Synowie dziada

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

Można powiedzieć, że kłamstwo podlega w neopeerelu swoistej gradacji: są pospolite kłamstwa, bezczelne/ordynarne kłamstwa i propaganda. Tekst W. Kuczyńskiego, który mógłby się ukazać w „Trybunie Ludu”, ale jakoś trafił na łamy „Rzeczpospolitej”, można z powodzeniem zaliczyć do tego trzeciego rodzaju kłamstw, w przypadku których nagromadzenie nieprawdy jest tak wielkie, że trzeba by chyba użyć jakiegoś mikroskopu elektronowego, by dostrzec jakieś zabłąkane ziarenko prawdy, a i co do tego, że znalazłoby się takie ziarenko nawet przy jakimś mozolnym powiększeniu, nie ma pewności.

Rok, w którym czekają nas procesy beatyfikacyjne Jana Pawła II i ks. Jerzego Popiełuszki, trzeba przyznać, obfituje w nieprawdopodobnie wprost zakłamane teksty i głosy broniące sowieckiego agenta, Jaruzela, przed „nienawistnymi historykami” i inną antykomunistyczną dziczą, co się ośmieliła sportretować tego agenta, przypominając cały zbiór faktów z jego zasłużonego dla Moskwy i ZSSR życiorysu. Podkreślić warto, że cały ten chór obrońców w czerwonych czy różowych togach, broni starego dziada, który przy każdej okazji – jak na starego agenta przystało – inną legendę opowiada, mimo że temu ostatniemu nikt nie grozi ani szubienicą, ani więzieniem. Chór ten broni dziada przed tym, co ów dziad niejednokrotnie przywoływał w ramach swoich „mów obrończych”, czyli „osądem historii” (!). Najwyraźniej chór ten tak się zrósł z owym dziadem, że czuje się jak potomstwo dziada i broni go nawet przed tym, przed czym sam dziad nie chciał się bronić. Ileż to razy słyszeliśmy z ust dziada, że historia go będzie osądzać. No to sądzi go właśnie historia!

No ale wiemy, że w III RP historią mogą się zajmować jedynie potomkowie dziada – inni są albo za młodzi, albo po prostu „pisowscy” - ten ostatni przymiotnik w języku neokomunistycznej nowomowy oznacza coś gorszego od faszyzmu, mimo że to czerwoni i różowi nasyłali pały na przeciwników politycznych wychodzących na ulice. Wróćmy jednak do tekstu Kuczyńskiego, któremu się wyjątkowo nie spodobał dokumentalny, historyczny film o Jaruzelu (dziwna niekonsekwencja, przecież w tymże filmie było sporo materiału nakręconego za peerelu, więc chyba te części, np. opowiadające o tym, jak ideowości w wojsku pilnował Jaruzel, czy jak wojska „Układu Warszawskiego” odnawiały przyjaźń na terenie Czechosłowacji w 1968 r., nie mogły być takie złe). Kuczyński stwierdza, że autorzy filmu przedstawili z jednej strony złych komunistów, a z drugiej zmaltretowany, mordowany naród polski – co oczywiście ma stanowić zarzut, a nie opis. Wygląda więc na to, że komuniści nie maltretowali Polaków ani ich nie mordowali. Możliwe też, że wcale nie byli tacy źli – albo źli w ogóle. I tu akurat, jak to zwykle u piewców neokomunizmu bywa, Kuczyńskiemu się nasunęły skojarzenia z socrealizmem, że niby w taki sposób, jak Braun Jaruzela, tak sowieciarze portretowali Piłsudskiego, Rydza czy Becka. Problem tylko w tym (czym się oczywiście Kuczyński nie przejmuje), że ci trzej to byli polscy patrioci, którzy uważali sowieciarzy za wrogów naszej ojczyzny, nie zaś jak Jaruzel, który sam był sowieciarzem i sowietyzował Polskę. Nic dziwnego zatem, że tamtych trzech (i wielu jeszcze innych) nienawidzili sowieciarze w swej propagandzie. Nienawidzili oni zresztą tego, co naprawdę polskie, dlatego sowieckimi kolbami musieli wprowadzać „idee wielkiego października”, bo inaczej, czyli gdyby sowieciarzy nie wspierała armia czerwona, to Polacy powywieszaliby ich gołymi rękami.

Kuczyński pisze o „manichejskim filtrze”, jaki zastosowali historycy do portretowania Jaruzela i peerelu, ale ponieważ wnet spotka się ze św. Piotrem, to podejrzewam, że ten mu wyjaśni, na czym polega błąd manicheizmu i kto go tak naprawdę popełnił. Najbardziej jednak skandaliczne zdanie tego propagandowego elaboratu jest następujące: „nawet za Stalina Polska Ludowa nie była Generalną Gubernią pod okupacją sowiecką”. Po takim ludobójstwie, jakiego dokonali Niemcy, Ukraińcy i Rosjanie, i przy takim terrorze, jaki zastosowali sowieciarze „budujący kraj węgla i stali”, trudno było oczekiwać, że Polacy zbiorą w sobie tyle sił, by znowu zbrojnie się przeciwstawić okupantom. A przecież i tak się przeciwstawiali w trakcie antysowieckiego powstania, a potem w czerwcu 1956 r.! Czytając takie zdanie, jak to powyżej, można się zastanawiać, ilu jeszcze niewinnych ludzi musieliby stalinowscy oprawcy skatować w więzieniach, ilu rozstrzelać bez sądu, ilu zesłać, upodlić, zgnoić, choćby jak ks. bpa Kaczmarka – by taki Kuczyński uznał, że to, co było za Stalina, to było coś gorszego niż Generalna Gubernia.

Kuczyński chce nam po raz kolejny więc przypomnieć, że ten komunizm w polskim wydaniu zwyczajnie nie był takim strasznym czy złym systemem, a mówienie o jakiejś zdradzie, ludobójstwie, oprawcach, agenturze, to jakiś pisowski manicheizm. Jeśli więc to wszystko miałoby być prawdą, to aż się ciśnie na usta kilka podstawowych pytań. Czemuście bohaterzy nowej „Polski Ludowej”, czyli III RP, tak się orobili po łokcie, „obalając komunizm”? Czy nie wystarczyło się całą gromadą zapisać do PZPR (niektórzy ponownie) i zmieniać socjalizm od wewnątrz? Wtedy takie stalinowskie czy goebbelsowskie (wersja nie została jeszcze ustalona w Ministerstwie Prawdy) filmy, jak ten Brauna, po prostu by nie powstawały, a przecież o to chodzi, no nie? Nikt nie musiałby rzucać legitymacjami, a z kołchoźników słuchalibyście po dziś dzień przemówień umundurowanego dziada, który jest wam bliższy niż polski naród.

http://www.rp.pl/artykul/431122_Kuczynski__Dziela___wnukow_Stalina__.html

Brak głosów