Jesień patriarchów przy Czerskiej

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

Raz na ruski miesiąc warto sięgnąć po publicystykę wiecznie młodego M. Beylina, by zobaczyć, jak świat może wyglądać w krzywym zwierciadle. Człowiek nigdy się nie zawiedzie.

Jak to zwykle bywa z artystami z Czerskiej, na jakikolwiek temat by nie pisał, zawsze będzie o PiS-ie - nawet, jeśli tekst ma być o PO i kondycji współczesnej (zbuntowanej, jak twierdzi Beylin) inteligencji, która, co każde dziecko wie, też przy Czerskiej jest osiedlona (i ewentualnie w tych nielicznych domostwach, gdzie "GW" z nabożną czcią się otwiera i czytuje od deski do deski, jak w pradawnych czasach prasę podziemną (oczywiście tą zdrową, a nie wichrzycielską)).

Już sam tytuł tekstu odbiera człowiekowi chęć do pracy w nadchodzącym tygodniu - "Polska wypalona", mówi Beylin, no i po takim dictum niejeden inteligent łzę roni, ponieważ "bunt wykształciuchów" (określenie Beylina, zaznaczam), który "obalił" tyranię kaczystów nie wydał z siebie zbyt wiele dobrych owoców, co gorsza, fachowcy z PO, których przecież niejeden wykształciuch na rękach do władzy niósł, zaczęli po roku, stwierdza czujny autor ze zgrozą, sięgać po język quasi-kaczystowski, tłumiąc wolność sztuki (film o Westerplatte), grożąc kastracjami oraz rejestrowaniem ciąż. Mamma mia!, chciałoby się zawołać z Beylinem, to o take Polske wykształciuchy walczyły w słusznym buncie przeciwko reżimowi? Choć, jak na mój gust, gdyby po rządach PO wykastrowano trochę pedofilów, to naprawdę uwierzyłbym w cudotwóczą moc Tuska i jakichś większych pozytywów poza podpisaniem umowy o tarczy antyrakietowej bym się dopatrzył. Wróćmy jednak do Beylina.

Ten na wszelki wypadek zastrzega się, że mimo wszystko woli już rządy PO niż widmo powracającego kaczyzmu:

"To, że jakaś partia stanowi jedyną możliwą władzę, jest w Polsce nowością. I ma poważne konsekwencje: sceptyczny realizm liberalno-demokratycznych elit, które obawiając się, że jeśli upadnie Tusk, to zapanuje chaos albo powtórka autorytarnych harców, wolą nie stawiać Platformie surowych wymagań."

I słusznie, bo czy intelektualiści daliby rady znowu skrzyknąć się, by ruszyć na barykady? Czy starczyłoby jeszcze pary? Czy taki Passent, Paradowska, Wołek, Żakowski nie osiwieliby do reszty? A chłopaki z "Przeglądu"? Nie chcę nawet o tym myśleć, wystarczy, że widmem powrotu dyktatury faszystowsko-bolszewickiej żyją dzień w dzień "elity intelektualne", Beylin bowiem dodaje:

"Migotliwość przekonań Platformy i pobłażliwość bliskich mi elit wobec jej słabości stanowią zwieńczenie dwudziestolecia wolnej Polski. Wypaliły się zarówno polityka oparta na ideach, jak i polskie ideologie zmian oraz oporu przed zmianami."

No i właściwie tyle o PO, bo zaraz zaczyna się litania błędów i wypaczeń za czasów kaczystowskiego klerofaszyzmu czy klerobolszewizmu, a przy okazji, tradycyjnie, dostaje się też rządowi J. Olszewskiego (stara miłość nie rdzewieje - są rzeczy na niebie i ziemi, które politrucy "GW" będą swoim czytelnikom przypominać do końca świata). Jednakże nie jest tak całkiem źle, bo się przy okazji dowiedziałem, kim są A. Hall i T. Wołek:

"I choć konserwatyści Aleksander Hall czy Tomasz Wołek pisali, że w obliczu rządów PiS plejada polskich konserwatystów przewraca się w grobie, to jednak nie przywrócili temu nurtowi ideowemu niedawnego jeszcze znaczenia w debatach." 

