Między prawem a moralnością

Obrazek użytkownika Katarzyna
Kraj

Jeśli przyznasz się do współpracy z SB, nie skłamiesz w oświadczeniu lustracyjnym, możesz być nawet prezydentem, bo ostatecznej oceny twego czynu dokonuje wyborca.

Na co liczył ustawodawca tak rozprawiając się z przeszłością PRL?

W programie Waldemara Wiśniewskiego „Świadkowie" Kazimierz Ujazdowski stwierdził, że ustawodawca liczył na consensus narodowy w tej sprawie. Sądził, że ocena moralna donosicielstwa będzie jednoznaczna i to sami wyborcy zweryfikują takich gości. Z żalem dodał, że to nie zadziałało.

Ależ, panie Ujazdowski, zadziałało i to doskonale! Czy Pan tego nie dostrzegł, a może nie wie do tej pory, jakie były prawdziwe intencje zwolenników takiej niby lustracji?

To ja Panu znad zmywaka, stąd najlepiej widać, wytłumaczę, dlaczego zadziałało, choć niekoniecznie tak, jak nam wmawiano.

Proszę sobie przez moment wyobrazić dowolnego TW, którego mimo wiedzy o przeszłości partia wystawia do wyborów. Wydawać by się mogło, że ten fakt powinien pozbawić szans wyborczych, a jednak przechodzi on sito wyborcze.

Niemoralny, głupi wyborca?

Niemoralny na pewno, ale nie głupi. Co mu po pośle, który jest uczciwy, o nieposzlakowanej przeszłości? Czy taki będzie uległy na jego lobbowanie w sejmie, czy pomoże mu załatwić przetarg, prezesowanie w spółkach, w porę zawiadomi o toczącym się dochodzeniu w jego sprawie? Co możnym tego świata po takim pośle? Trzeba więc było wszystko zrobić, by „Alek" był wybrany na prezydenta, a w ławie sejmowej zasiadło przynajmniej kilku, z którymi można się dogadać. Wszak umiejętna kampania wyborcza wszystkie moralne dylematy potrafi pokonać.

Rzekoma wiara ustawodawcy, że szereg się oczyści wskutek społecznego ostracyzmu czy wolności wyboru, to bajka dla naiwnych, którą opowiada się przy każdej okazji, gdy wścibscy ujawniają kolejnego kapusia. Rozlega się wrzask, który ma zagłuszyć prawdę. Szermuje się niebezpieczeństwem polowania na czarownice, utratą wspaniałych naukowców, niszczeniem symboli narodowych itp. itd. Ech, szkoda czasu na przytaczanie argumentów, bo społeczeństwo zna je na pamięć.

Wszelkie próby rozwiązania tego problemu, zdaniem dyskutujących w programie, świadczą o bezradności ustawodawcy. Nawet prof. Kulesza rozłożył bezradnie ręce, choć Janusz Kruk TW „Nowak", dawny student profesora, donosił z ochotą również na niego.

I tak się nam przez prawie 20 lat ciągnie ten smród i niszczy Polskę, a nikt nie chce zająć się skuteczną dezynfekcją, bo podobno nie ma na to dobrego dezodorantu, choć ja naiwnie sądzę, że to strach i układy paraliżują wszelkie próby rozliczenia się z przeszłością.

Dobrze, że choć w opinii, iż problem ten trzeba jakoś rozwiązać, goście Wiśniewskiego byli zgodni. Na bezrybiu i rak ryba.

Wcale mnie to jednak nie cieszy, ponieważ zapamiętałam też opinie młodych ludzi, których pytano czy ujawniliby nazwisko donosiciela, gdyby to ich dotyczyło. Co prawda, cieszyć się można, że nie było żadnego głosu rozgrzeszającego donosiciela, ale bić na alarm powinniśmy z innego powodu. Nie wszyscy bowiem rozmówcy z ochotą upubliczniliby nazwisko takiej osoby.

