Wstydliwy rodowód popleczników Platformy - list otwarty

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz
Blog

Coraz więcej osób zadaje sobie pytanie dlaczego, mimo serii kompromitujących wpadek, wciąż spora liczba potencjalnych wyborców zamierza głosować na partię, która nie potrafi rządzić.

Otóż odpowiedź jest prosta. Ze strachu.

Przed Kaczyńskim!!! - dopowiadacie Państwo chórem.

I tu się Państwo mylicie!!! Bo oni głosują za Tuskiem nie tyle ze strachu przed samym Kaczyńskim, co z obawy przed ujawnieniem PRAWDY, którą może zdemaskować prawica! A mówiąc dokładniej głosują tak ogarnięci lękiem, że narodowcy, jeśli przejmą władzę, zdemaskują ich prawdziwy rodowód. Rodowód zakłamywany od wielu pokoleń.

Bo oni się boją jak ognia, by nie wyszło na jaw, że ich pradziadowie byli analfabetami, złodziejami, bandziorami spod ciemnej gwiazdy, wyzutymi z ludzkich uczuć oprawcami, którzy z zimną krwią mordowali każdego, kto się przeciwstawił ogarniającej Polskę pandemii komuny. Chodzi o to by się nikt nie dowiedział, iż władza Platformy oparta jest na kultywowanej z pokolenia na pokolenie ideologii przemocy, kłamstwa, fałszu i obłudy.

Poza tym poplecznicy platformy doskonale wiedzą, że ich partia właśnie przekroczyła granicę bezkarności i jeśli utraci władzę, zostanie rozliczona za te wszystkie draństwa, na jakie naraziła Polskę. Dlatego zagłosują choćby na samego diabła, byleby tylko ukryć tę wstydliwą prawdę.

UWAGA! To co napisałem wyżej nie odnosi się do przyzwoitych ludzi, którzy stali się sympatykami Platformy przez przypadek, gdyż dali się nabrać na te wszystkie brednie, jakie obiecywał Premier. Bo tacy też są w partii Tuska, lecz na szczęście ostatnio, co widać w sondażach, poszli po rozum do głowy.

Proszę mi teraz pozwolić, że przypomnę jak to było.

Pieta polska rozpoczęła się w Jałcie, kiedy w wyniku zdradzieckich ustaleń Wielkiej Koalicji, okupację hitlerowską Polski zastąpiono aneksją sowiecką. W efekcie, nasze społeczeństwo zostało po wojnie podzielone na hołdującą polskiej tradycji mniejszościową frakcję patriotyczno-narodową oraz większościowy i bezideowy trzon komuszo-ubecki, zaprzedany bez reszty rodzącej się pro-sowieckiej władzy.

W tym układzie, w czasach stalinowskich (lata 40/50) władza w Polsce przeszła w ręce analfabetów przerzucanych masowo z zacofanej wsi do miasta celem wyniszczenia resztek inteligencji o korzeniach przedwojennych. Tym samym rozpoczęto trwający de facto do dnia dzisiejszego proces sowietyzacji Polski realizowany metodą konsekwentnej demoralizacji polskiego społeczeństwa. Brano głównie niepiśmiennych wykolejeńców, bandziorów i degeneratów, bo prawdziwi chłopi mielili swoją godność, która wykluczała przejście na stronę czerwonych.

UWAGA! W tym miejscu chciałbym podkreślić, że w żadnym razie nie zamierzam deprecjonować en mass ludzi pochodzących ze wsi. Wieś polska, także w tamtym czasie, wydała wielu wspaniałych Polaków. Byli to jednak synowie starych chłopskich rodów walczących o polskość pod hasłem BÓG HONOR OJCZYZNA wyhaftowanym na swoich sztandarach. Niestety ta wierna Polsce część społeczności wiejskiej stanowiła jedynie znikomy procent masy chłopskiej, która, nie ma, co ukrywać, zdemoralizowana okupacją hitlerowską, bez skrupułów przeszła na współpracę z czerwonymi. Ja pisząc notkę nie miałem Broń Boże na myśli kultywujących tradycję Bartosza Głowackiego, Michała Drzymały, Klemensa Janickiego i wielu im podobnych wielkich i zasłużonych Polaków, którzy w czasach pokoju byli ciężko pracującymi gospodarzami a w czasie wojny przelewali krew za Polskę.
Ja mam na myśli tych, którzy czas pokoju przesiadywali w karczmie, a w czasie wojny kolaborowali z okupantem, żeby mieć na wódkę. Mnie chodzi o tak zwany „desant z czworaków”, obiboków i nierobów, którzy okradali dwory gdy władza ludowa wyganiała z nich właścicieli. Tych, którzy z dziada pradziada byli parobkami, bądź pastuchami mając nieróbstwo zakodowane w genach. Mnie chodzi o bandę drobnych złodziejaszków, którzy za okupacji gwałcili żony tych, którzy się bili za Polskę, którzy kradli kury po wsiach. Tych którzy wydawali w ręce wroga partyzantów, a po wojnie nowa władza robiła z nich „bojowników o wolność i demokrację”. Mnie chodzi o wiejskich renegatów i alkoholików , których nikt nie chciał zatrudnić bo tylko „wódę chlali, kradli i narzędzia psuli”.
Bo to właśnie takich ludzi władza ludowa przerzucała po wojnie do miasta, bo jak już wspomniałem prawdziwy chłop ziemi by nie opuścił.
I nie okłamujmy siebie i młodych pokoleń Polaków, że było inaczej.

W miastach pobudowano dla tego motłochu bloki, które się motłochowi zdały pałacami. Potem umożliwiono motłochowi ukończenie szkoły podstawowej, co ten uznał za awans społeczny. Z czasem, ta z grubsza okrzesana w hotelach robotniczych hałastra o mózgach przeżartych bimbrem i syfilisem przepoczwarzyła się w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. To wtedy powstała rządząca ówczesną Polską klasa renegatów bez określonego rodowodu i moralnego kręgosłupa nazwana „władzą ludową”. Jednocześnie czerwona propaganda tłukła tej gawiedzi do głowy, że swój awans zawdzięcza dbającej o jej interesy pro-sowieckiej władzy, co się zakodowało w mózgach tych wykolejeńców w formie bezwolnego oddania i ślepej wdzięczności dla komuny.

