Zdrada jako fikcja

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

Ostatni w tym roku numer "Zeszytów Karmelitańskich" poświęcony jest pojęciu zdrady. Zainteresowanych odsyłam do lektury tekstów M. Rybińskiego, toyaha, Foxxa, A. Ściosa, R. Ziemkiewicza i in oraz wywiadu z B. Wildsteinem przeprowadzonego przez A. Bazaka. Na marginesie dwóch zamieszczonych w "ZK" tekstów chciałbym się pokusić o refleksję.

Wildstein mówi m.in. tak:
"'Zdrada' została wyeliminowana ze słownika debaty publicznej w Polsce po '89 roku z bardzo prostego powodu. Gdyby się poważnie zastanowić nad fenomenem zdrady, to od razu musiałoby się pojawić pytanie o to, jak to pojęcie ma się do najnowszych dziejów naszego kraju. Jak oceniać ludzi, którzy sprzeniewierzyli się swojemu powołaniu i podstawowym lojalnościom: wspólnotowym, środowiskowym, narodowym czy wreszcie po prostu międzyludzkim? To przemilczenie i niechęć do poruszania problemu zdrady są w Polsce uderzające. A już zupełnie zdumiewające jest to, że większą uwagę przywiązuje się do osoby zdrajcy i usprawiedliwiających jego haniebny czyn okoliczności niż do osoby zdradzonej. Zdradzający staje się obiektem współczucia i moralnej troski. Ofiara jest w tym momencie całkowicie zmarginalizowana.

Dochodzi do totalnego odwrócenia pojęć: to zdrajca staje się de facto ofiarą, nad której losem należy się pochylić z pełnym współczucia zrozumieniem. Poza tym, zdrada i wiążące się z tym dylematy moralne zdrajcy są przecież dla naszych moralnytch postępowców o wiele ciekawsze niż prosta i banalna sytuacja osoby zdradzonej. To bardzo charakterystyczny rys naszych czasów. Poznawcze zainteresowanie pozorną złożonością sytuacji zdrady zamienia się w sposób niezauważony w moralne rozgrzeszenie."

Rybiński zaś pisze następująco:
"Jakie przesłanie dla przyszłych pokoleń wynika z wiodącego nurtu intelektualnego, nakazującego zaniechanie ocen moralnych dla zdrajców?

Takie, że postawy zyciowe nie mają żadnego znaczenia. Dobro i zło nie istnieją. Liczy się tylko utylitaryzm i bilans korzyści osobistych. Tym samym zdrada, obojętnie, czy przyniosła komuś wymierną szkodę, czy nie, po prostu zdrada jako akt zaparcia się wartości, które towarzyszyły nam niezmiennie przez całą cywilizację, od czasów przedchrześcijańskich, jako psychiczna gotowość do podłości - zostaje zrehabilitowana. Z kategorii moralnego występku przeniesiona do kategorii chwilowego potknięcia, niemającego większego znaczenia.
Jakich ludzi wychowamy w nieprzerwanym łańcuchu pokoleń, jeśli oswajani będą ze zdradą jako czymś błahym, a w niektórych interpretacjach nawet godnym? Jaką Polskę w przyszłości zbudują, bez moralnego kompasu? (...) Jesteśmy, jako społeczeństwo, jako naród bezradni nie wobec dzisiejszych dyskusji o zdradzie i zaufaniu, zawsze możemy się kłócić i awanturować, ale wobec późnych skutków propagowanego
'moral insanity'. Moralnego obłędu."

Czytam te słowa w kontekście niedawnej publikacji na łamach "Trybuny Wyborczej" vel "Gazety Ludu" kolejnej dezy Cz. Kiszczaka na temat metodologii "przesuwania źródeł" w Bezpiece, czyli "rutynowej pracy kamuflażowej":

"Nie jestem w stanie określić, dokumentacja ilu osób i w jak dużym zakresie została objęta przetwarzaniem w ramach "przenoszenia źródeł".
Zgodnie z zasadami wewnętrznej konspiracji nie sporządzano na ten temat żadnych statystyk ani innego typu materiałów opisowych. Wiedzę cząstkową posiadają funkcjonariusze, którzy poszczególne dokumenty wytwarzali. Oni też są drugą, główną grupą adresatów tego oświadczenia. Zwracam się do nich jako były szef resortu, na którego polecenie, przekazane w formie Decyzji i Zarządzeń, podejmowali działania w ramach swojej służby.

Stwierdzam, że funkcjonariusze, w momencie, gdy wykonywali opisane wyżej czynności, nie dokonywali fałszerstw, tylko na użytek wewnętrzny MSW konspirowali źródła przenosząc informacje. Działali w ramach pragmatyki służbowej, zgodnie z obowiązującymi przepisami, w resorcie, gdzie obowiązywała ścisła podległość i bezwarunkowe wykonywanie instrukcji. Uznanie tych działań za zbrodnię komunistyczną
uważam za próbę ukrycia prawdy, zakonserwowania wizji PRL jako kraju wszechobecnej agentury oraz za narzędzie bieżącej walki politycznej.

Jednocześnie przyjmuję na siebie pełną odpowiedzialność za wydane kiedyś Decyzje."

Kiszczak twierdzi więc w swoim "oświadczeniu" nie tylko to, że tak naprawdę "funkcjonariusze" konstruowali fikcję, ale i to, że tak naprawdę
nie jest już możliwe autorytatywne stwierdzenie, gdzie w pobezpieczniackich dokumentach jest fikcja, a gdzie prawda. Można powiedzieć, że jest to znakomita glossa do tego, co o zdradzie powiedziane zostało wyżej. Obecna postkomunistyczna wykładnia w III RP bowiem jest taka, że nie można mówić o zdradzie w sytuacji, w której ludzie działający dla systemu przemocy tylko pozorują swoje działanie.

