Płk Przybył lepszy od szeryfa Gary Coopera z filmu "W samo południe"

Obrazek użytkownika Jerzy Mariusz Zerbe
Kraj

Postrzelenie się płk Przybyła w Poznaniu jest nadal przedmiotem rozmaitych komentarzy. Różni znawcy balistyki usiłują rozstrzygać dylemat: czy pan prokurator chciał się spektakularnie zastrzelić, czy tylko samookaleczyć? W ostatnich dniach zdaje się przeważać opinia, że nie był to akt desperacji pułkownika, a jedynie chęć wyreżyserowanego postrzelenia się. Celem natomiast miało było zwrócenie uwagi na problemy funkcjonowania prokuratury wojskowej oraz jej przyszłego bytu lub niebytu.

Głos zabrali między innymi wiarygodni dziennikarze. Łukasz Warzecha mówi, że płk Przybył zadrasnął się w policzek po prostu, a jak go wnosili do karetki, to trzymał w ręku komórkę, Rafał Ziemkiewicz nazywa krok prokuratora Przybyła pozorowaną próbą samobójstwa.

Zastanawiam się, jak mogło być naprawdę. Gdyby płk Przybył chciał z pewnością się zastrzelić, strzelałby przytomnie, np. w skroń lub prosto w serce. Skoro nie strzelał w sposób zapewniający absolutną skuteczność, niewykluczone, że oddał strzał z pewnej odległości lub przyłożył lufę broni do twarzy pod znikomym kątem. Zdaniem Łukasza Warzechy pułkownik oddał strzał z odległości 50 cm. Być może wersję taką kolportują również inni znawcy balistyki.

Łatwo sobie wyobrazić, jakim trzeba być mistrzem strzeleckim, aby nie patrząc w cel tak strzelić w swoim kierunku z odległości pół metra, aby kula jedynie trafiła w policzek i niegroźnie zraniła niedoszłego denata. Tak strzelać potrafią jedynie najlepsi szeryfowie z najlepszych westernów. Ileż godzin treningu musiałby odbyć płk Przybył, by osiągnąć taką perfekcję!

Gdyby przyjąć wersję, że pułkownik chcąc jedynie okaleczyć się i przyłożył pistolet do policzka pod minimalnym kątem a następnie wystrzelił, to również zdawać trzeba sobie sprawę z wielkości ryzyka takiego działania. Nawet niewielkie odchylenie lufy pistoletu w kierunku głowy mogło spowodować niechybną śmierć. Tę wersję łatwo sprawdzić, badając obecność i rozmieszczenie śladów prochu na twarzy rannego.

Jak było w rzeczywistości? Prawdziwe motywy zamachu na własną osobę zna tylko płk Przybył. Jak by nie było, trudno zaakceptować szydercze komentarze na ten temat, wygłaszane lub demonstrowane mimiką nawet przez ludzi należących do kręgów obecnej władzy.

Brak głosów

Komentarze

Nie da rady strzelić do siebie z odległości 50 cm. Spróbuj udać że masz pistolet w ręku, ręka jest tak przekręcona, że nie da rady lufy skierować w stronę twarzy 20 - 30 cm max. A przy błyskawicznym, jak w tym wypadku, po przeładowaniu strzale nie ma czasu na celowanie.

PS
Gratulacje za odporność na "myślenie" stadne.

Też o tym pisałem.

Vote up!
0
Vote down!
0
#215891

Pokazane było jak pocisk przeszył policzek przebijając go od wewnątrz. Czyli było przyłożenie pistoletu do policzka od wewnątrz i strzał. Po prostu najmniej inwazyjne samookaleczenie. Z człowieka, który miał mieć postawione zarzuty stał się "bohaterem."

Vote up!
0
Vote down!
0

Paul

#215895

Dorn na S24 pisze że to nie jest możliwe, bo Przybył nie byłby w stanie w takim wypadku mówić nastepnego dnia albo i kiedykolwiek przez gazy prochowe.

Vote up!
0
Vote down!
0
#215896

nigdy dość przyzwoitości i honoru

Oglądałem i odsłuchiwałem jakieś filmy z tej farsy Poznaniu.Nie wiem czy to jakieś filmy po przeróbkach ,ale chyba nie, na filmach słyszałem przeładowanie broni następnie strzał i znów przeładowanie i chyba powtórny strzał.Jeżeli było przeładowanie po strzale to by wskazywało ,że nabój miał za małą ilość prochu by pistolet sam się przeładował,chyba że pistolet nie był samopowtarzalny( to jednak jest w obecnych czasach mało prawdopodobne).Gdyby filmy ,które oglądałem były jednak manipulacją to abstrahując od tego można wziąć małą ilość prochu w naboju jako właściwy trop w wyjaśnieniu odległości pistoletu od twarzy(mógł wtedy trzymać go w miarę blisko) ,a zarazem niewielkie obrażenia.W tym według mnie lichym przedstawieniu dosłownie śmieszy mnie (może nie powinno ,ale tak jest),że taki gieroj i to ha ha honorowy(inaczej)od takiego draśnięcia padł na parkiet i udawał nieżywego,ciekawe jak by dostał tak jak ja z buta ,że miałem spuchnięte pół facjaty przez tydzień a gleby nie zaliczyłem,cieniutki ten gierojek,chyba z wrażenia padł,ciekawe czy w porach miał sucho.

Vote up!
0
Vote down!
0

nigdy dość przyzwoitości i honoru

#215898

1. O ile mnie pamięć nie zawodzi, to sam pułkownik Przybył - w pierwszym, telefonicznym wywiadzie - stwierdził, że włożył lufę do ust.

2. Musi Pan przyznać, że niezależnie od motywów, okoliczności, etc. pan pułkownik zrobił z siebie błazna. Jeśli nie samym aktem, to swoim pożniejszym zachowaniem.

3. Jestem pełen uznania dla Pańskiej nonkonformistycznej i asertywnej oceny tego zdarzenia, ale panu pułkownikowi można zadedykować molierowskie "sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało.

Pozdrawiam.

PS. Pozwolę sobie jeszcze dodać, że tolerancja i empatia wobec błaznów do niczego dobrego nie prowadzi. Przynajmniej tu, i teraz.

Vote up!
0
Vote down!
0
#215899

Zgadza się, mówił o włożeniu lufy do ust.

Vote up!
0
Vote down!
0
#215902

Jeśli po usłyszeniu poruszenia klamką odruchowo odwraca głowę nie ruszając ręką i strzela, to wszystko się zgadza. Pistolet jest kilka centymetrów od ust.

Vote up!
0
Vote down!
0
#215904

Nie wdawałem się, ani nie zamierzam się wdawać w jakiekolwiek dywagacje dotyczące "techniki samobójczej" Przybyła. Przytoczyłem tylko informację z tzw. pierwszej ręki, komentując rozważania na ten temat p. Zerbe.

Vote up!
0
Vote down!
0
#215906