A debata o polskiej szkole wciąż trwa…
Trudny wiek, trudna szkoła. Czy gimnazja to samo zło?
To ja w obronie gimnazjów.
Napisałam 6 maja 2008 r. w swoim Zmywaku:
Droga Pani Minister, a ja (nie wiem jak inni) tak nie chcę rozmawiać o polskiej oświacie! Nie chcę tańczyć od pieca, ja lubię od orkiestry. Chcę słyszeć nie wybrane takty, lecz całą melodię.
Nie należy powtarzać tego, co oczywiste i co wówczas sądziłam o kierunku zmian w polskiej oświacie i dlatego zainteresowanych tematem odsyłam do notki PILNIE POTRZEBNA NARODOWA DEBATA!!! Istota sporu o polską szkoły i paru innych dotyczących tematu. (adresy w zakończeniu)
Właściwie wszystko, co wydało mi się istotne, zawarłam w nich i może nie powinnam się już odzywać, bo w międzyczasie nastąpiła zmiana sztafety. Ostro i co najważniejsze w wielu wypadkach skutecznie, zabrali się do pracy inni. Dotarło wreszcie do nas, że nie wystarczy gadać, ale trzeba działać. Akcja Ratuj maluchy!
wciąż trwa i wymusza częściowe ustępstwa betonu partyjnego PO w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Gorąco polecam rodzicom tę stronę, bo otrzymają tam konkretne wskazówki, jak postępować i przed czym się bronić, by nie skrzywdzić pochopnymi decyzjami edukacyjnymi własne dzieci.
W tej chwili trwa akcja wymuszenia na aroganckiej władzy Referendum edukacyjne "Ratuj Maluchy i starsze dzieci też!"
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo zwyczajnie cieszę się, że wreszcie wielu z nas nie czekało na gotowe, nie biadoliło, tylko zachowało się, jak pełnoprawni obywatele, którzy znają swoje miejsce w społeczeństwie, płacą podatki i potrafią wymagać. Oczywiście, nawet kilka jaskółek nie czyni wiosny, ale bez nich nie byłoby jej wcale.
Najważniejsze w tym wszystkim, niezależnie od celów akcji, jest włączanie do dyskusji społeczeństwa. Niepoprawne Radio PL w Audycji 421 (niedzielnej)
odtworzyło debatę, jaka odbyła się w Klubie Ronina oraz dyskusję w Radiu Jutrzenka. Polecam, choć nie ze wszystkimi opiniami się utożsamiam.
Szczególnie bliski jest mi pogląd na pożądany kierunek zmian w polskiej oświacie Macieja Świrskiego, prowadzącego debatę „Katastrofa w polskiej szkole”.
Dla mnie, starego belfra, nie ulega wątpliwości, że wielu z nas patrzy na szkołę przez pryzmat własnych doświadczeń jako ucznia i jako rodzica, tymczasem świat się zmienia, zmieniają się rodziny i uczniowie też. Nie da się przystawić kalki i odrysować to, co za naszych czasów było dobre, a wyrwać bez szkody z systemu to, co jest, naszym zdaniem, szkodliwe. Tu podpisuję się pod wypowiedzią Macieja Świrskiego.
Czego mi jednak brak w debacie?
Po pierwsze – Szerszego odniesienia do funkcjonowania oświaty w Europie.
Minister Hall po dojściu PO do władzy zapowiedziała dokończenie reformy ministra Handkego. Zaczęła od zmian w Podstawie programowej. I tak to się zaczęło… ostateczny demontaż polskiej szkoły po kawałeczku trawa w najlepsze. Myli się jednak ten, kto sądzi, że bez planu i celów. Kawałki tzw. reformy są wycinane z całości i podrzucane do niby – konsultacji społecznych, których wnioski nikt nie ma zamiaru uwzględniać, bo kierunek jest jasny dla każdego, kto choć trochę interesuje się dyrektywami i planami federacyjnymi unijnych biurokratów.
To nie zła wola, ale zaplanowany proces unifikacji społeczeństw europejskich, a nie tylko społeczeństwa polskiego. Unifikacji pod dyktando neolewicy z szaleńczymi pomysłami ideologii gender i dyktatem organizacji gejowskich. Tu nie ma miejsca na narodowe szkoły i wychowanie patriotyczne.
Kto jeszcze ma złudzenia, że nie do tego dąży Unia Europejska, niech zapozna się z funkcjonowaniem szkół w Kanadzie. Tam jest osiągnięty już prawie ideał, któremu próbuje się przeciwstawiać społeczeństwo, niestety, już z nikłym powodzeniem.
My mamy jeszcze szansę, ale musimy patrzeć szerzej i widzieć również to, co poza opłotkami się dzieje. Szukać kontaktów z tymi, którzy się przeciwstawiają totalitarnym zmianom w swoich krajach.