Zaliczenie Halla i Wołka do konserwatystów dowodzi, że w "GW" język polski opalizuje zgoła odmiennymi znaczeniami niż literacka polszczyzna, ale ma to swój urok, ponieważ świadczy, że coraz bardziej lingwiści z Czerskiej upodabniają się do pradawnych znawców semantyki z "Trybuny Ludu" czy elitarnej komunistycznej "Polityki". Beylin chwaląc jednych, zdrowych konserwatystów, gani, rzecz jasna, niezdrowych, takich jak fanatycy z "Rzeczpospolitej" (nawet "kilkudziesięciu blogerom" komentującym "pana Bronka" się dostaje :) czy cynicy i/lub konwertyci z "Dziennika", no i od razu robi się wesoło - tak wesoło niemalże jak w dniu, kiedy polska noblistka na łamach legendarnej gazety opublikowała wiersz "Nienawiść".

W tym tłoku i gwarze aż się prosi o pytanie, a co z inteligencją z Czerskiej i okolic? Spokojnie, Beylin nie traci głowy i owo pytanie oczywiście zadaje:

"A my w lesie

A co z nami? Przez dwa lata rządów PiS liberalno-demokratyczna inteligencja stoczyła zapewne swą najważniejszą batalię w III RP. O demokrację. To bunt wykształciuchów pierwszy zahamował radykalne aspiracje PiS-owskiej władzy. Platforma długo pozostawała na uboczu tych bitew",

pisze. Aż cmokam z zadowolenia na to określenie - "liberalno-demokratyczna inteligencja". Brzmi to niemalże jak "inteligencja pracująca", choć może się też niezdrowo skojarzyć z "pochodzeniem inteligenckim", które w peerelu w wielu zdrowych kręgach brzydko pachniało. Nie wchodząc może w kwestie semantyczne, uznajmy, że chodzi o ten najzdrowszy trzon społeczeństwa, z sercem bijącym przy Czerskiej. Dlaczego jednak określenie "w lesie"? Co oni w tym lesie, do cholery, robią? Partyzantkę zakładają? 

Beylin zawiesza dramatycznie głos, lecz przecież nie może nas zostawić z wątpliwościami. Musi nam dać jakąś nie tylko odpowiedź, ale i wskazówkę, co dalej. O co walczymy, dokąd zmierzamy? Beylin twierdzi, że zdrowa inteligencja wdała się w spory irrelewantne intelektualnie i co gorsza, poniosła wiele porażek:

"Raczej nie udało się nam utrwalić pluralistycznego spojrzenia na przeszłość. PRL pozostaje czarną dziurą, jest albo rajem ze wspomnień byłych komunistów, albo piekłem z antykomunistycznej ideologii. Zachwiała się pamięć o III RP, kojarzy się ona dziś bardziej z przewinami władzy i złodziejstwem niż z wielkimi sukcesami. Wprawdzie lustracja została skompromitowana, ale, jak pokazuje niedawna dintojra IPN na Wałęsie, wciąż dotkliwie uderza w ludzi, choć już nie w państwo."

Wygląda więc na to, że mit trzeciej drogi dotyczy nie tylko urządzania Polski na przyszłość, ale i rekonstrukcji przeszłości. Beylin w ten sposób wyraża chyba (całkiem słuszne) rozczarowanie, że polityka historyczna imperium Michnika po blisko 20 latach nie odniosła należytego sukcesu. To zaś dowodzi, że ludzie z sercem po lewej stronie nie potrafią się uczyć ani na cudzych, ani na własnych błędach i sądzą, że po kilkudziesięciu latach komunizmu można zastosować propagandę postkomunizmu i będzie ona skuteczna, byleby mieć dostatecznie dużo pieniędzy i nowoczesnych środków przekazu. A tu, kurde, kiszka. Tyle debat historycznych i ideowych, listów otwartych, poezji, kazań Turnaua, Michnika i Żakowskiego, a lud ciemny o przewrotnych sercach niewiary w transformację, dalej błądzi i błądzi. Katusze przeżywać musi Czerska inteligencja, słowo daję.

