Urodziny Dostojnego Gościa, część 2, ostatnia

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Tego dnia w szkole Łukaszka miała się odbyć piękna uroczystość. Konkretnie - uroczysty apel z okazji rocznicy urodziny Dostojnego Gościa. Dostojny Gość zajechał, powitała go u bram dyrekcja szkoły i poprowadziła do wnętrza budynku.
- Wszyscy mają stroje galowe? - denerwowała się młoda pani od polskiego, wychowawczyni czwartej a. - Tylko żebyście nie przynieśli mi wstydu! Wiecie w ogóle kto przyjeżdża?
- Jakiś dziadek - odpowiedziała dziewczynka, która prawie zawsze odzywała się jako pierwsza.
- Nie jakiś dziadek tylko żywa historia! Prawdziwa legenda! - krzyknęła zrozpaczona polonistka i w dziesięć minut streściła pobieżnie czwartej a życiorys Dostojnego Gościa.
- Łał - powiedziała czwarta a, bardzo poruszona i podniecona życiorysem, osiągnięciami i szlachetnością bohatera. - Oczywiście, że się postaramy!
- I to mnie martwi - westchnęła młoda pani od polskiego i poprowadziła swoich podopiecznych do auli. A w auli już siedziała publiczność, czyli rodzice i opiekunowie. Było też grono pedagogiczne oraz - jakżeby inaczej - Dostojny Gość we własnej osobie. Pan dyrektor stanął przy mikrofonie i osobiście powitał Dostojnego Gościa, po czym spojrzał na niego oczekując odpowiedzi.
Ale Dostojny Gość milczał.
Lekko zbity z tropu pan dyrektor przedstawił życiorys Dostojnego Gościa przy wtórze zachwyconych okrzyków ze sali. Najgłośniej okrzyki wydawała mama Łukaszka. Pan dyrektor zakończył ten fragment wystąpienia prośbą o oklaski i spojrzał na Dostojnego Gościa.
Ale Dostojny Gość milczał.
- To... Tego... - zaplątał się pan dyrektor. - Teraz mamy w programie dzieci z kwiatami. Proszę bardzo. Która klasa idzie pierwsza?
- Czwarta a - odparł ktoś z tyłu.
- O Jezu - wyrwało się panu dyrektorowi i zaraz przeprosił za swoje słowa. - Proszę dzieci, podejdźcie bliżej i wręczcie kwiaty panu profesorowi.
Pierwsze dziecko zrobiło krok w przód, zawahało się, podeszło do drugiego mikrofonu i zapytał głosem Łukaszka:
- Znaczy się komu?
- No jemu! - krzyknął pan dyrektor i wskazał Dostojnego Gościa.
- Nikt nie mówił, że on też jest profesorem - usprawiedliwił się Łukaszek.
- No bo nie jest - poinformowała go młoda pani od polskiego.
- Jak nie jest jak jest - ruszyła do zwarcia pani pedagog.
- Przecież nie przeszedł wszystkich szczebli do profesury.
- Ale był profesorem.
- Ale gościnnie, na zagranicznym uniwersytecie.
- No i nadal jest profesorem.
- Nie jest, bo nominacja była czasowa i dotyczyła tylko pracy na tamtym uniwersytecie.
- Zdecydujcie się! Zdecydujcie się! - zagrzewał przez mikrofon do dalszej walki zachwycony Łukaszek. Gdzieś w grupce uczniów czwartej a miała miejsce druga walka. Nad głowami uczniów wystrzeliwały fontanny kwiatowych płatków, znak, że Gruby Maciek i okularnik z trzeciej ławki fechtują się bukietami.
- Proszę o spokój - do mikrofonu ponownie podszedł pan dyrektor. - Do wielu ludzi mówi się tytularnie "panie profesorze". Na przykład w liceum...
- To jest podstawówka - przerwał mu Łukaszek. Dyrektor zagryzł wargi ze złości i już chciał wołać woźnego, aby tego bezczelnego smarkacza przywołał do porządku. Po chwili jednak stwierdził, że przecież da sobie radę nawet z najbardziej pyskatym czteroklasistą.
- Dla nas pan zawsze będzie profesorem - rzekł ciepło pan dyrektor do Dostojnego Gościa. - Za to co pan zrobił dla nas, dla Polski, słów nie starczy by panu dziękować, jest doktorat honoris causa, pan dla nas będzie takim profesorem honoris causa! Ja, w uznaniu pana zasług, nadal będą pana tytułował profesorem!
Ale Dostojny Gość milczał.
Niestety, okazało się, że pyskaty czteroklasista zna słowa "honoris causa",
- Czyli ten profesor to coś jak nick? - zapytał Łukaszek.
- Mmmmnnnnmmmzzzz no niby tak - zazgrzytał zębami pan dyrektor. - Ale to w związku z szacunkiem i podziwem. Pamiętajmy o jego życiorysie! A teraz składać mi te kwiaty, migiem! Ja zaczynam!
I pan dyrektor wręczył Dostojnemu Gościowi wielki bukiet kwiatów, ze wstęgą, że to od grona pedagogicznego i rzekł:
- To od nas, dla pana profesora...
Ale Dostojny Gość milczał.
- Następny, dalej! - zakomenderował pochmurny pan dyrektor. Łukaszek podszedł do Dostojnego Gościa, złożył mu kwiaty u stóp i beknął do mikrofonu:
- To dla ekselcencji biskupa!
- Czyś ty zwariował, Hiobowski?! - zapienił się pan dyrektor. - Jaki biskup??? Co ty odstawiasz???
- Mój dziadek powiedział, że biskup jest godzien najwyższego szacunku! - wyrecytował z pamięci Łukaszek. - A ksywka dobra jak każda inna. Dla was profesor, a dla mnie biskup.
Następna podeszła dziewczynka, która prawie zawsze odzywała się jako pierwsza. Złożyła kwiaty, dygnęła elegancko i powiedziała do mikrofonu:
- To dla jego wysokości, jaśnie króla jegomości!
- Jaki znowu król?!! - dyrektorowi chodziły nozdrza, ręce i żyły na czole. - Jaja se robicie?!!
- Okazuję szacunek - odparła nadąsana dziewczynka. - W bajkach najgodniejszy taki to jest król. Sam pan mówił, że zasługi...
- Ale nie żeby tytułować królem!
- A profesorem? - dziewczynka odbiła pytanie pytaniem i zrobiła miejsce następnym. Następnymi byli Gruby Maciek i okularnik. Wręczyli smętne resztki bukietów (pozostałe po walce). Gruby Maciek zatytułował Dostojnego Gościa komandorem, a okularnik - szefem całej dzielnicy.
- Zamorduję tych gówniarzy - warczał cicho półprzytomny z wściekłości pan dyrektor. Zepsuli mu taką piękną uroczystość! Jeszcze by brakowało, żeby któryś z nich nazwał Dostojnego Gościa Batmanem albo Spidermanem! Spojrzał zrozpaczony na Dostojnego Gościa...
Ale Dostojny Gość milczał.

Brak głosów

Komentarze

mój Krzyś by pewnie tak go nazwał.;p

Albo Godzillą!

" Upupa Epops ".

Vote up!
0
Vote down!
0

" Upupa Epops ".

#48444

pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#48486