają telewizory.

Współczesna kultura masowa, nie tylko w telewizorze, jest zdominowana przez następców Srułów i Szrajbrów, rzadziej przez następców wirtuoza Jankiela, choć cymbalistów jest dziś znacznie więcej w naszym kraju niż roku owego; pani Agnieszka Holland należy do najwybitniejszych i zapewne zostanie odnotowana w księdze dziejów kultury polskiej.

Mówią niektórzy, że właśnie pisany jest jej tom ostatni, ale nie będzie on mógł nosić takiego samego tytułu, jak ostatnia księga "Pana Tadeusza" - między innymi z powodu działalności artystycznej Agnieszki Holland, a może raczej z powodu heglowskiego ukąszenia którego doznał jej Ojciec, jak wielu innych polskich Żydów, nim sam stał się ofiarą komunistycznego reżimu.

Serce pani Agnieszki bije innym rytmem niż serce Jankiela; nie rozpoznaję w nim ani poloneza, ani majufesa.

Obserwuję zmagania z tożsamościową schizofrenią polskich Żydów, zwłaszcza potomstwa tak zwanej żydokomuny, któremu nikt chyba nie potrafi pomóc w samookreśleniu dopóki się czegoś samo nie wyrzeknie (niekoniecznie pierworództwa), no i rozmyślam, jak to jest teraz z płaceniem za muzykę - czy więcej płaci za nią ten, kto ma więcej pieniędzy, czy raz płaci jeden, a drugi raz inny ?

Wielu sprawnych reżyserów prezentowało globalnej wiosce za godziwą zapłatą wizje martyrologii dzieci narodu wybranego podczas ostatniej (mam nadzieję) wojny światowej, i ja też wyłożyłem parę groszy, żeby zobaczyć obrazy Jakubowskiej, Forda, Wajdy, Kawalerowicza, Kolskiego, Marczewskiego, Holland i Polańskiego, a także Spielberga i Lanzmana, gdyż moje własne wspomnienia z lat niemieckiej okupacji Polski domagały się uzupełnienia.

W ciągu tych ponad sześćdziesięciu lat nie widziałem chyba ani jednego filmu wolnego od tendencji, która kazała pani Agnieszce Holland w obecnie promowanym filmie cokolwiek zmodyfikować, jak się dowiaduję, niektóre historycznie już udokumentowane realia, aby ukazać okupacyjną rzeczywistość i autentyczne postacie ludzkie z epoki w taki sposób, jaki odpowiadał jej wizji artystycznej, niestety, nierzetelnie, ze szkodą - jak zwykle - dla prawdy o Polsce i Polakach.

Nie mam nic przeciwko temu, żeby polska Żydówka tworzyła w Polsce dzieła artystyczne, przedstawiające cierpienia jej prześladowanego narodu na ziemi polskiej w czasach Zagłady i rad będę, gdy pani Agnieszka Holland dostanie "Oskara".

Jest mi jednak nieswojo, gdy pomyślę, jakich filmów dotąd w Polsce nie nakręcono - i pewnie już się nie nakręci, bo przecież nie mamy na to pieniędzy, i gdy słyszę że świetny polski aktor, grający u pani Holland, nazywa bohaterem pana Oskara Schindlera, co to lubił żydowskie brylanty.

Bohater filmowy jest oczywiście znacznie ważniejszy od tych prawdziwych, o których nawet w telewizorze się nie wspomina, a jest tam co widzieć i słyszeć, gdy gra wesoła orkiestra świątecznej pomocy pana Jurka albo transmitują wręczanie jakichś "Oskarów".

Ten "Oskar", o którym teraz już piszą, pani Agnieszko, będzie dla Pani, ale chyba jednak nie dla Polski, jak to może obwieszczą w najważniejszej gazecie, bo wielka sztuka należy do całej ludzkości, i to dla niej tworzą ją wszak najlepsi - wybrani.

A ja wracam do "Pamiętników włościanina"; chociaż nigdy w życiu nie byłem w Tarnobrzegu, bo dobrze się tam czuję, na tej Browarnej czy na Mokrzyszowskiej, w karnawałową niedzielę, a z Oskarów najwyżej cenię Kolberga.

Brak głosów

Komentarze

"Serce pani Agnieszki bije innym rytmem niż serce Jankiela..." I TO JEST TO! Nigdy chyba nie przeczytałem trafniejszego podsumowania! Gratuluję serdecznie!

Pozdrawiam.

PS. Enuncjacje aktora Więckowskiego, że Socha był mniejszym bohaterem od Schindlera łatwo wytłumaczyć - Socha brał mniej!

Vote up!
0
Vote down!
0
#213150