„NATURALNA ŚMIERĆ” GENERAŁA GRU

Obrazek użytkownika Anonymous

„Każdy głupiec potrafi popełnić morderstwo, ale trzeba być artystą by popełnić naturalną śmierć.” – głosiła „złota myśl” morderców z KGB. Gdy zatem w putinowskiej Rosji, w nazbyt osobliwych okolicznościach ginie wysoki funkcjonariusz najważniejszej tajnej służby, nie można się dziwić, że zdarzenie  to wywołuje zainteresowanie i rozmaite spekulacje. Takie reakcje pojawiły się w związku z nekrologiem zamieszczonym w organie armii FR - "Krasnaja Zwiezda”, w którym poinformowano o nagłej śmierci generała –majora  Jurija Iwanowa, zastępcy szefa Głównego Zarządu Wywiadu (GRU). Jednocześnie rosyjska agencji RIA-Nowosti podała, że 52-letni Iwanow "zginął kilka dni temu w czasie kąpieli". Lakoniczna informacja wywołała natychmiast spekulacje, co do rzeczywistych przyczyn śmierci wysokiego oficera wywiadu wojskowego, a niektóre polskie media twierdziły, iż może mieć związek z zakończonym właśnie śledztwem warszawskiej prokuratury w sprawie Rosjanina oskarżonego o szpiegostwo na rzecz GRU. Do takiej hipotezy miał prowadzić nieoficjalny przekaz, jakoby Iwanow nadzorował pozyskiwanie informacji na terenie Polski. Według innych spekulacji, śmierć generała GRU może mieć związek z tragedią smoleńską i świadczyć o likwidacji osób odpowiedzialnych za przeprowadzenie zamachu z 10 kwietnia. Myślę, że żadnej z tych hipotez nie sposób nawet uwiarygodnić, a przyczyna „utonięcia” oficera GRU może mieć całkowicie inne podstawy. Z oficjalnego życiorysu  Jurija Iwanowa wynika, że po ukończeniu w roku 1980 Wyższej Szkoły Wojskowej w Kijowie „został skierowany do służby w Okręgu Wojskowym Daleki Wschód, przechodząc przez wszystkie stanowiska dowodzenia od dowódcy plutonu do dowódcy jednostki wojskowej”. W 1992 r. ukończył studia w Akademii Wojskowej im . M. Frunzego w Moskwie, a w 1997 roku „wziął udział w operacji pokojowej w Tadżykistanie”, służąc w Syberyjskim Okręgu Wojskowym. Po ukończeniu w 2000 r., Wojskowej Akademii Sztabu Generalnego został wysłany „do dalszej służby wojskowej w Północno kaukaskim Okręgu Wojskowym, wykonując zadania wywiadowcze na obszarze Kaukazu”. Wiceszefem GRU Iwanow został w roku 2006. Pierwszą, zaskakującą okolicznością jest fakt, że informację o śmiercią generała GRU podano z co najmniej dwutygodniowym opóźnieniem. Iwanow utonął podczas urlopu na Cyprze ok. 8 sierpnia, a 13 sierpnia br. turecka agencja prasowa Anatolian News przekazała wiadomość, że  rybacy u wybrzeży Cevlik odnaleźli ciało „rosyjskiego dyplomaty”. Identyfikacji ciała miano dokonać na podstawie krzyża, jaki Iwanow nosił na szyi.. Jeśli tożsamość Iwanowa (po kilku dniach przebywaniaw wodzie) ustalono tylko na podstawie takich „znaków szczególnych”, można się nawet zastanawiać, czy rzeczywiście odnalezione zwłoki należały do generała GRU. Warto również podkreślić, że śmierć Iwanowa nie byłaby pierwszym „nieszczęśliwym wypadkiem”, jakie w ostatnim czasie dotykały wysokich rangą oficerów rosyjskiej armii.  We wszystkich zdarzeniach mamy do czynienia ze śmiercią ludzi, których wiedza mogła okazać się niebezpieczna dla reżimu płk Putina. 14 września 2008 roku w katastrofie  rosyjskiego samolotu w mieście Perm na Uralu zginął generał Giennadij Troszew -  doradca Putina do spraw kozackich, zwolennik publicznych egzekucji Czeczenów. W czasie drugiej wojny czeczeńskiej Troszew dowodził Północnokaukaskim Okręgiem Wojskowym, tym samym w którym służył gen. Jurij Iwanow. 21 czerwca 2009 w Moskwie, w niewyjaśnionych okolicznościach zginął gen. mjr Konstantin Petrow, zwolniony z wojska w roku 1995, przewodniczący prezydium partii politycznej o nazwie "Kurs Prawdy i Jedności". Petrow i jego zwolennicy, a byli wśród nich oficerowie wywiadu wojskowego byli podobno podejrzewani o antypaństwowy spisek. 