To ci właśnie ludzie stanowili wierny Stalinowi pierwszy rzut Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. To ich mianowano trzęsącymi krajem sekretarzami, ministrami podległego Moskwie rządu, rektorami wyższych uczelni, dyrektorami przedsiębiorstw, komendantami milicji i współpracownikami Urzędu Bezpieczeństwa. To oni mordowali w nierównej walce „żołnierzy wyklętych” poddając ich przed śmiercią straszliwym prześladowaniom i torturom. To oni wydawali wyroki śmierci na akowców dopilnowując by je wykonano.

W następnym pokoleniu nazywanym okresem gomułkowskim (lata 60-te), dzieci zdegenerowanej komuszej wierchuszki zrobiły już maturę, co dało zaczyn tak zwanej „nowej inteligencji”, drastycznie odmiennej kulturowo od inteligencji przedwojennej. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu” charakteryzujących się atawistycznym parciem do kariery bez żadnych hamulców natury moralno etycznej, a także wypływającą z kompleksów nienawiścią do ludzi kultury wysokiej.

W epoce Gierka (lata 70-te) „nowa inteligencja” dzięki komuszym układom pokończyła studia i objęła praktycznie wszystkie kluczowe stanowiska w Państwie. W ten sposób powstała kasta „komuszej arystokracji” wyraźnie uprzywilejowanej w stosunku do pauperyzowanej reszty społeczeństwa, która odmawiała kolaboracji z komuną. Już wtedy można było zauważyć oznaki buty intelektualnie nowobogackich arogantów, których Ludwik Dorn wyjątkowo trafnie nazwał „klasą wykształciuchów”. To wtedy powstały komusze koterie, które nieprzychylnych komunie zepchnęły na margines egzystencji. To wtedy ukonstytuowała się doktryna, że lewactwo to cnota i sposób na życie.

W kolejnym pokoleniu „Solidarności i Okrągłego Stołu” (lata 80/90), skażeni genetycznie sentymentem dla komuny wnukowie służalców Stalina stworzyli podwaliny Trzeciej RP. To spośród nich formowano szeregi Zmotoryzowanych Oddziałów Milicji Obywatelskiej (ZOMO), to nimi obsadzano struktury WSI i służb specjalnych, spośród nich werbowano tajnych współpracowników SB, to oni poparli wprowadzenie stanu wojennego ogłaszając generała Jaruzelskiego mężem stanu. To oni po „upadku komuny” zablokowali lustrację. To spośród nich wyrósł Adam Michnik, który wziął na siebie kontynuację procesu demoralizacji i niszczenia tożsamości narodowej Polaków przy pomocy Gazety Wyborczej, by się ostatecznie przy pomocy Geremka, Kuronia i Mazowieckiego dogadać z komunistami przy okrągłym stole. To wtedy postała zabójcza dla Polski oś Czerska – Ordynacka. To wtedy Adam Michnik wespół z Cimoszewiczem przekonali Polaków by wybrali Prezydentem Aleksandra Kwaśniewskiego stawiając tym samym post-komunistów u władzy de facto do dnia dzisiejszego. To wtedy Polska znów pękła na pół, rozpadając się na „lewacko” post-komunistyczną i „prawicowo” patriotyczno-solidarnościową.

Aż nadeszły nasze czasy (pokolenie lat 2000/2010) naznaczone przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej pod rządami SLD, krótkim okresem rządów braci Kaczyńskich zwanym Czwartą RP, a w ostatnim pięcioleciu zdominowane przez rządy Platformy Obywatelskiej pod wodzą Donalda Tuska, namazanego przez post-komunistów na „wiecznego premiera”.

Po czasie wyszło na jaw (OFE, refundacja leków, ACTA, sport, autostrady, kolejnictwo, reforma emerytalna...), że mamy rząd, który nie potrafi rządzić.

A mimo to Platforma Obywatelska nadal prowadzi w sondażach. Dlaczego? Bo, jak już wspomniałem, ma za sobą głosujący wbrew logice post-komuszy elektorat, który jak diabeł święconej wody boi się każdej nowej władzy, która mogła by zdemaskować ich rzeczywiste korzenie.

Ale nawet ich trzeba było jakoś przekonać do coraz bardziej nieudolnych poczynań Platformy. I znowu do akcji wkroczył rezydujący przy ulicy Czerskiej redaktor gazety nie bez powodu nazwanej Wyborczą. Sprytny guru mentalnie nowobogackich snobów „różowego salonu III RP” doskonale znał odbierającą rozum moc utwierdzenia „wykształciucha” w przekonaniu o przynależności do „ELITY”. Pan redaktor wiedział, że jak takiemu powie, że należy do crême de la crême III RP, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze będzie owego wyróżnienia bezkrytycznie bronił do upadu. Więcej, że taki delikwent zrobi dosłownie wszystko, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę.

Jednocześnie doktrynerzy Platformy rozpętali gigantyczną nagonkę na opozycję prawicową, a Gazeta Wyborcza wyprodukowała tysiące artykułów mających przekonać Polaków, że: prawicowiec to oszołom; historia to zbytek; narodowa tożsamość to antysemityzm; polska tradycja to ksenofobia; honor to przeżytek; moralność to frajerstwo; wiara to ciemnogród; rodzina to anachronizm... i tak dalej.

W efekcie, choć gospodarczo poszliśmy do przodu, w post-komuszej Polsce nastąpiła dramatyczna cofka kulturowa, a „intelekt” modelowych popleczników Tuska niewiele się już różni od opisanego w „Malowanym Ptaku” Kosińskiego.

A obłuda wyzutej z wrażliwości Platformy sięgnęła niedawno przysłowiowych szczytów, kiedy ta załgana partia bez cienia skrupułów przywłaszczyła sobie chwałę za usankcjonowanie „Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych”. Czy można sobie wyobrazić podlejszą obłudę niż wylewanie krokodylich łez nad losem żołnierzy zamordowanych przez przodków tych, którzy te łzy ronią??? Toż to już nie chichot historii, ale historyczna paranoja!!! I tylko patrzeć, jak potomkowie oprawców zaczną stawiać pomniki wymordowanym przez ich dziadów ofiarom.

