4 października 1946 roku generał Władysław Anders mianował Jerzego Giedroycia kierownikiem Instytutu Literackiego.
Początkowo (lata 1946-47) Instytut działał w Rzymie, do którego Giedroyc ściągnął swoich głównych współpracowników (m.in. Czapski, Herling-Grudziński, małżeństwo Hertzów). Pierwszy numer pisma (kwartalnik). Instytutu Literackiego - "Kultury" - ukazał się w czerwcu 1947. W maju 1947 Giedroyc otrzymał oficjalną zgodę generała Andersa na przeniesienie Instytutu Literackiego do Paryża, gdzie na przełomie 1947 i 1948 ukazał się pierwszy paryski numer pisma. „Kultura” miała od początku ambicję w wypracowaniu koncepcji politycznych i ideowych dla Polski i Europy Środkowo-Wschodniej.
Jerzy Giedroyc jeszcze jako student Prawa UW zapisał się na seminarium z historii Ukrainy, które prowadził wybitny historyk ukraiński prof. Myron Korduba. Na seminarium tym był zresztą jedynym Polakiem Dlatego też po 1945 roku przekonany był o wyjątkowym znaczeniu Ukrainy dla naszego regionu Europy. Giedroyc doceniał polityczne znaczenie i darzył niekłamanym sentymentem ukraiński ruch niepodległościowy, przede wszystkim ten z nurtu petlurowskiego. Za jeden z głównych obowiązków polskiej emigracji uważał przełamanie historycznych polsko-ukraińskich resentymentów, doprowadzenie do normalizacji stosunków polsko-ukraińskich oraz wspieranie niepodległościowych dążeń samych Ukraińców.
Początkowo najważniejszą troską redaktora "Kultury" było pozyskanie do współpracy możliwie szerokiego grona ukraińskich intelektualistów, którzy po zakończeniu wojny znaleźli się na Zachodzie. Nie było to zadanie proste, bowiem na przeszkodzie stały istniejące resentymenty między Polakami a Ukraińcami, które wojna, a szczególnie ludobójstwo dokonane przez Ukraińców na Polakach na Wołyniu, wydatnie pogłębiła. W pierwszych latach istnienia "Kultury" nieocenioną rolę pośrednika między redaktorem paryskiego miesięcznika a ukraińską emigracją spełniał Jerzy Stempowski (Paweł Hostowiec). Stempowski tak opisywał swoje spotkania z Ukraińcami w liście do Giedroycia z 1947 roku: "Pośród Ukraińców, których widziałem w Niemczech, poznałem też pewnego profesora Uniwersytetu Charkowskiego (Szerech-Szewelow – Godziemba) , który mógłby napisać doskonałą rozprawę o tamtejszych stosunkach literackich i uniwersyteckich, pełną pikantnych szczegółów. Bardzo go do tego namawiałem. Główna trudność polega na tym, że musi się on dziś jeszcze ukrywać przed władzami okupacyjnymi amerykańskimi (sic!) i żyje jako emigrant z Gródka Jagiellońskiego czy Stanisławowa, którego nigdy nie widział (...). Jestem z nim w kontakcie".
Dzięki opinii Stempowskiego Giedroyc zwrócił się do niego z prośbą o napisanie tekstu poświęconego sowieckiemu życiu uniwersyteckiemu – w ten sposób powstał artykuł "Młodzież czwartego Charkowa". Poza Szerechem współpracę z "Kulturą" podjęli ukraińscy literaci, których Stempowski i Giedroyc znali jeszcze z przedwojennej Warszawy. I tak w 1948 roku na łamach "Kultury" ukazał się tekst o ukraińskich neoklasykach napisany przez ukraińskiego poetę Łeonida Mosendza. Pod pseudonimem zapoczątkował swoją współpracę z "Kulturą" Jewhen Małaniuk, którego esej "Naród w wędrówce" był panoramą życia kulturalnego emigracji ukraińskiej. Rok po Małaniuku, również pod pseudonimem swój tekst w "Kulturze" opublikował historyk literatury i sekretarz "Encyklopedii Ukrainoznawstwa" prof. Mykoła Hłobenko.
W trakcie Kongresu Wolności Kultury, który odbył się w dniach 26-30 czerwca 1950 w Berlinie, na szczególną uwagę zasługuje przemówienieJózefa Czapskiego wygłoszone na otwarcie Kongresu, w którym upomniał się on o obecność w pracach tego gremium Ukraińców. To wystąpienie sprawiło, że z przedstawicielami "Kultury" (obok Czapskiego w berlińskim Kongresie brał udział Giedroyc) skontaktował się młody, rzutki dziennikarz ukraiński, związany wówczas z Ukraińską Rewolucyjno-Demokratyczna Partią Iwana Bahrianego, Bohdan Osadczuk. Spotkanie w Berlinie dało początek bliskiej współpracy i przyjaźni między Osadczukiem a Giedroyciem, która przetrwała do śmierci redaktora "Kultury". Bardzo szybko Osadczuk przejął funkcję, którą dotychczas pełnił Stempowski - pośrednika w kontaktach "Kultura" - Ukraińcy. Po latach Giedroyc napisał o Osadczuku: "Bohdan Osadczuk był i jest nie tylko dokładnym informatorem o stosunkach polsko-ukraińskich, ale przede wszystkim ułatwił 'Kulturze' nawiązanie kontaktów z czołowymi działaczami ukraińskimi. Rozpoczynając naszą działalność nie byliśmy zupełnie zorientowani, jak wygląda emigracja ukraińska na Zachodzie, i tutaj Osadczuk był przede wszystkim bardzo cennym kontaktmenem".
