Pożegnanie Lata - Tarczyńskie Owocobranie

Obrazek użytkownika Krzysztof J. Wojtas
Blog




     W roku ubiegłym, nawiązując do notki Michała St. De Zieleśkiewicza o francuskim „święcie młodego wina” – beaujolais nouveau, zamieściłem notkę „Święto”, gdzie sugerowałem wprowadzenie podobnych zdarzeń w poczet polskich zwyczajów.

 

      Toteż kiedy dotarła do mnie informacja o organizowanym w podwarszawskim Tarczynie „Pożegnaniu Lata – Tarczyńskim Owocobraniu” – uznałem, że na imprezę należy się wybrać. Co poza ideą mnie zainteresowało?  Przede wszystkim planowana degustacja owoców.

      Bo to interesujące skosztować różnych odmian jabłek z możliwością porównania smaków.

      A przy okazji planowałem nabyć, drogą kupna, na podstawie degustacji, pewną ilość owoców na potrzeby rodziny z przyległościami.

 

       Przed zamiarem nie powstrzymała mnie nawet pogoda. Na szczęście, kiedy już dojeżdżaliśmy, deszcz przestał padać. Można było przynajmniej się rozejrzeć.

 

       Cóż powiedzieć?  Chyba tyle, że wszystkie początki są trudne. Na rynku zgromadziło się kilkaset osób, a centralnym punktem były występy Majki Jeżowskiej i zespołu Łowiczanie.

Było trochę straganów a to z wyrobami garncarskimi, a to z wikliną, a to z informacjami wypalanymi na brzozowych deseczkach, a to....

 

http://img25.imageshack.us/img25/6725/dscn1746o.jpg

Brzozowe deseczki

 

      W pobliżu sceny rozłożone były kosze z różnymi, dorodnymi owocami – do degustacji; brakowało jednak nazw odmian.

      Dla sadowników ten okres jest widocznie czasem intensywnych prac – może dlatego nie było producentów, u których można byłoby kupić owoce. Szkoda.

 

http://img131.imageshack.us/img131/4155/dscn1745.jpg

Rynek tarczyński

 

Podsumowując.

    To dopiero początki. Trudno się dziwić, że to POŻEGNANIE LATA miało tak skromną formę. Widać jednak było trud i zaangażowanie organizatorów, choćby w pięknych kompozycjach kwiatowych. Ważne, że impreza się odbyła, dając przykład starań o prezentację walorów „małej  ojczyzny”.

 

     Warto wysnuć pewne refleksje dotyczące miejscowości, a wynikające ze spojrzenia osoby nie będącej mieszkańcem.

 

      Pierwszy kontakt z Tarczynem miałem jeszcze w latach 50-tych ub. wieku. Wtedy to miasteczko tętniło życiem – acz było to życie siermiężne. Pamiętam jednak, że zabudowa rynku była pełna, a budynki w przyzwoitym stanie. Sam rynek był jeszcze wykorzystywany zgodnie z przeznaczeniem, chociaż już wtedy Trasa Krakowska, która przebiegała wówczas przez miejscowość,  mocno ingerowała w  codzienną senność.

 

        (Porównuję to z obrazkiem jaki zapamiętałem z Danii; na początku lat dziewięćdziesiątych wybraliśmy się z rodziną samochodem do Norwegii, a trasę przejazdu wybraliśmy maksymalnie lądową – czyli przez Niemcy, Danię, Szwecję. Z tym, że starałem się jechać bocznymi drogami, przez małe miejscowości, aby zobaczyć jakie są rzeczywiste warunki tamtejszego życia. I

I trafiliśmy na takie miasteczko z rynkiem wybrukowanym „kocimi łbami”, z niską, parterową zabudową. Można wręcz stwierdzić, że skromniejsze niż wspomniany tu Tarczyn. Były też drewniane domy pokryte strzechą. Fakt, że wszystko bardzo schludnie utrzymane, a to, co się rzucało w oczy – to duża ilość stojaków na rowery.)

 

„Wracając” do Tarczyna. Tylko sporadycznie przejeżdżałem przez miasteczko w późniejszym czasie, ale dawało się dostrzec zanik funkcji lokalnego centrum. Domy popadały w ruinę, a użytkowane - nie były odnawiane.

 

http://img25.imageshack.us/img25/2626/dscn1747fv.jpg

Pozostałość – tuż koło siedziby władz.

 

     Można twierdzić, że bliskość Warszawy stała się w tym wypadku przyczyną upadku.

Jednak ostatnio daje się zauważyć i trend odwrotny. Coraz więcej ludzi przenosi się z Warszawy w okolice,  chociaż Tarczyn leży w odległości 30 km . Budowane są nowe domy, zwykle na obrzeżach, przez co miejscowość znacznie się rozrasta. Są też symptomy większej dbałości o centrum. Rynek zrewitalizowano, nadając mu pierwotną postać – jest kostka zamiast „kocich łbów”. Z utęsknieniem czekam na powrót na swoje miejsce jednego z podstawowych urządzeń rynku, a stanowiącego o prawach miasta – pręgierza.

    Sądzę, że byłoby to symbolem powrotu prawa i sprawiedliwości „pod strzechy”.