Wielu przyzwoitych ludzi zadaje sobie pytanie, czy ludziom Platformy nie wstyd, że gnębiąc opozycję prawicową zdeptali polityczny obyczaj. Że w dążeniu do partyjnej hegemonii sięgają do przestępczych metod. Że wprowadzili w Polsce prawo dżungli. Że kto silniejszy, ten lepszy. Że cham chama chamem pogania. Że znowu wpędzono Polskę w monstrualne długi. Że śledztwo smoleńskie bez zmrużenia oka oddano sowietom. Że Polaków protestujących pod stocznią nazwano wyjącym bydłem. Że bezczeszczono modlących się ludzi. Że usunięto wszystkich niewygodnych, choć byli genialnymi fachowcami... długo można by wymieniać.

Więc pytam. A czegoż można się było spodziewać po prawnukach renegatów stalinowskiej władzy??? Czegoż można było oczekiwać po potomkach popleczników Bieruta, Gomułki, Gierka, Moczara, Jaroszewicza, Rakowskiego, Jaruzelskiego, Urbana, Michnika, na Donaldzie Tusku kończąc??? Co ci ludzie mogli wynieść z domu prócz prostactwa i służalczości wobec Moskwy? Poza wrodzoną żyłką do cwaniactwa, złodziejstwa, opilstwa i nieróbstwa??? Siła genów jest ogromna!!! Wciąż rządzą nami osobnicy wyzuci z wrażliwości i poczucia przyzwoitości. Ja znam tę kategorię ludzi, gdyż pamiętam, jakimi metodami zaszczuto na śmierć mojego ojca w latach pięćdziesiątych. A potem obserwowałem jak dzieci, wnuki i prawnuki tych oprawców przekazywały sobie z pokolenia na pokolenie co lukratywniejsze stanowiska w Państwie.

Ale wróćmy, jeszcze do czasów powojennych. Otóż prawie wcale nie mówi się o tym, że wtedy, obok Żołnierzy Wyklętych, którzy stanęli do walki z komuną pod bronią, do walki z czerwoną zarazą stanęli także Polacy, których orężem zamiast karabinów była ich uczciwość i postawa życiowa wyrosła z tradycji tysiącletniej Rzeczpospolitej. Mam na myśli tych, których w czasach stalinowskich nazywano „zaplutymi karłami reakcji”, za Gierka „wichrzycielami”, po okrągłym stole „oszołomami”, „nieudacznikami” i „ksenofobami”, kończąc na tych, których już w naszych czasach premier Tusk nazwał pogardliwie „moherowymi beretami”, czytaj ludźmi gorszej kategorii.

Chodzi mi o szeroko pojętą prawicę, albo, jak kto woli kilka milionów przyzwoitych ludzi, którzy nie dali się zgnoić komunie, ludzi mających poczucie godności, którzy poświęcili kariery i zbytki w służbie Polsce. Tych, którzy do dnia dzisiejszego nie ustali w walce z pogrobowcami komuny. Tych bezimiennych, skromnych, cichych bohaterów, których walka z czerwonym łajdactwem polegała na tym, że nigdy nie wstąpili do PZPR, za żadną cenę nie dali się zwerbować bezpiece, nie dali się kupić za talon na meblościankę, nie zdradzili ideałów Solidarności, a potem, w imię wartości wyniesionych z domu, jak od zarazy stronili od zawłaszczających Polskę różowych siewców nowego porządku.

Długo się zastanawiałem, jakimi słowy można by uhonorować i wyrazić wdzięczność dla tych wspaniałych Polaków i pięknych umysłów.Pisałem, kreśliłem, odkładałem zmięte kartki i próbowałem od nowa. Ale wciąż czegoś brakowało, wciąż było za mało.Aż mi Pan Bóg podsunął refren ballady Reinharda Mey’a:

Błogosławieni ci Nadłamani, ale Nieugięci
Poplątani, w siebie wpełznięci,
Ci Odrzuceni, Przygnębieni, Przygarbieni.
Do ściany Przyciśnięci.
Błogosławieni ci Szaleni.

Moim zdaniem słowa tego pięciowiersza wiernie oddają stan ducha milionów uczciwych Polaków, którzy nie bacząc na szykany, krzywdy i ostracyzm ze strony post-komuszych rządów nie ustali w walce z czerwoną pandemią do dnia dzisiejszego.

Błogosławieni ci Nadłamani, ale Nieugięci
W czasach stalinowskich nadłamywano ich terrorem władzy ludowej i Urzędu Bezpieczeństwa, za Gierka próbowano skruszyć skazywaniem na pauperyzację, w czasie Solidarności, a później stanu wojennego zastraszano ich oddziałami ZOMO i ścieżkami zdrowia, w czasie okrągłego stołu kuszono konfiturami za przejście na stronę różowych, a za rządów Tuska dyskryminowano ich szantażem poprawności politycznej.

Lecz mimo to ci odważni ludzie byli nieugięci, choć już w „wolnej” Polsce przychodzi im za to płacić statusem obywateli drugiej kategorii. I to nie są, jak się błędnie sądzi, tylko ludzie Kaczyńskiego i Ziobry, których ogarnięta paniką Platforma chce wyłączyć z polityki stawiając przed Trybunałem Stanu. To jest wielomilionowe, prawicowe, patriotyczno-solidarnościowe skrzydło polskiego społeczeństwa, które w imię wartości wyniesionych z domu nigdy się zbratało z czerwonymi. Poplątani, w siebie wpełznięci Tak. Ale czyż można się temu dziwić? Przecież tylko ucieczka w siebie mogła być ratunkiem dla kochających Polskę uczciwych i wrażliwych ludzi, gdy patrzyli na to wszystko, co się działo z Polską.