23 listopada 2009 został otruty  w kawiarni w Iżewsku pułkownik GRU Anton V. Surikow. To Surikow był w roku 1999 organizatorem spotkania Aleksandra Wołoszyna, szefa administracji prezydenta Jelcyna z Szamilem Basajewem, dowódcą Czeczenów walczących w Dagestanie. Do spotkania doszło w wilii Adnana Khashoggiego - jednej z głównych postaci afery Iran-Contras, prywatnie byłego szwagra Abdula Rahmana El-Assira.  Surikow w czasie pierwszej wojny w Abchazji walczył po stronie Abchazów przeciwko Gruzji. Nazwisko oficera GRU pojawia się często w dziennikarskim śledztwie rosyjskiej „Nowej Gaziety” która ustaliła szereg faktów wskazujących na to, że inspiratorami konfliktu w północnym Kaukazie oraz zamachów na domy mieszkalne w Rosji były rosyjskie służby specjalne. Choć oficjalna przyczyna zgonu 48 –letniego Surikowa (rozpowszechniana przez FSB) mówiła o niewydolności nerek i serca, jego przyjaciele twierdzili, że został otruty w identyczny sposób jak Aleksander Litwinienko.  Trzeba również pamiętać, że Główny Zarząd Wywiadowczy (GRU) nie ma ostatnio dobrej passy. W kwietniu ubiegłego roku doszło do zmiany na stanowisku szefa tej służby. Miejsce gen. Walentina Korabielnikowa zajął gen. Aleksander Szliachturow, który wcześniej był zastępcą zdymisjonowanego. Mówiło się wówczas, że powodem zmian był protest Korabielnikowa przeciwko proponowanym reformom w GRU. Zmiany zakładały przejęcie części zadań GRU przez Służbę Wywiadu Zagranicznego (SWR) oraz rozformowanie niektórych jednostek, lub włączenie ich do oddziałów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Również w ubiegłym roku doszło do zdarzenia, które musiało mocno wstrząsnąć rosyjską służbą wywiadu wojskowego. 14 września 2009 roku na terenie jednostki wojskowej 57604 w Tambowie, (400 km od Moskwy) gdzie mieści się dowództwo Głównej Dyrekcji Wywiadu Sztabu Generalnego doszło do potężnego pożaru, podczas którego (według oficjalnych danych) zginęło pięć osób, a 14 odniosło obrażenia. Zniszczeniu uległa znaczna część budynków, a szczególnie te, w których przechowywano tajne archiwum GRU, związane m.in. z operacjami wojskowymi na terytorium Abchazji. Na miejscu natychmiast zjawili się zastępca ministra obrony Rosji i wielu wyższych oficerów służb wywiadu. W Tambowie stacjonowała 16. brygada specjalna GRU, „wsławiona” w 2008 roku walkami w Abchazji, a wcześniej w Czeczenii i Afganistanie. Pojawiły się wówczas spekulacje, że pożar nie powstał z powodu zwarcia instalacji elektrycznej (jak głosiła wersja oficjalna) a był efektem precyzyjnej akcji grupy komandosów, wykonujących zadanie zniszczenia archiwum wojskowego wywiadu. Do ataku miało dojść 13 września, trwał tylko 15 minut, a do wywołania gigantycznego pożaru użyto pocisków zapalających. W Dyrekcji GRU w Tambowie miały znajdować się dokumenty dotyczące wielu operacji CIA, ataku terrorystycznego z 11 września 2001 r., ale też materiały wskazujące na powiązania ważnych polityków światowych, w tym Busha i Cheneya ze słynną organizacją wojskową Blackwater Worldwide (obecnie Xe Services LLC), którą CIA i izraelski Mossad miały wykorzystywać do likwidacji terrorystów Al-Kaidy. Rosyjski wywiad wojskowy miał również dysponować materiałami wskazującymi, że za zamachami na  byłego premiera Libanu Rafika Haririego i premiera Pakistanu Benazir Bhutto stała Blackwater. Atak na obiekty GRU w Tambowie łączono z niespodziewanym lądowaniem samolotu premiera Izraela Beniamina Netanjahu (udającego się do Gruzji) na terenie jednej z baz rosyjskich w dniu 10 września i jego spotkaniem z prezydentem Miedwiediewem.  