Ludzie z "Polskich Nagrań", czyli trzecia siła

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

Każdy, kto oglądał „Psy” pamięta scenę, w której jeden z esbeków na wieść, że SB ma zostać rozwiązana użala się dzielnemu Franzowi granemu przez B. Lindę, że on tylko potrafi przesłuchiwać, ten ostatni zaś radzi mu, by szedł do „Polskich Nagrań”. Jak wiemy zresztą, tylu esbeków poszło nie tylko do showbiznesu, ale i do innych newralgicznych sfer naszej gospodarki tudzież życia politycznego, że w radzie tej było sporo racji. Odkąd zaś ludzie służb, bo przecież nie tylko o esbeków chodzi, zasymilowali się z, by tak rzec, dynamiczną infrastrukturą „demokratycznego państwa”, zaczęli nas na wszystkie sposoby przekonywać, że nie tylko z dawnymi, pradawnymi sowieckimi instytucjami i metodami, ale w ogóle z jakimś podwójnym życiem, nieformalnymi relacjami oraz dwójmyśleniem nie mają nic wspólnego. Nie przeszkadzało im to oczywiście zakładać lub instruować media, występować w nich lub też poddawać otwartej krytyce te czy inne ugrupowania polityczne, a szczególnie te, które domagały się dekomunizacji. Co więcej, w chwilach szczerości zdarzały się wyznania ludzi służb dotyczące powoływania do istnienia nawet bytów politycznych, jak usłyszeliśmy niedawno od G. Czempińskiego na temat wodowania pewnej platformy.

Oczywiście ludzie z „Polskich Nagrań” stawiają nas przed nie lada dylematem, ponieważ z jednej strony wiemy, że kto jak kto, ale oni wyspecjalizowani byli w dezinformowaniu, legendowaniu, zadymianiu, słowem, na tworzeniu iluzji rzeczywistości wokół siebie, choćby po to, by rozpracowywać środowiska antykomunistyczne i niepodległościowe, tudzież by organizować działania dywersyjne skierowane przeciwko służbom wywiadowczym „imperializmu i burżuazji” - z drugiej, ludzie ci każą nam dziś wierzyć, iż teraz mówią prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, przy czym najczęściej pojawiającym się komunikatem jest ten, iż, jak to ujął M. Zacharski, śmieszne jest podejrzewanie, że „służby rządzą”. Wynikałoby stąd, że albo służby nie rządzą, w co nam dość trudno uwierzyć, zważywszy choćby na - podejrzewamy, że szczerą i prawdziwą - deklarację Czempińskiego, który, jak wiemy, przerzucił obecnie swój bezcenny głos na tzw. SD, gdzie już od dłuższego czasu bezinteresownie działa inny człowiek związany z przemysłem fonograficznym, DJ dr A. Olechowski, na opisanie kariery politycznej którego można by przeznaczyć grubą książkę (choć mało kto się za ten gorący temat bierze, ciekawe dlaczego) – albo, co bardziej prawdopodobne, z tezy, że służby rządzą, wcale nie należy się śmiać. Mamy świadomość tego, jak ezopowa potrafi być mowa „ludzi z „Polskich Nagrań””, o czym nas przekonują książki Volkoffa, Suworowa, Golicyna itd., więc musimy umieć analizować ten język tak skrupulatnie niemalże, jak prof. J. Bralczyk dzielił na czworo idiolekt Wałęsy (dla niezorientowanych a życzliwych uwaga: „idiolekt” nie jest określeniem obraźliwym). Zwyczaj nakazuje deszyfrować tę mowę DJ-ów i producentów muzycznych poprzez umiejętne krążenie między „A” a „nie-A”, tj. ustalanie, kiedy dane zdanie stanowi dementi, kiedy instrukcję puszczaną w eter, kiedy zaś dezę, która ma rozpocząć własne medialno-rezonansowe życie, a zwłaszcza stać się pożywnym materiałem dla międzyśrodowiskowych szeptanek.