Bo choć kraj wypiękniał, choć żyje się lepiej i wygodniej, choć sklepy są pełne i za pieniądze można dostać wszystko, coś się stało złego z naszą polską duszą. Polska krwawi, mimo, że jest wolna. Dlaczego? Bo wciąż kilka milionów Polaków czuje się pod rządami Tuska intruzami we własnej Ojczyźnie.

A jak patrzę na te wszystkie świństwa, które od pięciu lat wyrządza Polsce obóz władzy, coraz częściej myślę, że chyba nawet za komuny nie było aż tak źle. Tę samą opinię coraz częściej słyszę od moich znajomych.

Gorzkie to stwierdzenie, ale trzeba sprawiedliwie przyznać, że czerwoni przynajmniej stwarzali pozory, że liczą się z ludźmi. Natomiast arogancja, bezczelność i buta Platformy sprawiają, iż coraz częściej dochodzę do wniosku, iż ta partia w pomiataniu ludźmi i oszukiwaniu społeczeństwa posuwa się znacznie dalej, niż niegdyś Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. A tylko patrzeć jak do nich dołączy Alibaba Palikot i jego czterdziestu zdegenerowanych rozbójników.

Przygnębieni, przygarbieni, do ściany Przyciśnięci
A jacy mogą być wrażliwi i prawi ludzie wobec otaczającego ich zewsząd prostactwa, draństwa, chamstwa, bezguścia i coraz powszechniejszego odmóżdżenia??? Bo modelowy zwolennik Platformy to przebrany w szaty kultury wysokiej euro-burak, albo lepiej jamochłon, któremu do życia wystarcza otwór gębowo-odbytowy, karta kredytowa, plazmowy telewizor na ścianie i świadomość, że jest „lepszy” od „gorszej” reszty. To tacy jak on nie zdejmują nogi z gazu, gdy na zebrę wchodzi matka z dzieckiem, a na „wytwornych” rautach salonu III RP łokciami się przepychają do żarcia, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczyli szynkę. Tylko tyle Polska odziedziczyła w spadku po komuszo-ubeckich antenatach kasty, która dziś pomiata uczciwymi Polakami!!!

Czastuszki (Bierut), pieśni o Stalinie (Gomułka) – Festiwal Piosenki Radzieckiej (Gierek) – subkultura disco polo (Kwaśniewski) i zagnieżdżone w wielkich miastach napływowe „towarzystwo” wzajemnego zachwytu nad samymi sobą, vide: blog RRK i „Drugie śniadanie mistrzów” (Tusk et consortes). Oto „kulturowy” dorobek post-komuszych „elit”.

I choć nie ma już wojsk sowieckich w Polsce, choć mamy już, przynajmniej na papierze wolność i demokrację, to komuna w Polsce nie do końca upadła.

W efekcie ludzie znów boją się politykować na głos w kawiarni, w pracy, ba, nawet przy rodzinnym stole. Boją się, bo wiedzą, że jedno krytyczne zdanie o Tusku i jego Platformie grozi ostracyzmem, towarzyską banicją, odsunięciem od konfitur, z wyrzuceniem z pracy włącznie.

W czasach stalinowskich ludzie bali się słuchać Radia Wolna Europa. A dzisiaj ich prawnuki lękają się przyznać w pracy, że czytają prasę prawicową, żeby ich mianowany przez Platformę szef nie pozbawił premii. Gorzej! Mediom niepokornym wobec rządu zabiera się prawo do emisji. Więc pytam. Gdzie ta wolność??? Gdzie ta demokracja??? A potem rządzący się dziwią, że ludzie wciąż śpiewają: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie!”.

Znowu powróciła konspiracja. Do dzisiaj pamiętam jak w latach pięćdziesiątych mama przysłaniała okna i obijała ściany kilimami, bo ubecy byli wszędzie, jak w czasie Solidarności z duszą na ramieniu nosiłem ulotki, jak w stanie wojennym robiłem po kryjomu paczki dla internowanych. A dzisiaj? Gdy mowa o polityce, w kawiarniach ludzie znowu przyciszają głos i przysłaniają dłonią usta podając sobie pod stołem odbite na ksero wycinki z prasy politycznie niepoprawnej. Nie o taką Polskę walczyli uczciwi Polacy! Nie o taką!

Błogosławieni, ci Szaleni
Ostatnio coraz częściej się słyszy opinię, że odkąd Tusk przejął władzę, skończyła się Polska. Że już wszystko przepadło, bo piarowcom Platformy udało się wszczepić w polskie mózgi przeświadczenie, iż na platformerskie rządy nie ma siły, a ci, którzy nadal walczą o prawdziwie wolną Polskę to ludzie szaleni.
Otóż, nie dajmy się zwieść tym komuszym podszeptom. Bo gdyby tak na to patrzeć, to trzeba by uznać, że powstańcy warszawscy byli nieodpowiedzialnymi wariatami, co nam nota bene przez całe dekady próbowali wmówić komuniści. A jednak mamy Muzeum Powstania Warszawskiego zbudowane jako symbol bohaterstwa i mądrości powstańców, którzy stanęli do walki o Polskę zdawało się w beznadziejnych i nie wartych ofiar okolicznościach.

Podobnie było, kiedy się rodziła Solidarność. Czerwona propaganda też wmawiała wtedy ludziom, że strajkujący Polacy to nieodpowiedzialni szaleńcy, którzy się porywają z motyką na słońce, bo Moskwa nigdy nie da zgody na upadek komunizmu w Polsce.

I co? „Niemożliwe” po raz wtóry stało się możliwym.

I podobnie jest teraz. Po raz trzeci wyniszczająca Polskę post-komusza szajka tłucze Polakom do głowy, że tylko Platforma może nam dać szczęście, a ci, którzy są odmiennego zdania to oszołomy i szaleńcy.

I znowu, właśnie ci „błogosławieni szaleńcy” są ostatnią nadzieją na prawdziwie wolną Polskę. Bo tylko oni, z pomocą mądrej części społeczeństwa, mogą nas wyzwolić z post-komuszych szponów.

I trzeba to zrobić niezwłocznie! Nim będzie za późno! Czy pamiętacie jeszcze słowa refrenu hymnu Polski Podziemnej??? Nie? Więc przypominam:

Do broni! Jezus Maryja! Do broni!!!