Nie ulega wątpliwości, że jednym z najważniejszych kontaktów, które Giedroyc zawdzięczał Bohdanowi Osadczukowi, była znajomość z Borysem Łewyckim, znanym sowietologiemi. Do pierwszego spotkania redaktora paryskiej "Kultury" z Łewyckim doszło w 1950 roku tuż po berlińskim Kongresie Wolności Kultury i zapoczątkowało wieloletnią współpracę, w trakcie której Łewycki publikował przede wszystkim swoje analizy sytuacji w Związku Sowieckim i był jednym z bardziej cenionych autorów "Kultury". Analizy sowietologiczne Łewyckiego Giedroyc uważał za tak istotne, że zdecydował się, pomimo ciągłych problemów finansowych, na wydanie dwóch prac ukraińskiego sowietologa po polsku: w 1965 ukazał się w Instytucie Literackim "Terror i rewolucja", a w 1966 "Polityka narodowościowa ZSRR w dobie Chruszczowa".
Następną, niezwykle ważną postacią, która trafiła do kręgu "Kultury" dzięki pośrednictwu Osadczuka, był jeden z najwybitniejszych historyków ukraińskiej emigracji Iwan Łysiak-Rudnycki, którego wpływ na ukraińska linię "Kultury" paryskiej była bardzo znaczna, o czym świadczy zachowana korespondencja między redaktorem paryskiego miesięcznika a ukraińskim historykiem. To Łysiak wskazywał tematy, które winny być poruszone na łamach "Kultury". Z jego inspiracji na łamach paryskiego miesięcznika w 1952 roku zjawił się np. artykuł obalający bardzo popularny mit, iż Ukraińcy brali udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego, a także tekst poświęcony Dywizji SS Galizien. Zasługą Łysiaka-Rudnyckiego była też ogromna waga, jaką na łamach pisma przywiązywano do krytycznej refleksji nad polityką narodowościową II Rzeczpospolitej.
Jednak autorem tekstu, który ukazał się w lutowo-marcowym numerze pisma z 1952 roku i dał początek wielkiej dyskusji na temat stosunków polsko-ukraińskich był poeta i tłumacz Józef Łobodowski - doskonały znawca literatury i historii Ukrainy (był przed wojną m.in. redaktorem czasopisma "Wołyń", doskonale znał środowisko ukraińskich twórców w II Rzeczpospolitej). W obszernym studium "Przeciw upiorom przeszłości" (z notą redakcji : „Stanowisko J. Łobodowskiego w sprawie ukraińskiej, sprecyzowane w tym artykule – odpowiada poglądom zespołu „Kultury”) wskazywał na konieczność normalizacji w stosunkach polsko-ukraińskich, przyszłość obu narodów widział w federacji krajów Europy środkowo-wschodniej, przy czym kwestię granic pozostawiał otwartą proponując dla Galicji Wschodniej (którą w swoim studium określał mianem Ziemi Czerwińskiej) osobny statut z zachowaniem identycznych form związkowych z Warszawą i Kijowem. Od każdej strony żądał Łobodowski wyobraźni politycznej i dobrej woli : „Jakież jest wyjście z krwawego kręgu tej nienawiści (…) Spierać się bez końca o to, kto pierwszy zaczął, kto bardziej zawinił, kto więcej przelał krew? Czy może właśnie pokusić się o inne pierwszeństwo, o pierwszeństwo wyciągniętej dłoni”. Do takich gestów należała propozycja autora, by sporna Ziemia Czerwieńska ze Lwowem zyskała w przyszłości status obszaru wspólnego, dwujęzycznego w szkolnictwie, sądownictwie i administracji”.
W kilka numerów później Giedroyc opublikował artykuł Osadczuka, który postulował utworzenie federacji narodów od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne, do którego weszłaby Estonia, Łotwa, Litwa, Białoruś, Polska, Czechy, Słowacja, Ukraina, ziemie kozackie i narody Kaukazu. „Tylko taka koncepcja – pisał Osadczuk - jest realna i zabezpiecza istnienie Polski niepodległej jako państwa. Ale Polska nie może tu realizować swej idei jagiellońskiej i kolonizować tych ziem. (…) Polska w tym bloku narodów może być tylko jako równa pośród równych, ale nigdy jako pierwsza wśród „pierwszych”! (…) Polska jest dziś za słaba, by mogła negować naród ukraiński. Nie uda jej się spolonizować i skolonizować ukraińskich ziem polskim elementem. Polacy powinni rozumnie gospodarzyć na swych własnych ziemiach, a nie spozierać na cudzy grunt, nie powinni zaorywać sąsiadom miedz i włazić nieproszeni do chaty, aby tam zaprowadzać swoje porządki.”
Cdn.
Komentarze
Smutne że Kultura kłaniała się nacji zbrodniarzy
20 Maja, 2013 - 20:57
Nie jestem przeciwny pojednaniu, ale bez skazy
A taką jest poddawanie się ,negując historię
Do tego wpadali w jakąś dziwną euforię
Ufać można każdemu ,jednak nie ślepo bezgranicznie
Bo wtedy wychodzi się na głupca cyklicznie
My to znamy z przeszłości, mądrość mamy
Jednak ciągle w te same sidła wpadamy
Pozdrawiam
"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"
"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"
@Jacek Mruk
21 Maja, 2013 - 11:20
Zgadzam się. Giedroyc ustępował na każdym kroku Ukraińcom, nie żądając wzamian uznania przez nich ich zbrodni wobec Polaków.
Tylko na prawdzie można budować porozumienie.
Pozdrawiam
Godziemba
Godziemba