Netanjahu miał wówczas zażądać  natychmiastowego zwrotu dokumentów i agentów Mossadu schwytany przez Rosjan na pokładzie frachtowca Arctic Sea, którym Rosjanie przewozili elementy rakiet S-300 oraz materiały dla irańskich instalacji nuklearnych. Ludzie, którzy 24 lipca 2009 r. weszli na podkład rosyjskiego statku byli agentami Mosadu, mającymi za zadanie sprawdzić ładownie frachtowca. Gdy okazało się, że na Arctic Sea znajdują się poszukiwane obiekty, zdecydowano o jego uprowadzeniu, podejmując jednocześnie pertraktacje z Rosjanami. Trudno powiedzieć, która wersja zdarzeń odpowiada prawdzie. Czy pożar w Tambowie był efektem ataku grupy komandosów i światowej gry tajnych służb,  czy – jak głosiła inna hipoteza - chodziło o zniszczenie dowodów obciążających wysokich rangą dowódców armii rosyjskiej i oficerów GRU, w związku z działaniami Specnazu w Abchazji i nadzorowanymi przez służby „aktami terrorystycznymi”? Być może nie wszystko udało się zniszczyć, a ludzie tacy jak gen. Iwanow – doskonale zorientowany w sprawach operacji na Kaukazie -  posiadali wiedzę groźną dla czyjś interesów? W kontekście tej tajemniczej śmierci warto jeszcze wskazać na jeden trop, związany z ekstradycją rosyjskiego handlarza bronią Wiktora Bouta, którego aresztowanie można prawdopodobnie przypisać grom prowadzonym między wojskowymi, a cywilnymi służbami Rosji. Gwałtowna reakcja Moskwy na decyzję tajlandzkiego sądu o wydaniu Bouta do Stanów Zjednoczonych potwierdza jedynie, że jest on człowiekiem ściśle związanym ze służbami FR, za którym stoi potężny wicepremier Igor Sieczin (były oficer KGB). W artykule na temat działań Bouta zamieszczonym w  “The Huffington Post” amerykański prawnik Robert Amsterdam wskazuje, że reakcja Moskwy na planowaną ekstradycję handlarza była tak histeryczna, iż wysoki rangą rosyjski dyplomata opublikował artykuł, w którym stwierdził, że jeśli Bout zostanie postawiony przed sądem amerykańskim "reset" w relacjach USA-Rosja okaże się niemożliwy. Wiele zatem wskazuje, że do ekstradycji nie dojdzie, a plan obciążenia administracji Putina udziałem w operacjach dostarczania broni terrorystom spali na panewce. Bout miał zostać namierzony przez europejskie służby już w 2005 roku w Iranie i 2006 w Libanie. Wiadomo również, że dostarczał rosyjską broń, używaną przez  Hezbollah w wojnie z Izraelem i handlował z grupami  dżihadu w Somalii i Jemenie. Jest oczywiste, że wiedza jaką Wiktor Bout posiada o rosyjskiej sieci handlu bronią stanowi ogromne zagrożenie dla interesów obecnej administracji kremlowskiej, a ta uczyni wszystko, by handlarz nie podzielił się informacjami z CIA. Ponieważ w Rosji szefów tajnych służb nie karze się już głową za wpadki i błędy, trudno domniemywać, by śmierć Jurija Iwanowa miała tego rodzaju związek z aresztowaniem Wiktora Bouta. Co innego, gdyby okazało się, że niektórzy oficerowie GRU „pomogli” nieco w pojmaniu handlarza, a sukces służb amerykańskich był możliwy z powodu konfliktów w gronie  moskiewskich „siłowników”. Nie sądzę, by w tej chwili można było odpowiedzieć na pytanie o przyczynę „naturalnej śmierci” wiceszefa GRU. Nie wiadomo, czy w ogóle poznamy jej okoliczności. Nic natomiast nie wskazuje, by mogła mieć związek ze sprawami polskimi, a sam Iwanow miał zajmować się nadzorowaniem działalności szpiegowskiej na terenie Polski. Zdarzenie to należy raczej oceniać w kontekście rosyjskich, wewnętrznych konfliktów lub poprzez wielowątkowe, globalne operacje prowadzone przez służby. <b>Artykuł opublikowany w nr. 35/2010 Gazety Polskiej  </b>

0
Brak głosów