Bo Palikot obrasta w piórka, za węgłem Ordynackiej już się czai do skoku odchudzony Kwaśniewski, a na Czerskiej, Michnik od rana do nocy główkuje nad nową receptą na uległą wobec Moskwy Polskę.

Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)

Patrz również: http://salonowcy.salon24.pl/271686,nabrani-przez-redaktora http://salonowcy.salon24.pl/356648,pieta-polska-rzady-tuska-i-sposob-na-pojednanie http://salonowcy.salon24.pl/381058,errare-humanum-est-list-do-szeregowcow-platformy http://wkrakowie2012.wordpress.com/tag/filharmonia-krakowska/

1
Twoja ocena: Brak Średnia: 1 (1 głos)

Komentarze

Chylę czoła.To znakomita analiza zdarzeń,jakie nam sprawili
nasi pseudo sojusznicy.Wydawało się,że Roosevelt i Churchill,
to mądrzy przywódcy,a to takie d...y wołowe.Prawie pół Europy
oddali Stalinowi,który bez ich pomocy,wisiał by na pewno.
Pomimo mojego podziwu nad trafnym opracowaniem materiału,mam
drobne uwagi i zapytania.Nie można napisać "Polska krwawi
pomimo,że jest wolna"-niestety nie jest wolna.Ponad to na jakim papierze mamy wolność i demokrację.Proponowałbym też umiarkowanie z tym apelem "do broni".Takie apele pozostawmy
osobom,które będą miały do tego podstawy i głowę.
Pozdrawiam.

Vote up!
1
Vote down!
0
#236796

Szanowny Panie,

Pisze Pan w komentarzu:
"Chylę czoła.To znakomita analiza zdarzeń,jakie nam sprawili
nasi pseudo sojusznicy.Wydawało się,że Roosevelt i Churchill,
to mądrzy przywódcy,a to takie d...y wołowe.Prawie pół Europy
oddali Stalinowi,który bez ich pomocy,wisiał by na pewno...".

Odpowiadam:
Dziękuję za uznanie, a co ważniejsze, za współmyślenie.

Dalej Pani pisze:
"Pomimo mojego podziwu nad trafnym opracowaniem materiału,mam
drobne uwagi i zapytania.Nie można napisać "Polska krwawi
pomimo,że jest wolna"-niestety nie jest wolna. Ponad to na jakim papierze mamy wolność i demokrację. Proponowałbym też umiarkowanie z tym apelem "do broni". Takie apele pozostawmy
osobom,które będą miały do tego podstawy i głowę...".

Odpowiadam:
jakbym był politykiem to nigdy bym tego nie napisał. Ale blogerowi wolno więcej. Więc proszę o pobłażliwość.

Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#236851

Niestety... obawiam się, że ten opis wyborców Platformy jest najbliższy prawdy, stąd daleko mi do optymizmu.

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0
#236799

Szanowny Panie,

Pisze Pan:
"Niestety... obawiam się, że ten opis wyborców Platformy jest najbliższy prawdy, stąd daleko mi do optymizmu...".

Odpowiadam:
Będzie dobrze. Zobaczy Pan. I to szybciej niż nam się zdaje.

Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#236854

Nie wiem dlaczego, ale uwierzyłam. ;-)

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0
#236863

:-)))

Pozdrawiam Panią serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#237428

Dziękuję Panu. Bardzo Bardzo Dziekuję...

Vote up!
1
Vote down!
0
#236807

Szanowna Pani / Szanowny Panie,

Pisze Pani / Pan:
"Dziękuję Panu. Bardzo Bardzo Dziekuję...".

Odpowiadam:
To ja Pani / Panu serdecznie dziękuję.

Pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#236855

To ja Pani / Panu dziękuję. Bo nie ma większej nagrody dla piszącego jak współmyślenie z czytelnikami.

Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#237431

Cham chamem chama pogania = CCCP = cep cepa cepem pogania.

Opis jak najbardziej prawidłowy. Tyle że nie mamy żadnej skutecznej broni przeciwko tej chołocie przebranej w togi rektorów i sędziów, oszustów podających się za dziennikarzy, świń udających ludzi elit a w istocie miernot gotowych do zrobienia każdego świństwa za pieniądze. Ludzi sprzedajnych i bez kręgosłupa którzy gdy im się w prywatnej rozmowie wytknie jakieś świństwo, mówią że nie mają zamiaru zmarnować okazji. Mają za nic uczciwość gdy sami mogą skorzystać na złodziejstwie, ale zieją nienawiścią gdy ich ktoś oszuka używając takiej samej metody wobec nich.
Ale jest również spora liczba ludzi którzy mają naturalne ciągoty w kierunku wschodnim i bynajmniej nie są oni podejrzanego pochodzenia. Spotkałem sporo ludzi którzy w jakiś czas po zmianach "transformacyjnych" wykazywali niebywały żal że odchodzi w niebyt (jak się okazało niezupełnie) polityka zależności od ruskich. Wówczs składałem to na karb zsowietyzowania. Dziś widzę że to siedzi gdzieś głębiej. To są zwykle ci którzy uznają się za wierzących, ale nie praktykujących, którzy chodzą do kościoła zwykle tylko dwa razy w roku: w czas Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. A do spowiedzi i komunii nie przystąpili nigdy od czasu przyjęcia pierwszej komunii świętej. I to są ci którzy muszą się w życiu "urządzić" bo życie jest tylko jedno a moralność to dla frajerów. Ich dzieci są wychowywane w tym właśnie duchu i postępują według tego samego wzorca. Degrengolada moralna jest powszechna. O godności osobistej i szacunku dla siebie - wbrew pozorom - nie wiedzą zupełnie nic. Dla nich liczy się tylko "kasa". Słowo Polska to jakiś daleki, niejasny termin, który nie wzbudza w nich żadnych uczuć. Nie identyfikują się z Polską, jest im obca i niepotrzebna w codziennym życiu.

