DRWIĄCY ŚMIECH POKOLEŃ, czyli O DUCHOWYM NIEWOLNICTWIE
Każdy z nas, gdy otwiera oczy i wstaje lewą nogą z łóżka, uświadamia sobie, gdzie jest, kim jest, co go czeka. I ogarnia go rezygnacja; jak mokra ścierka, oblepia mu świat, a wszystko jest spocone, przerażone i nie ma końca.
Zostaliśmy nauczeni pesymizmu. Do perfekcji opanowaliśmy wygodną sztukę poddawania się. Ucieczka, chowanie głowy w piach, to nasze metody ratunku, nasze chwytania się brzytwy. Obezwładnia nas, paraliżuje świadomość bezsensu podejmowania walki. Przekonanie, że niczego robić nie warto, nie ma z kim, że to daremny trud.
Każdy z nas chętnie by coś w tym swoim życiu zmienił na lepsze, każdy by był za jakąś normalnością, ale nie lubimy wybiegać przed orkiestrę, wyrywać się z przedwczesnym entuzjazmem, wolimy przyjść na gotowe, i ustalone, życzymy sobie dołączyć do tłumu, a nie do garstki, bo dołączyć się bez pewności zwycięstwa, to dla wielu z nas zbyt wielkie ryzyko.
Każdy z nas jest jak gdyby patriotą (jakkolwiek są i tacy, co sądzą, że bycie patriotą w czasach dzisiejszych, równoznaczne jest z byciem idiotą).
PS. Czekamy na sygnał, na znak. Lecz znak da późny wnuk dopiero.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 759 odsłon
Komentarze
Nie
8 Sierpnia, 2008 - 22:51
Czas walki może być sensowny i ciekawy, o ile nie damy się pokonać moralnie. Wydaje się, że wszystkie złe siły na to pracują, by nas rozgnieść, zdeptać, upokorzyć, wpędzić w bezsiłę.
I dlatego winniśmy się uśmiechać, myśleć pozytywnie, wspierać się wzajemnie.
A rano mówić pacierz. To daje siłę na cały dzień...i nadzieję i wiarę.
Jest ciężko, ale to nas umacnia.