O tych, co na referendum nie idą (charakterystyka gatunku)
Salon III RP to obiekt kultowego uwielbienia ortodoksów Platformy.
A tak między nami Polakami, grono dętych kabotynów zmutowane z popłuczyn komuszej wierchuszki w okresie gruntownej przepierki polskich mózgów nazwanym patetyczne Trzecią Rzeczypospolitą.
Ów z pozoru spolegliwy gatunek na pierwszy rzut oka zdaje się być nad wyraz przyjazny naturze. Lecz, jak nie daj Boże usłyszy zakazane słowo „prawica” wybałusza gały, krztusi się, złorzeczy, prycha, warczy i szczerzy kły tocząc pianę.
Rzucająca się w oczy cofka umysłowa tej nowofalowej „elity” stoi w ewidentnej sprzeczności z teorią rozwoju osobniczego gatunków Karola Darwina, która zakładała, że ewolucja postępuje zawsze w trendzie rozwojowym, a to nieznane dotąd nauce odwrócenie tego trendu wynika w tym przypadku z ślepej uległości wobec ciśnienia mutacyjnego tak zwanej „poprawności salonowej”.
Salon III RP odnalazł nad Wisłą nader mu przyjazne środowisko powszechnego omamienia wizją wiecznie zielonej wyspy. W tej ekologicznej niszy masowego zidiocenia salon poczuł się na tyle swojsko, iż zaczął z niepojętym dla nauki powodzeniem ewoluować do tyłu, mówiąc jaśniej od form mózgu resztkowego do bliskiej debilnego absolutu postaci całkowicie odmóżdżonej.
A niezbite dowody na odkorowanie salonowych „elit” to kłapanie na okrągło, że jest cudnie, dziecięca ufność w zapewnienia Jacka Rostowskiego, że Polskę ominie kryzys, a także infantylna wiara w cuda, jakie obiecywał Premier. Przysłowiową „kropkę nad i” postawiła ufność w dobrą wolę Rosji w sprawie wyjaśnienia śledztwa smoleńskiego.
Ta tragikomiczna inwolucja w pierwszym rzucie ogarnęła egzotyczną menażerię pań profesorowych, ministrowych, mecenasowych, doktorowych... et consortes, a także kurzo-mózgie flamy nadwiślańskich biznesmenów. I nie długo trzeba było czekać by ich śladem podążyli ich partnerzy, którzy zawsze wiedzą lepiej (ang. ego trip).
Salon III RP żywi się przeświadczeniem o własnej doskonałości, bezgranicznym uwielbieniem generalissimusa Tuska, polityką miłości, tańcami na lodzie i „Szkłem Kontaktowym” nazywanym pieszczotliwie „szkiełkiem”.
Wzorem wiecznie naćpanych niedźwiadków Coala, pogrążona w permanentnym błogostanie populacja salonowa wegetuje podług niezmiennego od lat biorytmu: „ranny spacer – południowa kawa w mieście – papu – szkiełko – siusiu – lulu”. Do szczęścia zaś starcza jej przeświadczenie, że „zawsze wie lepiej”.
Salon nie wierzy w nic poza tym, co głoszą znani celebryci i tak zwane autorytety moralne III RP, nazwisk nie wymieniam by Państwu nie popsuć niedzieli, a z otoczeniem komunikuje się za pomocą gładko przyswajalnych frazesów wyczytanych w „Gazecie Wyborczej”. Dlatego też, w politycznych rozmowach przerywa chamsko w pół zdania bo się boi, że zapomni.
„Autorytety” salonu III RP – o ironio! – zwane „moralnymi”, podobnie jak nigdy niczym nie zrażeni domokrążcy od Świadków Jehowy, niestrudzenie się włóczą po tak zwanych mediach mainstreamowych mędząc upierdliwie, że już czas najwyższy by wrosłą w polską duszę dewizę „BÓG, HONOR i OJCZYZNA podmienić rymującym się sloganem „TUSK, WIERNOPODDAŃSTWO i UEROPAŃSZCZYZNA”.
Modelowy salonowiec ubiera się wyłącznie w najdroższych butikach, co zwykle skutkuje wrażeniem jakby nie miał lustra w domu i rutynowo grywa w golfa żeby zaszpanować wysokością składki przed takimi samymi jak on kretynami.
W salonowym towarzystwie dobrze widziany jest rodowodowy pies rasowy, wszystko jedno jaki - byle drogi. W dobrym tonie jest również służąca, najchętniej podupadła księżna lub hrabina z Ukrainy.
