"Sam nie zeżre...

Obrazek użytkownika Dixi
Blog

… i komuś nie da”. To ludowa definicja psa ogrodnika.
Po ogrodzonym terenie katastrofy pod Smoleńskiem, grasowały najpierw rosyjskie służby specjalne. Kto wie, czy nie były tam dużo wcześniej, niż nierychliwa straż pożarna i ekipy ratunkowe. Nie było żartów – goniono wszystkich, zabierano kasety z kamer, a nawet notatki…
Po ogrodzonym terenie katastrofy buszował też „lud rosyjski” w poszukiwaniu „pamiątek”. Lud, jak to lud, znicze zapali, pożałuje, szeroka słowiańska dusza, łzy w oczach… a paszport, pieniądze czy komórka to nie w kij dmuchał. Inne kawałki będą jak nic do sprzedania frajerom, jak kawałki muru berlińskiego.
Jeśli ktoś miał kłopoty z wejściem do zony, to chyba tylko „polscy eksperci” ( w odróżnieniu od tych „ekspertów, którzy weszli do kancelarii prezydenckiej, biur poselskich i mieszkań prywatnych ofiar)
Na szczątkach samolotu i szczątkach ludzkich pożywili się aż po grdykę dziennikarze. Aż się zmęczyli.
Wreszcie, a może przede wszystkim, pełne kieszenie, czy może nawet taczki jabłek z sadu, wytargali politycy. Tusk. Putin. Przyjaciele Polski z całego świata też się załapali, nawet za bardzo się nie wysilając, bo wiadomo – wulkan dymi…
Gdzie był pies ogrodnika? (nie mam tu na myśli psów policyjnych i strażniczych „panów w malinowych otokach).
Ależ był, był, był, pracował!
Ujadał i starał się nie dopuścić do sadu krewnych i przyjaciół ofiar (które zresztą jakoś się nie pchały z łapami).
Psy ogrodnika pilnowały też, żeby żałoba przeszła w ciszy i spokoju. Elegancko. Bezę łyżeczką – którą to umiejętność posiedli wszyscy, poza „faszystami” i „oszołomami”…
Fakt, żałoba strasznie się dłużyła i niektórzy uznali, że nie wytrzymają. Na ci o lepszym smaku i większej kulturze przykład chcieli lepiej wyreżyserować uroczystości. Inny scenariusz, przede wszystkim – inne dekoracje! No i najważniejsze – obsada!!! Nie wszystko się udało. Pogrzeb jednak odbył się na Wawelu (fatalna sceneria!), no i nie dało się nie obsadzić w jakiejś epizodycznej roli Jarosława Kaczyńskiego (bo złośliwy typ nie wsiadł do samolotu)…
W sumie wszyscy zgodnie uznali, że „ta sztuka nie nadaje się na premierę”.
Upierdliwa żałoba wreszcie się skończyła, więc wreszcie można było sobie poluzować krawaty, a nawet paski u spodni. Coś wreszcie szczerze powiedzieć, coś śmiesznego zaśpiewać…
Można było wreszcie zająć się naprawdę ważnymi aspektami katastrofy: czy już jest „nowe otwarcie i ocieplenie”, czy Kaczyński w sumie nie zabił sam siebie i innych, zmuszając samolot do lądowania, zwalczaniem „teorii spiskowych” (wszystkich poza oficjalna, podaną przeze mnie przed chwilą.
Zawsze też pozostały tak zwane spady, bo przecież o c z y m ś trzeba pisać: czy nie powinniśmy zapłacić Rosjanom za ich starania i szkody; co zrobi teraz żona niejakiego Putry, skoro nie miała wspólnego konta z mężem-„szowinistyczną męską świnią”; dlaczego Moskwa oddała nam „męża stanu, zamiast trupa marnego polityka”; dlaczego w TV „wyglądało”, że przed trumną w Belwederze przyklęknęły setki Polaków, skoro było ich „jakieś marne 200 tysięcy”; dlaczego krypta na Wawelu jest niby „oblegana” skoro „świeci pustkami”; dlaczego Platformie rośnie, skoro spada…???
Psy ogrodnika oczywiście nie mogą opuścić posterunku, choć też z pomocą już pospieszyły pieski salonowe i cyrkowe – znający zabawne sztuczki. Przecież bardzo szybko zbliżają się wybory! Wybory, które Kaczyński (który, jak się powiedziało nie zniknął razem z bliźniakiem) i niedobitki PiS na pewno będą chcieli znów popsuć. A przecież była szansa na normalność i kulturę polityczną. Wreszcie!
Kaczka się mało odzywa (ale jak się odezwał, to od razu ujawnił, jaki z niego sęp i człowiek bez krzty dobrego smaku!), PiS po cichu liże rany… Kłopot, ale niewielki.
Od czego są dziennikarze i blogerzy?! „Pisz swoje, ja załatwię wojnę” – jak zatelegrafował pewien magnat prasowy do korespondenta wojennego, który żalił się, ze w kraju, do którego go wysłano panuje pokój.
P.S.
Pamiętacie „Świadka” Petera Weira. Doskonały film, poza wszystkim, ale mnie natrętnie przypomina się szczególnie jedna scena (a właściwie jest mi przypominana). Otóż w niewielkim miasteczku, takim bardziej skansenowym („pamiątki ze spotkania z wariatami zaślepionymi przez religię”) miasteczku spotkała się grupa Amiszów ( f u n d a m e n t a l i s t ó w !) z wesołymi i wyluzowanymi młodymi ludźmi. Ci, jak to młodzi, chcieli trochę pożartować i podokazywać, więc jeden z nich zaczął rozmazywać lody na twarzy śmiesznie, staroświecko ubranego facecika – swoja drogą niezłego drągala, ale całkiem obezwładnionego przez niewolnicze przywiązanie do zasady „jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu drugi”. Czy to nie śmieszne – facetowi lody spływają z nosa, o on nic…! Dobrą, tradycyjną nawet, zabawę zepsuł jeden agresywny brutal, który nie miał dość kultury i taktu (żaden, Amisz, tylko ukrywający się przebieraniec). Przylał sympatycznemu chłopcu w mordę… SZOK!
Napisałem” „przylał, a na dodatek - „w mordę”????!!!!
No to mam prze.ane…
Znów udowodniłem, że daleko mi do kultury i wyczucia smaku choćby przeciętnego dziennikarza czy Internauty…

Brak głosów

Komentarze

"Początkującego artystę rozumie tylko kilka osób. Sławnego - jeszcze mniejsza ilość."

trzymaj sie :)

Vote up!
0
Vote down!
0

dobra kobieta

#58170

Żaden ze mnie artysta, tylko siwiejący inteligencik :):):) Teraz, po katastrofie, a przed wyborami, jest zapotrzebowanie na wyraziste plakaty.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#58193

cale szczescie, ze nalezysz do "siwiejacych inteligencikow" :)))

ok, ostatni raz cytuje mistrza:

"Artysta musi umieć przekonywać ludzi o szczerości swoich kłamstw"

Vote up!
0
Vote down!
0

dobra kobieta

#58199