gdyby nie Kataryna..

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Moje pokolenie, które wysysało antysemityzm z mlekiem matek, używało w związku z tym trochę innego języka niż współczesne "Gazety" lub czasopisma.
Pamiętam doskonale, że jeszcze przed wkroczeniem "nazistów", których nazywano wtedy Niemcami albo (szeptem) szwabami, więc przed wojną, posługiwałem się ze zrozumieniem kolokwializmem "żydowska płaczka" lub "płaczka żydowska".
Tak nazywało się osobę dowolnej płci, zawodzącą, szlochającą czy wyjącą z bólu po wyrwaniu zęba, otarciu kolana, zgubieniu klucza czy wybiciu szyby oraz zainkasowaniu stosownej kary fizycznej (w szkole linijką, w domu - pasem, trzciną albo dłonią, zależnie od płci i wieku winowajcy a także od sytuacji finansowej danej rodziny).
Gdy adresatem był chłopiec, który miał rosnąć na dzielnego mężczyznę jak Kmicic czy Skrzetuski, "płaczka żydowska" była określeniem podwójnie pogardliwym.
Wobec zabeczanej panny wyrażała dezaprobatę i sugestię "nie przesadzaj..".
W obu przypadkach archetyp żydowskiej płaczki ekspresyjnie wyrażającej rozpacz funkcjonował jako wzorzec doskonały, mistrzowski - dziś powiedziano by "profesjonalny" i nic w tym epitecie antysemickiego nie było, tak jak w określeniu "cygański baron" nie ma niczego antyromskiego a w chamskim określeniu ciemności ("jak w dupie u Murzyna") nie ma ani krzty rasizmu; jest stwierdzenie faktu, że tam - ciemniej. Tak mniemam (ale nie będę sprawdzał}.
Kolokwializm, ot co.

Owa "Żydowska płaczka" przypomniała mi się wczoraj, kiedy odwiedziła mnie w domu para polityków, by wymienić opinie.
Jedną z osób wymieniających była posłanka Julia Pitera o której nie wiem, czy jest jakiegoś wyznania, bo to teraz nieobowiązkowe i jakiej jest rasy, bo to teraz zabronione, ale jako płaczka osiąga taki poziom profesjonalizmu, że już nie potrafię o niej myśleć inaczej, niż "żydowska".
Zafascynowany wibrującymi melizmatami, płynącymi z gardła pani Pitery, treści odebrać jednakowoż nie zdołałem.
Zdaje się że chodziło o niewinność Donalda Tuska i jego rządu czy partii, na którą to niewinność opozycyjny poseł
Mularczyk nie żeby zaraz nastawał, ale chyba rzucał cień podejrzeń czy wątpliwości.
Sytuacja jest taka, że profesjonalna płaczka zawsze się przyda, nawet jeśli większość pogrzebów już odcelebrowano.
Ale ktoś powinien chyba zwrócić uwagę pani posłance, żeby trzymała się scenariusza, bo gdyby poseł Mularczyk nie był prawnikiem i odpowiedział na emfatyczne pytanie : PO CO ?! zgodnie ze zdrowym rozsądkiem..
- Co "po co" ? - Nie widzieliście ? - nie słyszeliście ?
To za pokutę pomyślcie sami - po co i komu być mogła potrzebna smoleńska katastrofa.

Myśleć jeszcze wolno.

Brak głosów

Komentarze

Krzysztof J. Wojtas

Podoba mi się określenie:
parapolitycy.

Tak wyszło z kontekstu i warto je propagować.

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#73540