Podane uzasadnienie powinno stać się ostatnim dzwonkiem dla ludzi mediów, którym jeszcze na Polsce zależy.

Rośnie nam pokolenie, które na szczęście jeszcze wie, że współpraca z SB była czynem haniebnym, ale gotowa jest milczeć, bo boi się potępienia i posądzenia o brzydkie intencje czerpania własnych korzyści z faktu ujawnienia swego TW.

Młodzi ludzie nie są, okazuje się, tak podatni na argumentację salonów broniących Wolszczanów. Potrafią wyciągać wnioski i widzą, że tak jak w przypadku „Piwnicy pod baranami" winien był nie TW, lecz Leszek Długosz, który ośmielił się potępić donosiciela. To jego spotkał towarzyski ostracyzm, a nie Michała Ronikiera. On dla Nyczka „pozostał dobrym człowiekiem, niezależnie od tego, że jest świnią".

Kiedy o tym wszystkim myślę, powraca w moich myślach Epilog z „Innego świata" Gustawa Herlinga Grudzińskiego.

Syn bogatego kupca z Grodna - komunista z przekonania - „Jewriej", jak go czule nazywali więźniowie, by ratować się przed śmiercią przy wyrębie lasu w syberyjskiej tajdze, składa fałszywe donosy na czterech współwięźniów, Niemców. Oni zginęli, utalentowany architekt przeżył. Liczył na zrozumienie u autora, bo ten przecież cudem tylko przeżył piekło Jercewa. Wierzył, że usłyszy tylko jedno słowo od Grudzińskiego - ROZUMIEM- a jednak nie usłyszał. To jeden z powodów, dla których książka „Inny świat" czekała na publikację we Francji przez 35 lat, a w Polsce nigdy salon Grudzińskiemu tego „Epilogu" nie wybaczył.

Po latach w wywiadzie udzielonym Włodzimierzowi Boleckiemu Herling Grudziński powie:

„Dla nas wszystkich łagierników, donos był zbrodnią potworną. /.../świat totalitarny został co prawda pokonany , ale bardzo głęboko wniknął w ludzi i pozostawił w nich swoje ślady"/.../Moja nadzieja w tym, że młodzi ludzie, którzy kształtują się w wolnym świecie, nie będą mieli tego garbu, że będą innymi ludźmi. Słowem, że ich system wartości będzie normalny, że potrafią ocenić, czym jest donos i nie będą go relatywizować, bo w tym jest największe niebezpieczeństwo."

Wydaje się, że z oceną donosicielstwa młodzi ludzie radzą sobie niezgorzej, ale kto im pomoże, by mieli odwagę mówić o tym głośno i nie bać się nagonki, jaką rozpętano wobec Cenckiewicza i Gontarczyka?

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

...choć był gorzej niż kapusiem - pracodawcą i mocodawcą oficerów prowadzących kapusiów. Niewiarygodne!
Cieszę się, że wspominasz zakończenie "Innego świata". Muszę przyznać, że czytając je przeżyłem zdumienie (Jak mozna tak bezwzglednie odmówić zrozumienia i wybaczenia?!!! Szczawik wtedy, ponad dwadzieścia lat temu, byłem :)), a potem olśnienie - RACJA!!! Często sobie przypomina tą scenę, a nawet się na nią powołuję.

Vote up!
0
Vote down!
-1

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#6322

G. Herling- Grudziński reakcję na jego Epilog i brak zrozumienia tłumaczy relatywizmem. Owszem, donoszenie na innych jest złe, ale przecież Żyd doniósł na Niemca.:(
Gdyby było odwrotnie, być może nie bylibyśmy tak skorzy do rozumienia problemu. Tymczasem Grudziński mówi jasno. W ocenie tego czynu stosuję moralność świata wolnego, normalnego, gdzie donoszenie jest łajdactwem. Być może tam w obozie powiedziałby mu, że go rozumie, ale wtedy to nie był świat normalny, bo wszystkie normy moralne zostały złamane.