I tego tematu brak mi bardzo we wszelkich dyskusjach o polskiej szkole.
Pamiętajmy też, że nie jesteśmy samotną wyspą, chciałoby się czasem usłyszeć głosy polskich absolwentów, którzy wyjechali za chlebem na emigrację i tam żyją, pracują i wychowują swoje dzieci. Co z polskich szkół przydało się im, a co absolutnie nie przystawało do tego, co na obczyźnie zastali, z czym się musieli zmierzyć?
Po drugie – W debacie brakuje mi rozpisania ról stosownie do wiedzy i umiejętności.
Czy zgodziłby się ktokolwiek, aby dyskutujący o służbie zdrowia pacjenci dyktowali, jak ma przebiegać operacja wycięcia wyrostka?
Pacjent ma prawo do takiego funkcjonowania służby zdrowia, aby należycie i w porę chroniła jego zdrowie. Ma prawo wskazywać na błędy, żądać zmian, zrzeszać się dla osiągnięcia wytyczonych celów, bo płaci na jej utrzymanie składki i podatki, jest suwerenem a nie niewolnikiem, ale absurdem byłoby, gdyby opracowywał metody leczenia nie będąc lekarzem.
Niestety, w naszej drogiej Ojczyźnie wszyscy są lekarzami i wszyscy są nauczycielami.
Tak jest i w przypadku dyskusji o przyczynach katastrofy w polskiej szkole.
Morze żalów i słów krytyki wylano na funkcjonowanie gimnazjów; wyrywają dzieci ze środowiska, są przechowalniami, siedliskiem przemocy, nauczyciele nie uczą, bo nie potrafią zapanować nad agresywnymi i rozwydrzonymi wyrostkami. To tylko niektóre z argumentów za likwidacją gimnazjów.
Podpadnę, broniąc gimnazjów, teraz wszystkim, którzy są gorącymi zwolennikami powrotu do szkół ośmioklasowych.
Uważam, że problemy szkoły nie tkwią w systemie podziału szkół, jaki wprowadziła reforma Handkego. To raczej skutek trudności, z którymi polska szkoła nie radziła sobie również za komuny. Czy ktoś jeszcze pamięta, dlaczego nikt nie protestował przeciwko reformie Handkego?
Między innymi, wszystkie zarzuty stawiane dziś gimnazjum były przytaczane jako argumenty przemawiające za jego powstaniem.
Chciano chronić dzieci klas młodszych przed nasilającą się agresją wyrostków z klas VII i VIII, przed uczniami, którym wąsy zdołały sypnąć się obficie pod nosem, a którzy nie nauczyli się ani pisać, ani czytać, bo taki był ich urok, ale mogli szkołę bezkarnie opuścić dopiero po 17 roku życia.
Czy pamiętamy, jak nam obiecywano odrębne budynki dla gimnazjów, jak przyrzekano, że dzieciaki z I –III nie będą pracować w systemie lekcyjnym, lecz blokowym? Czy pamiętamy jeszcze, że w szkołach były koła zainteresowań, SKS, zajęcia wyrównawcze, rewalidacyjne? Dlaczego w większości szkół tego nie ma?
Przyczyn jest wiele. Od zmian w funkcjonowaniu państwa, przemian gospodarczych i kulturowych, z czym wiążą się przecież zmiany w funkcjonowaniu rodzin, oczekiwaniach rodziców od szkoły i nauczycieli, zmian w nadzorze, po głupotę, interesowność i bezmyślność wyborców tak w wyborach samorządowych jak i krajowych.
Nie da się dyskutować o szkole postulując likwidację jakieś jej struktury. To system naczyń połączonych, to cała orkiestra, w której jeden fałsz decyduje o jakości gry. Na problemy wychowawcze i edukacyjne składa się tak wiele czynników, że nie sposób je wszystkie wymienić.
Dyskutujmy o gimnazjach, zastanawiajmy się czy warto ten system utrzymywać, jak go zmienić, naprawić, ale nie wmawiajmy rodzicom, że wraz z likwidacją gimnazjów znikną problemy wychowawcze i edukacyjne, bo może się okazać, że wprawdzie operacja się powiedzie, ale pacjent umrze.
______________________________________
Moje notki o oświacie
Czego potrzebuje polska szkoła? – myśli kilka starego belfra
O co powinni zapytać nauczyciele Olejniczaka, Żelichowskiego
Jak Broniarz przehandlował polską oświatę
Sławomir Broniarz przeciwko bratnim związkom zawodowym
Istota sporu o reformę polskiej oświaty - "Nowa Szkoła" Cz. 1.
PILNIE POTRZEBNA NARODOWA DEBATA!!! Istota sporu o polską szkoły
Czy "Pani minister pisze sobie scenariusz odwołania"?