Można by się dziwić jedynie, że z taką zapamiętałością niszczono zaraz po "obaleniu komunizmu" stosy dokumentacji zgromadzonej przez Bezpiekę, ale to lada chwila ktoś wyda oświadczenie (jakiś odnaleziony po latach, stojący nad grobem, palacz esbeckich archiwów), że czyniono tak w ramach utylizacji odpadów i/lub dogrzewania budynków.

Określenie "moralny obłęd", którego użył Rybiński jest niezwykle trafne do opisu sytuacji, w jakiej przyszło nam żyć po 20 latach od "obalenia komunizmu". Wiecznie żywy Jaruzelski z Kiszczakiem właściwie wciąż i wciąż konstruują własne wersje historii i zamiast już od dawna odbywać kary dożywotniego więzienia (w najlepszym wypadku!) ustanawiają wciąż i wciąż nowe wzorce opisu "transformacji". Niby nowe, oczywiście, bo Bogiem a prawdą, zalatują starą komunistyczną stęchlizną, starym komunistycznym załganiem. Za tymi jednak zombies ciągną tłumy nawiedzonych dziennikarzy "Trybuny Wyborczej", którzy na klęczkach te rewelacje komentują, a za nimi następni z bratnich mediów.

Zdrada nie tylko nie została w Polsce rozliczona, ale nawet dokładnie i obszernie OPISANA. Ludzie próbujący ją opisywać, jak choćby "zakazani historycy" IPN-u są natychmiast pod obstrzałem tych, dla których moralny obłęd stał się czymś w rodzaju jedynej strategii przetrwania (choć zarazem strategii sterowania społeczeństwem). Dochodzimy więc do tego, że szef Bezpieki kwestionuje pracę niezależnych instytucji badawczych zajmujących się dokumentami historycznymi i "załamuje ręce", że musi historykom-matołom tłumaczyć oczywiste rzeczy, czyli, że tak naprawdę mają do czynienia z jedną wielką fikcją. Nie wyjaśnia tylko - ani on, ani Jaruzel, ani im podobni - skąd za Bezpieką i komunistami ciągną się takie długie stosy trupów.

http://www.floscarmeli.poznan.pl/zeszyty/45-2008_4/index.htm
http://wyborcza.pl/1,75478,6103079,Oswiadczenie_gen__Czeslawa_Kiszczaka.html

PS.
Polecam jako uzupełnienie wywiad z J. Siedlecką:
http://www.dziennik.pl/kultura/article288380/Zdrada_jako_problem_literacki.html

Brak głosów

Komentarze

dziękuję za doklejenie zdjęcia. Nie wiem, jak tu u Was w edycji wkleja się fotografie :) Prosiłbym o instrukcję w mailu.

Pozdr

Vote up!
0
Vote down!
0
#9915

Panie szanowny, do usług;) Chyba trzeba stworzyć osobny wątek pt. "prowadzenie bloga na niepoprawnych" na naszym forum? Co o tym sądzisz?
Pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#9918

mój drogi, aż tak ciemny nie jestem, żeby mi specjalne forum trzeba było uruchamiać :)

Pozdr

Vote up!
0
Vote down!
0
#9919

W formularzu edycji notki (trzeba tą ruryke "rozwinać"). Można wrzucić coś swego, lub skorzystać z naszej biblioteki ilustracji. :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#9921

Moralny obłęd tej sytuacji rozciąga się chyba znacznie szerzej i jego konsekwencje są o wiele poważniejsze. Bo oto bohaterowie prlu, ludzie tacy jak Cat-Mackiewicz albo Jasienica, wedle prlowskiej mitologii "prześladowani", "ofiary systemu", sami zasługują na miano zdrajców. Józef Mackiewicz wolał nie wypowiadać się na temat swego brata, ale jeśli musiał to nazywał go wprost - zdrajcą. A Jasienica? Cóż Łupaszka miałby do powiedzenia na temat swego adiutanta, który przejmował Caritas z rąk Kościoła i witał "intelektualistów na kongresie pokoju", gdy Szendzielarz poddany był wieloletnim torturom?

Vote up!
0
Vote down!
0
#9922

w tym samym numerze jest też mój tekst o relacji blogosfery i mediów, a także akcji Aspiryny.

Vote up!
0
Vote down!
0
#9927

Kiszczak powiedział:

Stwierdzam, że funkcjonariusze, w momencie, gdy wykonywali opisane wyżej czynności, nie dokonywali fałszerstw, tylko na użytek wewnętrzny MSW konspirowali źródła przenosząc informacje. Działali w ramach pragmatyki służbowej, zgodnie z obowiązującymi przepisami, w resorcie, gdzie obowiązywała ścisła podległość i bezwarunkowe wykonywanie instrukcji. Uznanie tych działań za zbrodnię komunistyczną ...

Pozwoliłem sobie na zakolorowanie części tekstu i następująca zakończenie

...jest niedopuszczalne. Nasi funkcjonariusze tacy jak Płatek, Pietruszka czy Piotrowski nigdyby się nie zdobyli na samowolkę.

 

To kto był wyżej panie ministrze - no kto? A jeszcze wyżej?...

 

AW 

Vote up!
0
Vote down!
0
#9929