 

     Cóż jeszcze można dodać? Chyba to, że takie małe miejscowości są doskonałym miejscem na zadomowienie rodziny. Tu dzieci mogą z należytą kontrolą chodzić do szkoły. Wbrew opiniom – łatwiej tam o dostęp do „miejskich” udogodnień, takich jak basen, czy pozalekcyjne zajęcia rozszerzające zakres nauki. Spokój wręcz kreuje, dla ludzi mających takie zainteresowania, potrzebę aktywności. Stąd łatwiej wybrać się na spacer do lasu, a nawet pojechać do „miasta” na wystawę, czy do teatru.

Suburbia to także miejsce dla osób starszych, które wycofują się już z życiowej aktywności – w małej przestrzeni łatwiej zrobić zakupy, czy zasięgnąć porady lekarskiej. Wszystko jest pod ręką. A dla ciekawości – ceny w sklepach są na poziomie „najlepszych” promocji supermarketów.

 

Czego brakuje?

Dogodnej komunikacji zbiorowej. Najlepsze, i najtańsze byłyby koleje podmiejskie. (Kiedyś zamieściłem studium – „ Komunikacja południowej części aglomeracji warszawskiej”)

http://brakszysz.salon24.pl/83392,komunikacja-poludniowej-czesci-aglomeracji-warszawskiej

 

     Dziwi bowiem postępowanie władz, gdzie buduje się nieskończenie drogie trasy dojazdowe zapominając, że znaczna część ruchu jest generowana przez mieszkańców okolic podmiejskich. Tu zaś nie wszyscy mieszkańcy dysponują samochodami, (młodzież, część osób starszych), a nawet ci zrezygnowaliby mając możliwość dojazdu szybszym i wygodniejszym środkiem lokomocji.

 

      Na tle politycznych przepychanek i pazernego egoizmu „elyt” spokojna dbałość – czyniona małymi krokami – o mieszkańców jest  nadzieją na pokłady normalności tkwiące jeszcze w naszym społeczeństwie.

 

I to tyle uwag z odniesieniem do lokalnego święta.

Brak głosów

Komentarze

Zapomniane obszary działania !!!!?
Dla większości Polaków nie jest istotna dyskusja nad :Fiedmanem Milton , Dawid -w pamięci STEFAN zostaje .:)
Działania lokalnych środowisk skierowanych na budowanie poczucia dumy z własnych osiągnięc- sterowane są przez biurokracje

Vote up!
0
Vote down!
0
#34441

Krzysztof J. Wojtas
na to właśnie chcę też zwrócić uwagę.
A jeśli impuls jest wynikiem działań lokalnej admionistracji - to dobrze, to też taka rola tej biurokracji. Ważne, że o tym myślą, bo ta centralna - jest do pełnego wykasowania.

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#34445

nie w pełni się zgadzam - biurokracja z natury rzeczy to wielki hamulcowy wszelkich reform.
- nadal czujemy się jak niewolnicy ,lokalne struktury nie są w stanie współpracować poziomo na szczeblu gminy ,powiatu itd . Sytuacje opanowało PSL .
Centrala - zgodnie z zaleceniami buduje "Królestwo Karola Wielkiego" - lokalne odrębności owszem są popierane .
Zapomina się tylko o ich żródłach starając się spacyfikować przy okazji narodowy charakter.
Czego wyrazem jest polityka wspierania wszelkiego rodzaju "Bractw rycerskich" - Husarze i inni odcinani są od środków ,którymi bractwa dosłownie szafują .

Vote up!
0
Vote down!
0
#34447

Krzysztof J. Wojtas
I tak, i nie.
Tak bo ogólnie to zawsze biurokracja jest "hamulcowym".
Nie, bo w takim przypadku trudno o sensowną inicjatywę od strony prywatnej, czy nawet stowarzyszenia.
nawet na szczeblu gminy są to i duże kwoty i duży wysiłek organizacyjny.
jeśli impreza "chwyci" staje się motorem lokalnego rozwoju przynosząc korzyść mieszkańcom.
Ale łatwo "udupić" przez np. wysokie stawki za stoiska na święcie - mały obrót i lokalni wystawcy rezygnują - nie opłaca się podejmować trudu .
Taka impreza musi być dofinansowywana z budżetu, a najwyżej wychodzić na "0".
Z kolei nie można liczyć na wieczne finansowanie - to w końcu są pieniądze podatników. No chyba, że następuje zerwanie z "podłożem" i stanowi "sztukę dla sztuki".
Uważam, że musi to być zainicjowane i żyć własnym życiem, gdzie reklama i możliwość zaprezentowania swej działalności winny odgrywać podstawową rolę - o finansach nie zapominając.

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#34458

Na Placu Solnym we Wroclawiu czestym zjawiskiem sa rozne kiermasze: ze zdrowa zywnoscia, wyrobami ludowymi.

Pozdr....Akiko

...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński

Vote up!
0
Vote down!
0

...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński

#34451

Krzysztof J. Wojtas
Nie chodzi o jeszcze jedną imprezę w mieście, ale żeby "miasto" przyjechało na wieś.

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#34459

Wiem...wiem....
Pozdr.

...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński

Vote up!
0
Vote down!
0

...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński

#34460

Rozumie - wieś to nie skansen .
Obserwuje podobne klimaty w gminie Pietrowice Wielkie.
Pieniądze dobrze wydane - jest zaszczytem dla miejscowych firm wystawić się na targach - festynie . Zdrowe śląskie zasady - Impreza kończy się " Chopy ,koniec imprezy ", nie ma pijaństwa. To czas na spotkania dyskusje .
To wydarzenie -buduje.
Patrząc całościowo - statystycznie ,obowiązuj zasada rozdyspnowania środków .

Vote up!
0
Vote down!
0
#34465