______________________________________
W wersji audio możesz słuchać:
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2325 odsłon
Komentarze
Re: A debata o polskiej szkole wciąż trwa…
9 Maja, 2013 - 14:39
http://koszalin.gosc.pl/doc/1549118.Matki-wygraly-batalie-o-szkole
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
@Jadwiga Chmielowska
9 Maja, 2013 - 15:42
Miło mi, że blog mój odwiedziła uczestniczka debaty w Klubie Ronina.;-)
Dzięki za link. Kiedy pisałam, jeszcze o tym nie wiedziałam. Przyznam jednak, że niczego nie rozumiem z tej całej sprawy. Szkole nie groziło zamknięcie z powodu braku uczniów. Tymczasem Zarząd i radni postanowili, że będzie to szkoła niepubliczna, a wojewoda czekał tyle tygodni na wydanie jedynie słusznej decyzji? Przy tym arogancja samorządu może zdumiewać. Naprawdę nie muszą się bać swoich wyborców?
Nie umiem sobie tego inaczej wytłumaczyć jak tym, ze komuś zamarzył się w przyszłości dom wypoczynkowy zamiast szkoły.
Pozdrawiam
Katarzyna
Katarzyna
Linkowana notka
9 Maja, 2013 - 16:39
W linkowanej notce nie wspomniano o tym, że budynek szkolny jest położony bardzo blisko morza. Czyli położenie atrakcyjne. To może rzucać jakieś światło na chęć jej likwidacji.
W ostatnim "W Sieci" jest artykuł prof. Nalaskowskiego, który przeprowadził niedawno badania nad szkołami na Warmii i Mazurach. Z badań tych wynika m.in. to, że niektóre likwidowane szkoły są położone w atrakcyjnych miejscach, na atrakcyjnych działkach, np. blisko jeziora. I że nowemu właścicielowi niekiedy opłaca się nawet budynek szkolny zburzyć, bo tak dużą wartość ma działka.
Można się zastanowić, ile szkół jest zamykanych z powodu ich atrakcyjnej lokalizacji.
Re: A debata o polskiej szkole wciąż trwa…
9 Maja, 2013 - 16:53
Nie mam takiego doświadczenia zawodowego, jak Pani, a zatem i takich szerokich przemyśleń. Na razie więc tylko zgodzę się - tak na gorąco - z tym, że dyskusji o szkole nie należy powierzać rodzicom tylko dlatego, że są rodzicami. A często im się takie prawo przyznaje.
Mam drobny epizod z uczeniem w szkole, znam też kilku nauczycieli. Wiem z opowiadań, jak często rodzice - dotyczy to zwłaszcza tatusiów - dyktują nauczycielowi, jak ma uczyć, i jak to pouczanie nauczyciela wygląda. A wygląda czasem dość karykaturalnie.
@proxenia
9 Maja, 2013 - 18:13
Też podejrzewam, że chodzi tu o atrakcyjną działkę. Nie mogę jednak nadziwić się temu środowisku, które pozwala na ewidentne łamanie prawa, a wojewoda zwlekał z uchyleniem uchwały.
Toż wójt powinien bać się pokazać we wiosce. Już powinny być zebrane podpisy o jego odwołanie i całej tej rady, która za nic ma prawo i wolę wyborców.
Co do roli rodziców to ,żebyśmy się dobrze zrozumiały ;-), nie odmawiam rodzicom prawa głosu. To ich dzieci i to oni powinni zgłaszać swoje uwagi, opiniować, ale i pomagać w podejmowaniu właściwych decyzji. Prawo oświatowe im to gwarantuje. To do rodzica należy sprawdzanie jak szkoła realizuje swoją misję, jak naucza i czy przypadkiem nie przeciwstawia w wychowaniu rodziców. Oczywiście mówimy tu o normalności a nie skrajności. Bywa, że rodzice wkraczają na działkę, na której się nie znają. Wiedzą coś na ten temat nauczyciel pracujący w szkołach społecznych.
Ale są sytuacje, że wszyscy są bezsilni. I tak jest w przypadku agresji . Nie można ucznia relegować ze szkoły, bo ma obowiązek uczęszczania. I cóż z tego, że rozwiążemy gimnazja, ten sam łobuz, dealer będzie w szkole podstawowej lub średniej. Rozwiązanie tego problemu przerasta rodziców i wymaga decyzji administracyjnych a nawet ustawowych. To przykład pierwszy z brzegu.
A problemów nierozwiązanych przy obecnym prawie oświatowym jest bez liku. I tu potrzebni są ci, którzy te problemy widzą i ci, którzy mają ogląd całości i determinację ich rozwiązania, po prostu fachowcy.
Pozdrawiam
Katarzyna