Vote up!
2
Vote down!
0
#236808

Szanowna Pani / Szanowny Panie,

Dziękuję za uzupełnienie mojej notki i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#236857

Nie tak dawno pisałem, cytuję:

"Trzeba koniecznie odkłamać wylansowany ostatnimi laty stereotyp myślowy, że „lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach”. Uważam to za jedno z najważniejszych obecnie wyzwań dla uczciwych dziennikarzy. I należy zapomnieć o dumnej zasadzie nie zniżania się do poziomu przeciwnika, bo w ten sposób zostawiamy drugiej stronie monopol na bezkarność i jedynie słuszną rację. Samą dumą nigdy się nie wygra. Trzeba uaktywnić błyskotliwych dziennikarzy i dowcipnych satyryków, a także pisarzy. Odpowiednio wycelowana drwina daje częstokroć więcej niż długie, poważne wywody, szczególnie teraz, gdy młodzież prawie nic nie czyta. Trzeba odkłamać zakodowane podstępnie w mózgach wielu Polaków (oszołomionych upadkiem komuny i wchodzeniem do Europy) toksyczne slogany, że: patriota to oszołom; historia to zbytek; duma narodowa to antysemityzm; tradycja to ksenofobia; honor to przeżytek; sprawiedliwość to naiwniactwo; moralność to frajerstwo; wiara to ciemniactwo; normy etyczne to atak na wolności demokratyczne; skromność to nieudaczność; kombinowanie to sposób na życie; uczciwość to frajerstwo; rodzina to anachronizm; „PIS to obciach; Jarosław Kaczyński to chodząca nienawiść i tak dalej. Trzeba mówić i pisać ze zdecydowaną pewnością siebie i poczuciem racji, ale nie wyższości. Jak ognia unikać tonu mentorskiego, stronić od tonów smutnych i śmiertelnie poważnych. Używać częściej języka młodzieżowego, również tego, który nas drażni. Trudno. Taki jest wymóg chwili. Szkody naprawimy później. Należy unikać smutku i pesymizmu, bo to sprawia wrażenie cierpiętnicze, co młodzi biorą za słabość. Wiem to z obserwacji swoich studentów. I trzeba Pisać! I to nie pięć, dziesięć czy piętnaście artykułów, ale sto lub więcej rocznie. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Trzeba wypracować jasny i przejrzysty program naprawy Rzeczypospolitej, coś na modłę narodowej dezynsekcji. A jest, o czym pisać, bo spustoszenia są ogromne. A jak braknie dziennikarzy niech piszą obywatele, mamy przecież wielu uzdolnionych ludzi. W przypadku dziennikarzy i komentatorów „prawicowo-solidarnościowych” pokazujących się na wizji trzeba się dostosować do najnowszej mody, bo w przeciwnym razie przeciętny telewidz odruchowo przestaje słuchać nawet najsłuszniejszych racji. Dotyczy to również politycznych liderów. Niestety takie czasy. Nawet w imię najwznioślejszych ideałów nie przeskoczymy ogólnie lansowanych trendów. Choćby były naszym zdaniem śmieszne. Trzeba za wszelką cenę przywrócić Polakom umiejętność samodzielnego myślenia. Przykro mi o tym mówić, ale nawet w środowisku akademickim, w którym spędziłem kilkadziesiąt lat, wciąż jeszcze gros moich koleżanek i kolegów, nie wyłączając kadry profesorskiej, do godziny jedenastej przed południem nie ma własnego zdania. Dlaczego? Bo około dziesiątej kupują w uczelnianych kioskach Gazetę Wyborczą. Dopiero po przełknięciu, bez konieczności przeżuwania, gotowej papki informującej o obowiązujących w „eleganckim towarzystwie” trendach, powtarzają bezrozumnie podsunięte im sprytnie opinie i komentarze. Tak, nie bójmy się tego powiedzieć, że sprytnie sterowana bezmyślność zagościła na dobre również na naszych uczelniach. Innym zagadnieniem jest zjawisko, które zwykłem nazywać „terrorem poprawności politycznej”. Ludzie znów zaczynają się bać głośnego artykułowania myśli, które mogłyby zostać uznane za „niepoprawne politycznie”. Podam tylko jeden przykład. W czasie ostatnich wyborów parlamentarnych, kiedy wychodziłem z uczelni portier mnie zagadnął, na kogo będę głosował. Kiedy odpowiedziałem, że na PIS wyraźnie ucieszony przyciągnął mnie do siebie i powiedział szeptem, cytuję: „już pięciu profesorów mi mówiło, że będą głosować na PIS, ale prosili o dyskrecję”. Myślę, że komentarz jest tutaj zbyteczny. Najsmutniejsze jest jednak to, że ci profesorowie zrobili to ze strachu. I to nie przed utratą pracy, czy jakimiś drastycznymi represjami. Oni to zrobili pod presją „terroru poprawności politycznej”, w obawie, że mogą zostać usunięci poza nawias tak zwanego „dobrego towarzystwa”. Kolejnym zadaniem dziennikarzy jest, zatem odważne i systematyczne uświadamianie Polakom, że jesteśmy już od paru dobrych lat krajem formalnie demokratycznym, w którym prawo nie zabrania głośnego mówienia o swoich przekonaniach. Uważam, że większość rodaków nadal sobie tego nie uświadamia. Komuna zrobiła swoje, a ostatnie pięć lat przywróciło do życia najgorsze praktyki tamtego okresu. Trzeba, więc ludziom tłumaczyć, że swobodne wyrażanie myśli nie jest już przestępstwem. Trzeba ludziom przypominać, że już wolno głośno mówić. Więcej. Że czasem warto się nawet trochę narazić w imię dobrej sprawy. Charakterystycznym jest, że większość Rodaków wciąż, gdy rozmowa schodzi na tematy polityczne przysłania bojaźliwie dłonią usta i mamrocze pod nosem ledwie słyszalnym szeptem. Trzeba ludziom przywrócić odwagę swobodnego wyrażania myśli. Więcej, trzeba gremiom naukowym, oraz innym kształtującym opinię publiczną odważnie wytykać ich zachowawcze postawy. Tłumaczyć, że takie zachowania nie przynoszą chwały, a w wielu przypadkach są po prostu hańbiące...", koniec cytatu

Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
2
Vote down!
0
#237436

Brawo! doskonaly tekst i to, ze jestes studenckim nauczycielem, jest ogromna nadzieja dla tego mlodego pokolenia, dla ktorego slowo POLSKA niewiele dzisiaj znaczy.
Dziekuje za te slowa...
10/10

Vote up!
1
Vote down!
0
#236846

Witaj,

To ja Ci dziękuję za szczerość i spontaniczność. A z młodymi nie jest tak źle jak się sądzi. W roku 1968 też się wydawało, że komuna zdemoralizowała młodych ludzi. I wystarczyło, że zdjęto z afisza przedstawienie "Dziadów", by młodzi ludzi dali początek późniejszej Solidarności.
Będzie dobrze! Zobzaczysz!

Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#236862

:-)))

Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#237439

Chyle czoło przed Panem za doskonałą diagnozę .W moim odczuciu ten podział trwa od początku ludzkości.Od czasu gdy szatan wprowadził podział na ziemi. To Kain i Abel, to Noe i motłoch, który szydził z niego.Na początku nowej ery w Niedzielę Palmową,kolejne pokolenie tego pięknego pięciowiersza witało Jezusa palmami,ścieląc swe płaszcze pod Jego stopy, a motłoch po chwili wył "ukrzyżuj go".W czas powstania styczniowego degeneraci ograbiali rannych powstańców itd,itd. Idzie ta szarańcza z pokolenia na pokolenie, przez wszystkie wieki. Nie wolno się dać beznadziei. Ta walka nigdy nie ustanie,ale "bramy piekielne go nie przemogą".
Pozdrawiam jeszcze raz
'Ni ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszeb Polsczi'

Vote up!
1
Vote down!
0

Antek
Ni ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszeb Polsczi

#236876

Szanowny Panie,

Odpowiem Panu cytatem z mojej książki pt. "Epopeja helskiej balangi - GRUPA", cytuję:

Jastarnia
to ukochane przeze mnie
niczym niezastąpione
zaczarowane miejsce na Ziemi
do którego każdego lata ciągnę
skądkolwiek bym był
i cokolwiek bym
choćby nie wiem jak ważnego
miał do zrobienia

Tu bowiem
od dziecka spędzałem swe letnie wakacje
tutaj zbierałem siły
tu świętowałem sukcesy bądź lizałem rany
tu przywoziłem swoje kobiety
z tutejszych plaż napisałem doktorat
tu uczę moich studentów geologii morza
i również tutaj
przywożę
od dnia jej przyjścia na świat
największą miłość swojego życia
Julkę
moją kochaną córeczkę

Tutaj
za moje związki z tą ziemią
miałem też zaszczyt otrzymać, od helskich Kaszubów
niezwykle dla mnie szczytny i bardzo mi drogi
honorowy medal Gminy Jastarnia
wręcz wymarzone zwieńczenie
mojej płomiennej miłości do helskiej mierzei

I również
tutaj
od lat już z górą trzydziestu
niestrudzenie baluję
z przyjeżdżającą tu rok rocznie
osławioną
„Grupą”
o której Wam teraz
opowiem...

Pionierom „Grupy”
ziemia obiecana Jastarni
prócz cudu niezwykłej natury Półwyspu
ofiarowała również
wiekuiste bogactwo
boskich owoców morza
a początkowo nieufni tubylcy
zrazu ostrożnie, później coraz śmielej
zaczęli zdradzać poznanym przybyszom
skrywane przez wiele lat
najbardziej sekretne tajniki
starej kaszubskiej kuchni
a owym
wybranym przez Boga szczęśliwcom
nawet w najcięższych czasach
pamiętnej „epoki octu”
w Jastarni nigdy nie zbrakło
sytej, posilnej strawy

Obiady
jadało się wtedy w Jastarni
obowiązkowo i wręcz rytualnie
u Wawrzyniaka
gdzie smażony na blasze
rozpływający się w ustach
puchaty dorszowy filet
smakował jak pokarm bogów
a u wrót tej legendarnej garkuchni
oczekiwały w pokorze
wręcz tasiemcowe kolejki
najbardziej znanych person
tamtych pamiętnych lat

Gdy upał już nieco zelżał
przed rybackimi domami
na nieco koślawych zydlach
wystawiano tace
mieniących się srebrem rolmopsów z gorczycą
i wielkie pachnące jałowcem patery
pełne przesypywanych kryształami soli
świeżo wędzonych fląder
połyskujących w blasku gasnącego słońca
miodową barwą jantaru

Pod wieczór zaś
zaczynał się snuć po Jastarni
niezapomniany aromat
„świętego dymu”
starych kaszubskich wędzarni
wabiący
najwybredniejszych z wybrednych smakoszy
do tych zaczarowanych miejsc
gdzie jak w cynamonowych sklepach
na osmalonym, kutym ręcznie ruszcie
zwisały ciężko
ociekające świeżym, jeszcze ciepłym sokiem
szkarłatno brunatne płaty
szlachetnego łososia
i
płaczące przekłutymi na przestrzał oczami
grona opasłych węgorzy
wędzonych z tajemną maestrią
na czereśniowym drewnie
owych
nieziemskich cymesów
o smaku
który podlany kieliszeczkiem „czystej”
przywracał wątpiącym pewność
że życie potrafi być piękne...", koniec cytatu.

Pozrdawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#237444

Kiedyś mój Ojciec powiedział, że po wojnie, władzę w miasteczku objęli tacy, co przed wojną przy Rynku na krawężnikach przesiadywali.
Wzięli władzę i odpłacali za własne, urojone i rzeczywiste krzywdy, siecząc nieomal na oślep.
Im prymitywniejsza była miejscowa władza, tym represje brutalniejsze i bezwzględne.
Warto przypomnieć i takie incydenty, które dopisywano do rachunku Wyklętych, a sprawcy działali w ukryciu i zupełnie z innych pobudek.
Znany mi jest tajemniczy przypadek brutalnego mordu dokonanego tuż po wojnie na dwóch braciach.Byli to młodzi chłopcy ze wspomnianego wcześniej "krawężnikowego" towarzystwa.
W nocy, do drzwi domu w którym mieszkali, zapukał milicjant. Ubiór, jak zapamiętano, wskazywał jednoznacznie na tę właśnie formację nowych strażników porządku publicznego.
Nakazał chłopakom pójść ze sobą na posterunek Milicji, co uczynili bez oporu, jako że współpracowali ochoczo z nową władzą w miasteczku. Człowiek ten choć obcy, nie wzbudzał podejrzeń rodziny.
Kiedy chłopcy nie powrócili do rana, na posterunek udał się ich krewny. Dowiedział się, że miejscowi milicjanci nie mają pojęcia o sprawie.Nikogo nie posyłali po aktywistów.
Rozpoczęło się dochodzenie.
Po tygodniach poszukiwań, ponoć na podstawie proroczego snu członka rodziny, znaleziono w oddalonej o kilkanaście kilometrów rzece, ciała obu braci.
Były okręcone drutem kolczastym i okrutnie okaleczone.
Nigdy nie znaleziono sprawców, a o czyn oskarżono anonimowych "bandytów" z AK.

Kilkoro autorów, w tym Marek J. Chodakiewicz, opisuje zdarzenia związane z aktami zemsty za różne okupacyjne przewinienia dotyczący mniejszości narodowych.
Jest to dotąd temat tabu w świadomości społecznej i rzadko się go podnosi.Szkoda, bo pozwoliłoby to zdjąć całun niesławy z wielu niewinnych Żołnierzy Wyklętych.

Historię tę opisałam tak trochę przy okazji, bo nie odnosi się co prawda do artykułu Autora, ale zahacza lekko o tematykę powojennych doświadczeń ludności polskiej.

Chociaż, czy tylko "lekko zahacza"?
W zasadzie, los opisanych chłopców tak silnie wpłynął na psychikę bliskich im ludzi, a następnie kolejnych pokoleń tej rodziny,że teraz są wrogami nie tylko Żołnierzy Wyklętych, ale też tych wszystkich, którzy oddają im hołd.

Vote up!
1
Vote down!
0
#236893

"Kiedyś mój Ojciec powiedział, że po wojnie, władzę w miasteczku objęli tacy, co przed wojną przy Rynku na krawężnikach przesiadywali.
Wzięli władzę i odpłacali za własne, urojone i rzeczywiste krzywdy, siecząc nieomal na oślep".

Proszę być dumnym z Ojca, bo nie wszystkim niestety byli tacy dani.

Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#237446

No cóż....dziękuję! .Mamy trójkę dzieci i bardzo chciałbym aby trafili na takich nauczycieli jak pan. Mnie niestety nie było to dane. Miałem jednak kochanych uczciwych,skromnych,rodziców ,którzy przekazali mnie i moim braciom najprawdziwsze wartości .Teraz po latach doceniam i piję z tego źródła.

Raz jeszcze dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

 

Vote up!
1
Vote down!
0
#236903

Pomodlę się dzisiaj za Pani Rodziców.

Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#237447

i piszę to jako córka górali. Nikt w naszej rodzinie nie był nawet w komuszych związkach zawodowych. Nikt nie studiował zaocznie. Co z czerwonym motłochem, który przyjechał ze ZSRR? Co z miastowym czerwonym motłochem - a było tego, że hohoho! Co z komuszkami z "szacownych" rodzin - "o korzeniach przedwojennych?" - jak Pan pisze. Trzeba by kompleksowo przeanalizować wszystkie środowiska.

Jedno jest pewne: komusze rodziny przefarbowały się pijarowsko i za nic nie dopuszczą do ujawnienia prawdziwych życiorysów ich dziadków i rodziców, których grzebią najchętniej z biskupem!!!

Uczę się czytać życiorysy w Wikipedii:)) i porównuję z życiorysami osób publicznych w Niemczech czy Anglii. U nas więcej białych plam niż informacji.

Jestem inteligentką w pierwszym pokoleniu:))) Studiowałam na uniwersytecie na kierunku, gdzie było bardzo mało osób ze wsi i ze zgrozą patrzyłam, jak na wszelkie możliwe układy idą miastowi koledzy ze studiów - również ci z inteligenckich rodzin "o korzeniach przedwojennych"! Do mnie mówili, że nie idę na układy, bo nie ma mnie kto zarekomendować!!!

Za tekst dałam 10.

www.ratujemyroja.pl

Vote up!
1
Vote down!
0

Petronela

#236973

Szanowna Pani,

Ja pisząc notkę nie miałem Broń Boże na myśli kultywujących tradycję Bartosza Głowackiego, Michała Drzymały, Klemensa Janickiego i wielu im podobnych wielkich i zasłużonych Polaków, którzy w czasach pokoju byli ciężko pracującymi gospodarzami a w czasie wojny przelewali krew za Polskę.
Ja napisałem o tych, którzy czas pokoju przesiadywali w karczmie, a w czasie wojny kolaborowali z okupantem, żeby mieć na wódkę. Mnie chodzi o tak zwany „desant z czworaków”, obiboków i nierobów, którzy okradali dwory gdy władza ludowa wyganiała z nich właścicieli. Tych, którzy z dziada pradziada byli parobkami, bądź pastuchami mając nieróbstwo zakodowane w genach. Mnie chodzi o bandę drobnych złodziejaszków, którzy za okupacji gwałcili żony tych, którzy się bili za Polskę, którzy kradli kury po wsiach. Tych którzy wydawali w ręce wroga partyzantów, a po wojnie nowa władza robiła z nich „bojowników o wolność i demokrację”. Mnie chodzi o wiejskich renegatów i alkoholików , których nikt nie chciał zatrudnić bo tylko „wódę chlali, kradli i narzędzia psuli”.
Bo to właśnie takich ludzi władza ludowa przerzucała po wojnie do miasta, bo jak już wspomniałem prawdziwy chłop ziemi by nie opuścił. I nie okłamujmy siebie i młodych pokoleń Polaków, że było inaczej.

Bardzo serdecznie Panią pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz

Vote up!
1
Vote down!
0
#237449