Sztuką jest oddzielić sąd nad człowiekiem od oceny czynu i domagania się konsekwencji tego czynu. W życiu politycznym jest to szczególnie ważne.

Wywołałam chyba wilka z lasu. Czeka nas kolejna awantura o przeszłość abp. Muszyńskiego.:(

Pozdrawiam :)

Vote up!
0
Vote down!
-1

Katarzyna

#6332

W mojej pamięci nie zachował się aspekt pochodzenia bohaterów wydarzeń. Pamietam jednak, że kapuś wystartował, jakby się bał, że ktoś go ubiegnie. O to właśnie chodziło komuchom - złamać solidarność ofiar.

Vote up!
0
Vote down!
-1

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#6336

Wiesz, rozmawialam z wieloma mlodymi ludzmi podczas pobytow w Polsce i wlasciwie to wszyscy mi z a z d r o s c i l i "ciekawych czasow" w jakich uplynela mi mlodosc. Szlag mnie na to trafial, bo z takiego podejscia do sprawy to wychodzilo czarno na bialym, ze nie wiedza o czym mowia. Przekonywalam ich, ze oni tez zycja w czasach ciekawych, bo kazde sa ciekawe. Teraz gdybym jeszcze kiedy miala okazje do takich rozmow dokladnie tutaj wskazalabym im jakie to c i e k a w e isc pod prad, zwlaszcza pelen g...na.

Kaska

Vote up!
1
Vote down!
0
#6335

Niestety, z przykrością przyznaję Ci rację. Dziś pod prąd to nierzadko omijanie g...
Pozdrawiam pięknie:)

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#6338

Ten aspekt oceny czynu ze względu na pochodzenie znajduje się we wspomnianym przeze mnie wywiadzie - "Mój Bildungsroman (Rozmowa o innym świecie). Poprzedza go wydanie "Innego świata", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007 r.

Grudzińskiemu już nawet chyba nie chodziło tylko o pochodzenie "bohatera" donosu i jego ofiar, ale o sam fakt, że na pewno nasze sympatie są po stronie pokrzywdzonych, a nie w ogóle człowieka jako takiego. I ze względu na to też relatywizujemy ocenę czynu. Wiązało się to wówczas ze stosunkiem do Niemców po II wojnie światowej.

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#6337

Przejechał się też po oficerku, który ledwie obrał się w Palestynie ze wszy i odpasł, już nabrał przedwojennych manier i upodobania do drylu wojskowego.
W ogóle H-G nieźle ustawił mi w głowie w pierwszym roku stanu wojennego, to co rozsypane było z powodu "humanistycznej" literatury stanowiącej podstawę diety intelektualnej, na jakiej trzymała moje (i poprzednie) pokolenie komuna. Nie chodzi mi o dzieła propagandowe,czyli to, co nam próbowano wcisnąć na siłę, ale o to, czego n i e b y ł o. Moim zdaniem to włąśnie leży u podstaw dzisiejszych liberalnych (w znaczeniu - lewicujących)ciągotek inteligencji i wykształciuchów.
Oczywiście warto poczytać też Wata, a nawet Olę Watową, ale oni nie uwolnili sie od nawyków myślowych (choć Aleksander przeżył błyskawiczne "oświecenie religijne", poszedł do Ojca Pio, żeby go wyleczył cudownie z bólów, ale nadal bełkotał o jakiejś własnej, czyli rewizjonistycznej :) odmianie wiary).
Trudno też pominąć Sołżenicyna, choc patrzy on na gułagi oczyma rosyjskiego oficera (fakt, że kaja sie i kpi z tej swojej oficerskości, która została złamana).
Herling-Grudziński jest natomiast prosty i nieugięty. Bardzo go za to cenię.

Vote up!
0
Vote down!
-1

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#6342