Co nam bowiem powiada Zacharski poza tym, że nie ma się co śmiać z tego, że „służby rządzą”? Otóż, że zniszczył część swoich książkowych materiałów dotyczących „Olina”, a akurat wtedy „polscy politycy znów się zaczęli bezsensownie okładać”. Gdybyśmy tak popracowali nieco nad chronologią wydarzeń, to mogłoby wyjść coś ciekawszego, a mianowicie, że Zacharski mógł pozbyć się materiałów, dlatego że „politycy zaczęli się okładać”. Innymi słowy, ludzie służb stwierdzili, iż sytuacja znowu robi się niepewna, jak w 2005 r., więc nie szkoda róż, gdy płonie las, szczególnie, że oto partia komunistyczna, zwana potocznie socjaldemokratyczną, zaczęła zbierać siły i szykować się na kolejny powrót do władzy, jakby nigdy nic. Z tego też powodu ponowne demaskowanie zaplecza „lewicy” mogłoby słusznej sprawie „stabilizacji sceny politycznej” zaszkodzić – jak wiadomo bowiem mnóstwo „ludzi lewicy” ma wiele wspólnego (nie tylko pod względem ideowym, lecz i finansowym) z „ludźmi z „Polskich Nagrań”, co stanowi oczywiście zupełnie przypadkową koincydencję, tak jak to, że pierwszymi zrzucanymi przez samoloty sowieckie „komunistami polskimi” byli akurat agenci szkoleni w moskiewskich placówkach wywiadowczych.

Zamiast jednak babrać się w historii „Polski Ludowej”, wróćmy znów do przesłania Zacharskiego, rzecz jasna nie widząc między jego występami związku z tym, że niedawno legendarny „kasjer lewicy” aka P. Vogel zaczął mówić językami. No więc Zacharski zapewnia nas, że polscy politycy są marnej jakości. To akurat wiemy już od słynnych obrad przy okrąglaku, choć podejrzewać możemy, iż Zacharskiemu nie chodzi o DJ-a Olechowskiego, który wtedy reprezentował „Polskie Nagrania” po, jak to się ładnie zwało, „stronie rządowej” czy innego słynnego producenta, Wojciecha J. zwanego w branży, w której Zacharski długie lata przepracował przecież, jako „generał”. Przy czym Zacharski „nie wie, o czym świadczą” dosyć głośne ostatnimi czasy afery związane z gabinetem ciemniaków, ale za to sądzi, że „suweren, którym jest naród” znudzi się tym wszystkim i „rozgoni w demokratycznych wyborach całe towarzystwo”. Jakie? „Rządzących i opozycję”.

No, a już tu w blogosferze część osób się pukało w czoło, że mówię, iż przyspieszone wybory za pasem. Mamy informację z pierwszej ręki. Jeśli bowiem pod słowo „suweren” podstawić „ludzie z „Polskich Nagrań”, ci bowiem w istocie decydują o tym, co się w Polsce od kilku dziesięcioleci dzieje, to mamy czytelny sygnał, by znowu – trawestując słynne zawołanie T. Mazowieckiego – ludzie ci wzięli sprawy w swoje ręce, skoro są, było nie było, „w swoim domu”. Nawiasem mówiąc, nie wiem po dziś dzień, kto był tym mędrcem, co to hasło („jesteśmy w swoim domu, co robić – pomóż” powtarzane do upadłego przez rozmaitych poczciwców w spotach z 1989 r.) na swej desce kreślarskiej zaprojektował, wszak mnie osobiście ciężko było nazwać „moim domem” miejsce, w którym jak u siebie czują się właśnie ludzie z „Polskich Nagrań”, którzy oczywiście zapewniali od pierwszych lat „transformacji”, że nikogo nie przesłuchują ani nie nagrywają, choć na początku lat 90. wypytywali o mnie, rozmawiając z jednym zatrzymanym przy jakiejś okazji koleżką. No ale znowu gadam od rzeczy.

W kontekście tego, co już nam Zacharski powiedział, zupełnie logicznie, racjonalnie i sensownie brzmi zapowiedź pojawienia się „trzeciej siły” na naszej scenie politycznej. Dla zorientowanego widza ta trzecia siła funkcjonuje od długiego już czasu, wspierając „lewicę” tudzież takie byty polityczne, jak niegdysiejsza „UW” czy późniejsze „PO”, więc najwyższy czas, by ludzie z showbiznesu politycznego wyszli na światło dzienne i pokazali się nam po tych dziesięcioleciach ciężkiej pracy na zapleczu – pracy nad „kształtem polskiej demokracji”. Bierzemy na serio słowa Zacharskiego, że „wielu utalentowanych ludzi chciałoby coś zrobić dla dobra publicznego”. Nic nie poradzimy na to, że najbardziej utalentowani z nich to właśnie specjaliści od fonografii. Zresztą, któż z nas nie lubi muzyki?

http://www.rp.pl/artykul/386689_Zacharski__W_polityce_jest_za_duzo_tajnosci_.html
http://www.tvn24.pl/12690,1626818,0,1,vogel-sypie--minister-milczy,wiadomosc.html 

Brak głosów

Komentarze

Sugerujesz - playback .
Instrumentarium rozbudowane na każdy rodzaj muzyki .
Mają w zestawie: organistów ,klezmerów a nad wszystkim unosi się a'cappella- chórek aleksandra wisarionowicza romanowa.

Vote up!
0
Vote down!
0
#35934