"Ale przede wszystkim tak mocno skojarzyliśmy myśl liberalno-demokratyczną ze sporami o przeszłość i z obroną podstawowych praw, że dla wielu niesie ona obojętność wobec przyszłości. Jakby niedemokratyczne ideologie wyznaczyły nam horyzont, którego często nie potrafiliśmy przekroczyć. Od dłuższego czasu liberalno-demokratyczna inteligencja nie toczy debat właściwych dla demokracji, wciąż toczy wojnę o demokrację", stwierdza Beylin, a przecież niejeden głowę by dał, że od 1989 r. Polska ma demokrację, jak się patrzy. Teraz jednak ja sam jestem skołowany - mamy w końcu te demokracje, czy jednak wciąż o nią walczyć musimy?

Podejrzenie jest takie, że z tą demokracją nie jest wcale tak cool, gdyż pokazuje się raz po raz "brzydkie oblicze społeczeństwa obywatelskiego" - chodzi oczywiście o tych obywateli, co gwiżdżą na niewłaściwych ludzi. No bo przecież Beylin nie ma na myśli wyzwisk rzucanych przez W. Bartoszewskiego, nawoływań R. Sikorskiego z kampanii wyborczej ani zachowania publiczności D. Tuska w trakcie niesławnej debaty telewizyjnej z J. Kaczyńskim. Brzydcy obywatele byli już za czasów realnego socjalizmu i władza ludowa jakoś sobie z nimi radziła, a teraz jakoś problem narasta i rozwiązań nie widać, panie dzieju.

Jakby tego było mało, Beylin stwierdza, że na lewicy kryzys. Nawiasem mówiąc, ta nieustanna troska inteligencji Czerskiej o lewicę świadczy o jakiejś chorobliwej więzi z dawnymi i współczesnymi komunistami, której to więzi chyba nikt na Czerskiej nie zamierza zrywać, sądzę. A na koniec Beylin zauważa, że nawet protesty społeczne się wypaliły.

"Pamiętamy, jak sprzeciw wobec lustracji zamienił się w obronę demokracji, a strajk pielęgniarek stał się protestem przeciw arogancji i mściwości władzy."

No a dziś ludzie wyłażą na ulice, bo chcą więcej pieniędzy. Jak tak można, ludzie, bez idei, kompletnie. Ostatnie zdania artykułu Beylina powinny nas zmobilizować do działania:

"Polska polityka pozostanie płaska i niestabilna, dopóki liberalno-demokratyczne elity nie obudzą się ze snu. Teraz śpią, choć tyle w kraju się dzieje. Nie jest to zdrowy sen."

Ten defetystyczny ton? Z bastionu ineligencji przy Czerskiej? Z lasów? Z puszczy jakiejś? Ludzie, toż to czas apokalipsy najpewniej!     

http://wyborcza.pl/1,88975,5690500,Polska_wypalona.html

Brak głosów

Komentarze

Przecież kaczyzm został "obalony", a PO wybrane przez "inteligencję", która bałą się zmian, a kocha ciepełko nijakości.
Przy okazji nie mogę sobie odmówić uwagi, że Beylin pochodzi z bardzo starej i wyjątkowo "pluralistycznej" inteligencji, bo i główny rabin Wiednia, i lichwiarze, i osobiści przyjaciele Lenina i zachodnia plutokracja, i "wyzwoliciel" z 20-tego roku (Bereza, potem GuŁag), i sławny wydawaca polskiej literatury w rodzinie się znajdą...

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#4391

Przeczytałem do końca; niezła jazda, Michnikoidy nagle spostrzegły, że nikt ich nie słucha, i nie mają monopolu.

"Nagle" trwa już od pięciu lat.

Vote up!
0
Vote down!
0
#4407

Co o ma być? Oni śpią gdy ich ojciec, Adaś ma kolejną noc bezsenną!/ pewnie znów pijany!? jakim ja mołostkowy! to ten mój cholerny liberalno-demokratyczny elitaryzm!
Tak dłużej być nie może!
pozdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#4429