Od czasu do czasu Salon III RP zbiera się na tarle w miejscach „elitarnych”, gdzie się chełpi ilością hotelowych gwiazdek na wyspach skąd właśnie powrócił, obfitością kafelków Versace w domowej łazience i mocą silników świeżo zakupionych audic i beemek.
W modzie są również ekskluzywne „babskie party”, czyli spędy co znaczniejszych snobek w mieście, gdzie w straszliwym harmidrze i aurze spowitej dymem z drogich papierosów, wszystkie mówią na raz, przy czym żadna żadnej kompletnie nie słucha.
Przynajmniej raz w roku salon bywa na wystawnych balach nazywanych charytatywnymi, gdzie z bombastycznym rozmachem rzuca ostentacyjnie na tacę stówę przeświadczony, że się raz na zawsze wyzbył wyrzutów sumienia.
Jest zawsze obecny na organizowanych (na koszt podatnika) dla podobnych mu bufonów galach i festiwalach, gdzie wciśnięty w niechcące na nim za cholerę leżeć stroje wieczorowe skrycie marzy, że może go złapie kamera, bądź przynajmniej o nim wspomni w VIVIE na ostatniej stronie świeżo zwerbowany jawny współpracownik „Szkła Kontaktowego”, nieco wypłowiały salonowiec nad salonowcami, niejaki Jerzy Iwaszkiewicz.
Logo gatunkowe tej pociesznej menażerii to przebrany w gang od Armatniego butny kretyn z markowym cygarem w zębach, nie odróżniający aromatu Cochiby od swądu skisłego ogórka.
Nieodłącznym przymiotem rasowych salonowców nowej generacji jest nabyty cichcem na bazarze sygnet z herbem, noszony na małym palcu, by wszyscy widzieli.
Nie mniej charakterystyczny jest zakodowany w genach totalny deficyt wrażliwości, poczucia estetyki oraz słuchu muzycznego, co mu jednak nie przeszkadza bywać na wszystkich bez wyjątku koncertach galowych i premierach w filharmonii i operze.
Symptomatyczne jest również obwieszanie się brylantami i złotem w najtęższe upały, a także, paradowanie w długich po kostki drogocennych futrach przez okrągły rok kalendarzowy.
Co ciekawsze okazy można sobie obejrzeć w porze południowej w warszawskim „Pędzącym Króliku” i krakowskiej „Loży”, gdzie w trosce o fryzurę i kosztowne efekty chirurgii plastycznej salonowe eksponaty tkwią w żółwim bezruchu, co turyści bardzo często biorą za lokalną ekspozycję gabinetu figur woskowych.
„Najzabawniejsze” jest jednak, że niczym nie zrażony salon III RP tkwi w najświętszym przekonaniu, iż jest rzeczywiście salonem.
Krzysztof Pasierbiewicz (nauczyciel akademicki z długim stażem)
Patrz również
SEKRET SUKCESU PLATFORMY
http://salonowcy.salon24.pl/337142,sekret-sukcesu-platformy
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2988 odsłon
Komentarze
W tym tygodniu, z powodu Referendum Bufetowa daje od tyłu.
6 Października, 2013 - 16:33
HdeS
HdeS
Re: O tych, co na referendum nie idą (charakterystyka gatunku)
6 Października, 2013 - 17:27
Gratuluję.Świetny tekst
Źle oceniony komentarz
Komentarz użytkownika wilk na kacapy nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.
Prawica to tylko jedno ze slow z calej list slow ktore6 Października, 2013 - 18:07
wywoluja u PObolszewi i innej lewackiej POkacapskiej swoloczy odruch wymiotny.
Pozwole sobie zamiescic z pamieci na ktore ctak reaguja ludzie ktorych znam a nawet sa w mojej rodzinie.
Kaczynski
Smolensk
Zamach
Prawdziwy Polak
Zydokomuna
Patryjotyzm
Niepodleglosc
Narodowcy
Zolnierze wykleci
Czerwona cholota
Okupnci rosyjscy tzw. wyzwoliciele
Kibice jako patryjoci
Walesa- Bolek
Komoruski kacapski agent
Tusk zdrajca
Jaruzelski agen sowiecki
Kuklinski bohater narodowy
Owsiak - zlodziej nad zlodziejami
Michnik Urban - polakozercze parchy
mozna jeszcze wiele takich slow napisac, ale te moim zdaniem sa najwieksza czerwona plachta na okupujaca Polske swolocz i ich klakierow.
od autora
10 Października, 2013 - 11:22
@Szaryński
Dziękuję. Nie ma większej nagrody dla piszącego, jak wiadomość, że tekst trafił do czytelnika. Serdecznie pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz