Łoj diridi?

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Blog


Jedna z moich życiowych dewiz jest taka, że są ludzie, z którymi bawić się nie należy, bez względu na to, w jak szampańskim jesteśmy nastroju i jak dobry alkohol krąży w naszych żyłach. Jak to powiada Michalkiewicz, kto z chłopem pije, ten z nim potem pod płotem leży. Słusznie w swym komentarzu Venissa zwraca dr. Migalskiemu uwagę, że należy być ostroznym z „wyluzowywaniem się”, jeśli nie chce się utracić powagi stosownej do sprawowanej funkcji publicznej. Oto bowiem nasz kochany dr Migalski nie kryje podniecenia wynikającego z tego powodu, że koło politycznej fortuny tak się jemu zakręciło, iż z politologicznego zacisznego gabinetu trafił na wielobarwną i błyszczącą scenę teatralno-kabaretową z innymi głośnymi politykami, by sobie wesoło pośpiewać i pokpić z wielu spraw związanych z naszym życiem politycznym.

Migalski jednocześnie tłumaczy swoje podekscytowanie w taki sposób: „To naprawdę signum temporis, że politycy brykają na scenie, przebierają się i robią najgłupsze rzeczy po teatrach. Taka już nasza karma”. Być może. Tak, owszem, być może. Gorzej by było tylko, gdyby wyłącznie do tego, czyli brykania, przebieranek i wygłupów sprowadzała się tak naprawdę „karma” polskiego polityka, bo resztę załatwialiby np. jeszcze weselsi gostkowie z dawnych WSI czy z obecnej ABW. No ale załóżmy, że tak nie jest, to znaczy, iż polscy politycy mogą być samodzielni i realnie oddziaływać na rzeczywistość.

Przyjmijmy też, że politycy mają prawo do „relaksu” po długich dniach wyczerpującej doprawdy pracy w parlamencie czy innych instytucjach oraz po tych wszystkich arcyciężkich, ideowych sporach o „kształt państwa”, o których dowiadujemy się z mediów. Czy jednak to prawo musi się od razu przekładać na wspólne występy z takimi ludźmi jak Senyszyn? Jeszcze 17 stycznia Migalski zapewniał nas, że koalicja rządowa z komunistami nie wchodzi w grę, że różnice aksjologiczne to coś poważnego w polityce, a tu nagle można wspólnie z przedstawicielami ugrupowania komunistycznego urządzać szopkę na teatralnej scenie? Rozumiałbym jeszcze jakieś jajcarskie występy samych przedstawicieli PiS-u gdzieś na deskach jakiegoś kabaretu i natrząsanie się z wszystkich naokoło z własnym ugrupowaniem włącznie, ale czy należy się wspólnie bawić z czerwonymi? Ja rozumiem, że np. J. Kurski może fajnie się czuje w towarzystwie K. Piekarskiej oraz tancerek w bieliźnie, ale czy bierze on i jego koledzy z PiS-u, że sympatyka tej partii może taka zabawa wydać się cokolwiek niesmaczna?

Pal diabli zresztą estetykę, rzecz przecież chodzi o polityczne zasady, które ulegają zawieszeniu, gdy politycy danego ugrupowania zaczynają się fraternizować z przedstawicielami ugrupowania wrogiego. Migalski wspomina o „inforozrywce” i o „karmie”, ale karma może być taka (i inforozrywka także), że któregoś dnia, gdy np. Migalski wejdzie do kaczystowskiego rządu i zostanie np. ministrem edukacji czy szefem MSZ-u, dostanie telefon od koleżanki z szopki, „Joaśki Senyszyn”, która mu będzie klarować ówczesną sytuację „SLD” następująco: „Słuchaj, Mareczku, jakieś gnoje chcą nas zdelegalizować, a przyzwoitych specjalistów od marksizmu-leninizmu wywalać z uczelni. Możesz zadzwonić do Ziutka w MSWiA, by nieco uciszył ciupasów?” I co wtedy „Mareczek” powie? A ściślej, po czyjej stanie stronie?

http://migal.salon24.pl/155351,crazy-is-my-life#comment_2183526
http://migal.salon24.pl/155351,crazy-is-my-life
http://migal.salon24.pl/150430,koalicja-pis-sld-never
http://www.tvn24.pl/26086,1642020,0,1,ale-szopka-politycy-wysmiewaja-afere-hazardowa,wiadomosc.html

Brak głosów